– Więc ci tu dobrze?
– Bardzo dobrze. Nawet nie wiedziałam, że może tak być.
Potem mama mówi do jednej pani:
– Dzieci są szczęśliwe. Wszędzie im łatwo.
I westchnęła.
Prawie wszystko mamie powiedziała. Tylko jedno ukryła: jest w szkole dziewczynka, która dokucza.
Śmieje się z niej. Mówi: „głupia”. Odepchnęła, kiedy myły ręce przed obiadem. Wykrzywiła się brzydko. Język pokazała. Naumyślnie piłką uderzyła. Rzuciła w nią. Nie bolało, ale przykro. Bo dlaczego? Bo za co?
Nauczycielka zauważyła i gniewała się. Było jeszcze więcej nieprzyjemnie, że przez nią pani się na tamtą gniewa.
– Widzisz? I w Palestynie nie można być tylko dobrą. Ale staramy się gniewać sprawiedliwie. Wszędzie musi się znaleźć ktoś, kto nie umie żyć w zgodzie. Ona nie tylko nowym, ona wszystkim dokucza. Nie zawsze, ale często. Czasem umie być miła. I musisz wiedzieć, że tu ciągle przyjeżdża ktoś nowy. Nowy nie zna naszych porządków, trudno porozumieć się z nim. Nie wszyscy są spokojni jak ty. Są dzieci, którym się zdaje, że tu wszystko wolno, bo Palestyna. Czasem gość z miasta; są dzieci kapryśne i zarozumiałe.
– Wcale mnie nie bolało. Ona tylko lekko potrąciła piłką, nieumyślnie.
Pani pomyślała, popatrzała i mówi:
– Może tobie uda się ją poprawić? Już nieraz tak było. Dobra koleżanka wiele może zrobić. Czasem nauczycielka nie da rady, a koleżanka umie. Bo jeżeli zobaczy, że jesteś dobra dla niej…
Siedzi z mamą na schodku przed gankiem baraku. Ładnie. Wieczór letni. Z lewej strony na górze wieś arabska. Z prawej strony oświetlone okna domu klubowego. Przed nimi duży plac, gdzie chłopcy urządzają wyścigi. Za placem płócienne namioty.
Na niebie dużo gwiazd. Wielkie gwiazdy i małe. Raz wraz oderwie się jedna od nieba i spada.
– Powiedz, mamo, co to jest szczęście?
– Szczęście, moje dziecko?
– Powiedziałaś: dzieci są szczęśliwe. Czy tylko dzieci?
– Dzieciom łatwiej. Bałam się, że tu będzie dla ciebie za głośno. Przyzwyczajona byłaś: tylko tatuś, ty i ja, potem – dziadzio, babcia i ty. Pamiętasz: nawet na podwórko nie lubiłaś wychodzić. Mówię: idź do dzieci. A ty: wolę w domu.
– Ale teraz nie chcę być sama. Mówiłaś zawsze, że za wiele myślę. I dziadzio mówił: męczysz główkę. Tak było. Tu myślę lekko, wesoło. Są myśli, które bolą; a tu fruwają jak motyle. Tam zawsze tylko: co będzie jutro? A tu: co robiłam dzisiaj? Dziś pierwszy raz dzieciom bajkę opowiadałam. Nie bajkę, tak tylko: że był piesek i kotek, że kotek był dobry dla pieska, że kotek dostał mleko, połowę sam wypił, połowę dał pieskowi. Z głowy mówię byle co, ale one słuchają i proszą: jeszcze. Tak łatwo i przyjemnie.
– No widzisz, jeżeli ktoś myśli łatwo i przyjemnie i wie, że będzie tak samo jutro, za tydzień i za rok – szczęśliwy jest.
– Powiem ci. Już niech będzie, że powiem. Bo widzisz, kiedy zauważyłam pierwszy raz, że jestem naprawdę szczęśliwa, tak jakbym się przestraszyła. Bo patrz: tatuś umarł, jestem sierotą. No tak. Sierotom powinno być źle.
– Kto ci to powiedział?
– Wyraźnie nikt nie mówił, ale tak właśnie jest. Tam tak było. Więc nawet chciałam, żeby mi dokuczali; myślałam, że może tatusiowi przykro, że nie martwię się. Ale tatuś jest tu z nami, tylko go nie widzimy. Na okręcie też był. To dziwne. Raz myślałam, kiedy czytaliśmy w szkole Biblię: że są tu, nie byli, ale są tu królowie i prorocy. Pani w szkole mówiła, że góry były zawsze – wtedy też. I my tu teraz jesteśmy.
– Mówiłaś, że nie masz trudnych myśli?
– Wcale nietrudne. Od razu łatwo pomyślałam. Bardzo lubię szkołę. Lubię swój dyżur. Umiem zmywać talerze. I lubię dom dzieci. Przyjemnie podlewać ogródek. Chciałabym zobaczyć deszcz, bo potem zaraz zielono i dużo wszędzie kwiatów.
– Dawniej nie lubiłaś kwiatów.
– Zawsze lubiłam, tylko nie chcę zrywać. Niech sobie żyją. Zerwany kwiat prędko więdnie. Wiesz: tu nawet chłopcy nie łamią gałęzi. Kiedy zrywaliśmy w pardesie19 oliwki, chłopiec ułamał gałązkę. Stał czerwony i zawstydzony, a drugi chłopiec próbował poprawić: potem powiedział: „trudno, każdemu może się zdarzyć”. Przyszedł nauczyciel, zaraz pokazali, zaraz przyznał się. Mógł nie mówić, bo nauczyciel chciał tylko sprawdzić, czy skończyliśmy już i żeby osobno do blaszanek wrzucać zielone oliwki i niebieskie (jak małe śliwki), i żeby worka nie zostawić. Powiedział tak samo: „trudno, każdemu może się zdarzyć”.
– Nie mówiłaś mi, że zrywałaś oliwki.
– Zapomniałam. Tak wiele się tu robi i tyle nowego. Nie dziś, to jutro powiem. Nie gniewasz się?
– Cóż znowu. Przeciwnie: cieszy mnie, że radzisz sobie sama. Bo i ja mam ci coś do powiedzenia.
– Coś wesołego?
– Ani wesołe, ani smutne. Tylko że chcę wyjechać.
– Co? Z Palestyny wyjechać?
– Ależ nie. Może do miasta, może tu niedaleko, na wieś.
– A ja?
– Ty zostaniesz.
– Nie chcę. Nie zostanę bez ciebie. I ty mówisz, że to ani wesołe, ani smutne? To bardzo smutne. Okropne.
– Bądź rozumna. Przecież mało jesteśmy razem. Tylko krótko wieczorem.
– Ale ja cały dzień długo wiem, że ciebie wieczorem zobaczę. Wiem, że jesteś blisko, wiem, co robisz. A kiedy słońce zbliża się do góry, wiem, że zaraz już będziemy razem. Tam wtedy cały dzień byłyśmy razem, a tu ta na schodku godzina20 jest jak cały dzień. Co będę robiła sama?
Chce nie płakać. Udało się.
Pierwszy raz w życiu udało się: może nie płakać, umie nie płakać.
Już ma silną wolę teraz.
Została sama. Nie sama. Ma przyjaciółkę. Nie przyjaciółkę, ale koleżankę.
Rozmawia, lubi ją, razem mają dyżur; ona opowiada, jak będzie w zimie; albo mówią, jak było tam, zanim przyjechała.
– Tam wszystko trzeba kupować, za wszystko płaci się. Ciągle tylko: nie ma pieniędzy. I mleko, i książka, i sukienka, zeszyt, materiał na sukienkę. Nawet jeżeli ktoś chory – doktorowi płacisz za lekarstwo. Jeżeli kto21 nie ma pieniędzy, nie może być zdrów. Więc chory nie pracuje, nie zarabia. Dzieci są głodne. Nawet żeby dostać pracę – też trzeba płacić. Ciągle trzeba targować się i liczyć. Ciągle tylko pieniądze.
– Nie rozumiem. Nie wolno pracować?
– Ja też nie wiem, jak jest naprawdę. Ale tak jest. Muszę zapytać się mamy.
Ale mama daleko gdzieś. I wcale nie wieczorem smutno, tylko już cały dzień.
Długo teraz pomaga w domu dziecięcym. Pomaga rozbierać dzieci do wieczornej kąpieli. Tak ładnie, kiedy stoją pod natryskiem, chcą złapać w ręce wodę i mrużą oczy, które woda zalewa. Chcą patrzeć. Śmieją się i proszą:
– Jeszcze. Jeszcze trochę.
Trzeba odpinać i zapinać guziki, podnosić i przenosić, odkręcać i zakręcać kran albo czekać, bo mały chce sam.
– Ja umiem. Ja sam. – Ja sama.
Potem odstawia, wiesza, układa. Pani wyciera podłogę.