Za darmo

Czad

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Oszołomiony odkryciem, nie spuszczał oka z magnetyzujących go oczu wiedźmy.

Ta tymczasem podstąpiła pod samo łóżko i jedną nogę stawiając na jego brzegu, drugą wielkim palcem oparła mu na wargach. Stało się to tak niespodzianie, że nie miał nawet czasu do uchylenia się spod tej ciężkiej, przemożnej stopy. Ogarnęło go uczucie dziwnego strachu. W piersi przytłoczonej ciężarem tłukło się niespokojne serce, usta, przyciśnięte palcem baby, nie mogły wydać okrzyku. Tak minęła w milczeniu długa chwila.

Z wolna megiera, nie zmieniając pozycji nóg, odsunęła kołdrę i zaczęła ściągać zeń bieliznę. Ożarski zrazu usiłował się bronić, lecz czując na sobie ucisk jej i pętający wolę żar jurnych oczu, poddał się z jakąś okropną rozkoszą.

Wiedźma, zauważywszy zaszłą w nim zmianę, usunęła stopę miażdżącą mu wargi i usiadłszy na łóżku, rozpoczęła z nim dzikie, wyuzdane pieszczoty. Po kilku chwilach opanowała go zupełnie: drżał z lubieży. Rozpętana ruja, zwierzęca, niesyta, pierwotna, rozkołysała ich ciała i splotła w tytanicznym uścisku. Lubieżna samica rzuciła się pod niego i kornie, jak młode dziewczę, błagalnym ruchem ud garnąć go jęła w siebie.

Ożarski zaspokoił ją. Wtedy zdało się, że oszalała. Otoczyła go nerwistymi rękoma wpół, oplątała lędźwie muskularnymi nogami i zaczęła ściskać w potwornym objęciu. Poczuł ból w krzyżach, w piersi.

– Puszczaj! Udusisz!

Okropny uścisk nie zelżał. Zdawało się, zgniecie mu żebra, zdruzgoce klatkę piersiową. Półprzytomny, lewą wolną ręką pochwycił ze stołu połyskujący nóż, podsunął jej pod pachę i zatopił… Piekielny dwukrzyk rozdarł ciszę nocy: dziki, zwierzęcy ryk mężczyzny – i ostry, przeszywający jęk kobiety. A potem milczenie, absolutne milczenie…

Odczuł ulgę, wężowe sploty nocnicy rozluźniły się, zwolniały; wzdłuż ciała jakby oślizgnęła się gładka, obła żmija i skwapliwie15 zsunęła się na ziemię. Nie widział nic, gdyż księżyc skrył się poza chmurą. Tylko głowa ciążyła okropnie, w skroniach pulsowały głośno tętna…

Nagle zerwał się z posłania i gorączkowo zaczął szukać zapałek. Znalazł, potarł, zapalił stoczek. Nikłe światło rozjaśniło izbę: nie było nikogo.

Pochylił się nad łóżkiem. Pościel zwalana była sadzą, pełna śladów ciała, które się po niej tarzało; na poduszce parę dużych plam krwi. Wtedy spostrzegł, że w lewej ręce ściska kurczowo nóż, zbroczony po rękojeść.

Ogarnął go nudny zawrót głowy. Słaniając się, podbiegł do okna i otworzył; dołem wpadł mroźny wiew zimowego poranka i uderzył go w twarz – górą wysnuwał się z izby wąskim sznurem zabójczy gaz…

Otrzeźwiał, przypomniał krzyk. Bezwiednie, półodziany, rzucił się z światłem do komory. Stanął w progu, zajrzał w głąb i żachnął się.

Na podłodze, na nędznym tapczanie leżały dwa nagie trupy: olbrzymiego starca i Makryny – zbroczone obficie posoką. Oboje mieli tę samą śmiertelną ranę, koło lewej pachy nad sercem…

15skwapliwie (daw.) – szybko i/lub chętnie. [przypis edytorski]