Za darmo

Lokator poddasza

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Gospodarz spojrzał po izbie, gdzie wszyscy jej mieszkańcy znajdowali się w komplecie. Troje chudych, z nadmiernie wielkimi brzuchami dzieci kryło się między balią a stołem, zarzuconym mokrą bielizną. Czwarte, okryte jakimś czarnym łachmanem, leżało na łóżku, piąte w drewnianej pace na słomie, a ich nędzny ojciec z rozczochranym włosem, najeżonymi wąsami, z bojaźnią w oku stał oparty o komin, obok ciekącej konewki, na której siedział przed chwilą.

Poważną twarz Żyda przebiegł dreszcz wzruszenia.

– Co tamtemu? – spytał już łagodniej, wskazując pakę.

– Coś kaszle, panie gospodarzu – odparła matka.

– A temu co? – ciągnął, wskazując łóżko.

– To dziewczyna, oparzyła się niechcący ukropem.

– A wa!… – syknął gospodarz, i zwracając się do Jakuba, dodał:

– A jak z wami, Jakubie?

Biedak wstrząsnął głową, skurczonymi palcami podrapał komin, lecz milczał.

– No, odpowiedzże panu gospodarzowi – wtrąciła żona.

Jakub poruszył ustami, wlepił niespokojnie swoje okrągłe oczy w twarz gospodarza, lecz znowu milczał.

– Zostańcie z Bogiem – szepnął Żyd i nagle opuścił izbę.

– Niech Pan Bóg prowadzi! – odpowiedziała kobieta, wychylając się przez poręcz za schodzącym gospodarzem, którego w sieni zatrzymał bednarz pytaniem:

– A cóż, panie Lajzer?…

– Niech go Bóg ratuje, to bardzo biedny człowiek… – odparł Żyd i poszedł dalej.

*

– No, Bogu dziękować – mówiła pani Jakubowa, znęcając się nad jakimś podejrzanej formy szmatem7, który gwałtownie i rytmicznie targała prawą ręką, przycisnąwszy go lewą do dna napełnionej wodą balii. – No, Bogu dziękować, szczęśliwieśmy dzień zaczęli. Woda gorące je, mydło je, roboty mamy na jakie pół rubla i gospodarz ustatkował się na jaki miesiąc. Franek… nie grzeb patykiem w kominie, bo jeszcze co zmalujesz. Za parę dni u sklepiczarki umyję podłogę, to nam może znowu zacznie borgować8, a może i przyśle swego siestrzanka, co to je u felczera9, żeby Józi poradził… Maniusiu, weź się do kartofli… Franuś, a biegaj do sklepiku i wyproś bułeczkę chleba, to się odda pojutrze… Moszkowa gadała, że ten siestrzanek to zdatniejszy od innego doktora, więc może by on i tobie, stary, co poradził…

– Oj matusiu… Tak mnie kole… – szepnął chłopak w pace i zakaszlał.

– Niech kole, to i ty jego kol!… Co ja tobie poradzę? – odparła kobieta. – Posłuchaj, stary – zwróciła się do osłupiałego męża – ot widzisz, przecie to i twoje dzieci, pomóż-że im. Oj, bodajem ja była pierwej oślepła, niżem wyszła za ciebie!..

W tej chwili zatrzeszczały i zadudniły schody, a na progu izdebki ukazała się jakaś kobieta, jeszcze młoda, lecz wynędzniała i ubogo ubrana.

– Moja złocista pani Jakubowo – zawołała przybyła – a oddajcież co prędzej statki10, bo mi stara chyba łeb ukręci…

– Statki?… – spytała przerażona praczka. – Statki?… A jakże ja dokończę?…

– Cóż ja na to poradzę, moiście wy… Pókim mogła, pótym wam w sekrecie pożyczała, ale jak się wydało, stara ani słyszeć o was nie chce… Woła, że pójdzie do cyrkułu11, wyzywa od złodziei i powiada, że jak jej w moment nie oddacie balii i sagana12, to wam policjantów naśle z całej Warszawy…

Praczka schwyciła rękoma za krawędź balii.

– Nie dam balii… Nie dam sagana… Nic nie dam!… Ja tu nigdzie statku nie dostanę, a w domu nie ma co jeść i robota pilna..

Przybyła załamała ręce.

– Bójcie się Boga, co wy gadacie?… To za moje dobre serce chcecie, żeby i mnie, i was do cyrkułu powiedli… kumo…

Dzikie uniesienie biednej matki we łzy się rozpłynęło. Cóż miała robić? jak mogła nie oddać rzeczy, które nie były jej własnością?… To też nie dziw, że po kilkuminutowych prośbach i zaklęciach, sama wreszcie wydobyła mokrą bieliznę z balii i sama pomogła wylać z naczyń do rynsztoka13 wodę gorącą, dla której przechowania nawet Marcin, poczciwy bednarz, nie mógł jej statku wynaleźć…

Drobny ten na pozór wypadek obezwładnił biedną kobietę, która siadłszy na jedynym stołku w izbie i ukrywszy twarz w fartuch, zaniosła się od płaczu.

– Ot tobie, stary, żona, ot tobie dzieci – wołała, szlochając. – Chciało ci się żenić, masz teraz… Wszystko się wali na moją biedną głowę, a jakąż ja radę dam, kiedy z izby ostatni żeleźniaczek14 i balijka między Żydy już poszły…

We drzwiach stanął smutny i zadyszany Franek.

– Matusiu – rzekł – we sklepiku nie chcą dać chleba i jeszcze mówią, żeby matusia za dawniejszy zapłaciła…

– Ale… A skądże ja zapłacę, kiedym ostatni grosz na mydło wydała?

– Matusiu… – szepnęło chore dziecię z łóżka – matusiu… chyba my już dziś nic nie będziemy jedli?…

I uroniwszy te słowa, biedactwo utkwiło bojaźliwe spojrzenie w zapłakanej twarzy matki.

Od palącego duszę wzroku dziewczyny Jakubowa odwróciła oczy w inną stronę, a tam zobaczyła pożółkłą twarz kaszlącego chłopca, który ze swojej paki wytknął najeżoną głowę; spojrzawszy ku drzwiom, spotkała trzy pary lękliwie pytających o chleb źrenic; zwróciła się wreszcie ku kominowi, lecz i tam znowu dostrzegła oczy, okrągłe, zapadłe oczy swego biednego męża, utkwione w nią z jakimś bezsilnym wyrazem.

Wówczas w sercu tej kobiety żal i rozpacz przemieniły sie we wściekłość; łzy jej oschły, a przed chwilą uboga praczka zamieniła się teraz w wilczycę, która wietrzy niebezpieczeństwo i postanawia bronić szczeniąt.

– Słuchaj-no, stary – syknęła przez zaciśnięte zęby do męża, kładąc mu na ramieniu ciężką, spracowaną i jeszcze wilgotną rękę. – Słuchaj i rusz-no się, bo w domu nie ma nic…

Stary milczał; żona wstrząsnęła nim.

– Słuchaj, stary, radź co teraz, boś ty chłop, a mnie już wszystko z rąk ucieka… Idź między ludzi i dostań robotę, albo użebraj co, byle chleb był w domu, bo ja tu z dzieciskami nie wytrzymam…

7szmat – dziś w r.ż.: szmata. [przypis edytorski]
8borgować (daw.) – sprzedawać na kredyt. [przypis edytorski]
9felczer – osoba wykonująca proste zabiegi medyczne. [przypis edytorski]
10statki (daw.) – naczynia. [przypis edytorski]
11cyrkuł (daw.) – posterunek policji w zaborze rosyjskim. [przypis edytorski]
12sagan – duży metalowy garnek. [przypis edytorski]
13rynsztok – otwarty kanał ściekowy biegnący wzdłuż ulicy. [przypis edytorski]
14żeleźniaczek – garnek żelazny. [przypis edytorski]