Za darmo

Gdzie szczęście?

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

– Daleko więcej niż wysławianiem zalet moich, którego słucham odkąd żyję, ucieszylibyście mię, Domini, gdybyście rozwiązać chcieli zagadkę, która w tej chwili myśl moją udręcza.

Gdy zaś jednogłośnie i żarliwie ją błagali, aby imconajprędzej tej sposobności przypodobania się jej udzieliła, rzuciła krótkie pytanie: – Gdzie szczęście?

Natychmiast z ust ich sypnęły się odpowiedzi.

– W możności oglądania cię, najpiękniejsza!

– W tak wesołem i wszelkich trosk próżnem życiu jak twoje, ulubienico bogów i ludzi!

– W krwi tak dostojnej jak ta, która napełnia szlachetne twe żyły!

– W takiej jak twoja sławie, najpowabniejsza z niewiast rzymskich!

– W takiem bogactwie, jak twoje, spadkobierczyni numidyjskiego Metella!

– W miłości twojej, o boska!

Odpowiedzi tych wysłuchawszy, po raz pierwszy stanęła i, twarzą ku nim obrócona, z uśmiechami, które jak wyostrzone sztylety po całej jej twarzy drgały i migotały, zawołała:

– Jutro… albo nie, na wszystkich bogów! dziś jeszcze przywołam jednego z najuczeńszych prawników rzymskich i u dołu testamentu mojego napisać każę rozkaz, aby, gdy umrę tu, na tem miejscu, zbudowano dla mnie grobowiec, którego kształtu nie oznaczę, – niech sobie nad nim architekci głowy łamią! lecz żądać będę, aby u szczytu otaczały go wyobrażenia głów oślich, albo wołowych…

Słowy temi głęboko zasmuciwszy swoich czcicieli, lecz nie zdoławszy ich obrazić, – bo któż mógłby się gniewać na taką jak ona ziemską boginię! Metella ku jednemu z rozsianych po równinie świętych gajów rękę wyciągnęła i znacznie weselej zapytała:

– Co tam pod temi staremi dębami tak wesołego i uroczystego się dzieje? Słyszę gwar wołań i pieśni, widzę wystrojony tłum niewiast i dzieci.

Jeden z czcicieli jej lekceważąco pochwycił:

– Jest to zapewne motłoch, który obchodzi święto jednego z gminnych bóstw swoich.

– Pójdę tam! – zawołała Metella. – Może pośród motłochu znajdę nad czem zapłakać, lub z czego się uśmiać, bo oddawna już tylko jawnie lub skrycie – poziewam!

Kaprys jej był dla nich rozkazem! więc ze starannie utajoną niechęcią opuścili szeroką, a o tej porze przez świetne towarzystwo napełnioną drogę i szli za nią ścieżkami, które wśród pola wiodły ku wskazanemu przez nią miejscu. U końca orszaku, wysoko nad kwitnącemi kaktusami i płotkami ze strzyżonych bukszpanów i mirtów, sunęła pozłacana lektyka, przez kilku ciemnych Numidów niesiona.

Wśród licznych, czci bóstw różnego rzędu poświęconych gajów, które olbrzymi Rzym otaczały, ten do najmniejszych i do najmniej ozdobnych należał. Nie było w nim tak jak w innych, rozległych i tajemniczych głębi, drogocennych portyków i świątyń, ani tłumu posągów mistrzowskiemi dłońmi rzeźbionych, ani łanów najrzadszych i wonią upajających roślin. Nic, tylko kilka dębów odwiecznych, tak może jak Rzym starych, a połączonemi konarami swemi tworzących głębokie sklepienie, pod którem na piedestale, grubo z prostego kamienia wyciosanym, wznosił się jeden tylko, może jak te dęby stary, grubo przez twarde snać ręce wykuty posąg niewiasty. Żadnych kunsztów i ozdób, tylko źródełko, które z miękiej murawy tryskające srebrnym promykiem wiło się u potężnych pni dębów; żadnych bogactw, tylko nieustannie zmieniające się i ruchome, to ku polu i miastu odpływające, to przybywające od nich gromady ludzi świątecznie, ale prostacko ubranych z rozmodlonemi i zachwyceniem zdjętemi, lecz prostaczemi twarzami. Były to tłumy prostaków, których jakieś uroczyste i do głębi ich wzruszające święto od powszednich, ciężkich prac i trosk oderwało. Proste także, tanie, ubogie przynosili tu oni ofiary: wieńce z leśnych i polnych kwiatów, kosze, napełnione wonnym rozmarynem, placki owsiane, dzbany z mlekiem i płynnym miodem. Z wieńców wznosząc dokoła posągu barwne, trawami rozczochrane, dziką wonią buchające wzgórza, a pod stopy mu sypiąc gałązki rozmarynu i z czar glinianych białe lub złote płyny rozlewając, starcy, mężowie, młodzieńcy, niewiasty, ogromnym chórem, z którego wydobywały się i śpiewnem zawodzeniem szeroko rozbrzmiewały najgoręcej zachwycone i rozmodlone głosy, wołali: