Za darmo

Lewek

Tekst
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Wreszcie pamięć mu wróciła.

Do diabła! Cóż teraz zrobić z tą całą historią! Plątać ją dalej, jak? – konceptu mu zabrakło.

Nagle wspaniała myśl zaświtała mu jak gwiazda zbawienia.

Uśmierci ją!

Tajemnicza dama umrze…

I z ponurą twarzą, grubym głosem opowiedział, pochylony nad swoją kawą, że czarna dama umarła w Nicei… na suchoty14, miesiąc temu, a ostatnie jej słowo było „Ireneusz”…

Powiedziawszy to, zamyślił się głęboko, smutny i znękany.

Słuchacze uszanowali jego boleść ogólnym milczeniem. Od tej chwili aureola cierpienia otoczyła czoło Irka; zaczął chodzić zgarbiony, jakby smutkiem do ziemi przyciśnięty.

Pluł ze wzgardą na wszystkie kobiety, tęskniąc do tej jednej, szacunku i miłości godnej, która „odeszła w dal ciemną, pod błękitnym niebem Italii”.

– Cóż znowu – pocieszali go przyjaciele – trudno zginąć z tęsknoty dla trupa. Miej siłę, oprzytomniej, Irku!

Lecz Irek pozował teraz coraz więcej, drapując się15 w szatę tragiczną, fikcyjna kochanka zaczęła dlań przybierać kształty. Po upływie pewnego czasu nabrał przekonania, że – czarna dama rzeczywiście istniała.

Teraz w węzeł krawatu wpinał szpilki w formie trupich główek, ubierał się ciemno, cały żałobny jak karawaniarz.

Chwilami miał chęć sprawienia sobie krepy16 przy kapeluszu.

Słowem był to wdowiec, wdowiec opłakujący istotę, która – nie istniejąc – śmiercią swą pogrążyła go w bezmiarze boleści.

I często z zamglonymi oczyma siadał w gronie swych przyjaciół, aby wywnętrzyć ból swój drżącym od wzruszenia głosem.

Jeśli go kto w życiu kochał, o! To pewno ta jedna!… Była mu cała oddana pomimo odpychającego chłodu, z jakim miłość jej przyjmował!

Uderzał się w czoło z rozpaczą.

– Byłem względem niej niegodziwy – wołał – lecz czyż to była moja wina! Popsuły mnie te wszystkie inne, popsuły, bo trzysta czterdzieści siedem razy musiałem grać z nimi komedię miłości. A czy która z nich była warta tego?…

– Przecież adwokatowa… – przerywano mu półgłosem.

– Och!… Ona!… I tu Irek mścił się za lekceważenie okazywane mu przez amatorkę kremu. – Och! Ona szczególniej!… głupia, zła, gadatliwa, narzucająca się, nudna i chuda!… o, tak, chuda w przerażający sposób. Stanikiem dobrze zrobionym okłamywała ludzi… lecz on, Irek, wiedział, czego się ma trzymać…

Nie krępował się już teraz w słowach, rozbierając brutalnie kobiety, o których istnieniu wiedział zaledwie. Podniecony, wściekły – mścił się za każdą obelgę, każde odepchnięcie, wyrzuceniem z siebie całej masy kłamliwych szczegółów piętnujących kobietę jak rozpalonym żelazem, na dowód przytaczając tajemnice alkowy, sekrety ciała, ukryte wady lub wdzięki.

I tylko dla nadania sobie pozy i uroku po wracał ciągle do zmarłej, wysławiając ją jako ideał piękności i wdzięku.

– Włosy miała czarne jak kruk i do pięt sięgające – mówił potrząsając głową – oczy szafirowe, twarz bladą… nie! Opisać jej niepodobna, a wreszcie, chcecie? – pokażę wam jej fotografię.

Radość w tłumie powstała ogólna.

– Ale, przysięgnijcie mi na honor, iż nigdy żaden nie da poznać po sobie, że widział ten portret w rękach moich!

Słuchacze, powstawszy, na honor przysięgli.

Gdy Irek do domu powrócił, uczuł kłopot niemały.

Przyrzekł pokazać fotografię zmarłej – hm!… dobrze, ale skąd fotografię dostać?

Nie wypada nic innego, tylko kupić, jakiś „gabinet” i przyjaciołom przed oczyma błysnąć. Nazajutrz, wczesnym rankiem, pobiegł do ateliers fotograficznych.

Podał się za heliominiaturzystę17 amatora, chcącego nabyć kilka fotografii celem robienia studiów.

Podano mu całe stosy wybiórków, portretów osób, które nie zastrzegły sobie sprzedaży publicznej.

Irek szukał długo, wreszcie – wybór jego padł na silną brunetkę o wielkich ciemnych oczach, owiniętą masą białej gazy.

Wydała mu się nadziemską w tym jasnym obłoku. Zjawisko, widmo zmarłej, a nieznanej kochanki.

– Kto jest ta dama? – zapytał.

Fotograf pokręcił głową.

– Nie pamiętam prawdziwie – odparł – fotografia ta zdejmowana już lat kilka temu. Zdaje mi się jednak, że to ktoś z prowincji.

– Nietutejsza?

– O! Za to ręczyć mogę!

– Tym lepiej!

Zapłacił, fotografię zabrał i, cały przejęty ważnością chwili, dzień spędził w gorączce i oczekiwaniu.

Co chwila fotografię wyjmował i przyglądał się rysom brunetki. Była przystojną, choć cokolwiek mało miała dystynkcji. Jakiś uśmieszek w kącikach ust się błąkał; za wiele widać było piersi.

Gaza ratowała jednak wszystko.

Z nadejściem wieczoru Irek do cukierni pędzi – i pomiędzy zebranych już mężczyzn wpadł.

Porwali się wszyscy, zaciekawieni jak stare baby, wyciągając ręce.

– Fotografia? O! Pokaż! Pokaż!

On – stał teraz boleśnie wykrzywiony i powoli kopertę odchyla.

Portret wyjąwszy spojrzał i westchnął.

– Tak!… To ona!… moja święta – jakby przemówić miała!…

I fotografię najbliżej stojącemu podał, a sam, jakby boleścią przybity, na krzesło się usunął. Lecz nagle serdeczny, wesoły śmiech, rozległ się w powietrzu.

14suchoty (daw.) – gruźlica. [przypis edytorski]
15drapować się – tu: stroić się. [przypis edytorski]
16krepa – czarna tkanina, symbol żałoby. [przypis edytorski]
17heliominiaturzysta – osoba wykonująca barwione fotografie. [przypis edytorski]