Za darmo

Czad

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

– Ni jedno, ni drugie – roześmiała się szerokim, prostym śmiechem.

– Więc tylko dziewką służebną?

Zachmurzyła się dumnie.

– Ot, co wymyślił. Ja tu sama gospodyni.

Ożarski zdumiał się.

– A zatem to twój mąż?

Makryną wstrząsnął powtórnie przeciągły, łaskoczący śmiech.

– Nie zgadłeś, niczyjam ja żona.

– Ale z nim sypiasz, co? Choć on niby stary, lecz jary. Trzem takim jak ja dałby rady. A z oczu skry wciąż sypie. Zuch stary.

Na pąsowych ustach Makryny wił się nieokreślony uśmiech. Trąciła go łokciem:

– Nadtoś ciekaw. Nie – legiwać z nim, nie leguję. Jakżeby też? Przecie ja jestem od niego… – Zacięła się, jakby nie umiejąc znaleźć odpowiedniego wyrażenia lub nie mogąc mu rzeczy należycie wyjaśnić.

Nagle – widocznie chcąc uniknąć dalszych dopytywań, wywinęła mu się ze zbyt już natarczywych rąk i przepadła w komorze.

– Dziwna dziewczyna.

Wypił piąty z rzędu kubek wódki i oparłszy nogi wygodnie o ławę, począł przechylać się wstecz grzbietem krzesła. Ogarnęło go lekkie rozmarzenie. Ciepło silnie rozgrzanej izby, zmęczenie po długiej wędrówce wśród zadymki i gorący napój – usposabiały sennie, rozleniwiająco. Byłby może zasnął, gdyby nie powtórne zjawienie się starego. Gospodarz przyniósł pod pachą dwie butelki wina i napełniwszy kieliszki dla gościa i siebie, przypił do Ożarskiego, mlaskając głośno językiem:

– Przedni maślacz10. Niech no jasny pan skosztuje. Starszy ode mnie.

Ożarski machinalnie wychylił. Uczuł niby zawrót głowy. Stary patrzył nań gorąco, spod oka:

– Ale bo jasny pan mało pojadł. A przyda się na noc…

Inżynier nie rozumiał.

– Na noc? Co to znaczy?

– Nic, no nic – zagadnął żwawo tamten. – Ale lędźwiaszki ma jasny pan niezgorsze.

I uszczypnął go w udo.

Ożarski odsunął się gwałtownie z krzesłem wstecz, odruchowo szukając w kieszeni nieodstępnego podczas dalszych wypraw rewolweru.

Starzec łypnął obleśnie oczyma i rzekł stłumionym głosem:

– Niech no się jasny pan z krzesła nie zrywa, bo i po co? Ot, zwyczajny żart i tyle. Ja tak ino11 z wielkiej przyjaźni. Dalipan, bardzom polubił. Mamy i tak czasu sporo.

I jakby dla uspokojenia go, cofnął się i oparł plecyma o ścianę.

Inżynier ochłonął. Z umysłu chcąc zwrócić rozmowę na inne, wprost przeciwne tory, zapytał zuchwale:

– Gdzie wasza dziewka? Czemu się ukrywa za drzwiami? Ot, zamiast tych głupich żartów, przyślijcie mi ją tutaj na noc. Zapłacę nieźle.

Gospodarz zdawał się nie rozumieć.

– Wybaczy jasny pan, ale ja nie mam żadnej dziewki, a tam za drzwiami nie ma teraz nikogo.

Ożarski, dobrze juz podpity, wpadł w wściekłość.

– Co ty, stary buhaju, będziesz mi tu plótł brednie w żywe oczy? Gdzie jest dziewka, którą miałem przed chwilą tu, na kolanach? Zawołaj Makrynę, a sam precz.

Olbrzym nie zmienił spokojnej pozycji pod ścianą, lecz filuternie uśmiechnięty przypatrywał się ciekawie rozgniewanemu mężczyźnie:

– A, Makryna, Makryna się dziś nazywamy.

I nie zważając już na rozdrażnianego gościa, ciężkim krokiem odszedł w sąsiednią izbę, gdzie znikła dziewka. Ożarski rzucił się za nim, chcąc się wedrzeć do wnętrza komory, lecz w tejże chwili ujrzał wychodzącą z niej Makrynę.

Była tylko w koszuli. Złocistoczerwone jej włosy rozsypały się migotliwą strugą po plecach, igrały rudomosiężną barwą pod światło.

W rękach trzymała trzy kosze napełnione świeżo zaczynionym chlebem. Postawiwszy je na ławie obok kuchni, chwyciła z kąta kociubę12 i zaczęła wygarniać z pieca żarzące się węgle. Pochylona naprzód ku czarnemu otworowi jej postać wygięła się silnym, jędrnym łukiem, uwydatniając zdrowe, dziewicze kształty.

Ożarski zapamiętał się. Chwycił wpół zgiętą i podniósłszy koszulę, począł okrywać jej zaróżowione od ciepła ciało palącymi pocałunkami.

Makryna, śmiejąc się, nie przeszkadzała. Wygarnąwszy tymczasem dotlałe głownie, resztę żaru zostawiła niedbale po krajach, po czym za pomocą ożoga włożonego w wymiotło usunęła i wnętrza zalegający popiół. Lecz namiętne uściski gościa przeszkadzały jej snadź13 zbytnio w robocie, gdyż w końcu, oswobadzając się z gorących objęć, zagroziła mu żartobliwie podniesioną w górę łopatą. Ożarski na chwilę ustąpił, czekając, aż skończy z chlebami. Jakoż wyrzuciła kolejno wszystkie bochenki z koszów i obsypawszy raz jeszcze mąką, wsadziła do pieca. Z kolei zdjęła zawieszoną obok na sznurze zatułę i zamknęła nią otwór czeluści.

10maślacz – gatunek wina węgierskiego. [przypis edytorski]
11ino (reg.) – tylko. [przypis edytorski]
12kociuba – pogrzebacz. [przypis edytorski]
13snadź (daw.) – widocznie. [przypis edytorski]