Za darmo

Jak skończyć z piekłem kobiet?

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Przyrost… ale nędzy i zbrodni

Tutaj dam tylko jedną cyfrę statystyczną, ale wymowną. W całej Szwecji jest rocznie 600 spraw karnych; w samej Warszawie jest ich rocznie – 10.000. W Skandynawii regulacja urodzeń weszła w krew; u nas w klasach niższych nie istnieje prawie zupełnie. Uczeni nasi widzą w tym dzikim przyroście ludności przyczynę owej przerażającej statystyki zbrodni. Te dzieci nieślubne, dzieci niepożądane, niekochane, głodne, wałęsające się, chowające się w rynsztoku bez opieki – bo matka już wydaje na świat nowe – to jest materiał na przestępców i zbrodniarzy. To są żywioły ziejące nienawiścią do społeczeństwa, które im było macochą, podatne dla każdego podszeptu zbrodni. Toteż ten przyrost ludności, którym się tak chlubimy, w znacznej części zapełnia nasze więzienia.

Dodajmy do tego losy wielu matek, które zostały matkami bez swej woli: dzieciobójstwa, spędzenie płodu; ojców, których beznadziejność własnego domu wtrąca w pijaństwo; dodajmy kwitnący przemysł poroniarek, fabrykantek aniołków, a będziemy mieli obraz tego, co nam przynosi „błogosławieństwo” nieograniczonej płodności.

Świadome macierzyństwo a poronienia

Dotknęliśmy tu ważnego punktu: sprawy poronień. W nieuczciwych atakach, jakie od samego początku skierowano na nową poradnię i na ideę świadomego macierzyństwa, uderza jedno: atakujący celowo mieszają zapobieganie ciąży a przerywanie ciąży, spędzanie płodu. Operują bałamutnie argumentami statystycznymi, zdrowotnymi, moralnymi, przechodząc nieznacznie z jednej rzeczy na drugą, wprowadzając tym w błąd nie dość zorientowaną publiczność. Tymczasem, te dwie rzeczy nie tylko nie mają z sobą nic wspólnego, ale jedna jest wymierzona przeciw drugiej. Zapobieganie ciąży jest najdzielniejszym sposobem zwalczania klęski poronień, wobec której kodeks uznał swoją bezsilność. Biedna służąca, która znajdzie się na bruku; niezamężna nauczycielka, którą ciąża pozbawiłaby posady; bezrobotna lub obarczona już kilkorgiem dzieci matka – to niechybny żer dla poroniarek, z ryzykiem życia i zdrowia. W Niemczech obliczają ilość spędzeń płodu na milion rocznie; czterdzieści tysięcy zdrowych kobiet ginie co rok na zakażenie krwi z tego powodu. U nas – gdyby istniała statystyka w tej mierze – z pewnością przedstawiałaby się nie lepiej. Jedynie wczesne uświadomienie, jak zapobiec ciąży, może tu być skuteczną pomocą. W miarę jak się rozwiną poradnie świadomego macierzyństwa, spędzanie płodu zniknie.

Błogosławieństwo…

Dziwne może się wydać, że motywy tak jasne i logiczne – i które każdy uznaje, gdy chodzi o niego lub o jego bliskich – napotykają na tępy sprzeciw, gdy chodzi o uogólnienie ich, o wyciągnięcie z nich konsekwencji społecznych. Jedną z głównych zapór jest tu po prostu – zabobon. Zabobon płodności. I trudno się dziwić, że działa, skoro zabobon ten jest jednym z najstarszych, najbardziej zakorzenionych. Uświęcony w samym słownictwie wyrażeniami: błogosławieństwo boże, stan błogosławiony, sięga on najodleglejszych epok. Ale dość łatwo jest zanalizować podstawy tego zabobonu i wykazać jego nierealność wobec dzisiejszej rzeczywistości.

Niegdyś, ta nieograniczona płodność była istotnie potrzebą. Wojny, choroby, zarazy, wszelkiego rodzaju katastrofy kosiły ludność; trzeba było wciąż masy dzieci, aby zapełniać te luki. I same dzieci marły jak muchy, trzeba było płodzić je na wyrost.

Obecnie stosunki te znacznie się zmieniły. Przeciętna wieku ludzkiego podniosła się znacznie. Dzieci, jeżeli mrą jeszcze masowo, to właśnie tam, gdzie ich nadmiar pozbawi je warunków do życia.

Dawniej było więcej miejsca, mniej ludzi, stosunki prostsze, sprawa mieszkania i wychowania nie istniała prawie, praca rąk była wszystkim, ilość tych rąk majątkiem. Liczna rodzina była siłą; liczni synowie byli dla ojca rękojmią poważanej i spokojnej starości.

Inne wreszcie było stanowisko kobiety. Była ona tylko rodzicielką, gospodynią, niewolnicą.

Wszystkie te warunki zmieniły się z gruntu. O ile na wsi stosunki poniekąd zbliżone są do dawnego patriarchalizmu (chociaż i o tym dużo by można powiedzieć), o tyle w mieście już są zupełnie odmienne.

Dzieci trzeba odziać, oprać, wychować; mieszkanie ciasne nie rozszerza się z przybytkiem nowego dziecka; żywność trzeba kupić, buty także. Rodzina, która może żyć po ludzku przy trojgu dzieci, zmieni się w piekło przy sześciorgu. Matka pracuje często poza domem, w fabryce.

Inne wreszcie jest dziś pojęcie kobiety. Nadmiar dzieci w złych warunkach życia jest jej ruiną, jej przedwczesną starością, grobem…

Błogosławieństwo staje się najczęściej przekleństwem

Powiedzonka i przysłowia

Mimo to zabobon trwa. Odnaleźć go można na dnie wielu rozumowań. Powtarza się bezmyślnie, że „trzeba nam ludzi”, gdy od dawna emigracja zaledwie zdoła nam odciągać nadmiar tych, dla których nie ma miejsca. Mówi się, że „trzeba nam rąk do pracy”, w chwili gdy bezrobocie rośnie i staje się nie tylko u nas, ale w całym świecie największą klęską. Stosuje się pojęcia z epoki sochy10 i krzemienia do dzisiejszego świata maszyn, gdy każdy nowy wynalazek wypiera z warsztatów pewną ilość ludzi i pozbawia ich zajęcia.

Powtarza się stare przysłowie, że „kiedy Bóg da dzieci, da i na dzieci”… To przysłowie, zrodzone w szlacheckich dworach, gdzie każdy miał jakąś sperandę11 po ciotce, aplikuje się bezdomnej matce, która rozbija dziecku głowę o kamień, a sama idzie do Wisły.

Dość jest zrozumiałe wreszcie, że dawniej ludzie, nie umiejąc i nie mając sposobu ustrzec się ciąży, starali się w niej jakimiś sposobami pocieszyć; ale dziś tamować frazesami rozpowszechnienie tej zdobyczy nauki – jednej z najdonioślejszych – jest szaleństwem i zbrodnią.

Idee a interesy

Nie będzie chyba niczym szczególnym, gdy powiem, że w ustosunkowaniu się do wszelkiej nowej rzeczy odgrywają rolę i interesy. Interesy ludzi i stanów. Często, nawet bez świadomości człowieka, interes przebiera się w szaty ideowe i nastraja kogoś sympatycznie lub niesympatycznie do jakiejś sprawy. Nie chcę posądzać o te zbyt ziemskie względy naszego kleru, mimo iż nie da się zaprzeczyć, że ograniczenie urodzeń nieuchronnie stanowiłoby znaczny uszczerbek w jego dochodach. Chrzest i pogrzeb, metryka urodzin i metryka zejścia tych setek tysięcy dzieci, które się rodzą po to tylko, aby rychło rozstać się ze światem, to w sumie olbrzymia pozycja tego, co pozwoliłem sobie nazwać podatkiem obrotowym. Ale ten wzgląd nie powinien chyba odgrywać roli… Zacięte więc uprzedzenie do regulacji urodzeń można chyba przypisać nienawiści do wszystkiego, co wiąże się ze sprawami płci, do wszystkiego, co może wyzwolić człowieka i rozjaśnić mroki, w których żyją masy. Faktem jest, że o wiele pobłażliwiej odnosi się kler do poronień, niż do świadomego macierzyństwa.

Stanowisko to podlega zresztą lokalnym wahaniom. Stwierdzono np., że w Bawarii księża popierają regulację urodzeń, ponieważ się przekonali, że wieśniak dostatni, o nielicznej rodzinie, jest konserwatystą, zaś chłop sproletaryzowany przez zbyt liczną rodzinę staje się elementem wywrotowym.

10socha – daw. narzędzie do orania ziemi, o bardzo prostej konstrukcji; tu symbol zacofania i życia bez cywilizacyjnych usprawnień. [przypis edytorski]
11speranda (daw., z łac. speranda: coś, na co ma się nadzieję, czego się spodziewa) – przyszły spadek. [przypis edytorski]