Za darmo

Gdzie szczęście?

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Szerokie plecy nieco przygarbił, obie ręce, które od pracy przybrały pozór ciemnych i powęźlonych gałęzi, na grubym kiju oparł i mówić zaczął:

– Dawno to było, daleko dawniej, niżeli początkiem swoim sięga ród Metellów. Na ubogi lud rzymski zemsta Jowisza wypuściła hyenę głodu. Za co Jowisz mścił się na ubogim ludzie? Czy za jego pokorę i poniżenie? Czy za te gorące strugi potu, któremi on rolę niewdzięczną oblewał? Za twardość rąk spracowanych, czy za serce wiecznych łez pełne? Nikt odgadnąć nie mógł, lecz wszyscy czuli, że cierpią i giną. Darmo, o konsularna córo, malowałbym przed tobą męczarnie głodu; nie zrozumiałabyś nawet najsłabszego ich początku, ty, która czujesz się pokrzywdzoną, kiedy ci kuchmistrz poda za mało tłuste pawiątko, albo barwenę nie dość obficie aleksandryjskim sosem oblaną. Oni łaknęli żytnich i owsianych placków tak, jak ty łaknąć możesz chyba nektaru bogów, bo wszystkie ziemskie nektary pijesz tak długo i ciągle, że z mdłością na podniebieniu zapytujesz dna swojej czary: gdzie szczęście!…

Kobieta, do ziemskiej bogini podobna, która teraz w białych i djamentami błyszczących palcach szarpała i gniotła bogate wisiory opasującej ją wstęgi, zawołała:

– Ostrą jest mowa twoja, starcze, lecz mądrą. Codzień wschodzące słońce to zapytanie na dnie mej duszy oświeca i przy biesiadnych lampach zgłoski jegonie gasną, lecz, owszem, srożej palą… Mów dalej, mów dalej! Ostrą jest mowa twoja, lecz mądrą!

– Dawno to było, daleko dawniej, niżeli początkiem swoim sięga ród Metellów, ale istniały już i podówczas podobne temu z potęgi i bogactw rody. Te nie cierpiały głodu, bo dla nich codziennie z Sycylji, z Afryki, z wysp greckich i wybrzeży Azji przybywały okręty przysmakami naładowane i nigdy pomiędzy nimi nie panowała tak, jak właśnie wtedy, szczera i huczna wesołość. Stara kronika przekazała nam wiadomość o Saturnaljach, które odbyły się w owej porze z niesłychaną przedtem wspaniałością biesiad i strojów. Na Janikulu, Suburze, nadtybrzańskich przedmieściach, ludzie jak sine mary chwiali się, mdleli, ginęli… Uczta, którą Kwinkcjusz Walerjus uświetnił zaślubiny swoje, kosztowała 50. 000 sestercji, a podawano na niej sto dań najrozmaitszych i tyleż gatunków wina. Na Janikulu, Suburze, nadtybrzańskich przedmieściach, ludzie jak sine mary chwiali się, mdleli, ginęli. Klaudja Flawja, Pomponja Atia i inne sprowadzały sobie z Miletu suknie, perły z Koryntu. Na Janikulu, Suburze, nadtybrzańskich przedmieściach, ludzie jak sine mary chwiali się, mdleli, ginęli. W paletyńskim teatrze grał najsłynniejszy cytrzysta, a upojeni grą jego słuchacze cytrę mu opasali djamentowym sznurem i w gardło tyle najdroższego z greckich win wlali, aż biedak upił się i długo potem grać nie mógł. U góry Saturnalje huczały, tańczyły, piły; u dołu, w jednej z chat nadtybrzańskich, Anna Perenna rankiem ze snu wieszczego powstała i rzekła: »Skoromtakiego snu była godna, więc w rzeczywistość go zmienię«. Śniło się jej, że od hyeny głodu obroniła lud…

– Kim ona była, starcze; mów prędzej, kim była?

– Niczem wielkiem, clarissima, niczem wielkiem… ot, niech mi wspaniałe uszy twe przebaczą, piekarką ona była, przez całe życie owsiany i żytni chleb piekła, dlatego miała zapasy mąki… Więc drew uzbierała, płomię roznieciła, wody przyniosła i chleb miesić i piec zaczęła, a co upiekła, to wnet chyża jak sarna pomiędzy głodnych rozniosła. Spieszyła, spieszyła! Pot oblewał jej czoło i ból dolegliwy zmęczone członki przejmował, lecz ona nie spoczywała, snem zajęczym usypiając wtedy, gdy w czarnym płaszczu nocy ponikły sine mary, ze świtem dnia wstawała i znów drzewka nosiła, ogień nieciła, miesiła, piekła… Aż dnia pewnego w dłonie z rozpaczą klasnęła… pod cienką warstwą mąki ujrzała twarde, drewniane dno swoich beczek. Czy ona nadal tem twardem drewnem głodnych karmić będzie? Czy wieszczy sen jej przerwie się w połowie – niedokończony? Nie; płomieniem z chaty swojej wybiegła i widziano ją, jak boskim wichrem unoszona, wdzierała się na Palatyn, z portyku do portyku, z pałacu do pałacu, lecąc wszędzie, gdziekolwiek togi purpurą lub stolle złotem świecące spostrzegła, swoje zczerniałe ręce i swój piekarski fartuch nastawiając. Tam jedni na jej widok ze śmiechu za boki się brali, inni na sługi swoje krzyczeli »wygnać tę wściekłą oślicę! « niektórzy, zdala już ją ujrzawszy, krzywili się, jak po hauście octu, lecz byli też tacy, którzy pozwalali, aby ze śmietnisk szczątki ich uczt zbierała, a Kwinkcjusz Walerjusz, mowy jej wysłuchawszy, w głębokiem zamyśleniu tyle garści mąki dać jej rozkazał, ile dań było na jego weselnej uczcie i Klaudja Flawja ze swego sznura korynckich pereł jedną w jej fartuch rzuciła. Nie wiem, co tam więcej czyniła Anna Perenna na tych wspaniałych wzgórzach, co się z nią działo i jakie cuda czy czary sprawiała, stara kronika prawi tylko, że plecy miała od razów służalców sine i na wsze strony poranioną duszę, lecz ręce i fartuch pełne. Snem zajęczym usnąwszy, ze świtem wstawała znowu, drzewka nosiła, płomię nieciła, miesiła, piekła, a co upiekła, to chyżo, jak sarna, pomiędzy głodnych roznosiła, aż różowe strumienie z rąk jej spłynęły w pobladłe żyły mężów i niewiast i drobne dziatki, jak w skwarze zwiędłe kwiaty, odkwitły. Tak trwało długo. Nakoniec z wysokich niebios spłynęła jasna, dobra, urodzajna wiosna i Jowisz na jej cuglach ściągnął ze świata hyenę głodu. Nie Jowiszowi jednak pierwszemu lud składał dziękczynne ofiary, lecz wielkim tłumem chatę piekarni otoczył. „Anno Perenno! – wołano do niej zewsząd – miłośnico biednego ludu, matko karmicielko, bądź błogosławiona! Anno Perenno, z sercem niewieściem, a rozumem męża, z czynnemi dłońmi i chyżą stopą, ze skromnemi usty, a ognistą mową, Anno Perenno, przez którą dobrodziejstw życia używamy, bądź błogosławiona!” Ale ona przed lud, który ją tak wysławiał, wyszła znużona i cicha: „Sługą waszą jestem, – rzekła, – i czyniłam to, co wieszczy sen mój czynić mi rozkazał. Teraz chętnie z tej ziemi zstąpię, bo u wierzchołku jej szczęścia już byłam i nic lepszego nad to, com zaznała, posiąść nie mogę”. Pomiędzy te dęby poszła i, w cieniu ichspocząwszy, w boskiem zachwyceniu rozstała się z życiem. Wdzięczny zaś lud na tem miejscu posąg jej wzniósłszy, od niepamiętnych czasów i niezliczonych pokoleń, jeden dzień w roku pamięci jej poświęca.