Za darmo

Gargantua i Pantagruel

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Księga czwarta
Bohaterskich czynów i rzeczeń szlachetnego Pantagruela ułożona przez Mistrza Franciszka Rabelego doktora medycyny

Dawna przedmowa do czwartej księgi

Opoje wielce znamienite i wy, szacowne pedogryki, słuchajcie! Owóż widziałem, przyjąłem, wysłuchałem i pojąłem ambasadora728, którego Dostojność Waszych Dostojności przesłała przed moje ojcowskie oblicze; i zdał mi się dobrym i wyszczekanym mówcą. Sens jego przemówienia streszczam sobie w trzech słowach, które są tak wielkiej wagi, iż niegdyś u Rzymian tymi trzema słowami pretor odpowiadał na wszystkie żądania przedłożone sądowi. Za pomocą tych trzech słów rozstrzygał wszystkie spory, wszystkie skargi, procesy i kłótnie; dzień, w którym pretor nie użył tych trzech słów uważany był za złowrogi i nieszczęśliwy, a zaś za radosny i szczęśliwy ten, w którym tych słów użył. Dajecie, mówicie, przysądzacie. O zacni ludzie! Czemuż nie mogę was widzieć! Niechaj wspaniała moc boska ma was zawżdy, a i mnie z wami, w wiekuistej opiece! Owóż, daj Boże zdrowie! Nigdy nie zabierajmy się do żadnego dzieła, zanim nie pochwalimy wprzódy jego świętego imienia.

Dajecie mi. Co? Piękny, obszerny brewiarz. Ślicznie, rybeńki! Dziękuję wam z serca, niech was to tymczasem zadowolni729. Jaki by to był brewiarz, o tym nie myślałem, widząc klamerki, rozetki, zameczki, oprawę i okładkę, na której nie omieszkałem przyjrzeć się szpakom i sroczkom wymalowanym nadobnie730 i w bardzo pięknym ordynku731. Przez które (jak gdyby hieroglyficznymi literami), daliście mi łatwo poznać, że macie w estymie732 mnie i księgi moje. Wiecie, co znaczy być „szpakami karmionym”? A rzeczenie chrupać sroczkę733, wiecież734 co oznacza? Owóż oznacza niejaką folgę, wesołość, a to przez metaforę wziętą z pewnego cudownego wydarzenia, które miało miejsce w Bretanii, na krótki czas przed bitwą stoczoną koło Św. Obina Kormeńskiego735. Nasi ojcowie przekazali nam ten cud; zatem godzi się, aby i nasi następcy coś o nim wiedzieli. Było to w ów sławny rok zbiorów, kiedy ćwierć dobrego i smacznego winka można było dostać za wyszczerbioną sprzączkę, i taniej. Z okolic wschodu nadleciała wielka ilość szpaków z jednej strony, a wielka ilość srok z drugiej strony; a wszystkie ciągnęły na zachód. I uszykowały się w takim porządku, że pod wieczór szpaki usunęły się na lewe skrzydło (zrozumcież tę wyrocznię), zaś sroki na prawe, dość blisko jedne od drugich. I którędykolwiek przelatywały, wszystkie sroki z całej okolicy przyłączały się do gromady srok, zasię736 szpaki do obozu szpaków. Tak tedy leciało ptactwo i płynęło dalej, aż przybyło nad Andziar, miasto we Francji, na granicy Bretanii, w liczbie tak mnogiej, iż ziemi, nad którą leciały, zasłaniały wręcz jasność słońca.

W Andziarze żył podówczas stary poczciwiec, pan Dziordź, zwany Frapinem: ten sam, który ułożył owe piękne i wesołe kolędy. Miał on szpaka, bardzo rozkosznego dla swego szczebiotu, którym wszystkich odwiedzających zapraszał do picia (nigdy bowiem nie śpiewał o czym innym jak o piciu); i nazywał go pan swoim podczaszym. Ów szpak, porwany szałem marcjalnym737, wyrwał się z klatki i przyłączył do ciągnących szpaków. Sąsiedni balwierz738, nazwiskiem Brzytewka, miał znowuż oswojoną sroczkę bardzo lubą. Ta znów pomnożyła swoją osobą zastęp srok i pociągnęła z nimi do bitwy. Oto rzeczy godne uwagi i niezwyczajne: widziane wszelako, widziane i stwierdzone. Zważcie dobrze wszystko. Cóż tedy się stało? Jak się to wszystko skończyło? Co stąd wynikło, jak mniemacie, dobrzy ludziska? Zdarzenie cudowne. Koło krzyża Malcharskiego739 nastąpiła bitwa tak krwawa, że straszne jest wprost pomyśleć o tym. Koniec był ten, iż sroki przegrały bitwę, i zostały okrutnie na miejscu wymordowane, w liczbie 2 589 362 109, nie licząc niewiast i małych dzieci, to znaczy samiczek i małych srocząt, rozumiecie? Szpaki odniosły zwycięstwo, wszelako nie bez straty wielu tęgich żołnierzy, z czego była szkoda wielka dla całego kraju.

Owo tedy w trzy dni potem powrócił szpaczek, cały pokiereszowany i markotny z tych wojen, z podbitym jednym okiem. Wszelako, w kilka godzin potem, gdy sobie podjadł należycie, odzyskał przytomność umysłu. Zaś gapie i szkolarze andziarscy ciągnęli tłumnie oglądnąć „podczaszego” z jednym okiem i tak oporządzonego. Szpak zachęcał ich do picia jak zwyczajnie, dodając na końcu każdego zaproszenia: „Schrup sroczkę”. Mniemać należy, że takie musiało być hasło owej szpaczej armii w dzień bitwy. Sroka Brzytewki nie wróciła wcale. Musiała być schrupana. Stąd powstało pospolite przysłowie: pić dużo i tęgim haustem nazywa się chrupać sroczkę. Takimi figurami kazał Frapin, ku wiecznej pamięci, ozdobić w swoim domu sień i izbę jadalną. Możecie oglądać je w Andziarze, na wzgórzu świętego Wawrzyńca.

Ta figura pomieszczona na waszym brewiarzu nasunęła mi myśl, że może to być coś więcej niż zwykły brewiarz. Bo też i z jakiej racji czynilibyście mi podarunek z brewiarza? Mam ich, Bogu i wam dzięki, dosyć; starych i nowych. Tedy, nie wiedząc co mam o tym mniemać, otworzyłem rzeczony brewiarz i ujrzałem, iż był to brewiarz wymyślony bardzo niepoślednio, opasany nadobnymi klamerkami i ozdobiony zmyślnymi nadpisami. Zatem żądacie, abym na jutrznię pił winko białe, na tercję, sekstę i nonę podobnież; na nieszpory i komplicje czerwone? To nazywacie chrupać sroczkę; doprawdy, nie byle jaka była ta sroczka, której wypadliście kiedyś spod ogona. Spełnię, czego żądacie.

 

Powiadacie. Co? Że nic was nie zmierziło w moich książkach dotychczas drukowanych. Jeżeli w tej materii przytoczę wam sentencję pewnego dawnego pantagruelisty, jeszcze mniej powinienem was urazić:

 
To nie jest wcale pospolitą chwałą,
Gdy książąt laudem740 zyskać się udało741.
 

Powiadacie dalej, że wino trzeciej księgi przypadło wam do smaku i że jest dobre. Prawda jest, że było go mało, a wam nie podoba się to, co powiadają zazwyczaj: mało a dobrego. Bardziej wam się udało to, co powiedział poczciwy Ewispanda Weron: dobrego a dużo. Tedy zachęcacie mnie do kontynuowania historii pantagruelicznej, powołując się na korzyści i owoce uszczknięte przy tej lekturze przez wszystkich ludzi dobrej woli; wymawiając się razem, iżeście nie zastosowali się do mojej prośby, a mianowicie abyście zachowali się z waszym śmiechem do siedemdziesiątej ósmej księgi. Przebaczam wam to ze szczerego serca. Nie jestem tak srogi, ani tak nieubłagany, jak by się wam zdawało. Wszelako, jeśli wam to radziłem, to radziłem dla waszego dobra. I powiadam wam jako odpowiedź, zgodnie z sentencją Hektora, przytoczoną przez Newiusa742, iż piękna to jest rzecz być chwalonym przez ludzi chwalebnych. Owóż, odwdzięczając się wzajemnością, powiadam i utrzymuję aż do kary ognia exclusive (zakonotujcie to sobie dobrze), że jesteście wszyscy zacni ludziska, spłodzeni, ilu was jest, przez zacnych ojców i godne macie. I przyrzekam wam, słowo piechura743, że jeśli kiedy spotkam was w Mezopotamii, obiecuję każdemu w podarunku pięknego krokodyla z Nilu i czarownicę z Eufratu.

Przysądzacie. Co? Komu? Wszystkie zużyte kwadry Księżyca świętoszkom, nabożnisiom zakapturzonym, pasibrzuchom, liczyróżańcom, mruczyłom, ogórkarzom, bireciarzom. Straszne imiona, już od samego słyszenia niedobrze mi się robi. Przy wymawianiu których, widziałem, jak włosy jeżyły się na głowie waszego szlachetnego wysłannika. Dla mnie brzmiało to jak mowa turecka, i nie wiem, jakiego gatunku bestie rozumiecie pod tymi przezwiskami. Poczyniwszy bardzo pilne poszukiwania w rozmaitych okolicach, nie znalazłem człowieka który by się przyznał do nich, i który by ścierpiał, aby go tak wołano i nazywano. Tak mniemam, iż to musiał być jakiś poczwarny rodzaj zwierząt barbarzyńskich za czasu króla Ćwioczka; teraz wyginęły one w przyrodzie, jako wszystkie rzeczy pod tym księżycem mają swój czas trwania i swój koniec; i nie wiemy, co,by one miały oznaczać. Wiadomo, że gdy przedmiot zaginie, łatwo zanika i nazwa.

Jeżeli przez te terminy rozumiecie potwarców moich pism, właściwiej moglibyście ich nazwać diabłami: bowiem, po grecku, potwarz nazywa się diabole. Widzicie, jak omierzłą jest przed Bogiem i aniołami ta przywara zwana potwarzą (to znaczy kiedy się zohydza dobry uczynek, kiedy się źle mówi o rzeczach dobrych), iż od niego, a nie zaś od którego innego (mimo że niektóre wydawałyby się jeszcze potworniejsze), diabły piekielne zostały nazwane i ochrzczone. Nie są to, ściśle mówiąc, diabły piekielne, jeno ich parobcy i pomocnicy. Nazywam ich diabły czarne, diabły białe, diabły zaskórne, diabły domowe. I to co uczyniły przeciwko moim książkom, uczyniłyby, jeśli by im pozwolono, przeciw wszystkim innym. Ale to nie jest z ich własnego wymysłu. Powiadam jak jest, aby się tak na przyszłość nie chlubili przydomkiem starego Katona Cenzora.

Czyście słyszeli kiedy, co to znaczy pluć komuś do miski? Niegdyś poprzednicy tych diabłów zaskórnych, budownicy rozkoszy, wrogowie poczciwości, jako ów Filoksenus, ów Gnato, i inni z podobnej mąki, kiedy, w karczmie lub innej szpelunce744 (w których to miejscach odprawiali zwykle swoje szkoły) ujrzeli, iż gościom podają jakieś smaczne potrawy i łakome kąski, szpetnie pluli do półmisków, aby goście, zmierżeni ich ohydną plwociną i paskudztwem, poniechali jedzenia przyniesionych potraw i aby się wszystko zostało tym paskudnym plujcom i obrzydliwcom. Prawie podobną, chociaż nie tak plugawą historię opowiadają nam o jednym lekarzu dolejwodzie, siostrzeńcu adwokata nieboszczyka Arnera, który powiadał, iż skrzydło tucznego kapłona jest niezdrowe i kuper niebezpieczny, szyja zasię dość zdrowa, byleby zdjąć z niej skórę: tak powiadał, iżby chorzy nie jedli owych kąsków i aby wszystko zostało dla jego paszczęki.

Tak postąpiły sobie te diabły zakapturzone. Widząc cały świat przejęty apetytem oglądania i czytania moich pism (poznali to po poprzednich księgach), napluli do miski, to znaczy, że swoimi plugastwami wszystkie je obździli, okrzyczeli i zohydzili, w tym zamiarze, aby ich nikt nie poznał, nikt nie czytał, z wyjątkiem ich Kłapouchostwa. Widziałem to na własne oczy (a nie uszy), że przechowywali je pilnie, zgoła w swoim sprzęcie nocnym, i posługiwali się nimi jak brewiarzem do codziennego użytku. Wydarli je chorym pedogrykom, nieszczęśliwcom, dla których je napisałem i ułożyłem, aby ich rozweselić w cierpieniu. Gdybym sam mógł wziąć w kurację wszystkich tych, których przyciśnie kalectwo i choroba, nie byłoby potrzeby takich książek ogłaszać i drukować.

Hipokrates napisał umyślną745 księgę, którą nazwał O stanie doskonałego lekarza (Galien opatrzył ją uczonymi komentarzami), w której zaleca, aby w lekarzu nic nie było takiego (zgoła aż do pielęgnowania paznokci), co by mogło urażać chorego. Wszystko, co jest w lekarzu, ruchy, oblicze, ubiór, słowa, spojrzenie, dotknięcie, powinno zjednywać i cieszyć chorego. Tak i ja staram się postępować i, wedle mego prostego objęcia746, dokładam trudu, by przypaść do smaku tym, których mam w leczeniu. Więcej powiem jeszcze: do siódmych potów dyskutujemy nad jednym ustępem szóstej księgi O epidemiach wspomnianego ojca Hipokrata, aby rozstrzygnąć, już nie mówię, czy oblicze lekarza stroskanego, tetryka, śledziennika, zrzędy, malkontenta, zasmuca chorego, a zaś twarz lekarza wesoła, pogodna, radosna, śmiejąca, jasna, raduje chorego (to bowiem są rzeczy pewne i dowiedzione); ale czy takie przygnębienie i rozweselenie wynika ze świadomości chorego spostrzegającego te cnoty, czy też przechodzi drogą przenikania z lekarza do chorego jakoby duchów pogodnych albo posępnych, radosnych albo smutnych, jak to przypuszczają platonicy i awernoiści. Skoro zatem nie jest możebne, aby mnie wezwano do wszystkich chorych, abym wszystkich chorych sam mógł wziąć w opiekę, cóż za zawiść przeklęta każe im wydzierać cierpiącym i chorym ich rozkosz i lubą rozrywkę (bez obrazy Boga i króla mego pana, i innych), jaką czerpią, w moim zastępstwie, z czytania tych ksiąg uciesznych?

Owo tedy747, skoro, za waszym darem i przysądzeniem, ci omowce748 i potwarce zagarnęli sobie a przywłaszczyli stare i przechodzone kwadry Księżyca, przebaczam im; toż to będzie radość i uciecha, kiedy ujrzymy tych wściekłych opętańców, jednych świerzbowatych, drugich francowatych, innych świerzbowatych i francowatych razem, jak gonią przez pola, łamią płoty, zgrzytają zębami, kąsają podłogę, łupią bruki, wieszają się, topią, ciskają z góry na łeb i z rozpuszczonymi cuglami pędzą do wszystkich diabłów, wedle energii, zdolności i cnót kwadrów, w jakie im przypadły: rogatych, zębatych, amficyrtycznych749, poczynających się albo będących na schyłku. I odtąd wobec ich bezczelnych napaści wspomogę się jeno750 tą samą propozycją, jaką Tymon mizantrop uczynił swym niewdzięcznym rodakom ateńskim.

Tymon, zrażony niewdzięcznością ludu ateńskiego względem siebie, wszedł jednego dnia na radę publiczną miasta, pragnąc, aby mu udzielono głosu w pewnej sprawie tyczącej powszechnego dobra. Na to żądanie zapanowała cisza; wszyscy oczekiwali rzeczy bardzo ważnych, zważywszy, iż pojawił się na radzie, on, który przez tyle lat stronił od wszelkiego społeczeństwa i żył w odludnym pustkowiu. Zaczem rzekł im: „Koło mojego domowego ogrodu, pod murem, rośnie piękna, duża, i rozłożysta figa, na której wy, panowie Ateńczycy, mężczyźni i niewiasty, młodzieńcy i dziewczęta, popadłszy w jakoweś nieszczęście i rozpacz, macie zwyczaj po kryjomu wieszać się i stryczkiem zbawiać żywota. Ostrzegam was, iż, z powodu przebudowy domu, zmuszony jestem w przeciągu ośmiu dni ściąć tę figę: dlatego, ktokolwiek z was i w ogóle z miasta miałby chęć powiesić się, niechaj się pospieszy co rychlej. Po upływie tego terminu, nie będą mieli tak sposobnego miejsca ani tak dogodnego drzewa”.

 

Za jego przykładem radzę i ja owym diabelskim potwarcom, aby się wszyscy powywieszali w ostatniej odmianie tego księżyca: sam gotów jestem dostarczyć im postronków. Do tego celu wyznaczam im miejsce między biegunem południowym a Łysą Górą. Po odmianie księżyca nie znajdą już takich udogodnień i będą zmuszeni sami, na własny koszt, kupić sobie stryczki i wyszukać drzewo dla powieszenia się, jako uczyniła panienka Leoncja751, oszczerczyni tyle uczonego i wymownego Teofrasta752.

Najdostojniejszemu i najłaskawszemu Książęciu, Jego Eminencji Kardynałowi Odet de Chatillon753

Wiadomo jest dostatecznie Waszej Wysokości, ile wielkich osobistości, teraz i wprzódziej754, codziennie, rzec mogę, zachęcało mnie, niewoliło i zagrzewało, abym prowadził dalej moją mitologię pantagrueliczną: a opierają się na tym, iż wielu ludziom cierpiącym, chorym albo nękanym od innych niedoli, udało się, przez czytanie tych ksiąg, rozproszyć swoje troski, przepędzić czas wesoło, i skrzepić się nową radością i pociechą. Zazwyczaj odpowiadam na to, iż układając te księgi dla igraszki, nie pożądam stąd żadnej sławy ani pochwał; jedyną chęcią mą i celem było, za pomocą tych pism, dostarczyć, wedle sił moich, nieco ulgi chorym i udręczonym, którzy nie mają mnie przy boku; chętnie też, kiedy zachodzi potrzeba, ofiarowuję je w darze tym, którzy szukają porady i usług mojej umiejętności.

Niekiedy wykładam im szeroko, jak Hipokrates w wielu miejscach, a zwłaszcza w szóstej księdze Epidemii, opisując zalety lekarza, swego ucznia, a także Soranus z Efezu755, Oribiasius756, Claudius Galen, Hali Abbas757 i inni podobnież, wyposażyli go w ruchy, wzięcie, spojrzenie, dotyk, zachowanie, grację, przystojność, schludność oblicza, ubioru, brody, włosów, rąk, ust, zgoła aż do pielęgnowania paznokci, tak znamienicie, jak gdyby miał odgrywać rolę kochanka albo zalotnika w jakiej wybornej komedii, albo też wstępować w szranki, aby się mierzyć z jakim potężnym przeciwnikiem. I w rzeczy758, bardzo trafnie porównuje Hipokrates sztukę lekarską do bitwy lub do uciesznego widowiska odgrywanego w trzy osoby, tj. chory, lekarz, choroba. Odczytując niekiedy te pisma, wspominałem sobie niektóre759 powiedzenie Julii do Oktawiana Augusta, jej ojca. Pewnego dnia ukazała mu się w szatach nader strojnych, swobodnych i lubieżnych i bardzo mu się nie spodobała, chociaż nie pisnął ani słowa. Nazajutrz odmieniła ubiór i odziała się skromnie, tak jak to było wówczas obyczajem cnotliwych pań rzymskich. Tak ubrana stanęła znów przed nim. On, który poprzedniego dnia żadnym słowem nie zdradził przykrości, jakiej doznał, widząc ją w szatach tak nieskromnych, nie mógł ukryć ukontentowania, iż widzi ją tak odmienioną i rzekł jej: „O jakżeż to odzienie bardziej jest przystojne i chwalebne dla córki Augusta!”. Na co znalazła rychłą wymówkę i z miejsca odparła: „Dzisiaj przybrałam się dla oczu ojca; wczoraj zasię ku rozkoszy małżonka”.

Podobnie mógłby i lekarz, tak cudnie strojny z wejrzenia i ubioru, zwłaszcza w bogatą i nadobną suknię o czterech rękawach (jak niegdyś była w modzie i nazywano ją filonium, wedle tego co podaje Petrus Aleksandrinus, in VI. Epid.), odpowiedzieć tym, którym,by się wydała ta maskarada szczególną: „Jeśli się tak przystroiłem, to nie po to, aby się nadymać i puszyć, jeno dla lubości chorego, którego nawiedzam, któremu chcę się we wszystkim podobać, a w niczym nie mierzić go ani nie drażnić”.

Więcej jeszcze. Jeżeli się pocimy, dysputujemy i łamiemy sobie głowę nad ustępem z pism ojca Hipokrata w powyższej księdze zawartym, to nie dla odgadnięcia, czy mina lekarza stroskana, tetryczna, śledziennicza, katońska, niechętna, niezadowolona, surowa, skrzywiona zasmuca chorego; zasię czy twarz lekarza radosna, ucieszna, pogodna, jasna, wesoła cieszy chorego (bowiem to są rzeczy dowiedzione i bardzo pewne); ale czy takie zasmucenia i rozweselenia pochodzą ze świadomości chorego, który spostrzega te własności w swoim lekarzu, i stąd stawia koniunktury o spodziewanym zakończeniu i obrocie choroby, albo też czy to odbywa się przez przenikanie duchów pogodnych lub posępnych, niebiańskich lub ziemnych, radosnych lub melankolicznych z lekarza do osoby chorego. To ostatnie jest mniemaniem Platosa i Awerroesa760.

Przed wszystkimi rzeczami autorowie ci udzielili lekarzowi szczególnych wskazówek co do słów, odezwań się, gawęd i przypowiastek, z jakimi należy mu się zwracać do chorych i pacjentów. Te winny wszystkie zmierzać do jednego przeznaczenia i mieć jeden cel: to jest rozweselać go bez obrazy boskiej i nie zasmucać go w żadnym sposobie. Jakoż Herofilus surowo gani lekarza Kallianaksa, który pacjentowi, pytającemu się i naglącemu nań słowami: „żali umrę?”, odpowiedział bezwstydnie:

 
Toć i Patroklus uległ tej potrzebie,
Który był pewnie więcej wart od ciebie.
 

Zasię761 innemu, który chciał poznać stan swej choroby i pytał go się słowami szlachetnego Patelina762:

 
A uryna moja,
Żali763 nie mówi wam, iż śmierć mi grozi?
 

odpowiedział niedorzecznie: „Zaiste nie, jeśli wydała cię na świat Latona, matka pięknych dziatek Febusa i Diany”. Podobnie Claudius Galen, lib. IV, Comment. in VI. Epidem., ostro potępia Kwintusa, swego nauczyciela w sztuce lekarskiej za to: gdy pewien chory w Rzymie, człowiek znaczny i szanowny rzekł mu: „Musieliście tęgo śniadać, mistrzu; oddech wasz silnie czuć jest winem”, ów bezczelnie odpowiedział: „A twój zasię czuć febrą; jakiż dech i zapach jest bardziej luby: febry czy wina?”.

Ale oszczercze kąsania różnych kanibalów, mizantropów, odludków, zwróciły się przeciwko mnie w sposób tak dotkliwy i szalony, iż zwyciężyły wreszcie mą cierpliwość i postanowiłem już nie napisać ani litery. Bowiem, wśród różnych oszczerstw, jakimi się posługiwali, jedno z najniewinniejszych było to, iż owe księgi moje naszpikowane są rozmaitymi herezjami: wszelako nie mogli wskazać nigdy ani jednego miejsca. Ucieszne figielki, bez obrazy Boga i mego króla, owszem: otoć jedyny przedmiot i temat tych książek; ale herezji ani śladu; chyba że, przewrotnie i wbrew wszelkim prawidłom rozumu i powszechnego języka, zechcą wyszukać w nich to, czego pod grozą tysiąckrotnej śmierci (gdyby taka była możliwa) nie chciałbym pomyśleć: ot, tak, jak gdyby kto zamiast „chleb” czytał „kamień”; zamiast „ryba” – „wąż”; zamiast „jajko” – „skorpion”. Na co użalając się niejednokrotnie przed Waszą Dostojnością, mówiłem otwarcie, iż gdybym nie uważał się za lepszego chrześcijanina niż oni się nimi okazują, i gdybym w moim życiu, pismach, słowach, nawet zgoła myślach, spostrzegł bodaj najmniejszą iskierkę herezji, nie potrzebowaliby brnąć tak bezecnie w sieci ducha potwarzy, którym jest diabolos, za ich pomocą i pośrednictwem podsuwający mi taką zbrodnię. Bowiem sam, własną ręką, za przykładem feniksa, nazbierałbym suchego drzewa i podpalił ogień, aby w nim żywcem spłonąć.

Wówczas rzekła mi Wasza Dostojność, iż nieboszczyk król Franciszek, wiekuistej pamięci, powiadomiony był o takowych oszczerstwach. Owo i za pośrednictwem i głosem najuczciwszego i najwierniejszego anagnosty764 tego królestwa, pilnie wysłuchawszy i przyswoiwszy sobie zawartość tych moich książek (podkreślam to, ponieważ złośliwie podsuwano mi autorstwo innych, fałszywych i bezecnych), nie znalazł żadnego ustępu podejrzanym i nabrał wstrętu do onego wykrętnego podżegacza, który dopatrywał się śmiertelnej herezji w jednej literze umieszczonej zamiast drugiej, z winy i niedbalstwa drukarzy765.

Toż samo mniemał syn jego, nasz miłościwy, zacny i umiłowany od niebios król Henryk, którego oby Bóg chciał nam najdłużej zachować; tak iż łaskawie zechciał mi udzielić szczególnego przywileju opieki przeciwko potwarcom. Tę ewangelię766 raczyła mi Wasza Dostojność potwierdzić w Paryżu, i jeszcze później, kiedy to Wasza Dostojność odwiedzała w swoim czasie Jego Eminencję kardynała du Bellay, gdy ów, dla odzyskania zdrowia po długiej i dokuczliwej chorobie, schronił się był do Sainct Maur, miejsca albo (lepiej i trafniej mówiąc) istnego raju zdrowotności, lubości, pogody, wygody, rozkoszy i wszelakich godziwych uciech wieśniaczych i sielskich.

Oto, Wasza Dostojności, przyczyna, dlaczego, próżen wszelkiego lęku, chwytam za pióro, żywiąc nadzieję, iż w swej dobrotliwej łasce będzie mi Wasza Dostojność przeciwko moim oszczercom jakoby drugim Herkulesem Gallickim, co do wiedzy, roztropności i wymowy; jakoby Aleksikakosem767 w cnotach, powadze i mocy; o którym słusznie mogę powiedzieć to, co o Mojżeszu, wielkim proroku i hetmanie Izraela powiedział mądry król Salomon, Ecclesiastici, 45: człowiek lękający się i miłujący Boga, miły dla wszystkich ludzi, od Boga i ludzi ukochany, którego pamięć jest błogosławiona. Bóg, chwaląc go, przyrównał prorokom i uczynił go wielkim ku postrachowi nieprzyjaciół. Ku jego czci zdziałał rzeczy cudowne i przerażające: w obliczu królów go uczcił; narodowi przez niego oznajmił swą wolę i przez niego objawił światło. W wierze i pobożności uświęcił go i wybrał między wszystkimi mieszkańcami ziemi. Za jego pośrednictwem chciał, aby głos Jego był słyszany i aby tym, którzy brnęli w ciemnościach, stał się prawem żywej wiedzy.

Wreszcie przyrzekam wam, dostojny Książę, że tych, którzy będą mi winszować tych uciesznych ksiąg, wszystkich upomnę, iżby ku Waszej Dostojności obrócili całą swoją wdzięczność; Jej jedynie dziękowali i prosili Stwórcę naszego o zachowanie w chwale i przymnożenie szczęścia Waszej Dostojności. Sobie nie chcę przypisywać innej zasługi, jak jeno wierne służby i powolne oddanie Jej łaskawym i nieomylnym rozkazom. Bowiem, przez swą tak chlubną zachętę, natchnęła mnie Wasza Dostojność odwagą i dowcipem, zasię bez niej serce byłoby mi chybiło i źródło natchnienia byłoby zaschło niemylnie. Niechaj Stwórca nasz zachowa Waszą Dostojność w swej świętej łasce.

W Paryżu, 28 stycznia 1552 r.

Waszej Dostojności najniższy i najpowolniejszy sługa,

Franciszek Rabelais, lekarz

728ambasador – Poseł, który imieniem [tj. w imieniu; red. WL] wdzięcznych czytelników wręczył Rabelemu, świeżo upieczonemu proboszczowi z Meudon, flaszkę w formie brewiarza. Tego rodzaju flaszki były wówczas bardzo rozpowszechnione. [przypis tłumacza]
729zadowolnić – dziś: zadowolić. [przypis edytorski]
730nadobnie (daw.) – ładnie, pięknie. [przypis edytorski]
731ordynek – porządek. [przypis edytorski]
732estyma – poważanie, szacunek. [przypis edytorski]
733chrupać sroczkę – Wyrażenie francuskie: croquer pie. Całe to opowiadanie, mało zresztą zajmujące, wspiera się na tym kalamburze, obcym polskiemu językowi. [przypis tłumacza]
734wiecież – konstrukcja z partykułą -że, skróconą do -ż; znaczenie: czy wiecie. [przypis edytorski]
735z pewnego cudownego wydarzenia, które miało miejsce w Bretanii (…) – Istotnie francuscy kronikarze opowiadają o takiej walnej bitwie srok i szpaków, stoczonej na kilka dni przed bitwą w r. 1488. [przypis tłumacza]
736zasię (daw.) – zaś. [przypis edytorski]
737szał marcjalny – tu: szał bojowy (od imienia boga wojny, Marsa). [przypis edytorski]
738balwierz (daw.) – fryzjer wykonujący również zabiegi medyczne. [przypis edytorski]
739koło krzyża Malcharskiego – Miejscowość nieznana. [przypis tłumacza]
740laudem (łac.; forma Acc.) – chwałę, pochwałę. [przypis edytorski]
741To nie jest wcale pospolitą chwałą, gdy książąt „laudem” zyskać się udało – Horacy I, Epistolae, 17, 35. [przypis tłumacza]
742Naevius, Eneius – poeta starorzymski. [przypis tłumacza]
743słowo piechura – foi de pieton, parodia zaklęcia foi de chevalier [tj. „słowo rycerza”; red. WL]. [przypis tłumacza]
744szpelunka a. spelunka – knajpa, szynk, od łac. spelunca: jaskinia. [przypis edytorski]
745umyślny – tu: specjalny; pomyślany w jakimś celu itp. [przypis edytorski]
746objęcie – pojęcie, zrozumienie. [przypis edytorski]
747owo tedy (daw.) – a zatem; tak więc itp. [przypis edytorski]
748omowca – oszczerca. [przypis edytorski]
749amficyrtyczny – o dwóch rogach. [przypis tłumacza]
750jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
751Leoncja – głośna hetera. [przypis tłumacza]
752Teofrast z Eresos (ok. 370–287 p.n.e.) – uczony i filozof grecki, uczeń Arystotelesa, potem jego następca w szkole perypatetyków; uznawany za „ojca” botaniki, oddawał się wnikliwym i obszernym studiom nad systematyką, morfologią, fizjologią i geografią roślin. [przypis edytorski]
753Chatillon, Odet de – Starszy brat wodza hugonotów, admirała Coligny, kardynał Odet de Chatillon był wielkim admiratorem i przyjacielem pisarza. Sam sprzyjał potajemnie nauce Kalwina; na schyłku życia złożył purpurę i poślubił Izabelę de Hauteville. [przypis tłumacza]
754wprzódziej (daw.) – wcześniej, uprzednio. [przypis edytorski]
755Soranus z Efezu – Aleksandryjski lekarz za Trajana. [przypis tłumacza]
756Oribiasius – Orybazjusz, lekarz przyboczny Juliana Apostaty. [przypis tłumacza]
757Hali Abbas – perski lekarz w X w. [przypis tłumacza]
758w rzeczy – rzeczywiście, istotnie. [przypis edytorski]
759niektóry – tu: pewien, niejaki. [przypis edytorski]
760Podobnie mógłby i lekarz (…) Platosa i Awerroesa – Cały ten ustęp jest niemal dosłownym powtórzeniem ustępu pierwotnej przedmowy. [przypis tłumacza]
761zasię (daw.) – zaś, natomiast. [przypis edytorski]
762słowami szlachetnego Patelina – Scena w farsie. [przypis tłumacza]
763żali a. zali (daw.) – czy; czy też. [przypis edytorski]
764anagnosta – w starożytności: niewolnik, którego zadaniem było czytać głośno podczas uczty. Tutaj wskazany jest pod tym mianem Petrus Castellanus, biskup orleański, przyjaciel Rabelais'go. [przypis tłumacza]
765dopatrywał się śmiertelnej herezji w jednej literze umieszczonej zamiast drugiej, z winy i niedbalstwa drukarzy – Rabelais ma tu na myśli ową grę słów âne zamiast âme, kilkakrotnie powtarzającą się w III księdze. Przypierany przez wrogów, Rabelais złożył ten koncept na niedbalstwo drukarzy. [przypis tłumacza]
766ewangelia – tu w znaczeniu dosł.: dobra nowina. [przypis edytorski]
767Aleksikakos – „odwracający zło”. [przypis tłumacza]