Za darmo

Gargantua i Pantagruel

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Rozdział czterdziesty czwarty. Jako Pantagruel opowiada szczególny przykład niepewności ludzkiego sądu

– Tak na przykład – rzekł Pantagruel – był spór wytoczony niegdyś przed Korneliusem Dolabellą, prokonsulem w Azji. Rzecz była taka. Pewna niewiasta w Smyrnie miała z pierwszego męża dziecko, imieniem Abece. Po śmierci męża, w niejaki czas, wydała się powtórnie i z drugiego męża miała syna nazwanego Efegie. Zdarzyło się (jako, wiadomo, rzadką jest rzeczą miłość ojczyma i macochy względem pasierbów i dzieci zmarłych pierwszych ojców i matek), iż ten mąż i jego syn, chyłkiem, zdradziecko, w zasadzce, zabili Abece. Żona, przejrzawszy ich niegodziwość i zdradę i nie mogąc ścierpieć, aby zbrodnia została nieukarana, zgładziła ich obu, mszcząc się śmierci swego pierwszego syna. Stawiono ją przed sąd i przywiedziono przed Cn. Dolabellę. W jego obecności przyznała się do całej rzeczy, nic nie ukrywając; powoływała się jedynie na to, iż zgładziła ich wedle prawa a słuszności. Taka była materia procesu.

Prokonsulowi sprawa zdała się tak wątpliwa, iż nie wiedział, na którą stronę się przechylić. Wielka zaiste była zbrodnia tej niewiasty, która zabiła swego drugiego męża i dziecko; ale przyczyna zabójstwa widziała mu się tak naturalna i jakoby wspierająca się na przyrodzonym prawie narodów (zważywszy, iż zgładzili jej pierwszego syna, we wspólnej zmowie, podstępnie, z zasadzki, niezaczepieni ani nieobrażeni przez niego, jeno wiedzeni chciwością zagarnięcia całego dziedzictwa), iż dla rozstrzygnięcia odesłał ją do Areopagitów w Atenach, aby posłyszeć, jaki by był ich sąd i rozumienie o tym. Areopagici zażądali, aby im w sto lat później osobiście przysłać strony prawujące się, aby mogły odpowiedzieć na pewne pytania, które nie były zawarte w protokołach. To znaczy, iż materia zdała się im tak trudna i zawiła, iż nie wiedzieli, jak orzec i rozsądzić. Kto byłby rozsądził sprawę wedle rzutu kości, nie byłby pobłądził w żadnym wypadku: jeśli by rozsądził przeciw żonie, to zasługiwała na karę za to, iż szukała pomsty sama, która to pomsta należy do organów sprawiedliwości; jeżeli za nią, wyrok zdawałby się uwzględniać jej okrutną boleść. Ale że temu Pletewce mogło się to udawać przez tyle lat, to i mnie istotnie dziwi.

– Wyznaję, iż nie umiałbym – odparł Epistemon – odpowiedzieć kategorycznie na wasze pytanie. Konjekturalnie odnosiłbym te szczęśliwe wyroki do życzliwej łaski niebios i przychylności duchów kierujących światem, zjednanych prostodusznością i szczerą poczciwością sędziego Pletewki. Bowiem on, nie ufając swej wiedzy i zdolnościom, znając antynomie i sprzeczności praw, edyktów, obyczajów i rozporządzeń; oceniając przebiegłość piekielnego ducha Oszczerstwa i Złego, który często przeobraża się w posła światła za pośrednictwem swych sług, przewrotnych adwokatów, konsyliariuszów, prokuratorów i innych takich oprawców, obraca czarne w białe, obie strony łudzi fantastycznie, że każda widzi słuszność po swej stronie (jako wiadomo wam, iż nie ma tak złej sprawy, która by nie znalazła swego adwokata, inaczej nie byłoby wcale procesów na świecie); owóż, widząc to, wolał się odwołać pokornie do Boga, sprawiedliwego sędziego, wezwać ku swej pomocy łaski niebios, zdać się na Ducha Świętego w azardzie i niebezpieczeństwie ostatecznego osądzenia i w ten sposób losem pokierować ostateczne orędzie, które nazywamy wyrokiem. Zaczem mniemać wolno, iż te oto duchy poruszały i kierowały kośćmi, aby padły na stronę tego, który, opierając się na słusznej skardze, żądał poparcia wyrokiem swej poczciwej sprawy: jako powiadają talmudyści, iż nie jest niczym złym uciekać się do losu i że, w niepewności i zwątpieniu ludzi, za pomocą losu objawia się wola boska.

Nie chciałbym mniemać ani powiedzieć (bowiem zaiste nie mam silnego przekonania), żeby proces rozstrzygnięty rzutem kości (jak bądź by one padły), miał być gorzej osądzony niż kiedy przejdzie przez ich ręce pełne krwi i drapieżnej żądzy. Zważywszy zwłaszcza, iż cały kierunek panującej judykatury jest dziełem Trybuniana, człowieka tak niewierzącego, przewrotnego, barbarzyńcy, niegodziwca, złośliwca, tak chciwego i niesumiennego, iż wszelkie prawa, edykty, reskrypty, konstytucje i ordonanse sprzedawał wprost za gotowy grosz stronie więcej ofiarującej. I na tę modłę wyostrzył ich praktyki i dał im próbki praw, jakimi się posługują; resztę zaś z całości praw usunął i zniweczył, lękając się, iż gdyby zachowało się prawo całkowite i gdyby ujrzano księgi dawnych prawodawców, tyczące wykładu dwunastu tablic i ksiąg pretorów, cały świat obaczyłby się na jego łajdactwie.

Dlatego lepiej byłoby nieraz stronom procesującym (to znaczy, że mniej złego by stąd wynikło), chodzić po wilczych paściach, niż zdać się ze swoim prawem na ich sądy i wyroki: jakoż Kato swojego czasu wyrażał życzenie, aby dziedziniec gmachu sądowego wybrukowany był wilczymi paściami.

Rozdział czterdziesty piąty. Jako Panurg radzi się u Trybuleta

Szóstego dnia Pantagruel znalazł się z powrotem w domu; równocześnie zaś, o tej samej godzinie, Trybulet przybył wodą z Bloji. Na przywitanie ofiarował mu Panurg świński pęcherz pięknie wydęty i dźwięczący z przyczyny ziarn grochu umieszczonych wewnątrz; prócz tego rapier drewniany nadobnie wyzłocony; dalej małą ładownicę, uczynioną ze skorupy żółwia; dalej oplataną flaszę, pełną bretońskiego wina i korzec jabłek Blandureńskich. Trybulet przypasał rapier i ładownicę, wziął pęcherz do ręki, zjadł nieco jabłek, wypił wszystko wino. Panurg patrzał nań uważnie i rzekł:

– Jeszczem nie widział błazna, a widziałem ich już więcej niż za dziesięć tysięcy franków, który by nie pił chętnie i dobrym spustem.

Następnie wyłożył mu swoją sprawę w słowach wymownych i ozdobnych.

Zanim jeszcze ukończył, Trybulet wsunął mu porządnego kuksańca pomiędzy żebra, włożył mu do rąk próżną butelkę, połaskotał go pod nos świńskim pęcherzem i, za całą odpowiedź, rzekł, potrząsając kilkakrotnie głową:

– Huź, huź, błaźnie opętany, strzeż się mnicha, kobzo Buzanceńska.

Rzekłszy te słowa, usunął się od towarzystwa i bawił się pęcherzem, rozkoszując się melodyjnym pobrząkiwaniem grochu. Więcej nie można było zeń wycisnąć ani słowa. Zaś gdy Panurg próbował jeszcze nalegać, Trybulet wydobył swój drewniany rapier i począł wymachiwać nim, jakoby chcąc ugodzić natręta.

– Dalekośmy zajechali zaiste – rzekł Panurg. – Oto mi piękne orędzie. Błazen ci on jest, temu nie da się zaprzeczyć; ale większy błazen ten, kto mi go tu przyprowadził, a największy błazen ja sam, żem mu powierzył moje myśli.

– Ten kamień niby w mój ogródek – rzekł Karpalim.

– Nie unośmy się – rzekł Pantagruel – jeno zważmy jego ruchy i słowa. Dostrzegłem w nich głębokie tajemnice i zgoła mnie nie dziwi, iż Turcy czczą takich szaleńców jako Muftich i Proroków. Czyście uważali, jak on (zanim otworzył usta, aby przemówić) potrząsnął i kiwnął głową? Z nauki starożytnych filozofów, z ceremonii magów i z obserwacji uczonych w prawie, możecie osądzić, iż ten ruch spowodowany był nawiedzeniem i tchnieniem ducha fatydycznego, który, nagle wchodząc w wątłą i małą substancję (jako wiecie, iż w małej głowie nie może się znajdować wielka mózgownica), wstrząsnął ją w ten sposób, jak, wedle zeznań lekarzy, przydarza się i w innych członkach ciała ludzkiego, a mianowicie częścią dla wagi i gwałtownego impetu dźwiganego ciężaru, częścią dla wątłości sił i organu dźwigającego.

Jasny przykład stanowią ci, którzy, będąc na czczo, nie mogą udźwignąć bez drżenia rąk wielkiego pucharu pełnego wina. To właśnie przedstawiała niegdyś jakoby znakiem obrazowym wieszczbiarka Pytia, kiedy, zanim odpowiedziała wróżbą, wstrząsała swoim domowym drzewem lauru. Tak powiada Lampridius, iż cesarz Heliogabal, w czasie niektórych świąt swego wielkiego bożka, w otoczeniu znachorów i skopców, potrząsał publicznie głową, pragnąc w ten sposób uchodzić za wróżbitę. Tak podaje Plaut, w swojej Asinaria, iż Sauriasz idąc potrząsał głową, jakoby wściekły i oszalały z wściekłości, budząc strach w tych, którzy go spotkali. Także w innym miejscu, tłumacząc dlaczego Charmides potrząsał głową, powiada, iż był w ekstazie.

Tak opowiada Katullus w Berecyntii i Atysie o miejscu, w którym Menady, niewiasty bachiczne, kapłanki Bachusa, szalone prorokinie, niosąc gałęzie bluszczu, potrząsały głowami. Toż samo w podobnych okolicznościach czynili owałaszeni Gallowie, kapłani Cybeli705, odprawiając swoje nabożeństwa. I od tego jest tak nazwana, wedle starożytnych teologów; bowiem κυβισταν znaczy obracać, kręcić, potrząsać głową i wykręcać szyję.

Tak pisze Tytus Liwiusz, iż w czasie bachanalii w Rzymie, mężczyźni i kobiety zdawali się opętani duchem wieszczym z przyczyny niejakiego udanego trzęsienia i miotania ciałem. Bowiem głos powszechny filozofów i mniemanie ludu było, iż daru wieszczenia nigdy niebiosa nie zsyłają inaczej, jeno wśród szału i miotania ciałem, wśród trzęsienia i drżenia, a to nie tylko, kiedy spływało na wróżbitę natchnienie, lecz także kiedy je objawiał i wygłaszał.

W istocie Julian, znamienity prawnik, gdy go pewnego razu pytano, czy może być uważany za zdrowego pewien niewolnik, który obracał się w kompanii ludzi fanatycznych i opętanych i czasem wieszczył, wszelako bez potrząsania głową, odparł, iż należy go uważać za zdrowego. Tak widzimy i dzisiaj, jak bakałarze i pedagodzy potrząsają głowami swoich uczniów (jakoby garnkiem, ujmując je za uszy), przez pociąganie i targanie uszów (które są, wedle doktryny uczonych Egipcjan, członkiem poświęconym pamięci), aby umysł ich, chwilowo zbłąkany w postronnych myślach i jakoby zmącony jakimś afektem, przywrócić na drogę dobrej i filozoficznej dyscypliny. Co także o sobie przyznaje Wergiliusz, iż pociągnął go za ucho Apollo Cyntyjski.

 

Rozdział czterdziesty szósty. Jako Pantagruel i Panurg odmiennie wykładają słowa Trybuleta

– Powiada ci, że jesteś błaznem? I co za błaznem? Błaznem opętanym, z przyczyny, iż, na swoje stare lata, chcesz się zakuć w małżeńskie więzy i niewolę. Powiada ci: strzeż się mnicha. Na mą cześć! To znaczy, iż za sprawą jakiegoś mnicha zostaniesz rogalem. Stawiam w zakład moją cześć; więcej nie mógłbym stawić, choćbym był jedynym nieograniczonym panem Europy, Azji i Afryki. Zważ, jak bardzo polegam na zdaniu naszego głupkozofa Trybuleta. Inne wyrocznie i odpowiedzi ogłosiły cię po prostu i spokojnie rogalem, ale nie objawiły jasno, za czyim pośrednictwem żona twoja stanie się cudzołożną, a ty rogalem. Dopiero szlachetny Trybulet to rozstrzygnął. I będzie to rogalstwo bardzo haniebne i połączone z wielkim zgorszeniem. Ha! Trzebaż, aby twoje łoże małżeńskie było skażone i splugawione mniszym nasieniem!

Nazwał cię, oprócz tego, iż będziesz kobzą buzanceńską, to znaczy dobrze ustrojonym w rogi. I tak jak on sam, pragnąc uprosić u króla Ludwika dwunastego kontrolę soli w Buzancenie dla swego brata, poprosił go o kobzę; tak samo ty, mniemając zaślubić jaką godną i stateczną białą głowę, pojmiesz niewiastę próżną wszelkiego statku, pełną wiatru pychy i przemądrzałości, krzykliwą i uprzykrzoną jak kobza. Zważ prócz tego, iż pęcherzem łaskotał cię pod nos i dał ci kuksa pięścią po krzyżach: tym przepowiada, iż będzie cię biła, wodziła za nos i okradała tak, jak ty ukradłeś ów pęcherz świński małym dzieciom w Wobretonie.

– Zgoła przeciwnie – odpowiedział Panurg. – Nie żebym się chciał bezczelnie umykać z niwy szaleństwa. Jestem tam w domu i tam przynależę, wyznaję to. Cały świat jest szalony. Wszystko jest szalone. Salomon powiada, że nieskończenie wielka jest liczba szaleńców. Z nieskończoności nie można nic ująć, nic do niej nie można dodać, jak tego dowiódł Arystoteles. I wściekłym byłbym szaleńcem, gdybym, będąc szaleńcem, nie uważał się za szaleńca. To również czyni liczbę maniaków i wariatów nieskończoną. Awicenna powiada, iż nieskończone są odmiany wariacji. Ale reszta słów i znaków tego zacnego błazna, Trybuleta, przemawia na moją korzyść. Powiada mojej żonie: „Strzeż się mnicha”. On ma na myśli małego mniszka, ptaszka wróbelka, którego będzie miłować jako niegdyś Lesbia Katullowa: będzie jej chwytał muchy i na tych igrach będzie spędzać czas tak radośnie, jak niegdyś Domicjan zwany Łapimuchą706.

Dalej mówi, że będzie sielska i luba, jako wdzięczna kobza solijska albo buzanceńska. Ha! Zaiste, jasnowidzący Trybulet dobrze poznał moją naturę i moje najskrytsze upodobania. Bowiem wyznaję wam, że bardziej przypadają mi do smaku wesołe pastereczki z rozpuszczonymi włoskami, z kuperkiem pachnącym macierzanką, niż damy z wielkiego świata, we wspaniałych strojach i zalatujące piżmem. Więcej mi jest do smaku dźwięk wiejskiej kobzy, niźli pobrząkiwania lutni, skrzypców i gitary. Dał mi tęgiego kuksa w moje poczciwe krzyże. Niechże to będzie ku większej chwale boskiej i niechaj mi za to odpiszą tyleż mąk czyścowych. Nie czynił tego w złej myśli. Chciał po prostu uderzyć jakiegoś pazia707. To poczciwy, serdeczny błazen, zaręczam panu; grzeszy ten, kto o nim źle myśli. Przebaczam mu z całego serca. Łaskotał mnie pod nos: to mi wróży takie małe figielki między mną a moją żoną, jak to się zawsze zdarza między nowożeńcami.

Rozdział czterdziesty siódmy. Jako Pantagruel i Panurg postanawiają odwiedzić wyrocznię boskiej Flaszy

– Oto jeszcze jeden punkt, któryście przeoczyli. A to jest wszakże węzeł całej sprawy. Włożył mi w rękę butelkę. Co to może oznaczać? Co on chciał przez to powiedzieć?

– Być może – odparł Pantagruel – że twoja żona będzie pijaczką.

– Przeciwnie – odparł Panurg – bowiem flaszka była próżna. Przysięgam wam na kość pacierzową świętego Fiakra w Bryni, że nasz głupkozof, jedyny niepomylony Trybulet, odsyła mnie do butelki. I powtarzam na nowo moje pierwsze ślubowanie i przysięgam w waszej obecności na Styks i Acheron, iż będę nosił okulary na czapce, iż nie zawdzieję saczka u pludrów, dopóki nie usłyszę wyroku Boskiej Flaszy o moim przedsięwzięciu. Pewien człowiek roztropny i mój dobry przyjaciel zna miejsce, kraj i okolicę, w której znajduje się jej świątynia i wyrocznia. Zaprowadzi nas tam pewnie. Jedźmyż tam razem, błagam was, nie odmawiajcie mi tego. Będę wam jako Achates708 , jako Damis709, szczery towarzysz w całej podróży. Z dawna wiem, że jesteście wielkim miłośnikiem wędrówek i chętnym zawsze ujrzeć i nauczyć się czegoś nowego. Zobaczymy cudowne rzeczy, możecie mi wierzyć.

– Chętnie – odparł Pantagruel – ale, zanim puścimy się na tę daleką wędrówkę, pełną przygód, pełną oczywistych niebezpieczeństw…

– Jakich niebezpieczeństw – zapytał Panurg, wpadając mu w mowę. – Niebezpieczeństwa uciekają przede mną, gdziekolwiek jestem, na siedem mil wokoło: tak samo, jak za zjawieniem się monarchy ustaje władza namiestnika; za pojawieniem się słońca pierzchają chmury, i jak choroby umykają pod ciałem św. Marcina z Kwandy.

– Tak, ale – rzekł Pantagruel – zanim puścimy się w drogę, musimy załatwić pewne sprawy. Po pierwsze trzeba odesłać Trybuleta do Bloji – (co stało się natychmiast; a zaś Pantagruel obdarzył go suknią z kędzierzawego złotogłowiu). – Po wtóre musimy poprosić o radę i pozwolenie mego ojca. Dalej trzeba nam znaleźć jaką Sybillę za przewodnika i tłumacza.

Panurg odparł, iż jego przyjaciel Ksenomanes im wystarczy; a zresztą będą przejeżdżali przez kraj Latarneńczyków710 i tam mogą się zaopatrzyć w jaką światłą i dorzeczną Latarnię, która by była dla nich w tej podróży tym, czym była Sybilla dla Eneasza zstępującego do pól Elizejskich.

– Co do mnie – rzekł Pantagruel – przewiduję, iż nie grozi nam po drodze śmierć od melancholii. Co tego, to jestem pewny. Jednego tylko żałuję, a to że nie mówię dobrze po Latarneńsku.

– Będę mówił za nas wszystkich – rzekł Panurg – znam tę mowę jak moją ojczystą, mamkę miałem właśnie z tamtego kraju:

 
Briszmarg d'algotbric nubstzne zos,
Isquebfz prusq; alboq crings zacbac,
Misbe dilbarlkz morp nipp stancz bos,
Stiombtz Panurge valmap quost grufz bac.
 

Owo zgadnij, Epistemonku, co to jest.

– To są – odparł Epistemon – imiona diabłów błądzących, diabłów wędrownych, diabłów pełzających.

– Prawdziwe słowa wyrzekłeś, druhu serdeczny – rzekł Panurg. – To jest dworski język Latarneńczyków. Po drodze sporządzę ci mały słowniczek, który nie będzie trwał dłużej niż para nowych butów. Nauczysz się go, zanim dzień zaświta. To, co mówiłem, przełożone z Latarneńskiego na język pospolity, brzmi tak:

 
Kiedym się liczył do gaszej braci,
Cierpiałem jeno same niedole;
Bardziej są szczęśni ludzie żonaci:
Panurg wie o tym, siadłszy w ich kole.
 

– Pozostaje tedy – rzekł Pantagruel – wysłuchać zdania mego ojca i uzyskać od niego pozwolenie.

Rozdział czterdziesty ósmy. Jako Gargantua przedstawia, iż nie wolno jest dzieciom żenić się bez wiedzy i zezwolenia rodziców711

Wstępując w progi wielkiej komnaty zamkowej, Pantagruel spotkał dobrego Gargantuę wychodzącego z rady. Zaczem opowiedział mu z grubsza dotychczasowe przygody, przedstawił zamiar i prosił, aby, za jego ojcowską zgodą i przyzwoleniem, mogli go przywieść do skutku. Poczciwy Gargantua trzymał w dłoniach dwa duże pliki próśb już załatwionych i memoriałów do rozważenia; oddał je Ulrychowi Swędzimirowi, swemu staremu kanceliście i archiwariuszowi, odciągnął na stronę Pantagruela i z twarzą bardziej rozjaśnioną niż zazwyczaj rzekł doń:

– Dzięki składam Bogu, mój drogi synu, iż zachowuje cię w cnotliwych myślach, i chętnie godzę się na podróż, którą zamierzacie. Wszelako pragnąłbym, aby i tobie przyszła ochota i postanowienie do małżeństwa. Zdaje mi się, że doszedłeś po temu do właściwego wieku. Panurg dosyć poniósł trudów, aby rozwiązać wątpliwości, jakie mogły mu się nastręczyć. Mów ty za siebie.

– Ojcze najłaskawszy – odparł Pantagruel – jeszcze o tym nie myślałem: z całą tą sprawą zdałem się na twoją dobrą wolę i rozkaz ojcowski. I raczej proszę Boga, iżbym się znalazł martwy i sztywny u twych nóg, ku twojej boleści, niż żebym wbrew tobie miał kiedykolwiek pojąć żonę. Nigdy nie słyszałem, aby, na mocy jakiegobądź prawa, bądź kościelnego, bądź świeckiego lub zgoła barbarzyńskiego, wolno było dzieciom wchodzić w takie śluby z własnej woli, bez pozwolenia, chęci i zachęty ojca, matki i bliskich krewnych. Wszyscy prawodawcy odjęli tę swobodę dzieciom, a przyznali ją rodzicom.

– Synu najdroższy – rzekł Gargantua – wierzę ci, i dziękuję Bogu, iż w umyśle twoim przebywają same myśli chwalebne i zacne i że przez okna twoich zmysłów nic oprócz szlachetnej wiedzy nie weszło do mieszkania ducha. Bowiem za mego czasu istniał na kontynencie kraj, w którym niejakie krętowate pastofory, żywiące taki wstręt do małżeństwa jak kapłani Cybeli we Frygii (jak gdyby z nich były prawdziwe kapłony, a nie, przeciwnie, koguty pełne chuci i wszeteczeństwa), dyktowały prawa ludziom żonatym w sprawach małżeńskich.

I nie wiem co bardziej jest obmierzłe: czy tyrańska pycha tych plugawych kretów, którzy, zamiast barłożyć się w zagrodach swych podziemnych świątyń, mieszają się do spraw najzupełniej niezgodnych z ich stanem, czy też zabobonna głupota ludzi żonatych, którzy ukorzyli się jak przed świętością i poddali się tym tak obmierzłym i barbarzyńskim prawom. I nie widzą (co wszakże jaśniejsze jest niż gwiazda poranna), jak takie zarządzenia małżeńskie mają na celu jedynie korzyść tych Magów, a zgoła nie pożytek małżonków: co już wystarczy, aby je podać w podejrzenie jako niesprawiedliwe i zdradzieckie.

 

Z podobnym zuchwalstwem mogliby oni znów ustanowić prawa dla owych Magów co do ich ofiar i ceremonii; zważywszy, iż płacą dziesięcinę ze swych dóbr i ujmują sobie zysków pochodzących z pracy i potu własnych rąk, aby tamtych dostatnio żywić i dostarczać im wszelakiej wygody. I pewnie nie byłyby te prawa tak przewrotne i niegodziwe, jak owe, które oni sami dostali od tamtych. Bowiem, jak słusznie to powiedziałeś, nie ma prawa na świecie, które by dawało dzieciom wolność zawierania małżeństwa bez wiedzy, zgody i zezwolenia rodziców.

Na mocy tych praw, o których ci powiadam, nie ma rajfura, hultaja, zbrodniarza, obwiesia, wszetecznika, gałgana, włóczęgi, opryszka, złodzieja, wyrzutka z całej okolicy, który by nie mógł gwałtem porwać jakiej dziewczyny, upatrzonej przez siebie, chociażby była nie wiem jak szlachetnego rodu, bogata, piękna, uczciwa i skromna. Może ją porwać, powiadam, z domu ojca, z ramion matki, wbrew woli całej rodziny, jeżeli wprzódy opryszek taki wszedł w zmowę z jakim klechą, który w swoim czasie otrzyma część wydartego łupu.

Czyż mogli gorzej i okrutniej poczynać sobie Goci, Scytowie, Massageci, w nieprzyjacielskiej twierdzy długo obleganej, z wielkim wysiłkiem zdobywanej i wziętej nareszcie siłą? I oto zrozpaczeni ojcowie i matki patrzą, jak jakiś obcy przybłęda, cham, hultaj, cały owszony, owrzodziały, zdechlak, dziad i wyrzutek, uprowadza i wydziera im z domu nadobne, wypieszczone, bogate i zdrowe córki, które tak troskliwie odchowali we wszelakich zacnych ćwiczeniach, wykształcili we wszelakiej uczciwości: spodziewając się, iż w stosownym czasie połączą je węzłem małżeńskim z synami sąsiadów i dawnych przyjaciół, wychowanych i kształconych z takim samym staraniem, i będą mogli oglądać z nich potomstwo, dziedziczące po rodzicach zarówno ich cnoty i obyczaje, jak statki i posiadłości. Jak myślicie, co musi się dziać w ich sercu na ten widok? Zaiste, rozpacz narodu rzymskiego i jego sprzymierzeńców na wieść o zgonie Germanika Druza nie mogła być straszliwsza! Nie mogła być większa boleść Lacedemończyków, kiedy cudzołóżca trojański uprowadził w ich oczach, z ich ziemi, grecką Helenę! Lament ich i żałoba pewnie nie były mniejsze, aniżeli żale Cerery, kiedy wydarto jej córkę Prozerpinę; Izydy po stracie Ozyrysa, Wenery po śmierci Adonisa, Herkulesa po zatraceniu się Hylasa, Hekuby po wykradzeniu Polikseny.

Wszelako tak bardzo otumanieni są obawą diabła i zabobonem, iż nie śmieją się przeciwić, ponieważ kret mniszy był przy tym obecny i skojarzył związek. I pozostają milcząco w domach, pozbawieni ukochanej córuchny: ojciec przeklinając dzień i godzinę swych zaślubin; matka żałując, iż nie poroniła owego tak żałosnego i nieszczęśliwego brzemienia; i w płaczach i lamentacjach dokonują żywota, którego godziło się im dokończyć w radości, na rękach dzieci i wnuków.

Inni z rozpaczy popadają jakoby w szaleństwo, tak iż z żalu a zwątpienia sami się topią, wieszają, zbawiają życia, przejęci do żywego taką niegodziwością.

Inni zasię okazują bardziej heroicznego ducha; ci, za przykładem dzieci Jakuba, mszczących się porwania Diny, swojej siestry, puszczają się w pościg za onym rajfurem. I nieraz, dopadłszy go, jak ze swoim Kretem knuje tajemne konszachty i naradza się nad zniewoleniem ich córki, wnet, nie mieszkając, porąbali ich w sztuki i zabili okrutnie, a ciała rzucili krukom i wilkom na polach. Na ten czyn, tak męski i rycerski, zadrżały sprzymierzone Krety i zaczęły powstawać i zawodzić; jęły zanosić straszliwe skargi i z bezczelnym natręctwem wzywać i żebrać ramienia świeckiej władzy i sądów Państwa, nastając hardo i domagając się, aby za taki czyn wymierzona została przykładna kara. Ale ani w przyrodzonym poczuciu sprawiedliwości, ani w prawie narodów, ani w żadnych cesarskich ustawach nie znaleziono rubryki, paragrafu, punktu ani tytułu, który by, wbrew żądaniom rozumu i porządkowi natury, nakładał karę albo torturę za taki uczynek. Bowiem nie masz poczciwego człowieka na świecie, któremu by się bez ochyby zmysły nie pomieszały, skoro usłyszy wieść o porwaniu, hańbie i zbezczeszczeniu córki: wieść zaiste straszliwszą od jej śmierci. I gdyby przychwycił mordercę na uczynku podstępnego zabójstwa na osobie jego córki, wedle pojęć rozumu, wedle prawa i słuszności, może i powinien zabić go na miejscu i nie godzi się, aby był za to od sądów ścigany.

Nie ma w tym przeto nic dziwnego, iż skoro dopadnie rajfura niewolącego przy pomocy owego Kreta jego córkę, i uprowadzającego ją z domu, chociażby nawet za jej zgodą, może i powinien zgładzić ich haniebną śmiercią i ciała ich rzucić na pastwę dzikich zwierząt, jako niegodne spocząć w słodkim, upragnionym, ostatnim uścisku świętej i łaskawej matki Ziemi, który nazywamy grobem.

Synu mój ukochany, po mojej śmierci bacz, aby takie prawa nie zapleniły się w tym królestwie: dopóki ja jeszcze żyję i oddycham, dołożę, przy pomocy boskiej, wszelkich po temu starań. Skoro więc z małżeństwem twoim zdajesz się na mnie, pomyślę o tym i zajmę się zapewnieniem twego losu. Teraz przygotuj się do podróży Panurgowej. Weźcie ze sobą Epistemona, brata Jana i innych których sam wybierzesz.

Skarbcem moim rozrządzajcie wedle upodobania i wiedz, iż rad będę wszystkiemu, co uczynicie. Z mego arsenału w Talassie weźcie rynsztunek, jaki macie ochotę; także pilotów, żeglarzy, tłumaczy, ilu chcecie. I z pomyślnym wiatrem rozwińcie żagle, w imię i pod opieką Boga, naszego obrońcy. Podczas waszej nieobecności rozglądnę się za żoną dla ciebie i przygotuję ucztę, którą chciałbym przy twoim weselu widzieć wspanialszą niż ktokolwiek z ludzi pamięta.

705owałaszeni Gallowie, kapłani Cybeli – Księża i mnichy. [przypis tłumacza]
706Domicjan zwany Łapimuchą – Wedle Swetoniusza. [przypis tłumacza]
707Trybulet (…) Chciał po prostu uderzyć jakiegoś pazia – Paziowie dworscy byli stałymi dręczycielami błaznów. W ogóle trzeba przyznać, iż epizod Panurga z Trybuletem niewiele posiada soli. [przypis tłumacza]
708Będę wam jako Achates – Imię Achatesa stało się synonimem wiernego przyjaciela. [przypis tłumacza]
709Damis – uczeń i towarzysz podróży Apoloniusza. [przypis tłumacza]
710kraj Latarneńczyków – Słowo Lanternes ma w języku francuskim uboczne znaczenie farsy, „kawału”. Z wielu rysów wynika, iż kraj Laterneńczyków oznacza u Rabelais'go Trydent, gdzie odbywał się wówczas słynny sobór trydencki. [przypis tłumacza]
711nie wolno jest dzieciom żenić się bez wiedzy i zezwolenia rodziców – Wedle starego prawa kanonicznego do ważności małżeństwa wystarczało, aby dwie osoby różnej płci ślubowały sobie w obecności kapłana i aby nastąpiło potem spełnienie małżeństwa. Zdaje się, iż za czasu Rabelais'go dawało to pole do mnóstwa nadużyć, przeciw którym powstawał już Erazm. Piękny ten rozdział należy do tych ustępów dzieła Rabelais'go, w których pisarz przemawia z zupełną powagą, tutaj graniczącą z podniosłością. Ustęp ten rzuca poniekąd nowe światło na postać twórcy Pantagruela. [przypis tłumacza]