Za darmo

Lokator poddasza

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Tak pogwizdując i zataczając się, schwycił pod rękę Jakuba i pociągnął go za sobą.

– A jak ci tam, moja miętóweczko? – zaczął.

– Jakub – odpowiedział oszołomiony biedak.

– Otóż widzisz, mój Ja… Jasiu, powiem ci tyle, żeś głupi, kiedy szukasz roboty… Robota to nie dla takich, jak ty, robota to głupstwo i wszystko głupstwo…

Przy tych słowach blada i napuchła twarz pijaka okazywała wielkie zmartwienie.

– Powiadam ci… – prawił dalej – jak ci tam?…

– Jakub.

– Powiadam ci, mój Jacusiu, wszystko głupstwo. I to słońce… a psik! Ja zawsze kicham, ile razy spojrzę na słońce… Głupstwo słońce, i ziemia, i domy, i bogactwa… Taki, powiadam ci, człowiek z edukacją, jak ja, utrzymać się nie może, a dopiero ty?… O zaślepienie ludzkie! Ale… jakże ci tam, bo ciągle zapominam?…

– Jakub.

– Otóż, powiadam ci, mój Jędrusiu, ja, z moją szlachetnością w sercu, żebym miał dzieciom chleb odbierać i być niepotrzebny na tym świecie, powiadam ci, poszedłbym na most i… i słowo honoru… hult w wodę… żeby nikomu nie zawadzać, mój Józiu… A może ci świata żal? – dodał pan Ignacy, patrząc błędnymi oczyma w twarz Jakuba. – Jęd… Jędrusiu, turrrkaweczko moja, nie bądź głupi… Wszystko, co tu widzisz dokoła, to marność… to czczość… Plunąć nie warto, powiadam ci…

Nagle urwał i stanął z podniesionym do góry palcem, jakby pragnął powstrzymać grom wzgardy, zbyt pośpiesznie rzucony na otaczającą go rzeczywistość, jakby uznał, że miejsce, na którym znajdują się obecnie, nie usprawiedliwia bynajmniej, może słusznego, lecz w każdym razie zbyt gwałtownego wstrętu do świata. Tu wodociąg, tam szynk, w suterynie20 flaczarnia, a obok niej jeden stragan z pietruszką, drugi z pieczywem, trzeci z wędlinami, przy którym w kociołkach, mających formę wanienek, gotowały się kiszki i kiełbasy… Pan Ignacy uczuł, że na widok ten mięknie mu serce, zaczął więc znowu, ale już z innego tonu:

– Wiesz co; mój Fran… Jakże bo ci tam?…

– Jakub – odpowiedział nieszczęśliwy towarzysz.

– Aha! Otóż wiesz, mój Jasieczku, że… że dalibóg miałbym wielką ochotę zafundować ci co… Możebyśmy też tak… kiszeczki, z bułeczką? Aż mi pachnie, powiadam ci…

– Jeżeliście łaskawi?…

– A możebyśmy, słuchaj, pierwej wódeczki, a potem flaczków?… Widzisz… kiszkę jeść pod straganem, to strasznie ordynarrr…

– Iii… co tam – odparł Jakub.

– A gdyby też, posłuchaj-no mnie, naprzód wódeczki, a potem kiełbaski, hę?… Hum! Widzisz… mój Piotrusiu, ja funduję… tylko ja, nikt więcej… No, ale daj pyska, daj dzióbka… niech cię…

To powiedziawszy, pochylił się na prawo i ucałował kołnierz, potem na lewo i zawadził nosem o ucho Jakuba.

– Ale widzisz, pożycz mi pół rubelka, nic więcej, niech cię Bóg broni… bo… ja nie wziąłem ze sobą…

– Albo ja mam… Skądbym ja wziął! – odpowiedział smutnie Jakub.

– Nie masz?… Fiu. A chciało ci się prośbę pisać?… Fiu… A chce ci się z porządnymi ludźmi pod rękę chodzić?… Dla Boga! I ten bezecny Walek zaznajamia mnie z takim hołyszem21?… Bywaj zdrów, Jacusiu. Muszę wstąpić do cukierni… Może jest kto znajomy… Adiu22

Z tymi słowy pan Ignacy wbiegł do nowego szynku i upadł na ławę, pozostawiając Jakuba na ulicy, zwróconego twarzą ku Wiśle, do której stąd było zaledwie kilkaset kroków.

*

Jakim sposobem trafił, kiedy zasnął i jak długo spał Jakub, trudno zgadnąć; dość, że około zachodu obudził się pod szychtami23, wprawdzie rozgorączkowany, lecz spokojniejszy i przytomniejszy, niż zwykle.

Spał na śmieciach, które rozgrzebywało kilka kur i prosię, tuż koło niego i nie zważając na niego, jak na rzecz martwą. Lecz Jakub był na to obojętny. O kilka kroków od siebie widział on starą i poplamioną, lecz jeszcze dość całą czapkę, z której mógłby zrobić bardzo miły podarunek dla swego syna, nie podniósł jej jednak, tak jakby nie podniósł w tej chwili i woru ze złotem.

Poniżej swego ohydnego posłania dostrzegł on dwóch chłopców, widocznie nie znających się z sobą, z których mniejszy rzucał kamienie na wodę, wyższy zaś zdawał się rozmyślać nad sposobem zawarcia z nim znajomości. Jakub uczuł dziwną sympatię dla tych dwóch wyrostków, chętnie by nawet porozmawiał z nimi, tylko że nie mógł jakoś zebrać się na wypowiedzenie pierwszego słowa; milczał więc i słuchał.

– Hej tam!… – zawołał nagle wyższy – a nie przestaniesz rzucać, hę?…

– No, abo co? – odparł niższy.

– Bo to, że w mordę dostaniesz, jak będziesz rzucał…

– O, a za co?…

– Za to, że nie wolno rzucać na wodę kamieni. Nie wiesz, czy co?…

Kiedy Jakub na próżno usiłował przypomnieć sobie tak dziwny zakaz, mały chłopiec przystąpił do wyższego, który znowu zaczął:

– Widzisz, ty cybulusie, tego łobuza na górze?… – i to mówiąc, wskazał Jakuba.

– Może by w niego z parę razy?… – spytał nieśmiało młodszy.

– Pal go! – zawołał starszy.

Po tej komendzie kilka kamieni świsnęło nad Jakubem, jeden padł około głowy, drugi trafił w chorą nogę. Jakub syknął z bólu i usiadł na śmieciach, co widząc, chłopcy uciekli.

– Czego oni chcą ode mnie?… Com ja im winien?… – mruknął nędzarz.

Lecz, nim zdołał odpowiedzieć na to pytanie, usłyszał za sobą gruby głos:

– Oho, znowu jesteś, ptaszku?… Nie widzieli go tu…

Jakub obejrzał się: za nim stał silny i wysoki człowiek, wyglądający na stróża.

– Jeszcze ci się chce co upolować? – ciągnął przybyły. – Niedawnoś pokradł deski i dziś znowu przychodzisz, kanalio…

– Ja nie kradnę desek – szepnął Jakub.

– Nie kradniesz ty, tylko twój brat za ciebie… Znamy cię lisku… Won stąd!

Biedak podniósł się.

– Czego wy chcecie ode mnie, człowieku?…

– Won stąd! – krzyknął jeszcze głośniej przybyły i schwyciwszy Jakuba za ramię, gwałtownie wypchnął go na drogę.

20suteryna – kondygnacja poniżej parteru, częściowo znajdująca się pod ziemią. [przypis edytorski]
21hołysz (z ukr.) – biedak. [przypis edytorski]
22Adiu (z fr.) – zniekształcone „adieu”, tj.: żegnaj. [przypis edytorski]
23szychta (daw.) – stos bali a. desek. [przypis edytorski]