Za darmo

Pociąg nadzwyczajny

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Zawijano się troskliwie w okrycia i wszystko potoczyło się ku wyjściu.

Tłoczono się teraz, ale inaczej… ordynarnie… szukano sobie miejsca kułakiem, gdy inaczej być nie mogło. Tu i ówdzie ktoś zaklął. Spluwano gęsto, ucierano nosy. Przez chwilę tętniły miarowe kroki, jakby odchodzącego oddziału. Milkło wszystko tak szybko, jak szybko znikają obrazy snu czarownego, przepadało jak one, niknące przecież, zanim się jeszcze rozewrą oczy zbudzonego.

„Osobówka” była długa, ale niemal pusta i ciemna.

Z jednego tylko wozu dochodziło jękliwe zawodzenie jakiegoś znudzonego alkoholika.

– Ooooooj! Mówiła wrona wrooonie… Nie chodź pooo zagooonie…

Z innego wozu dama w chusteczce na głowie wyglądała ciekawie.

Ktoś jej rzucił słowo.

Roześmiała się i odrzuciła dowcip oklepany.

Tłum topniał, wsiąkał doszczętnie w noc, jak woda w czarny miał węglowy zaścielający ziemię na stacji.

Konduktor „osobówki” z latarką uczepioną u guzika wychylił się daleko poza pomost wagonu i patrzył, czy w dali dostrzeże trójkąt zwrotnicy, wskazujący, że nastawiona dobrze.

Drugi chodził machając lampą. Od zwrotnicy kroczył zawiadowca. Gdy się zbliżył, podniósł do ust gwizdawkę i dał sygnał. Jęknęła trąbka. „Osobówka” powoli poczęła się posuwać.

Znudzony pasażer zanucił znowu:

– Ooooj mówiła wrona wrooonie…

Dama rzuciła w ciemń całusa.

Gdy pociąg przeszedł, ukazał się widok niespodziewany.

Przygasły już nieco… nieco rozespany stał jednak ciągle jeszcze pociąg nadzwyczajny, stał sobie spokojnie na torze i czekał.

W snopach przenikającego co jeszcze światła, widniały zarysy wieńców, połyskiwały cylindry, migotały kapelusze pań, ale czasem mignął odejścia „osobówki”.

Zawiadowca stał w miejscu, gdzie dawał sygnał też biały rękaw koszuli, szal się zatrzepotał w powietrzu… układano się do snu widocznie.

Powoli z ciemni wybłysnęła iskierka latarki niesionej i poczęła się zbliżać.

Był to ślusarz, wracający po służbie. Szedł, a ramię opadało mu ku ziemi pod ciężarem wielkiej torby, z której sterczała długa rękojeść młotka.

Właśnie przechodził popod9 oknem jednego z wozów pociągu nadzwyczajnego, gdy okno się opuściło w dół i siwy jegomość, wychyliwszy się, zawołał:

– Panie… człowieku…

– A wedle tam czego? – odmruknął niechętnie ślusarz.

– Prędkoż my pojedziemy dalej?

– Ha… Bóg to raczy wiedzieć proszę jaśnie pana dobrodzieja…

– Cooo?

– Osie mają heisslauf10… proszę jaśnie pana dobrodzieja…

– Co to znaczy? A może my musimy przesiadać…

– Ta niby to i tak by znaczyło… ale nie da rady… bo nie ma wozów na takiej małej stacji, proszę jaśnie wielmożnego…

Zawiadowca LOS uśmiechał się teraz. Nie czuł już nudności… ani nawet strzykania w głowie. Ba, samo nawet owo drżenie bolesne gdzieś się podziało. Nie ma jak emocja… nie ma jak ona… myślał.

– Na Boga… cóż to wszystko znaczy! – wykrzyknęła spoza jegomości jakaś dama otulona w szal.

– To znaczy, proszę jaśnie pani dobrodziejki, że osie mają heisslauf.

9popod (daw.) – pod. [przypis edytorski]
10heisslauf (z niem.) – przegrzanie (urządzenia w wyniku intensywnej pracy). [przypis edytorski]