Upragniona

Tekst
0
Recenzje
Przeczytaj fragment
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

ROZDZIAŁ TRZECI

Scarlet stała przed swoim domem i patrzyła. Ledwie mogła uwierzyć. Oto kilka stóp dalej, na chodniku, wpatrując się w nią intensywnie szarymi oczyma, stał ten nowy chłopak, Sage.

Co on tutaj, przed jej domem, robi? Jak długo już tak stał? Obserwował dom? Zamierzał ruszyć w stronę jej domu? Czy po prostu właśnie przechodził obok?

Ale dokąd? Mieszkała na cichej, podmiejskiej uliczce, którą mało kto kiedykolwiek chodził. Chociaż z drugiej strony, była zaledwie dwie przecznice od centrum i nie można było wykluczyć, że zmierzał do jakiegoś konkretnego miejsca. Ale i to było mało prawdopodobne.

Myśl o tym, że tam stał, obserwował jej dom i zamierzał podejść, zdenerwowała ją. Jednocześnie nie mogła zaprzeczyć, że była podekscytowana jego widokiem. Ekscytacja nie była tu odpowiednim słowem. Była raczej… sparaliżowana. Nie mogła oderwać od niego oczu. Od jego gładkiej skóry, silnej szczęki, dumnie zarysowanych kości policzkowych i nosa, jego szarych oczu, długich rzęs – nigdy nie spotkała nikogo, kto choćby odrobinę go przypominał. O tak arystokratycznym i dumnym wyglądzie. Wydawał się taki nie na miejscu, jakby trafił tu wprost z szesnastowiecznego pałacu.

Nie mogła też nie zauważyć, że cała się spięła na jego widok. A było to uczucie, jakiego nie chciała akurat odczuwać. Przecież jej najlepsza przyjaciółka, Maria, jasno dała do zrozumienia, że ma na jego punkcie obsesję. Jak wielkie zło wyrządziłaby, gdyby jej go odebrała? Maria nigdy by jej tego nie wybaczyła. A i sama sobie również nie potrafiłaby tego wybaczyć. Poza tym, miała Blake’a. A może nie?

Ponownie pomyślała o wiadomości od Vivian, o tym, że Blake dał jej kosza. Czy naprawdę Blake tak jej powiedział? Czy też Vivian sama to wymyśliła? Tak, czy siak, była niemal pewna, że Blake zniknął z jej życia na dobre.

– Yyy… cześć – powiedziała, nie wiedząc, co innego mogłaby powiedzieć. Przecież nigdy nawet nie zostali sobie przedstawieni.

– Nie chciałem cię wystraszyć – odparł.

Zakochała się w jego głosie. Był cichy, delikatny, ale jednocześnie przejmujący. Choć był łagodny, w jego tonie było też coś apodyktycznego. Mogłaby słuchać go całą wieczność.

– Jestem Sage – powiedział, wyciągając dłoń.

– Wiem – powiedziała i uścisnęła go.

Dotyk jego skóry był elektryzujący. Sprawił, że jej rękę przeszył prąd, kiedy tak trzymał jej lodowatą dłoń w swojej ciepłej.

– Małe miasteczko – dodała jako wytłumaczenie i zaraz potem poczuła zażenowanie. Głupio postąpiła; nie powinna przyznawać się do tego, że znała jego imię. Wyszła przez to na plotkarę.

Chwilę, pomyślała. Skąd te myśli? Przecież był facetem Marii. Prawda?

– Masz bardzo zimną rękę – powiedział, kiedy spojrzał na jej dłoń.

Scarlet cofnęła ją skrępowana.

– Wybacz – powiedziała i wzruszyła ramionami.

– Nie powiedziałaś, jak masz na imię – powiedział.

– Ach, przepraszam. Myślałam po prostu, że je znasz – powiedziała, po czym dodała – nie żebym była jakaś sławna, czy popularna. Tylko… cóż, mała mieścina, wiesz jak to jest?

Zaczęła się jąkać, pogarszając wszystko jeszcze bardziej z każdym kolejnym zdaniem. Zawsze to robiła, kiedy puszczały jej nerwy w obecności chłopaków.

– W każdym razie jestem Scarlet. Scarlet Paine.

Uśmiechnął się.

– Scarlet – powtórzył niczym echo.

Uwielbiała, jak zabrzmiało jej imię w jego ustach.

– Szkarłat to kolor wielu rzeczy. Wina, krwi, czy też róż. Oczywiście, wolę to ostatnie – dodał z uśmiechem.

Scarlet odwzajemniła jego uśmiech. Kto teraz tak mówił? − zastanawiała się. Jakby pochodził z innych czasów, innego miejsca. Nie mogła się doczekać, aby dowiedzieć się o nim czegoś więcej.

– Co tu robisz? – spytała i zaraz pomyślała, że potraktowała go zbyt ostro. – Nie, żebym była jakaś bezczelna, czy coś. Chodziło mi raczej o to, co robisz przed moim domem?

Przez chwilę wyglądał na podenerwowanego.

– Tak – powiedział. – Osobliwe zgranie w czasie, nieprawdaż? Byłem po prostu w okolicy i pomyślałem, że nieco pozwiedzam. Jestem tu nowy i pomyślałem, że zobaczę, dokąd prowadzą te drogi. Nie miałem pojęcia, że prowadzą do ciebie.

Scarlet poczuła się odrobinę lepiej. Przynajmniej nie nachodził jej domu, ani nic z tych rzeczy.

– Cóż, wiele tu nie zobaczysz. Miasteczko ma zaledwie kilka przecznic w obydwu kierunkach. Kilka przecznic w tę stronę i to wszystko.

Uśmiechnął się.

– Tak, sam zacząłem to dostrzegać. Nagle Ruth podbiegła do niego, skoczyła i polizała mu dłoń.

– Nie skacz – zbeształa ją Scarlet.

– W porządku – powiedział.

Uklęknął i pogłaskał Ruth delikatnie, przesuwając dłoń po jej sierści i drapiąc ją za uchem. Ruth nachyliła się i polizała mu policzek. Zaczęła skomleć tak, że Scarlet zauważyła, iż naprawdę go polubiła. Była w szoku. Ruth była zawsze o nią taka zazdrosna. Nigdy nie widziała, by jakiś obcy wzbudził w niej taką sympatię.

– Ależ z ciebie piękny zwierzak, co Ruth? – powiedział.

Ruth podniosła się i ponownie go polizała, a on pocałował ją w nos.

Scarlet była zdumiona.

– Skąd wiedziałeś, że nazywa się Ruth?

Nagle wyprostował się, zbity z tropu.

– Hm… Przeczytałem. Na zawieszce przy jej obroży.

– Ale przecież jest rozmazana – powiedziała. – Znaczy, ledwie sama mogę ją odczytać.

Wzruszył ramionami i uśmiechnął się.

– Wiecznie powtarzają mi, że mam dobry wzrok – powiedział.

Ale Scarlet nie była przekonana. Przywieszka była niemal całkowicie wytarta i nie potrafiła w żaden sposób zrozumieć, jak mógł ją odczytać. To ją wkurzyło. Skąd znał jej imię?

Jednocześnie jednak, czuła się swobodnie, kiedy stał tuż obok. A wziąwszy pod uwagę stan, w jakim się znajdowała, miło było mieć towarzystwo. Nie chciała, żeby sobie poszedł. Ale jednocześnie przyszła jej na myśl Maria i to, jaka byłaby zła, gdyby akurat tędy przejeżdżała i zobaczyła, że stoi tu razem z nim. Byłaby tak bardzo zazdrosna. Prawdopodobnie znienawidziłaby ją do końca życia.

– Jesteś tu owiany tajemnicą – powiedziała Scarlet. – Nowy chłopak. Nikt tak naprawdę nic o tobie nie wie. Ale wiele osób bardzo chciałoby się dowiedzieć.

– Naprawdę? – wzruszył ramionami.

Scarlet poczekała, ale nie zaoferował nic więcej.

– Więc.. no… jaka jest twoja opowieść? – spytała.

– Pewnie każdy jakąś ma, prawda? – spytał.

Odwrócił się i spojrzał na horyzont, jakby rozważał, czy jej powiedzieć.

– Moja chyba jest nudna − powiedział. – Moja rodzina… niedawno się tu przeprowadziła. Więc i ja tu jestem, zaliczając ostatnią klasę.

– Słyszałam, że masz siostrę… czy tak?

W kąciku jego ust pojawił się uśmiech.

– Wieści szybko się tu rozchodzą, co? – zapytał.

Scarlet zarumieniła się.

– Przepraszam – powiedziała.

– Tak, mam jedną – odparł, lecz nie zaoferował nic więcej.

– Przepraszam, nie chciałam być wścibska – powiedziała.

Spojrzał na nią, a kiedy ona popatrzyła na niego, ich oczy spotkały się – i przez chwilę poczuła, że jej świat zaczął topnieć. Po raz pierwszy tego dnia poczuła, że jej wszystkie troski uleciały daleko. Poczuła, że ogarnęło ją uniesienie.

Chciała przestać wpatrywać się w niego, zapanować nad swymi uczuciami, pragnęła przywołać myśli o Marii i wypchnąć go ze swego umysłu. Ale nie potrafiła. Była sparaliżowana.

– Pochlebia mi, że byłaś – powiedział.

Spoglądał tak jeszcze przez chwilę, po czym dodał

– Chciałabyś pójść ze mną na spacer?

Jej serce zaczęło walić mocno. Rzeczywiście pragnęła tego. Chciała to zrobić ponad wszystko inne. Ale obawiała się. Nie pozbierała się jeszcze po chwilach spędzonych z Blakiem. Wciąż nie ufała sobie, swoim uczuciom, swemu ciału, reakcjom. I bała się zdradzić swoją najlepszą przyjaciółkę – mimo tego, że tak naprawdę Maria nie miała do niego żadnych praw. Ponad wszystko, nie ufała samej sobie.

Cokolwiek wydarzyło się między nią a Blakiem, ten impuls, by się pożywić, wciąż mógł skrywać się gdzieś tam w zakamarkach. Równie mocno, jak chciała dowiedzieć się czegoś więcej, odczuwała też potrzebę, by go chronić.

– Przykro mi – powiedziała. – Nie mogę.

Kiedy skinął głową, zauważyła w jego spojrzeniu rozczarowanie.

– Rozumiem.

Scarlet nagle usłyszała odgłos trzaskających drzwi w swoim domu oraz przyciszone głosy, przybierające z każdą chwilą na sile. To jej rodzice, kłócili się. Słyszała to nawet z tej odległości. Kolejne drzwi trzasnęły z hukiem. Scarlet odwróciła się ku domowi i spojrzała z zatroskaniem.

– Wybacz, ale muszę już wracać – powiedziała, kiedy odwróciła się, by się z nim pożegnać.

Kiedy jednak to zrobiła, była zupełnie skonfundowana. Po Sage’u nie było śladu. Nigdzie.

Rozglądała się w obie strony, w górę i dół przecznicy, ale niczego tam nie zobaczyła. To było nie do pojęcia. Jakby właśnie zniknął.

Zastanawiała się, jak mógł tak szybko uciec. To było niemożliwe.

Zaczęła zastanawiać się, dokąd pobiegł, i czy wciąż pozostało jej wystarczająco czasu, by go dogonić. Ponieważ w tej chwili poczuła nieodpartą chęć bycia z nim, porozmawiania. Zdała sobie sprawę, że właśnie popełniła najgłupszy błąd w życiu, mówiąc nie. Teraz, kiedy go już nie było, każda cząstka jej ciała wyrywała się boleśnie do niego. Była taka głupia. Nienawidziła się za to.

Czy straciła szansę na dobre?

ROZDZIAŁ CZWARTY

Wciąż wstrząśnięta spotkaniem Sage’a, Scarlet weszła do domu pogrążona w myślach.

Została brutalnie wyrwana ze swego świata, kiedy natknęła się na kłócących się rodziców. Nie mogła w to uwierzyć. Nie potrafiła przypomnieć sobie, żeby choć raz w całym jej życiu sprzeczali się ze sobą, a teraz nie robili nic innego; poczuła wyrzuty sumienia, zastanawiając się, czy miało to coś wspólnego z nią. Nie mogła otrząsnąć się z wrażenia, że coś złego wkradło się do ich życia, coś, co nie chciało odejść i co zdawało się z dnia na dzień jedynie nasilać. I nie mogła pozbyć się przeczucia, że to wszystko jej wina.

 

– Posuwasz się za daleko – Caleb wrzasnął na Caitlin za zamkniętymi drzwiami. – Poważnie. Co w ciebie wstąpiło?

– Co wstąpiło w ciebie? – odparowała Caitlin. – Zawsze byłeś za mną, zawsze trzymałeś moją stronę. Teraz wygląda na to, że nie możesz pogodzić się z faktami.

– Nie mogę – odparował.

Scarlet nie chciała słuchać tego ani chwili dłużej. Jakby jej dzień nie był już dostatecznie zły – konieczność wysłuchiwania tego doprowadzała ją do pasji. Chciała, żeby przestali się kłócić. Pragnęła, by ich życie po prostu wróciło do normy.

Zrobiła kilka kroków i popchnęła drzwi do jadalni, mając nadzieję, że jej obecność sprawi, że przestaną.

Oboje umilkli w połowie zdania, obrócili się na pięcie i spojrzeli na nią, jakby zobaczyli ducha.

– Gdzie byłaś? – warknął tata.

Scarlet była zaskoczona: jej tata nigdy jeszcze nie wydarł się na nią, nigdy nie użył wobec niej tego tonu. Jego twarz była wciąż zaczerwieniona od kłótni. Ledwie go rozpoznawała.

– Co masz na myśli? – powiedziała, zastanawiając się. – Byłam na chwilę na zewnątrz, kilka minut.

– Nie. Poszedłem na górę sprawdzić w twoim pokoju, potem zobaczyłem, jak wychodzisz, a to było godzinę temu. Gdzie poszłaś? – nalegał, podchodząc do niej wokół stołu. – Nie waż się kłamać.

Scarlet odniosła wrażenie, że zupełnie postradał zmysły. Nie tyko mama zaczęła wariować, ale również tata. Czuła, jakby walił się cały jej świat.

– Nie wiem o czym mówisz – odburknęła, sama podnosząc głos. Ale zaczęła się zastanawiać, czy w jakiejś mierze nie straciła poczucia czasu. Czy coś się z nią działo? Czy znów gdzieś poszła i tego nie pamięta? Na myśl o tym jej serce zabiło mocniej. Zaczęła po cichu się denerwować.

– Nie kłamię. I nie podoba mi się, że mnie o to posądzasz.

– Masz pojęcie, jak bardzo martwiliśmy się o ciebie? Już miałem znowu dzwonić na policję.

– Przepraszam! – odwrzasnęła. – Nic takiego nie zrobiłam.

Cała trzęsła się w środku z powodu ogromu jego gniewu i nie mogła już dłużej tego znieść. Odwróciła się i wyparowała z pokoju, wybuchając płaczem. Wbiegła na górę po schodach.

Miała już dość rodziców. Zbyt wiele było tego wszystkiego. Teraz już nawet własny tata jej nie rozumiał. Dotąd zawsze, przez całe życie, był po jej stronie, we wszystkim.

– Scarlet, wracaj tu natychmiast! – krzyknął.

– NIE! – odkrzyknęła przez łzy.

Usłyszała odgłos kroków taty idącego za nią po schodach i przyspieszyła. Przebiegła korytarz, wpadła do swojego pokoju i zatrzasnęła drzwi.

Chwilę później załomotała o nie jego pięść.

– Scarlet, otwórz drzwi. Przepraszam. Chcę tylko porozmawiać. Proszę. Wybacz mi.

Lecz Scarlet wyłączyła światło i wskoczyła do łóżka, zwijając się w kłębek. Usiadła, płakała, i płakała.

– Odejdź! – krzyknęła.

W końcu, po chwili trwającej zdawałoby się całą wieczność, usłyszała odgłos odchodzących kroków.

Było za wcześnie na sen, a Scarlet była zbyt otępiała, by robić cokolwiek innego. Po długiej chwili, sięgnęła po swój telefon. Sygnalizował powiadomienia jak oszalały – jej strona na Facebooku puchła od nowych postów i wiadomości. Poczuła się tylko jeszcze gorzej i wyłączyła go.

Po dłuższym czasie położyła się na boku, spoglądając przez okno na drzewa, na przeróżne barwy drgające w ostatnich prześwitach słońca tego dnia. Widziała, jak kilka liści opadło na jej oczach z drzew, wirując wokół własnej osi do samej ziemi.

Czuła się przytłoczona smutkiem. Blake nie chciał jej znać; Vivian nastawiła całą szkołę przeciwko niej; przyjaciółki nie rozumiały jej; rodzice jej nie ufali; nie wiedziała, co takiego dzieje się z jej ciałem. A przede wszystkim, zmarnowała szansę porozmawiania z Sagem. Wszystko szło na opak. I nie potrafiła powstrzymać się od powracania pamięcią do tej chwili, kiedy była wraz z Blakiem nad rzeką. Nie mogła przestać myśleć o tym, co się z nią dzieje. Kim tak naprawdę jest?

Sięgnęła i chwyciła swój pamiętnik oraz ulubiony długopis, nachyliła się i zaczęła pisać.

Nie pojmuję już swego życia. Jest nierzeczywiste. Właśnie poznałam najniezwyklejszego chłopaka na świecie. Sage’a. Nie przyznam się do tego, ponieważ podoba się Marii, ale nie mogę przestać o nim myśleć. Mam wrażenie, że skądś go znam. Ledwie zamieniliśmy słowo, a mimo to poczułam silną więź między nami. Jeszcze silniejszą niż z Blakiem.

Ale znikł tak szybko, a ja głupia go odtrąciłam. Teraz tego żałuję. Tak wiele pytań chciałabym mu zadać. Na przykład, kim jest. Co tutaj robi. I dlaczego był przed moim domem. Powiedział, że tylko przechodził obok, ale jakoś nie mogę w to uwierzyć. Sądzę, że mnie szukał.

Nie poznaję już swoich rodziców. Każdego dnia, wszystko zmienia się tak bardzo. Nie wiem też, kim ja sama jestem. Jakby cały świat, który znałam, który był taki znajomy i bezpieczny, nagle znikł, zastąpiony przez inny. I mam wrażenie, że jutro znowu wszystko się zmieni.

Boję się jutra. Czy wszyscy mnie znienawidzą? Czy Blake mnie zignoruje? Czy zobaczę się z Sagem?

Nie potrafię choćby wyobrazić sobie, co przyniesie ze sobą następny dzień.

*

Scarlet otworzyła oczy obudzona dźwiękiem dzwonka do drzwi. Wyjrzała na zewnątrz i z szokiem zauważyła, że jest już późny ranek. Słońce wlewało się do sypialni. Uświadomiła sobie, że zasnęła w ubraniu, na pościeli. Chwyciła budzik i obróciła go: ósma trzydzieści. Serce zadrżało w przypływie paniki. Była spóźniona do szkoły.

Dzwonek odezwał się ponownie i Scarlet skoczyła na nogi. Zważywszy na to, która była już godzina, założyła, że jej rodzice wyszli do pracy i sama musiała otworzyć drzwi. Kto mógłby tak wydzwaniać o tej wczesnej porze?

Kusiło ją, aby to zignorować, by wyszykować się szybko do szkoły, ale dzwonek znowu zadzwonił.

Ruth szczekała raz za razem, aż w końcu Scarlet wypuściła ją z pokoju i podążyła za nią schodami w dół, przez salon, do drzwi.

Ruth stała przy nich, szczekając jak oszalała.

– Ruth!

W końcu Ruth ucichła, kiedy Scarlet zbliżyła się do drzwi. Powoli pociągnęła za nie, otwierając.

Serce jej zamarło.

Oto stał przed nią, spoglądając jej w oczy, Sage. W obydwu dłoniach trzymał długą czarną różę.

– Przepraszam, że tak wpadam – powiedział. – Ale wiedziałem, że będziesz jeszcze w domu.

– Skąd? – spytała, zupełnie zdezorientowana.

On jednak tylko na nią spoglądał.

– Mogę wejść? – spytał.

– Hm… − zaczęła Scarlet.

Właściwie rozpaczliwie pragnęła zaprosić go do domu, jednakże z drugiej strony była nieco wystraszona. Co on tutaj robi? Dlaczego przyniósł jej czarną różę?

Ale znowu nie mogła go odesłać.

– Pewnie – powiedziała. – Wchodź.

Sage uśmiechnął się szeroko i zrobił jeden wielki krok ponad progiem.

Kiedy to zrobił, nagle, ku jej zdumieniu, zaczął pogrążać się w podłodze. Tonął coraz głębiej, jakby wpadł w ruchome piaski. Wyciągnął dłoń i krzyknął do niej

– Scarlet! Pomóż mi!

Scarlet sięgnęła w dół i chwyciła go za dłoń, próbując podciągnąć do góry. Ale nagle ona również wleciała do dziury, wpadając twarzą w dół. Krzyknęła z całych sił, lecąc z pełną prędkością ku czeluściom ziemi.

Obudziła się z krzykiem. Rozejrzała się po pokoju z mocno bijącym sercem. Przez okno przebijały pierwsze promienie słońca. Spojrzała na budzik. Szósta piętnaście.

Zasnęła w ubraniu. Odetchnęła głęboko, kiedy uświadomiła sobie, że to tylko sen.

Serce waliło jej mocno. Sprawiał wrażenie takiego prawdziwego.

Wstała z łóżka, poszła do łazienki i kilkakrotnie opryskała twarz zimną wodą, starając się obudzić. Jednakże, kiedy spojrzała w lustro, obawy jedynie się spotęgowały: jej odbicie. Było inne. Było tam, jednak jakieś półprzejrzyste, jakby była duchem. Jakby stopniowo zanikała. Najpierw pomyślała, że to światło płata jej figle. Jednak podkręciła oświetlenie, ale odbicie wciąż było takie samo.

Była tak wystraszona, że miała ochotę się popłakać. Nie wiedziała, co robić. Potrzebowała czegoś, dzięki czemu odzyskałaby równowagę. Musiała z kimś porozmawiać. Z kimś, kto powiedziałby jej, że wszystko będzie w porządku. Że nie wariuje. Że nie przechodzi żadnej przemiany. Że jest tą samą dotychczasową Scarlet.

Z jakiegoś powodu, pomyślała o propozycji mamy, o tym księdzu. Teraz czuła, że naprawdę jest jej potrzebny. Może on pomógłby jej zrozumieć, co się z nią dzieje.

Wyszła na korytarz, a kiedy to zrobiła, zobaczyła mamę idącą tamtędy, ubierającą się do pracy.

– Mamo? – spytała.

Caitlin zatrzymała się i odwróciła, wyglądając na zaskoczoną.

– Och, kochanie! Nie wiedziałam, że wstałaś tak wcześnie – powiedziała. – Wszystko w porządku?

Scarlet skinęła głową, obawiając się, że się rozpłacze, po czym przeszła przez korytarz i mocno ją uściskała.

Mama odwzajemniła się tym samym i zakołysała się razem z nią. Przyjemnie było poczuć się w jej objęciach.

– Kochanie, tęsknię za tobą – powiedziała. – I bardzo cię kocham.

– Ja ciebie też – powiedziała Scarlet ponad ramieniem i zaczęła szlochać.

– Co się stało? – spytała mama, kiedy odsunęła się od niej.

Scarlet wytarła łzę z kącika oka.

– Pamiętasz swoją propozycję sprzed kilku dni? Żeby spotkać się z księdzem?

Skinęła głową.

– Chciałabym to zrobić. Możemy iść razem? Dzisiaj po szkole?

Mama uśmiechnęła się szeroko, wyglądając, jakby kamień spadł jej z serca.

– Oczywiście, kochanie.

Przytuliła Scarlet ponownie.

– Kocham cię. Nigdy o tym nie zapominaj.

– Ja ciebie też kocham, mamo.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Scarlet dotarła do szkoły wcześnie, po raz pierwszy od bardzo dawna. Korytarze nie zapełniły się jeszcze i kiedy szła do swej szafki, szkoła przypominała wymarłe miasto. Przyzwyczaiła się do tego, że przychodzi późno, kiedy panuje tu wielki ścisk, ale dziś, po tym nocnym koszmarze, nie mogła sobie znaleźć miejsca w domu. Sprawdziła Facebooka i Twittera. Zobaczyła niedorzeczną ilość wyświetleń w następstwie pojawienia się − dzięki Vivian i jej przyjaciółkom − postów na jej temat, i obawiała się bardzo, jak zareaguje na to szkoła. Czuła, że wcześniejsze pojawienie się w jakiś sposób może temu zaradzić. Przychodząc tu teraz czuła się przynajmniej nieco pewniej, bardziej przygotowana.

Chociaż wiedziała, oczywiście, że nic dobrego jej nie czeka. Wkrótce te korytarze miały zapełnić się miażdżącą ilością dzieciaków, które zbiją się w grupki, przytłaczając ją swą liczebnością i zaczną patrzeć i szeptać. Włączając w to być może Blake’a. Zastanawiała się, co też mógł powiedzieć o ich randce. Czy powiedział o wszystkim, co się tam stało? Czy powiedział, że była jakąś wariatką?

Na samą tę myśl zrobiło się jej tak niedobrze, że darowała sobie tego ranka śniadanie. Będzie zmuszona wypić piwo, którego sama nawarzyła. Zastanawiała się, ile setek dzieciaków śledzi te posty – i co takiego o niej myślą. W jakiejś mierze miała ochotę po prostu zwinąć się w kłębek, umrzeć, uciec, zostawić to miasto za sobą i już nigdy tu nie wracać.

Wiedziała jednak, że nic z tego nie wchodziło w grę, więc pomyślała, że lepiej zachowa dzielną minę i przebrnie przez to jak najszybciej.

Kiedy otworzyła szafkę i wzięła książki potrzebne na zajęcia tego dnia, uzmysłowiła sobie, jak bardzo zalegała z pracami domowymi. To również nie było do niej podobne. Ostatnie dwa dni były tak szalone, tak odmienne od wszystkiego dotychczas. Co gorsza, gdy zmrużyła powieki przed porannym światłem sączącym się przez okna, zauważyła, że okropnie boli ją głowa. Uzmysłowiła sobie, że osłania oczy w nad wyraz jaskrawym korytarzu i ponownie zaczęła zastanawiać się, czy coś jest z nią nie w porządku. Czy nadal jest chora, lub coś w tym rodzaju?

Zauważyła stare okulary przeciwsłoneczne na górnej półce szafki i miała ochotę założyć je wewnątrz budynku, na cały dzień. Lecz wiedziała, że to przyciągnęłoby jedynie jeszcze więcej negatywnej uwagi.

Niczym fala przyboju, szkolne korytarze zaczęły wypełniać się dzieciakami, napływającymi ze wszystkich stron. Zerknęła na telefon i zdała sobie sprawę, że jej pierwsza lekcja miała zacząć się już za kilka minut. Wzięła głęboki oddech i zamknęła szafkę.

Zauważyła, że w telefonie nie było żadnych nowych wiadomości i jej myśli na powrót skierowały się ku Blake’owi i wczorajszemu popołudniu. Do tego, jak uciekła. Ponownie zastanowiło ją, co też musiał naopowiadać innym. Czy rzeczywiście powiedział te wszystkie krzywdzące ją rzeczy? Że dał jej kosza? Czy też Vivian wszystko zmyśliła? Co naprawdę myślał o niej? I dlaczego nie odpowiedział na żadną jej wiadomość?

 

Założyła oczywiście, że jego milczenie też było odpowiedzią. Że się wkurzył i nie był nią już zainteresowany. Ale miała nadzieję, że chociaż odpowie i sprawdziła telefon jeszcze raz, tak w razie czego – nawet jeśli miałby oznajmić, że nie jest już zainteresowany. Nienawidziła braku wiadomości.

Jakby tego wszystkiego było mało, nie potrafiła również przestać myśleć o Sage’u. Ich spotkanie przed domem było takie tajemnicze. Żałowała, że go opuściła, że nie miała kilku jeszcze chwil, by z nim porozmawiać, zapytać o coś więcej. Jednakże, sen przeraził ją i nie mogła pojąć, dlaczego Sage utkwił w jej umyśle, nawet bardziej niż Blake.

Poczuła się taka zdezorientowana. Co do Blake’a miała wrażenie, jakby świadomie o nim myślała; natomiast z Sagem było tak, jakby nie mogła powstrzymać się od myślenia o nim − czy tego chciała, czy nie. Nie rozumiała siły uczuć, które do niego żywiła. Co dziwne, choć znała Blake’a od wielu lat, czuła, że w jakiś sposób Sage był jej bliższy. Martwiło ją przede wszystkim to, że nie widziała w tym żadnego sensu. Nie cierpiała, kiedy czegoś nie mogła pojąć – zwłaszcza, jeśli chodziło o miłość.

– Mój Boże, Scarlet? – odezwał się czyjś głos.

Kiedy zamknęła szafkę, zobaczyła stojącą obok Marię, przyglądającą się jej, jakby była osławioną znakomitością.

– Nigdy nie przychodzisz wcześnie! Wysłałam do ciebie z milion wiadomości wczorajszego wieczora! Co się stało? Wszystko w porządku?

Scarlet poczuła ukłucie żalu; była zbyt wstrząśnięta, by odpowiedzieć na wszystkie jej pytania. Poczuła też przy niej jakiś nowy niepokój, ze względu na swe uczucia do Sage’a. Przecież Maria jasno stwierdziła, iż ma obsesję na jego punkcie. Gdyby dowiedziała się, że Scarlet rozmawiała z nim poprzedniego wieczora – i to przed swoim domem – obawiała się, że wkurzyłaby się na nią. Maria była taka zazdrosna i zaborcza, kiedy chodziło o chłopaków. Zawsze sądziła, że na kimkolwiek spocznie jej wzrok, ta osoba należy już do niej – nieważne, czy wiedziała o jej istnieniu, czy też nie. A jeśli ktokolwiek choć na chwilę wszedł jej wówczas w drogę, natychmiast stawał się jej wrogiem. Potrafiła być mściwa – i nigdy nie wybaczała ani nie zapominała. Była tego rodzaju człowiekiem: albo twoją najbliższą przyjaciółkę, albo śmiertelnym wrogiem.

– Przepraszam – odparła Scarlet. – Padłam wcześnie, nie czułam się najlepiej. I nie byłam w stanie zająć się tym wszystkim na Facebooku.

– Mój Boże, nienawidzę jej – powiedziała Maria. – Vivian. Co za żmija. Za kogo ona się uważa? Zostawiłam posty na jej ścianie i u jej kumpelek. Pokazałam im, gdzie ich miejsce za tę nagonkę na ciebie.

Scarlet była wdzięczna Marii – dzięki czemu poczuła jeszcze większą skruchę z powodu rozmowy z Sagem. Chciałaby po prostu powiedzieć jej o tym, wyjaśnić, co zaszło między nimi – ale sama za dobrze nie rozumiała, co tam się stało. I obawiała się, że gdyby choć o tym wspomniała, Maria straciłaby do niej zaufanie.

– Jesteś najlepsza – powiedziała Scarlet i objęła ją ramieniem z uznaniem.

We dwie ruszyły jedna przy drugiej korytarzami, które szybko wypełniały się uczniami i coraz większym hałasem, rozpocząwszy długą drogę na drugi koniec szkoły, na ich pierwsze wspólne zajęcia.

– Znaczy, jaki ona ma tupet – powiedziała Maria. – Najpierw skradła ci faceta. Potem te wszystkie posty. Czuje się po prostu zagrożona. Wie dobrze, że jesteś od niej lepsza.

Scarlet poczuła się nieco lepiej, choć wciąż odczuwała smutek na myśl o straceniu Blake’a. Zwłaszcza w tych okolicznościach. Pragnęła chociaż jednej szansy, by wytłumaczyć Blake’owi, że cokolwiek tam nad rzeką się stało, to nie była jej wina. Ale naprawdę nie wiedziała, jak to wyjaśnić. Co miałaby mu powiedzieć? Wydawało jej się, że całkiem dobrze wyłuszczyła to w swojej wiadomości. A on nawet nie raczył odpowiedzieć.

– Cześć, dziewczyny – dobiegł ich czyjś głos.

Podeszły do nich Jasmin i Becca. Scarlet wyczuła, jak objęły ją wzrokiem i zaczęła odczuwać paranoję z powodu tego całego zainteresowania, jakie wzbudzała.

– Hej – powiedziała Scarlet, kiedy szły razem, przemierzając małą grupą kolejne korytarze. – No więc, będziesz nas teraz trzymać w niepewności, czy jak? – spytała Jasmin. – Co się stało z Blakiem?

Scarlet wyczuwała ich spojrzenia na sobie i zaczynała tracić głowę. Idąc dalej, zauważała również zerknięcia innych dzieciaków. Chciała myśleć, że po prostu reagowała paranoicznie – ale wiedziała, że tak nie było. Przyglądała jej się zdecydowanie cała chmara ludzi, rzucających ukradkowe spojrzenia, jakby była jakimś dziwolągiem. Ponownie zaczęła się zastanawiać, ile dzieciaków było w sieci, ile przeczytało te wszystkie posty, i w co wierzyły. Czy miała zyskać sławę jako ta, której Blake dał kosza? Która straciła Blake’a na rzecz Vivian? Aż się w niej zagotowało na samą tę myśl.

– To prawda? – spytała Becca. – Naprawdę cię rzucił?

– Jeśli tak – powiedziała Jasmin – to po prostu powiedz nam, a my rozniesiemy jego ścianę na Facebooku.

– Dzięki – powiedziała Scarlet. Pomyślała, jak najlepiej to ująć. Nie wiedziała, jak im to wyjaśnić.

– Więc? – ponagliła ją Maria. – Naprawdę nam nie powiesz?

Scarlet wzruszyła ramionami.

– Nie jestem pewna, co mam wam powiedzieć. W zasadzie nie ma o czym mówić. Poszliśmy nad rzekę i, no… Zawahała się, rozmyślając nad tym jak to wyrazić. − … i Blake mnie pocałował.

– I? – ponagliła ją Jasmin. – Nie dobijaj nas, no!

Scarlet wzruszyła ramionami.

– I tyle. Nic tak naprawdę się nie stało. Znaczy, podoba mi się. I wciąż naprawdę go lubię. Ale… Znaczy, zrobiło mi się naprawdę niedobrze, więc musiałam wracać, tak jakby nagle.

– Co to znaczy niedobrze? – spytała Becca.

– No, brzuch zaczął mnie boleć – skłamała, nie wiedząc, co innego powiedzieć. – I do tego dorwał mnie okropny ból głowy. Przynajmniej częściowo mówiła prawdę. – Myślę, że wciąż jeszcze byłam chora po tamtym. Więc uciekłam stamtąd. Chyba w złym momencie.

– A Blake cię odprowadził, tak? Czy też okazał się zupełnym cymbałem? – spytała Jasmin.

Scarlet wzruszyła ramionami.

– To nie jego wina. Nie dałam mu tak naprawdę czasu. Chyba po prostu go tam zostawiłam. I źle go potraktowałam. Chciałam mu to wyjaśnić, ale nie odpowiedział na moje wiadomości.

– Co za palant – powiedziała Maria.

– Ofiara losu – dodała Jasmin. – Powaga. Więc się rozchorowałaś – też coś, a on nie odpowiada na twoje wiadomości? Co z nim nie tak? Więc zrobiło ci się niedobrze. Wielkie rzeczy. Znaczy, nie pozwolił ci nawet tego wytłumaczyć?

– Absolutnie – wtrąciła Maria. – A potem co, wrócił w podskokach do Vivian i no, rzucił cię dla niej? Tylko dlatego, że było ci niedobrze? Coś z nim nie tak? Zupełnie nie zasługuje na ciebie. I tak będzie najlepiej.

Scarlet naprawdę doceniała głosy wsparcia i dzięki nim poczuła się lepiej. Nigdy nie myślała o tym w ten sposób. Chyba była najzacieklejszym krytykiem samej siebie. Im więcej o tym rozmyślała, tym bardziej uświadamiała sobie, że miały rację. Może Blake powinien okazać więcej współczucia, może powinien pobiec za nią, zapytać ją, jak się czuje, może nie powinien tak od razu pobiec do Vivian.

Ale czy rzeczywiście to zrobił? Czy też Vivian wszystko zmyśliła?

– Dzięki – powiedziała. – Naprawdę to doceniam. Choć szczerze, sama nie wiem, co wydarzyło się potem. Nie wiem, czy wrócił do Vivian, czy też ona to wszystko zmyśliła.

– Więc pewnie znaczy to, że nie idziesz z nim na zabawę? – spytała Maria. – No to z kim pójdziesz? Znaczy, co, nie idziesz? – spytała, podnosząc głos, jakby to była najokropniejsza rzecz na świecie.

Scarlet wzruszyła ramionami. Ta głupia zabawa – nie mogła wypaść w gorszej chwili. Naprawdę nie wiedziała, co powiedzieć.

– Wątpię, czy Blake mnie zabierze – powiedziała. – Co do pójścia tam samej…

Przez chwilę Scarlet bezwiednie pomyślała o Sage’u. Zdała sobie sprawę, jak bardzo chciałaby pójść tam razem z nim. Nie miała pojęcia dlaczego. Jego twarz po prostu utkwiła w jej umyśle.

W tej samej chwili pomyślała o Marii, o tym, co by pomyślała – i myśl o pójściu na zabawę z Sagem wydała jej się zdradą. Postarała się szybko odepchnąć od siebie ten pomysł.

– Jak nie, to nie – powiedziała w końcu. – Może pójdę za rok.

– Dziś wieczór odbędzie się wielka impreza przed zabawą w domu Jake’a Wilsona. Jego rodzice wyjechali. Idziemy tam wszyscy. Ty też musisz. Może tam z kimś się umówisz.

Scarlet przełknęła. Ostatnią rzeczą, jakiej teraz pragnęła było wymknięcie się i szukanie kogoś do pary.

To koniec darmowego fragmentu. Czy chcesz czytać dalej?