Za darmo

Chleb i woda

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

– Nie wiem! – westchnął z pokorą, iście nie siódmej rangi.

– Nauczył ich tego mój brat CHLEB!

– Aaa! Wiem. Do tego nie trzeba wielkiej filozofii!

– Tak? A mnie się zdaje, że dużo większej jak twoja.

– Phi! No na przykład!

– CHLEB jest to wszystko, co mówi: „Stój! Milcz! Giń!”.

WODA to wszystko, co mówi: „Idź! Drżyj! Płacz! Czyń!”.

Czyś kiedy nad tym pomyślał… ty niewolniku mego brata… ty…

Nikt tak od czasów Amenhotepa Czwartego nie przemawiał do urzędnika siódmej rangi na urlopie.

Komisarz oprzytomniał. Wstał.

W pierwszym zapędzie chciał się rzucić na bezczelnika, ale wstrzymał się, uczyniwszy krok jeden. Splunął pogardliwie na ziemię i zaczął zabierać się do domu. Mieszkał sielsko, anielsko w karczmie pobliskiej, gdzie Jasiek pijał wódkę i insze trunki.

Ale haczyk zaplątał się we wiklinę, sznurek mokry zaguził się niemożliwie.

Chcąc go wydobyć, musiał się położyć na brzegu i manipulować wychylony ponad wodę.

Dotykał jej niemal twarzą.

Męczył się, potniał. Czuł zawrót głowy.

– Tak! – powiedziała, musnąwszy go falą. – Teraz ci jeszcze coś powiem.

I zaczęła szumieć w ten sposób, że uczepiony rękami do sznurka znieruchomiał.

Uległ ponownie hipnozie ruchu jednostajnego, bezlitosnego…

– Ja i on jesteśmy jednej krwi. I tęsknimy za sobą, jak brat za siostrą, siostra za bratem. Cóż dziwnego… Żyjemy ciągle razem, a ciągle daleko… On mówi ciągle: „Stój! Milcz! Giń!”. I niewolnicy jego stoją… stoją w miejscu, jak zaklęci i milczą, i giną… A moi idą, mijają, przepadają gdzieś w dali śmierci i… zostają żywi na wieki… I nie wiedzą, że zostali. A tamci nie wiedzą, że zginęli.

Rozumiesz?

Nie odpowiadał.

– A ludzie… którym ustały kontrasty CHLEBA i WODY… ludzie tacy, którzy żywią się swym ruchem… swą falą… swoim przeznaczeniem… ludzie wolni, sprzymierzeni z WODĄ i sprzymierzeni z CHLEBEM… ach, tacy ludzie… Ale czy ty mnie rozumiesz?

Nie odpowiadał.

– Chłop… o nie! Ty… wy… nigdy, nigdy!

Mówiła teraz chyba do siebie, chyba do brata, chyba do wiatru czy chmur nim pędzonych, krewnych sobie na niebie. Szumiała ciszej, jakby… sobie samej.

A spod fali zaczęło coś śpiewać: Oooooj rzeko, rzeko, rzeko… Wzięłaś mnie daleko…

– Cicho bądź! – powiedziała temu niewidzialnemu. I znowu szemrała do siebie: – I któż rzuci CHLEB do WODY!… komu chleb wodą się stanie… kto dokona przemiany… największej z przemian ziemi?

– Ooooj! Wodo, wodo, wodo… Zabrałaś mnie młooodo! – zajękło13 śpiewem.

Rzuciła się niecierpliwie i odrzekła:

– Nie zabrałam cię dziecko… Leżysz niedalecko!

– Pod progiem leżę chaty… Nie widzą mnie braty! – wypominał głos żałośliwy.

– No… cichaj chwilkę jeszcze… Zaraz cię popieszczę… – uspokajała go.

– Eeeej! Trzeba było trzeba.

W służbie pana CHLEBA… – narzekało coś.

– Spróbować chciałeś przecie tęsknoty na świecie…

Gdyś widział, że nurt toczy błyskały ci oczy.

– Eeej zażyłaś sposobu… Ściągnęłaś do grobu… – odrzekł głos niecierpliwie.

Na skrzypcach zagrać chciałeś co we mnie słyszałeś – tłumaczyła woda. Zamyśliła się, ucichła. Czyż chciała ściągać do grobu?

Ale wspomniawszy sobie swoje przykazanie, rzekła:

– Co ujrzę, jaką duszę, każdą wołać muszę…

A chcąc pocieszyć biedne, umarłe dziecko, co nie miało sił iść w dal, powiedziała jeszcze pieszczotliwie:

 
– Wzruszona żalami twemi
Daję ojcom ziemi…
Za każdy jęk malutki
Przyrzucę im grudki…
Będą szerzej orali,
Ciebie wspominali…
 

Dziecko ucichło.

Woda osmutniała14 sama od dawanego pocieszenia.

Tak bywa… oj tak bywa! I znowu spytał malec:

 
– A czy wiedzą ojcowie
Żeś ty ze mną w zmowie?
A czy wie grunt i chata,
Za co ta zapłata?
 

I nagle zawiedło15 krzyk głośny, tętniący daleko:

 
– Kochani!… Czy wy wicie,
Że to moje życie!…
 
*

– Jesteś dziś rozmarzony? Co? – pytała WODA.

– Jak zawsze… jak zawsze! – wtrącił CHLEB i zaśmiał się.

13zajękło – dziś popr.: zajęczało. [przypis edytorski]
14osmutnieć – zasmucić się. [przypis edytorski]
15zawiedło (gw.) – zawiodło; od: zawodzić. [przypis edytorski]