Za darmo

Gargantua i Pantagruel

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Rozdział dwudziesty czwarty. Jako brat Jan dowodzi Panurgowi, iż bez przyczyny lękał się podczas burzy

– Dzień dobry, panowie – rzekł Panurg – dzień dobry wszem wokół. Macie się dobrze wszyscy. Chwałaż Panu Bogu, a wy? W samiutką poręście przybyli. Wyłaźmyż. Hej tam, wioślarze, rzućcie mostek; przybliżcie tę łódkę. Może wam jeszcze pomóc? Jestem zgłodniały, spragniony, żeby czymś komuś wygodzić i pracować jak cztery woły. Doprawdy, ładna tu okolica i ludzie serdeczni. Dzieci, nie potrzebujecie jeszcze mej pomocy? Na Boga was zaklinam, nie oszczędzajcie potu mego ciała. Adam, to znaczy człowiek, urodził się do znoju i pracy, tak jak ptak do latania. Nasz Pan żąda, rozumiecie dobrze? żąda, abyśmy pożywali chleb w pocie czoła, a nie w próżniactwie i bezczynności, jak ten oto gnuśny mnich, którego widzicie, brat Jan, który tam zalewa pałę, umierając ze strachu. Oto mi ładna pogoda. W tej chwili czuję, jak słuszną i rozumną była odpowiedź szlachetnego filozofa Anacharsisa, kiedy, zapytany, jaki okręt zdawał mu się najpewniejszy, odpowiedział: „ten, który stoi w porcie”.

– Jeszcze lepiej – rzekł Pantagruel – kiedy zapytany, czego jest większa liczba, żywych czy umarłych, odpowiedział: „Do których zaliczacie tych, którzy żeglują po morzu?”, dając subtelnie do zrozumienia, że ci, którzy żeglują po morzu, tak blisko są nieustannego niebezpieczeństwa śmierci, że żyją umierając i umierają żyjąc.

Toż Porcjusz Kato powiadał, iż trzech jeno rzeczy żałuje. A mianowicie, jeśli kiedy wyjawił swoją tajemnicę kobiecie; jeżeli który dzień spędził w bezczynności i jeżeli morzem udał się do miejsca, do którego można było dostać się lądem.

– Na ten święty habit, który noszę – rzekł brat Jan do Panurga – kusiu mój, lubku, wierzaj mi iż przez cały czas burzy strachałeś się bez racji i bez przyczyny. Bowiem w twoim losie nie jest zapisana śmierć na morzu. Zaiste będziesz powieszony wysoko w powietrzu albo też spalony wesolutko jak heretyk.

Łaskawy panie, chcecie dobrej ochrony od deszczu? Zostawcie te okrycia z wilka i z kuny. Dajcie obedrzeć Panurga i okryjcie się jego skórą. Nie zbliżajcie się do ognia i nie przechodźcie blisko kuźni, na miłość boską: w jednej chwili zostałby wam z niej jeno popiół; ale na deszcz możecie ją wystawiać, ile wam się podoba, i na śnieg, i na grad. Dalibóg, możecie dać nurka w najgłębszą wodę: ani nawet nie przejdziecie wilgocią. Zróbcie z niej buty na zimę: nigdy wam nie przemokną. Zróbcie z niej pasy, aby uczyć małych chłopców pływać: nauczą się bez niebezpieczeństwa.

– Zatem skóra jego – rzekł Pantagruel – byłaby jako owo ziele, nazwane włosem Wenery, które nigdy nie zmoczy się ani nie zwilgnie, jeno zawsze jest suche, nawet gdyby je trzymać nie wiem jak długo pod wodą: i dlatego nazywa się Adiantos.

– Panurgu, mój przyjacielu – rzekł brat Jan – nie lękaj się nigdy wody, proszę cię. Zgoła przeciwny element zakończy twoje życie.

– Być może – rzekł Panurg – ale kucharze diabelscy mogą się zdrzemać niekiedy i zmylić w swoich czynnościach i często wsadzą do gotowania to, co miało być pieczone. Jako w tutejszej kuchni panowie kucharze szpikują kuropatwy, turkawki i gołąbki, w zamiarze (jak można mniemać) upieczenia ich: zdarza się im wszelako czasem ugotować kuropatwy z kapustą, turkawki ze szczypiorkiem i gołąbki z kalarepką.

Słyszeliście, dobrzy przyjaciele, że ślubowałem kaplicę poświęconą świętemu Mikołajowi wpodle Kwandy i Monsiorowa903; otóż rozumiem kapliczkę maleńką, ot tycią, tyciunią; i nie będzie się tam pasł ani wół ani krowa, ponieważ wrzucę ją na dno wody.

– Oto mi frant – rzekł Eustenes. – Oto mi frant kuty na wszystkie cztery nogi. Sprawdza się przysłowie lombardzkie:

 
Passato el pericolo, gabbato el santo 904.
 

Rozdział dwudziesty piąty. Jako, po burzy, Pantagruel wylądował na wyspie Makreonów905

Niebawem wylądowaliśmy w porcie wyspy, którą nazywano wyspą Makreonów. Dobrzy ludzie tameczni przyjęli nas uprzejmie. Stary Makrob (tak nazywali swego naczelnego burmistrza) chciał zaprowadzić Pantagruela do ratusza miejskiego, aby tam wypoczął do woli i orzeźwił się czymkolwiek. Ale ów nie chciał odejść z portu, dopóki wszyscy jego ludzie nie będą na lądzie. Odbywszy przegląd i policzywszy ich, rozkazał każdemu zmienić ubranie i wszystkie zapasy okrętu wynieść na ląd, aby cała załoga krzepiła się i weseliła. Co też niezwłocznie uczyniono. I sam Bóg wie, jak pito i rozgrzewano kości. Cała ludność miejscowa naznosiła obfitość pożywienia. Pantagrueliści dawali im wzajem w bród906 ze swego. Prawda jest, iż zapasy były nieco uszkodzone wskutek burzy. Po ukończeniu posiłku, Pantagruel prosił, aby wszyscy zakrzątnęli się i wzięli do pracy około naprawy statków; co też uczynili z miłą chęcią. Naprawa szła łatwo, ponieważ cała ludność wyspy składała się z cieślów i rękodzielników, niemniej zdatnych jak owi, którzy pracują w arsenale weneckim: a zabudowanie całej dużej wyspy składało się tylko z trzech portów i dziesięciu wsi: reszta był to las ze starodrzewia, nietknięty jakoby Las Ardeński.

Na nasze prośby stary Makrob pokazał nam, co było szczególnego i godnego widzenia na wyspie. Zaczem, przez las cienisty i zapuszczony, zaprowadził nas do kilku starych świątyń wpół rozwalonych, licznych obelisków, piramid, pomników i starych grobowców z rozmaitymi nadpisami i nadgrobkami. Jedne były w literach hieroglificznych, drugie w języku jońskim, inne w języku arabskim, agareńskim, sklawońskim i innych. Epistemon wszystkie skopiował troskliwie. Tymczasem Panurg rzekł do brata Jana:

– To jest wyspa Makreonów. Makreon, po grecku, znaczy starzec, człowiek, który ma dużo lat.

– Cóż ty chcesz – rzekł brat Jan – żebym ja na to poradził? Czym ja temu co winien? Nie było mnie tutaj, kiedy ten kraj tak przezywali.

– Hm – rzekł Panurg – zdaje mi się, że imię makareli907 od tego pochodzi. Bowiem makarelstwo jest rzeczą starych, zasię trynianie się młodych. Z czego należałoby mniemać, że owo tutaj jest wyspa makarelów: wzór i prototyp tej, która znajduje się w Paryżu. Chodźmyż teraz nałowić nieco ostryg.

Stary Makrob zapytał się w języku jońskim Pantagruela, jaką sztuką i trudem zdołał zawinąć do ich portu w dzień takiego wichru i burzy. Pantagruel odpowiadał mu, iż łaskawa opatrzność miała wzgląd na prostotę i na szczere przywiązanie jego ludzi, którzy nie podróżowali dla zysku ani dla handlu towarami. Jedna jedyna rzecz skierowała ich na morze, to jest usilna chęć ujrzenia, poznania, zgłębienia i odwiedzenia wyroczni Bakbuk i uzyskania orędzia Flaszy w niejakich wątpliwościach nastręczających się komuś z jego gromadki. Wszelako nie obyło się to bez wielkiego utrapienia i oczywistego niebezpieczeństwa rozbicia. Następnie zapytał go, jakiej przyczynie przypisuje ten straszliwy huragan i czy morza okalające tę wyspę są w ten sposób zazwyczaj podległe burzom, jako na Morzu Oceańskim są wybrzeża samajskie, momusońskie, zaś na Morzu Śródziemnym odmęt satalijski908, Montargentan909, Plombin910, Capo Melio w Lakonii911, Cieśnina Gibraltarska, brzegi messyńskie912 i inne miejsca.

 

Rozdział dwudziesty szósty. Jako dobry Makrob opowiada Pantagruelowi o życiu i zgonie bohaterów

Na to odparł dobry Makrob:

– Mili podróżnicy, ta wyspa to jest jedna ze Sporadów, nie z tych waszych Sporadów, które leżą na Morzu Karpackim913, ale ze Sporadów na Oceanie: niegdyś bogata, uczęszczana, zasobna, handlowa, ludna i podległa władcy Bretanii. Obecnie, z biegiem czasu i ku schyłkowi świata, biedna i opustoszała, jak widzicie.

W tym ciemnym lesie, który, jak widzicie, rozciąga się na więcej niż siedemdziesiąt osiem tysięcy parasangów, mają mieszkanie demony i bohaterowie, którzy się postarzeli: i mniemamy (jako że nie świeci już kometa, który pojawiał się przez trzy dni poprzednie), że wczoraj jeden z nich musiał umrzeć i zgon jego wzniecił straszliwą burzę, która się wam tak dała we znaki. Bowiem, póki są żywi, wszystko dzieje się pomyślnie w tym miejscu i innych sąsiednich wyspach, i na morzu panuje nieustanny spokój i pogoda. Ze śmiercią każdego z nich słyszymy zwyczajnie w lesie straszliwe i okrutne lamenty i widzimy na ziemi zarazy, pomory i inne utrapienia; w powietrzu wichry i ciemności; na morzu orkany i burze.

– To co mówicie – rzekł Pantagruel – zdaje się bardzo do prawdy podobne. Bowiem, tak samo jak pochodnia albo świeca przez cały czas, dopóki jest żywa i płonąca, przyświeca pobliskim ludziom, rozjaśnia wszystko dokoła, rozwesela wszystkich i wygadza wszystkim swymi usługami i jasnością, nie czyniąc zła ani przykrości nikomu; zaś w chwili gdy zgaśnie, dymem swoim i wyziewem zanieczyszcza powietrze, szkodzi obecnym i każdego mierzi, to samo jest z tymi szlachetnymi i wspaniałymi duszami. Cały czas, który zamieszkują swoje ciała, zachowują się w nich spokojnie, użytecznie, miło i chlubnie; z chwilą ich rozłączenia przychodzą zwyczajnie na wyspach i lądach wielkie zaburzenia, powietrzne ciemności, pioruny, grady; na ziemi trzęsienia, drżenia, niepokoje; na morzu orkany i burze, a wszystkiemu towarzyszą lamenty ludów, odmiany religii, przesuwanie się królestw i przewroty w państwach.

– Widzieliśmy – rzekł Epistemon – przykład tego na śmierci dzielnego i uczonego rycerza Wilhelma Dubiela914; póki on był przy życiu, Francja była w takiej szczęśliwości, iż cały świat jej zazdrościł, cały świat starał się o jej przyjaźń, cały świat się jej obawiał. Natomiast po jego zgonie na długi czas popadła we wzgardę u całego świata.

– Tak samo – rzekł Pantagruel – gdy Anchizes umarł na Drepani915 w Sycylii, burza strasznie dała się we znaki Eneaszowi. To jest też zapewne przyczyna, dlaczego Herod, tyrański i okrutny król Judei, widząc się bliskim śmierci straszliwej i przeciwnej naturze (bowiem umarł z ftyriazy916, zjedzony przez wszy i robactwo, jako przed nim tak samo pomarli L. Sylla, Pherecydes Syryjczyk preceptor Pitagorasa, poeta grecki Alkman i inni) i przewidując, iż po jego śmierci Żydzi rozpalą ognie weselne, kazał do swego seraju zgromadzić ze wszystkich miast, grodów i zamków Judei wszystką szlachtę i urzędników, pod podstępnym pozorem i wybiegiem, że chce im zakomunikować ważne rzeczy tyczące się zarządu i bezpieczeństwa prowincji. Skoro ci przybyli i pojawili się w swoich osobach, kazał ich zamknąć w hipodromie seraju. Następnie rzekł do swej siostry Salome i męża jej Aleksandra: „Jestem pewien, iż Żydzi będą się cieszyć z mej śmierci; ale jeżeli zechcecie usłuchać mnie i wykonać, co wam powiem, będę miał wspaniały pogrzeb i żałość na nim będzie niezmierna. W chwili, w której wyzionę ducha, każ przez moich strażników, którym wydałem już stosowne zlecenie, pozabijać całą szlachtę i dygnitarzów tutaj oto zgromadzonych. Skoro to się stanie, cała Judea, wbrew chęci, będzie musiała pogrążyć się w żałobie i lamentach, i obcy będą myśleli, że to jest z przyczyny mego zgonu, jak gdyby dusza jakiego bohatera odeszła od ciała”.

Toż samo leżało na sercu innemu wściekłemu tyranowi, kiedy powiedział: „Przy mojej śmierci niechaj się ziemia pomięsza z ogniem”; to znaczy: niechaj cały świat zaginie. Które słowo ów hultaj Nero przekształcił, mówiąc: „Za mego życia”, jako zaświadcza Swetoniusz. To ohydne słowo, o którym mówi Cycero, lib. III. de Finibus, i Seneka, lib. II, O łaskawości, przypisuje znowu Dion Nikaeus i Suidas cesarzowi Tyberiuszowi.

Rozdział dwudziesty siódmy. Jako Pantagruel rozprawia o odchodzeniu dusz bohaterów i o strasznych znakach, które poprzedziły zgon nieboszczyka pana Langeńskiego

– Nie żałuję – ciągnął dalej Pantagruel – iż ucierpiałem od tej straszliwej burzy, która nas tyle nadręczyła i znękała, skoro dzięki temu usłyszałem to, co nam rzekł ów dobry Makrob. I łatwo skłonny jestem uwierzyć w jego słowa co do komety, jakiego widział w powietrzu na kilka dni przed takim zgonem. Bowiem zdarzają się dusze tak szlachetne, kosztowne i bohaterskie, iż o ich zmianie pomieszkania i zgonie na wiele dni naprzód niebiosy dają nam jakieś znaki. I jako roztropny lekarz, widząc z zapowiednich znaków, iż chory wkracza w dziedzinę śmierci, zawczasu już ostrzega żonę, dzieci, krewnych i przyjaciół o zgonie bliskim męża, ojca lub krewniaka, aby przez resztę czasu, jaka mu do życia pozostała, mógł uporządkować sprawy domowe, napomnieć i pobłogosławić dzieci, pomyśleć o wdowim zaopatrzeniu małżonki, rozrządzić, co uzna za stosowne co do opieki sierot, aby snać917 śmierć nie zaskoczyła go bez testamentu i bez uładzenia spraw duszy swojej i domu; podobnie łaskawe niebiosy, jakoby weseląc się bliskim przybyciem tych zbożnych dusz, przed ich śmiercią zdają się palić weselne ognie za pomocą takich komet i zjawisk powietrznych. Te zsyła niebo, aby były ludziom niechybnym znakiem i wiarygodną przepowiednią, że za niewiele dni takowa czcigodna dusza ma opuścić swoje ciało i ziemię.

Nie inaczej niegdyś w Atenach sędziowie Areopagu, wydając za pomocą głosowania wyrok na uwięzionych zbrodniarzy, używali pewnych znaków, zastosowanych do rodzaju wyroku: i tak „O” oznaczało skazanie na śmierć, „T” uniewinnienie, „A” odroczenie, w razie jeżeli wypadek nie był jeszcze jasny. Te godła wystawione publicznie zbawiały od niepewności i trosk krewnych, przyjaciół i innych, chciwych dowiedzenia się, jaki będzie los i wyrok zbrodniarza. Tak samo za pomocą takich komet, jako i innych eterycznych dziwów, powiadają milcząco niebiosa: „Ludzie śmiertelni, jeżeli od tych błogosławionych dusz chcecie jeszcze coś żądać, dowiedzieć się, usłyszeć, poznać, odgadnąć coś, co się tyczy dobra i pożytku prywatnego, śpieszcie pilnie, aby im to przedłożyć i uzyskać odpowiedź: bowiem zbliża się koniec i katastrofa komedii. Skoro ta zapadnie, na próżno będziecie ich żałować”.

Więcej jeszcze czynią niebiosy. Bowiem, aby okazać, iż ziemia i ludzie ziemscy nie są godni obecności, towarzystwa i obcowania z tymi dostojnymi duszami, przerażają ich i zdumiewają za pomocą straszliwych cudów, dziwów, monstrów i innych zwiastujących znaków, przeciwnych porządkowi natury. Jako to widzieliśmy na wiele dni przed odejściem owej tak znamienitej, wspaniałej i bohaterskiej duszy uczonego i mężnego rycerza Wilhelma Dubiela, pana Langeńskiego, o którym wspominaliście.

– Pamiętam dobrze – rzekł Epistemon – i jeszcze serce mi drga i skacze w swej komórce, kiedy pomyślę o dziwach tak różnorodnych i straszliwych, jakie ujrzeliśmy wyraźnie na pięć albo sześć dni przed jego zejściem. Tak, iż zgoła wszyscy przyjaciele, domownicy i słudzy zmarłego, zdjęci grozą, patrzyli w milczeniu jedni na drugich, nie mówiąc ani słowa, ale wszyscy myśląc i przewidując swoim rozeznaniem, iż niebawem Francja będzie zbawiona owego rycerza tak doskonałego i potrzebnego dla jej sławy i ochrony, i że niebiosy żądały go z powrotem, jako im przynależnego naturalnym prawem własności.

– Na święty kutas mego habitu – rzekł brat Jan – chce mi się zostać uczonym na stare lata, mam jeszcze wcale918 pakowną mózgownicę. Otóż:

 
Pytam się was, ludzie moi,
Jak król pyta drużby swojej,
A królowa swych dziewoi:
 

Zali919 ci tutaj bohaterowie i półbogi, o których mówiliście, mogą skończyć śmiercią? Dalibóg, ja myślałem, w pomyśleniu moim, że oni są nieśmiertelni, jako piękne aniołki; odpuść mi panie Boże. Tymczasem ten tu przewielebny Makrob powiada, iż w końcu umierają.

– Nie wszyscy – odparł Pantagruel. – Stoikowie powiadali o nich, iż wszyscy są śmiertelni, z wyjątkiem jednego, który sam jeno jest nieśmiertelny, niewzruszony, niewidzialny.

Pindarus wyraźnie powiada, że boginiom Hamadriadom920 nie więcej nitki, to znaczy życia, wysnuły nieubłagane Losy i Parki ze swego przędziwa i wrzeciona, niżeli drzewom, o które miały pieczę, a mianowicie dębom, z których urodziły się, wedle opinii Kalimacha i Pausaniasza inPhoci. Zgadza się z nimi w tym i Martianus Capella921. Co się tyczy półbogów, panów, satyrów, sylwanów, elfów, egipanów, nimf, herojów i demonów, to wielu z nich (wedle ogólnej sumy przyjętej dla długości życia przez Hezjoda), liczyło sobie życia do 9 720 lat; liczba złożona z jedności przechodzącej w poczwórność i poczwórności całej pomnożonej po czterykroć w sobie; a zaś następnie wszystko pomnożone pięć razy przez rzetelne triangle. Patrzcie do Plutarcha, w dziele jego O upadku wyroczni.

 

– To wszystko – rzekł brat Jan – nie są artykuły brewiarza. Wierzę temu wszystkiemu tyle tylko, ile wam sprawi przyjemność.

– Ja wierzę – rzekł Pantagruel – że wszystkie dusze obdarzone myślą wolne są od nożyc Atroposa. Wszystkie są nieśmiertelne, u aniołów, demonów i ludzi. Opowiem wam ku temu historię bardzo osobliwą, wszelako spisaną i potwierdzoną przez rozmaitych uczonych i biegłych historiografów.

Rozdział dwudziesty ósmy. Jako Pantagruel opowiada żałosną historię tyczącą zgonu herojów

Gdy Epiterses922, ojciec Emiliana retora, żeglował z Grecji do Italii na okręcie pełnym rozmaitych towarów i licznych podróżnych, pod wieczór, skoro ustał wiatr koło wysep Echinad, które leżą między Moreą a Tunisem, okręt ich znalazł się blisko Paksos. Gdy tam wylądowali (przy czym niektórzy z podróżnych spali, drudzy czuwali, inni pili i biesiadowali), dał się słyszeć z wyspy Paksos głos jakiś, który głośno wołał „Thamous923”.

Na ten krzyk wszyscy się przerazili. Ów Thamous był to ich pilot rodem z Egiptu, ale którego imię znane było jedynie kilku podróżnym. I drugi raz usłyszano ten głos wołający: „Thamous”, jakoby w przeraźliwym okrzyku. Gdy nikt nie odpowiedział, jeno924 wszyscy stali w miejscu nimi i drżący, po raz trzeci rozległ się ten głos, straszliwszy jeszcze niż wprzódy. Zaczem stało się, iż Thamous odpowiedział: „Jestem tutaj, czego żądasz ode mnie? Co chcesz abym uczynił?”.

Wówczas dał się słyszeć ów głos jeszcze donośniej, i rzekł i rozkazał mu, aby, skoro znajdzie się w Palodes, ogłosił i uwiadomił, iż wielki bóg Pan pomarł. Usłyszawszy to słowo, wszyscy żeglarze i podróżni (podaje Epiterses) zdumieli się i przerazili wielce: zasię gdy naradzali się co będzie lepiej, czy zamilczeć, czy też ogłosić to, co im polecono, Thamous oznajmił, iż jego zdanie było, aby, w razie pomyślnego wiatru, przepłynąć mimo, nie rzekąc ani słowa, natomiast w razie gdyby była cisza na morzu, ogłosić, co usłyszeli. Owóż zdarzyło się, iż gdy przepływali koło Palodes, nie było ani wiatru, ani prądu. Wówczas Thamous wstąpiwszy na przód okrętu i kierując wzrok ku lądowi, rzekł tak jak mu było poleconym, iż wielki Pan umarł. Jeszcze nie skończył ostatniego słowa, kiedy dały się słyszeć na ziemi ciężkie westchnienia, wielkie lamenty i okrzyki grozy, nie jednej osoby, ale jakoby wielu naraz.

Ta nowina (jako że wielu było przy tym obecnych) rychło rozpowszechniła się w Rzymie. Zaczem Tyberiusz Cezar, wówczas imperator rzymski, posłał szukać owego Thamousa. I słysząc jego słowa, dał im wiarę. I wypytując się u uczonych ludzi, którzy wówczas znajdowali się w Rzymie i na jego dworze w dużej liczbie, kto by był ów Pan, dowiedział się z ich orzeczenia, iż to był syn Merkura i Penelopy. Tak dawniej już napisali Herodot i Cyceron w trzeciej księdze O naturze bogów. Wszelako ja bym to odnosił do onego wielkiego Zbawiciela wiernych, który był w Judei haniebnie zamordowany na skutek zazdrości i niegodziwstwa kapłanów, doktorów, księży i mnichów zakonu Mojżeszowego. I wykład ten nie zdaje mi się niedorzeczny: bowiem słusznie może on być w języku greckim nazwany Pan, zważywszy, iż on jest nasze Wszystko; wszystko, czym żyjemy, wszystko, co mamy, wszystko, czego spodziewamy się, jest on, jest w nim, z niego, przez niego. To jest dobry Pan, wielki pasterz, który, jako zaświadcza wierny pastuszek Korydon, nie tylko ma miłość i przywiązanie do swych owieczek, ale także do swych pasterzy. Po śmierci którego były skargi, westchnienia, zgroza i lamenty w całej budowli wszechświata, niebios, ziemi, morza, piekieł. Z tym moim wykładem zgadza się i czas, bowiem ów bardzo dobry, bardzo wielki Pan, nasz jedyny Zbawiciel, zmarł w Jeruzalem w czasie, gdy panował w Rzymie Tyberiusz Cezar.

Skończywszy mówić, Pantagruel pogrążył się w milczeniu i głębokiej zadumie. W chwilę potem ujrzeliśmy, jak z oczu jego spływają łzy wielkie jak strusie jaja. Niechaj mnie Bóg skarze, jeślim skłamał bodaj jedno słowo.

Rozdział dwudziesty dziewiąty. Jako Pantagruel przebył Wyspę Ścichapęków925, w której władał król Popielec

Naprawiono i odświeżono żagle i maszty wesołej flotylli, odnowiono zapas żywności. Makreoni niepospolicie byli radzi i zadowoleni z zakupów, jakie poczynił Pantagruel, zaś ludzie nasi bardziej radośni jeszcze niż zazwyczaj. Zaczem następnego dnia w wielkim weselu rozwinięto żagle wśród pogodnego i rozkosznego akwilonu. Około południa Ksenomanes ukazał z daleka Wyspę Ścichapęków, na której władał Popielec. Pantagruel słyszał o nim niegdyś i rad byłby ujrzeć we własnej osobie, gdyby Ksenomanes nie był go od tego odstręczył926, tak z przyczyny wielkiego nakładu drogi, jak również dlatego iż, jak mówił, skąpo uciechy czekało ich na całej wyspie i dworze onego pana.

– Ujrzycie tam – mówił – za całą paradę, srogiego żarłoka, tęgiego łykacza ślimaków, wielkiego łowcę kretów, wielkiego sianożreja, pół-olbrzyma z młodym włosem na brodzie i z podwójną tonsurą927, rodem z kraju Latarników, bardzo zmyślnego migacza latarnią, hetmana Ichtiofagów928, dyktatora Musztardników, oprawcę małych dzieci, popielnika, ojca i dobrodzieja lekarzy, obwieszonego odpustami, indulgencjami929 i stacjami: człowieka zacnego, dobrego katolika i wielkiego nabożnisia. Płacze przez trzy czwarte dnia. Nigdy go nie ma na żadnym weselu930. Prawdać931, że w czterdziestu królestwach nie znajdzie zmyślniejszego odeń932 do nawdziewania na rożen i szpikowania pieczeni. Pożywienie, którym się pasie, to są śledzie solone, sałaty i inne solone pokarmy; z czego niekiedy cierpi na wiewióra. Ubranie ma ucieszne, tak z kroju, jak z barwy, bowiem ubiera się szaro i przewiewnie: nic z przodu i nic z tyłu, i rękawy tak samo.

– Zrobiłbyś mi przyjemność – rzekł Pantagruel – gdybyś, tak samo jak mi przedstawiłeś jego szaty, pożywienie, obyczaje i zabawy, gdybyś teraz opisał mi postać i korpulencję wszystkich jego członków.

– Chętnie – odparł Ksenomanes. – Usłyszymy o nim może obszerniej, gdy będziemy przejeżdżali koło Wyspy Dzikiej, w której władają Kiełbaski tłuste, jego śmiertelne nieprzyjaciółki, przeciwko którym toczy nieustanną wojnę. I gdyby nie pomoc szlachetnego Mięsopusta, ich protektora i życzliwego sąsiada, ten wielki latarnik Popielec byłby je już ze szczętem wyrugował z ich pieleszy.

– Czy to są – spytał brat Jan – samce czy samice, anioły czy śmiertelne istoty, niewiasty czy dziewice?

– To są – rzekł Ksenomanes – samiczki ze płci, a śmiertelne z urodzenia: niektóre prawice, niektóre nie.

– Niechże mnie diabli porwą – rzekł brat Jan – trzymam z nimi. Cóż za rzecz niesłychana w naturze, toczyć wojnę z kobietami? Wracajmy. Nauczmy rozumu tego paskudnego draba.

– Walczyć z Popielcem! – rzekł Panurg. – Do wszystkich diabłów, ja nie jestem tak szalony i tak śmiały zarazem. Quid iuris933, gdybyśmy się znaleźli wzięci we dwa ognie między Kiełbaski a Popielec, jakoby między młot a kowadło. Mór i zaraza! Zabierajmyż934 się stąd! Pomykajmy. Z panem Bogiem, mospanie Popielcze. Polecam ci Kiełbaski, a nie zapomnij też o Kiszce podgardlanej.

903kwanda, monsiorów – Tak nazywały się małe tygielki do wypalania szlachetnych metali. [przypis tłumacza]
904Passato el pericolo, gabbato el santo – Skoro minie niebezpieczeństwo, drwi się ze świętego. [przypis tłumacza]
905Makreoni – długowieczni. [przypis tłumacza]
906w bród – mnóstwo (tak wiele, że można brodzić w obfitości czegoś). [przypis edytorski]
907makarela – rajfurka. [przypis tłumacza]
908odmęt satalijski – wir satalijski (dawna Attalia) naprzeciw Cypru. [przypis tłumacza]
909Montargentan – zatoka toskańska. [przypis tłumacza]
910Plombin – Piombino w Zatoce Toskańskiej. [przypis tłumacza]
911Capo Melio – staroż. Malleum promontorium w Peloponezie. [przypis tłumacza]
912brzegi messyńskie – Maumusson, cieśnina koło ujścia Żyrondy. [przypis tłumacza]
913Morze Karpackie – Morze Egejskie, też nazwane Karpackim od wyspy Karpatos. [przypis tłumacza]
914Wilhelm Dubiel – Wilhelm du Bellay, pan de Langey, brat kardynała, protektora i przyjaciela Rabelais'go i sam mu wielce przyjazny (patrz: Przedmowa). [przypis tłumacza]
915na Drepani w Sycylii – Drepanum. [przypis tłumacza]
916phtyrius – wesz. [przypis tłumacza]
917snać (daw.) – może, podobno, przecież, widocznie, zapewne; także: sna a. snadź. [przypis edytorski]
918wcale (daw.) – całkiem, zupełnie. [przypis edytorski]
919zali (daw.) – czy, czyż. [przypis edytorski]
920hamadriady – nimfy drzewne. [przypis tłumacza]
921Martianus Capella – Rzymski powieściopisarz z V stulecia. [przypis tłumacza]
922Epiterses – Rodak i nauczyciel Plutarcha. [przypis tłumacza]
923Thamous – syryjskie imię Adonisa, którego śmierć opłakiwali co rok jego czciciele, wymawiając po trzykroć jego imię i dodając: „wielki bóg umarł”. To słynne opowiadanie, powtórzone przez Pantagruela, znajduje się w Plutarchu. [przypis tłumacza]
924jeno (daw.) – tylko. [przypis edytorski]
925Wyspa Ścichapęków – Rabelais ma na myśli znienawidzonych świętoszków, obłudników. [przypis tłumacza]
926był go (…) odstręczył – daw. forma czasu zaprzeszłego; znaczenie: odstręczył go wcześniej, uprzednio (przed wydarzeniami a. czynnościami wyrażonymi zwykłym czasem przeszłym). [przypis edytorski]
927tonsura (z łac.: strzyżenie, postrzyżyny) – kółko wygolone na czubku głowy, daw. charakterystyczna fryzura mnichów. [przypis edytorski]
928ichtiofag – rybożerca. [przypis tłumacza]
929indulgencja (daw., z łac. indulgentia) – odpust; odpuszczenie winy, przebaczenie, darowanie. [przypis edytorski]
930nigdy go nie ma na żadnym weselu – Podczas postu wzbronione jest odprawianie wesel. [przypis tłumacza]
931prawdać – konstrukcja z partykułą wzmacniającą „ci”, skróconą do -ć. [przypis edytorski]
932odeń – skrócone: od niego. [przypis edytorski]
933quid iuris (łac.) – jakie prawo (w domyśle: nas obroni). [przypis edytorski]
934zabierajmyż – konstrukcja z partykułą wzmacniającą -że, skróconą do -ż. [przypis edytorski]