Za darmo

Ludzie są dobrzy

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

– Ja pomogę.

– Zmęczysz się.

Chce się zmęczyć, żeby zasnąć od razu, jak dawniej. Bo ta ostatnia godzina strasznie długa – trwa nie wiadomo czy tydzień, czy rok. Zegar nie mówi prawdy.

– Gdzie jest mama?

– Nie martw się. Wróci. Napisze.

Nadszedł list. Odpisała.

„Mamo, przyjedź albo weź mnie do siebie. Kiedy wyjechałaś, było mi smutno wieczorem i w sobotę. W sobotę zawsze wyjedzie mama jednego albo paru dzieci, więc jestem z małymi, żeby się nie nudziły. Ciągle myślę o tobie. Wiem, że wyjechałaś, bo tak trzeba. Ale nie jestem już szczęśliwa. Mam koleżankę, jest dobra. Ale ty jesteś moją przyjaciółką. Mówiłaś, że będziesz na wsi, a jesteś w mieście”.

Pisząc, długo zastanawiała się.

– Napisałam nie wszystko, żeby mamy nie martwić.

Czekać trudniej jeszcze, niż zwyczajnie tęsknić. Co mama odpowie? Bardzo długie było to czekanie.

I mama przyjechała.

*

Teraz mama jest bliżej. Też na wsi, ale nie w kibucu22. Tam, u mamy na wsi, każdy osobno mieszka, dla siebie gotuje i pierze. Nie ma wspólnej jadalni, piekarni ani szwalni. Każdy dla siebie tylko i dla nikogo więcej.

Jest sklep, w sklepie trzeba płacić. Są nawet pieniądze palestyńskie. Mama pokazała: takie same, okrągłe, duże i małe, srebrne i brązowe monety.

– I mydło i naftę musisz kupować?

– No tak.

– A skąd masz pieniądze?

– Szyję, za to mi płacą.

– A oni skąd mają?

– Sprzedają mleko, jajka, jarzyny, owoce.

– A sami co jedzą?

– Zostawiają trochę dla siebie. Tu dzieci więcej dostają. Chcesz być ze mną: byłabyś czasem głodna.

– Nie szkodzi. Wiem. Tam jest tak, jak było wtedy, kiedy pojechaliśmy na letnie mieszkanie z tatusiem. Każdy dla siebie.

W kibucu pracuje się dla wszystkich. Jeden w polu, drugi w oborze, w kuchni albo w warsztacie. Za to dostaje mieszkanie, ubranie, jedzenie i wszystko, co potrzebne. I każdy to samo: szewc i doktor, nauczyciel i piekarz. Wszyscy jednakowo.

– Będę przychodziła do ciebie w soboty.

W sobotę mama przysłała kartkę, że nie może przyjechać, ale na przyszły tydzień na pewno. Smutna była wizyta mamy.

Czeka długo na drodze, a mamy nie ma i nie ma. Może znów nie przyjdzie? A ona musi iść do dzieci. Obiecała – też pewnie się niecierpliwią.

Poszła do dzieci. Biegnie, żeby nie spóźnić się. Nie lubi się spieszyć. Nie lubi o czym innym myśleć, a co innego robić.

Układa domek z klocków i myśli o mamie. Nie udaje się. Pierwszy raz dzieci mówią, że jej domek nieładny; bo ani wieżyczki nie zrobiła, ani nawet porządnego dachu; taki dziurawy dach.

Odkłada klocki, zaczyna rysować.

– Co to jest? – pytają się dzieci.

– Cielątko.

– Wcale niepodobne.

Opowiada bajkę.

– Brzydko opowiadasz.

Nie może lepiej.

– Chodźcie, pójdziemy na spacer.

Idą na drogę. Jest ich czworo. Każde chce trzymać za rękę. Już kłócą się. Zaraz zaczną się popychać. Innym razem byłaby wytłumaczyła.

– Patrz, do tamtego drzewa ty trzymać będziesz za rękę, a potem on.

Albo: „Ty umiesz chodzić, nie przewrócisz się. A on potknie się o kamień i uderzy”.

Ale dziś nie może. Dzieci obrażają się i płaczą. Czy dlatego, że są dziś inne niż zawsze, czy że ona jest inna?

Są na drodze, ale mamy nie widać.

– Idziemy do domu.

Jeden chce, drugi nie chce wracać. Kłócą się, znów płaczą. Rozgniewała się, pierwszy raz rozgniewała się na dzieci, i mówi:

– Jesteście niegrzeczne, brzydkie. Zostańcie tu sobie, ja pójdę sama. Zostawię tu was.

Nie powinno się tak mówić. Bo to nieprawda. Nie zostawi ich, musi razem wrócić do domu. Po co mówić nieprawdę? I nie powinno się gniewać na wszystkie razem dzieci, bo najdłużej będzie płakał ten, który nie kaprysił i wcale nie zawinił. W ogóle niedobrze się gniewać, bo już tak jest, że jeżeli rozgniewasz się na dziecko, ono też zaraz gniewa się. Tak już jest.

Co robić? Gdyby była duża, dałaby radę, ale teraz nie wie.

Przyszła matka dziecka, które najgłośniej krzyczy.

– Dlaczego płaczą? Co tu się dzieje? Źle zrobiłaś, że poszłaś na drogę. Mama twoja wszędzie cię szuka. Idź prędzej, bo nieładnie, że mama obiecała przyjść, a ciebie nie ma. Źle zrobiłaś, że tak daleko dzieci wyprowadzasz.

Źle zrobiła, nieładnie postąpiła. Brzydki domek zbudowała z klocków. Cielątko nie udało się. Jaki smutny dzień. Jaki pierwszy tu dopiero zły dzień. Nic się nie udaje. Teraz ona szuka i mama szuka. Była mama w ganie23, powiedzieli, że poszła z dziećmi. Była w szkole. Nie ma. Może nie tak bardzo chce się z nią zobaczyć? Tak wszystko się poplątało, że przywitanie było jakieś inne i cała pierwsza rozmowa była inna. Zupełnie inaczej, kiedy mama jest zwyczajną mamą, inaczej, kiedy jest gościem. Jakby mama była inna, nie obca, ale inna.

I co będzie z obiadem? Mama nie pracuje tu teraz.

– Czy zapłacisz za obiad?

– Śmieszna jesteś. Dobrze, że nikt nie słyszał, bo by się obrazili. Przecież jestem gościem.

– Ale jesteś moim gościem, a ja też nie pracuję.

Chce być pożyteczna i pomaga, ale mało i nie umie. Wyprowadziła daleko dzieci, gniewali się. Pewnie nie pozwolą przychodzić. Więc co będzie robiła?

Znów miejsca nie może znaleźć. Nie zostanie sama. Chce być z mamą. Rozpłakała się.

– Nie płacz. Poradzę się, co robić.

Poradziła się mama i poszły razem na tę drugą wieś24, gdzie mama mieszka. Ale tylko do jutra, żeby zobaczyła.

*

Och, jaki długi był ten dzień. Każda godzina długa. Trudny był to dzień.

Musiały iść daleko. Mama zmęczona. Gorąco. Wszystko przez nią.

– Czy to tam?

– Nie. Druga wieś. Następna.

Zdaje się, że blisko, a trzeba iść i iść. Chce mówić, rozmawiać jak zawsze – nie może. Idą obok, jakby się gniewały.

Może nie należało się upierać? Trzeba było zostać? I co będzie z dyżurem, kto talerze zmyje? Kto będzie dzieci kąpał dziś wieczorem?

– Mamo, gniewasz się na mnie?

– Na siebie się gniewam, że niemądrze tu gospodaruję.

– Ale wszystko przeze mnie; tylko jesteś dobra, więc nie chcesz się gniewać na mnie.

– I nie chcę, i nie mam za co. Nic złego nie zrobiłaś. Kiedy człowiek zrobi nawet coś złego, to dlatego że nie wiedział albo nie umiał inaczej.

Tak jakoś trudno mama powiedziała.

Potem szły już zupełnie cicho; tylko słońce coraz bliżej idzie do gór – z daleka i długi słychać dzwonek osiołka.

Nareszcie. Przyszły. Obce dzieci patrzą na nią. Obcą szkołę pokazała mama (i ten sklep, gdzie nic bez pieniędzy nie dadzą). I mały pokoik.

Tam wszystko już zna, a tu wszystko nowe. Tam wie, jak każde dziecko nazywa się, a tu patrzą na nią i nie wie, co myślą: może się z niej śmieją?

Usiadły do stołu. Nie było krzesła, tylko łóżko i blaszanka do benzyny, na której usiadła mama. Wsypała jej do herbaty dwie łyżeczki cukru, sobie troszeczkę tylko.

– Mam jedno łóżko. Nawet nie ma miejsca na drugie. Będzie ci niewygodnie.

22kibuc (hebr.) – zebranie, zgromadzenie. W Palestynie nazywano tak osiedla, które zakładali osadnicy żydowscy o sympatiach socjalistycznych. W osiedlach tych dorośli pracowali na rzecz całej wspólnoty, a ich ich dzieci wychowywały się razem. [przypis edytorski]
23gan (hebr.) – przedszkole. [przypis edytorski]
24poszły razem na tę drugą wieś (pot.) – raczej: do tej drugiej wsi. [przypis edytorski]