Za darmo

Niewolnica, Wojowniczka, Królowa

Tekst
Z serii: O Koronie I Chwale #1
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY

Wszedłszy do sali tronowej, Thanos natychmiast wyczuł panujące w niej napięcie. Król krzyczał na generała Draco, dostojnicy kłócili się na swych siedziskach, zgrzytając zębami, a królowa ciskała obelgami w jednego z doradców. W sali zebrani byli wszyscy, nawet książęta i królewny, których zwykle nie było na tego rodzaju spotkaniach. I był po temu dobry powód.

Powracając do pałacu, Thanos widział, jakiej rzezi dokonano. Chaty spalono na popiół, a mieszkańców – mężczyzn, kobiety, dzieci – pozostawiono pozarzynanych na drogach. Zabłąkane psy zjadały ich ciała i dziobały je wrony. Kilkoro nieszczęśników przybito do drzew, a wielu więcej zawisło na pętlach. Zginęło jednak także wielu żołnierzy Imperium i rewolucjoniści nie okazali im większej litości – torturowali, pastwili się nad ciałami w ohydny sposób, a nawet rozczłonkowywali je.

Thanos nie chciał brać udziału w tej wojnie. Nie teraz. Nigdy.

- Rebelia rozrosła się do niewyobrażalnych granic. Kilkoro rewolucjonistów przeobraziło się w potwora, który pożre Imperium, jeśli nie zetniemy mu łba – powiedział stojący przed królem i królową generał Draco.

Thanos stanął u podnóża schodów prowadzących do tronów, a sala z wolna ucichła.

Król nie odrzekł nic generałowi, lecz przeniósł swą uwagę na Thanosa.

- Przydzieliłem memu bratankowi jedno zadanie – rzekł. – Jedno nędzne zadanie, i cóż się dzieje? Ponosi sromotną porażkę, okrywając hańbą siebie i cały ród królewski w niepełną godzinę. Cóż masz nam do powiedzenia, Thanosie?

Thanos zacisnął wargi, by powstrzymać się od wyjawienia wujowi, że zawiódł celowo.

- Nie on jeden zawiódł – powiedział generał Draco. – Jak już wspomniałem, musimy wezwać więcej żołnierzy z północy. Jeśli tego nie zrobimy, przegracie kolejne bitwy i w królestwie rozgorzeje wojna.

Thanosa zaskoczyło poparcie generała Draco.

- Jeśli nie będziemy wciąż ponosić klęsk, nie będziemy musieli wzywać dodatkowych oddziałów – odrzekł król.

- Być może i tak, lecz nie zmienia to faktu, że tracimy więcej mężów, niż rebelia płodzi – powiedział generał.

Król zamyślił się na chwilę, przeczesując dłonią brodę, a Thanos był rad, że odwrócił od niego uwagę.

- Waham się, czy wezwać oddziały z północy. Upłynie wiele dni, nim tu dotrą – rzekł król.

- Nie pragnę was urazić, wasza wysokość, ale cóż innego możemy uczynić? – zapytał generał Draco.

- Czy ktoś ma inną propozycję? – rzucił król do zebranych w sali dostojników.

- Powinniśmy zatruć wodę w studniach w grodzie – odezwał się jeden z nich. – i dostarczać wodę jedynie posłusznym nam mieszkańcom.

- Ten plan mógłby się powieść, lecz rewolucjoniści rozeźliliby się tylko – powiedział monarcha. – Być może moglibyśmy zaproponować im jakiś układ, znak naszej dobrej woli, który ukoi ich gniew.

- Otwórzmy spiżarnie królewskie. Nakarmmy ich – rzekł inny dostojnik.

Król zawahał się chwilę, po czym skinął głową.

- Być może – odparł. – Czy ktoś ma inną sugestię?

- Czy mogę wtrącić słówko? – zapytał królowa, patrząc chytrze na Thanosa.

Spojrzenia wszystkich w sali prześlizgnęły się na nią.

Król zezwolił jej mówić ruchem dłoni.

- Proponuję związek pomiędzy wieśniaczką a członkiem królewskiego rodu, zaślubiny ludu z Imperium – powiedziała.

- Co dokładnie masz na myśli? – zapytał król.

- Małżeństwo Thanosa i Ceres – odrzekła.

W sali tronowej rozeszły się szepty, a na twarzach doradców odmalowały się przerażenie i niedowierzanie.

Także Thanosa zaskoczyła propozycja królowej. Rzecz oczywista, przystałby chętnie na zaślubienie Ceres, ale z pobudek politycznych i po to, by być kukiełką w gierkach króla i królowej? Ani trochę mu się to nie podobało. Nie chciał, by skalali to, co jest mu najdroższe.

- Sądzę, że to doskonały pomysł – powiedział król. – Związek pomiędzy dziewką z ludu a członkiem rodu królewskiego. Ludowi się to spodoba.

- Thanos został obiecany mnie! – zabrzmiał w sali dziewczęcy głos.

Thanos obrócił się raptownie. Z tyłu sali stała Stephania. Jej ciało było sztywne, lecz w oczach malował się ból.

Stephania ruszyła w stronę tronów.

- Nie możesz zbliżyć się do tronu! – wrzasnęła królowa. – Zajmij swe siedzisko i milcz do końca tego spotkania.

Stephania zatrzymała się raptownie i spojrzała na Thanosa. Spostrzegł, że jej policzki lśnią od łez.

Aż do tej chwili nie żal mu było królewny. Nigdy nie chciał jej poślubić, lecz nawet ona była jedynie pionkiem w grze, z której nie było ucieczki.

Thanos skinął głową do Stephanii i posłał jej tak współczujące spojrzenie, jak tylko potrafił. Być może teraz się wycofa, wiedząc, że poślubienie innej nie było decyzją Thanosa. Być może teraz wreszcie będzie mogła rozpocząć inne życie.

Stephania obróciła się i postawiła kilka niepewnych kroków w przeciwnym kierunku. Następnie puściła się biegiem i wypadła przez drzwi z brązu na przeciwległym krańcu sali. Jej szloch ucichł, gdy drzwi zamknęły się za nią.

- Sądzę, że to zażegna spory. Przynajmniej na tę chwilę – powiedział król. – Czy przystajesz na to, Thanosie?

Król utkwił spojrzenie w młodzieńcu. Jego oczy były władcze, jak gdyby ostrzegały go: jeśli Thanos się nie zgodzi, on i Ceres trafią do lochu. Król wiedział, że jego słabością jest Ceres i Thanos rozeźlił się na siebie za to, że okazywał to tak otwarcie. Powinien był ukrywać swe uczucie do niej, powinien był wiedzieć, że prędzej czy później król wykorzysta to, co dla niego najcenniejsze przeciwko niemu.

Oto stał znów, pozbawiony wyboru i wszystko wewnątrz niego sprzeciwiało się temu, gdy kiwał głową.

- Zatem obwieśćcie to natychmiast z każdej wieży strażniczej w grodzie! – zagrzmiał król. – I, na bogów, oby to pomogło.

Thanos zamarł w szoku. Nie sądził, że zostanie to ogłoszone tak szybko.

- Czy nie powinniśmy wpierw jej zapytać? – rzekł.

Kilku dostojników zachichotało cicho.

- To nie pytanie, a rozkaz, lecz jeśli pragniesz powiadomić ją, nim dowie się o tym w inny sposób, lepiej biegnij do niej – odpowiedział król.

Naraz w grodzie rozbrzmiało bicie dzwonów zwiastujące królewskie obwieszczenie. Ten dźwięk pchnął Thanosa do działania.

Obrócił się na pięcie i rzucił ku drzwiom z brązu po przeciwnym krańcu sali i ku komnacie Ceres z nadzieją, że zdoła powiadomić ją o tym, nim będzie za późno.

Ale jak mógł prosić ją o rękę, gdy właśnie uśmiercił jej brata?

Czy zdoła utrzymać to w tajemnicy?

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY

Struchlała z przerażenia Ceres stała w swej komnacie przy oknie, które wychodziło na Delos. Niebo pokryte było kłębiskami czarnego dymu unoszącego się znad płonących zabudowań. Krzyki pełne nieopisanego bólu docierały aż do jej wieży, a drogą w dole uciekały rodziny z małymi dziećmi. Ich twarze wykrzywione były w panicznym strachu.

Minioną godzinę Ceres szlochała – przez wzgląd na swój lud, na swych przyjaciół, swych braci, którzy mogli już nie żyć. A Rexus? Nie mogła znieść tej myśli.

Nie mogąc już patrzeć na to okrucieństwo, podeszła do łoża i przysiadła na nim, lecz już po chwili powróciła do okna, sądząc, że jeśli nie będzie przy nim stała, dopuści się zdrady swych ludzi.

I to właśnie za to walczył Thanos. Była na niego równie rozeźlona jak w chwili, gdy wyruszał. Jakimś sposobem zdołał zakraść się do jej serca, sprawił, że zaczęło jej na nim zależeć. Żywiła nadzieję, że jest inny niż wszyscy pozostali możnowładcy – chciwi, żądni władzy – lecz gdy przyszło co do czego, okazał się taki sam i zdecydował się opowiedzieć po stronie nierówności i niesprawiedliwości, które nękały te ziemie.

Rozległo się stukanie do drzwi. Anka otwarła je.

Ku zaskoczeniu – i silnej irytacji – Ceres, do komnaty wszedł Thanos.

- Czy mogę pomówić z tobą na osobności? – zapytał.

- Nie, nie możesz – odparła Ceres, przenosząc znów spojrzenie za okno.

- Proszę. To sprawa najwyższej wagi – rzekł.

Po chwili wahania Ceres skinęła głową ku Ance, która wyszła, zamykając za sobą drzwi.

Ceres stała bez ruchu przy oknie. Wzrok utkwiła w biegnącej dołem drodze.

- Ceres – odezwał się Thanos.

Nie chcąc spojrzeć mu w oczy, Ceres patrzyła wciąż za okno.

- Czego chcesz? – zapytała.

- Rozumiem, że gniewasz się na mnie za to, iż wyruszyłem walczyć i pamiętam, że rzekłaś, iż nigdy więcej nie chcesz ze mną mówić. Ale czy moglibyśmy choć na chwilę zapomnieć o tym, co nas różni? – powiedział.

Ceres zerknęła na niego, rozważając jego słowa.

- Muszę omówić z tobą coś ważnego – rzekł. – To, co chcę rzec, może ocalić wiele żyć.

- Dobrze – odparła.

Podeszła do stojącego przed paleniskiem krzesła i usiadła, a Thanos podążył za nią i usiadł naprzeciw niej.

Widziała, że Thanos jest niespokojny i strzela oczyma na boki, jak gdyby z wielką uwagą rozważał, co powie, nie złagodziło to jednak gniewu, jaki do niego czuła; nie mogła zapomnieć, że gdy wyruszył na bój, zdruzgotało ją to i zniszczyło zaufanie, którym go darzyła.

- Więc? – powiedziała po dłuższej chwili, podczas której młodzian milczał.

- Wysłuchaj mnie z otwartym umysłem – odezwał się. – i sercem.

Ceres patrzyła na niego.

- Przychodzę prosto z posłuchania u króla i królowej, którzy uważają, że istnieje sposób, by zakończyć walki.

Słowa Thanosa wzbudziły zainteresowanie Ceres, lecz wciąż miała się na baczności.

 

- Zasugerowali małżeństwo wieśniaczki z członkiem rodu królewskiego– powiedział.

Ceres skinęła głową.

- Owszem, ten plan może się powieść – powiedziała.

Thanos rozluźnił się nieco i rozpromienił.

- Tak sądzisz?

- Jeśli zostanie zawarty związek wieśniaczki z królewskim krewniakiem, lud może uznać, że nastąpią jakieś zmiany.

Ceres spojrzała mu w oczy i choć pałała do niego gniewem tak wielkim, jak nigdy do nikogo i miała chęć skręcić mu kark, pragnęła także być bliżej niego, pragnęła, by podszedł do niej i pocałował ją w szyję tak, jak wcześniej.

Odwróciła wzrok. Te myśli, te uczucia – będzie tłamsić je każdą cząstką siebie aż zapomni, że kiedykolwiek istniały.

- Czy wybrali kogoś? – zapytała, myśląc o Ance, którą wszak dopiero co oderwano od rebelii.

- Tak – odparł.

Thanos wstał i dał dwa kroki, zmniejszając dzielącą ich odległość. Przyklęknął przed Ceres, którą zaskoczyło to, że uczynił coś tak niemądrego.

- Mam coś dla ciebie – powiedział.

Z niedużej, skórzanej sakiewki zawieszonej u pasa wyciągnął złotą bransoletę z zawieszką w kształcie łabędzia. Uśmiechnął się lekko, ofiarując ją jej.

- Należała do mej matki – rzekł.

Choć była na niego wściekła, nie chciała go urazić, nie przyjmując podarku od niego – była to najpewniej najcenniejsza rzecz, jaką posiadał. Ale czy spodziewał się, że Ceres przebaczy mu przez podarek? Czy uważał ją za tak łasą na bogactwa? Sądził, że z taką lekkością odrzuci swe zasady? Ceres nigdy nie pozwoli, by ktoś ją kupił.

Otworzyła usta, by coś rzec, lecz Thanos odezwał się pierwszy.

- Ceres, wybrali ciebie i mnie.

Ceres spojrzała na niego bezgranicznie zdumiona.

- Byłbym zaszczycony, gdybyś ofiarowała mi swą rękę – dodał.

Ceres nie mogła dobyć głosu, gdyż raptem ścisnęło ją w gardle. Nie rozpłacze się, o nie, nie uczyni tego. Mógłby jeszcze pomyśleć, że płacze ze szczęścia, podczas gdy naprawdę roniłaby łzy smutku i żalu, utraconego zaufania i zniszczonej przyjaźni. Wiedziała, że nie może przystać na jego propozycję.

Ceres pomyślała o Rexusie, który walczył o wolność, każdego dnia kładąc na szali swe życie w nadziei, że odzyska wolność dla wszystkich. Thanos walczył przeciwko temu, a Ceres nie mogła pokochać ani poślubić kogoś takiego, jak on. A oto Thanos prosił o jej rękę, gdyż król uznał, iż w ten sposób mieszkańcy królestwa uwierzą, że nastanie równość. Ceres wiedziała, że tak się nie stanie.

- Okoliczności nie są doskonałe, lecz musisz wiedzieć, że pokochałem cię już wcześniej, nim to zaproponowali – powiedział. – Wtedy, na dachu, rzekłem prawdę. Nade wszystko inne pragnę ciebie.

Ceres odwróciła wzrok, wciąż zraniona. Nie potrafiła zdobyć się na to, by mu przebaczyć.

- Wyruszyłem, by toczyć bój, lecz nie potrafiłem zmusić się do zabijania rewolucjonistów.

Spojrzała na niego. Jego słowa ułagodziły nieco jej gniew.

- Widziałem Rexusa. Wciągnąłem go w zaułek i pozbawiłem przytomności, by nie zabili go imperialni żołnierze – rzekł Thanos.

- Naprawdę tak było? – zapytała.

Młodzian skinął głową.

- To nie wszystko.

Ceres skinęła głową, słuchając już chętniej i odczuwając wstyd przez wzgląd na to, jak szorstko go traktowała.

- Napotkałem twego brata, Nesosa.

Wyciągnęła do niego dłoń, a on ją ujął.

- Naprawdę? – zapytała z nadzieją w głosie.

- Stoczyliśmy pojedynek na dachu. Nie wiedziałem, że to on. Ja nie…

- Co się stało? – zapytała.

Thanos zawahał się i podniósł na nią pełne łez oczy, i Ceres z miejsca się domyśliła, co chce jej rzec. Znała to spojrzenie, kiedy nie chce się wyjawić okropnych wieści komuś, kto jest bliski twemu sercu. Spojrzenie pełne bólu.

- Przewrócił się na swój miecz, który przeszył jego brzuch. Rzekłem mu, że nie chcę wyrządzić mu krzywdy, lecz…

Ceres poderwała się tak raptownie, że krzesło przesunęło się ze zgrzytem po posadzce. Nie potrafiła zapanować nad bólem, który nią zawładnął, nad czymś tak silnym, nie potrafiła go ukryć. Wyrwał się z niej z całą mocą.

- ZABÓJCA! – wrzasnęła, nie potrafiąc powstrzymać się od łez. – MÓJ BRAT!

Thanos stał w bezruchu, oszołomiony.

- Nienawidzę cię i gardzę wszystkim, co ciebie dotyczy! – krzyknęła.

Zamrugał i z rezygnacją wypuścił powietrze, opuszczając dłoń, w której trzymał bransoletę.

- A teraz wynoś się! – rzekła.

- Ceres, proszę cię, nie rób tego – błagał.

- Wynoś się! – wrzasnęła. – Rzekłam, że nie chcę cię już nigdy więcej widzieć i mówiłam szczerze!

Zakłuło ją w piersi i ścisnęło w gardle. On także nie był jej obojętny, Ceres wiedziała jednak, że jej serce jest niemądre, a to uczucie dowodziło tego nade wszystko.

Thanos wstał i przez chwilę nie poruszał się, a jego twarz okrył smutek.

- Przykro mi, Ceres.

Wyszedł z komnaty, zostawiając za sobą otwarte drzwi.

Zwróciła się do okna i zaniosła się szlochem. Nesos. Jej brat. Odszedł na zawsze. Z żalu niemal odebrało jej oddech.

Ledwie odetchnęła, a usłyszała za sobą jakiś szmer. Obróciła się, sądząc, że to Thanos wrócił, gotowa krzyknąć, by stąd wyszedł – lecz ujrzawszy, kto stoi przed nią, zamarła.

Była to królowa.

Patrzyła na nią wyniośle, a na jej twarzy rozciągał się okrutny uśmiech.

- Witaj, Ceres – powiedziała, przechodząc przez próg. W jej oczach pojawił się złowróżbny błysk. – Jak przebiegły oświadczyny?

Monarchini rozpromieniła się w uśmiechu i dała krok w przód.

- Jako przyszłej żony Thanosa, twe życie należy do korony. Jako twoja królowa mam obowiązek dopilnować, by nie spotkała cię krzywda. Nie opuścisz tej komnaty bez przyzwolenia, a na tę chwilę zakazuję ci tego.

Królowa odwróciła się raptownie i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Ceres usłyszała, że wtyka klucz do zamka.

Rozwścieczona, podbiegła do drzwi i gorączkowo, ze wszystkich sił, zaczęła szarpać za klamkę.

Było już jednak zbyt późno. Drzwi zostały zamknięte i Ceres zrozumiała, że nie ma wyboru i musi się poddać.

Osunęła się na kolana, nie potrafiąc powstrzymać płaczu i uderzając pięściami w twardą dębinę. Z jej ust dobywało się imię Nesosa.

Łkając jednak, sama o tym nie wiedząc, myliła czasem imię jego i Thanosa.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY

Ceres nie wiedziała, jak długo siedzi już na kamiennej podłodze w swej komnacie – być może przeszło kilka minut, być może kilka godzin. Łzy jedna po drugiej staczały się po jej policzkach. Zamieszki ustały i na zewnątrz zapanowała złowróżbna cisza. Najpewniej wieści o jej zaślubinach z Thanosem ułagodziły przywódców rebelii. Ceres wątpiła, by taki stan rzeczy miał się długo utrzymać.

Och, jakże pragnęła znienawidzić Thanosa; jej serce okazało się jednak złoczyńcą, który dopuścił się zdrady wszystkiego, co było jej drogie. Zawładnął nią smutek. Przyciągnęła kolana do piersi i przez chwilę łkała cicho.

Zasłużyłam na to, pomyślała Ceres, prostując się i przecierając wilgotne policzki i pozostawiając mokre ślady na jedwabnych rękawach. Zrozumiała, że nie przemyślała odpowiednio swych posunięć w królewskiej grze władzy i intryg. Stawało się dla niej jasne, że jeśli ma zostać w pałacu i poślubić Thanosa, będzie musiała nauczyć się zwyciężać możnowładców w ich własnej grze.

Czy postąpiła słusznie, odrzucając Thanosa? Sądziła, że tak, ale dlaczego w takim razie gdy tylko wspomniała sobie rozpacz na jego twarzy po tym, jak odrzuciła jego oświadczyny, odnosiła wrażenie, że wszystko jest nie tak, jak powinno?

Po drugiej stronie drzwi coś zabrzęczało i ktoś wetknął klucz w zamek. Spodziewając się, że to królowa lub żołnierz imperialny, odsunęła się szybko od drzwi na dłoniach i kolanach i otarła łzy.

Gdy drzwi otwarły się, w progu stanęła Anka. Szybkim krokiem weszła do komnaty i zamknęła je za sobą.

Ceres zerwała się na równe nogi. Przepełniła ją radość. Podbiegła do Anki i zarzuciła jej ramiona na szyję, ściskając mocno.

- Musisz stąd uciec, nim się spostrzegą – powiedziała Anka. – Odszukaj Rexusa. Nowa kwatera rebelii znajduje się w zatoce rybackiej, wewnątrz Pieczary Portowej.

Ceres bawiła się tam po wielekroć z braćmi, gdy dorastała, znała zatem tę jaskinię. Spojrzała na Ankę – tak drobną i uroczą – i nie mogła znieść myśli o pozostawieniu swej przyjaciółki pośród watahy wilków.

- Pójdź ze mną – powiedziała Ceres, ujmując jej dłoń.

- Nie mogę. Muszę pozostać tu, aż ukończę swą misję – odparła Anka. – Ale proszę, weź to.

Anka zsunęła swą szarą pelerynę z kapturem i zarzuciła ją na ramiona Ceres.

- Jak ci się kiedykolwiek odwdzięczę? – zapytała, obejmując znów Ankę.

- Nie jesteś mi nic winna – powiedziała dziewczyna z uśmiechem.

Ceres skinęła głową, wspominając, że dokładnie te słowa wyrzekła, gdy uratowała Ankę z wozu handlarza niewolników.

- Po namyśle zmieniłam jednak zdanie – powiedziała Anka z przebiegłym uśmiechem. – Dołącz do rebelii i spraw, by zapłacili za każdego, kto kiedykolwiek został przymuszony do niewoli.

- Dobrze – odparła Ceres.

Przed wyjściem Ceres sięgnęła pod łoże i wyciągnęła stamtąd miecz. Przytroczyła jego pochwę wokoło swej talii, po czym naciągnęła kaptur na głowę i pomknęła schodami w dół. Była rada, że wreszcie dołączy do rebelii od środka i stanie u boku Rexusa w boju o wolność.

Biegła korytarzem rozglądając się uważnie i nasłuchując. Serce niemiłosiernie tłukło jej się w piersi. Wiedziała, gdzie dokładnie strażnicy pełnią wartę i biegnąc przez pałac unikała tych miejsc. Poruszała się zwinnie, cicho, a nade wszystko – w cieniu, przez co stała się niewidoczna.

Dobiegła do kuchni, przesmyknęła się pomiędzy skrzyniami z jadłem i obok kucharzy i sług przygotowujących kolejny posiłek dla rodziny królewskiej.

Wyszedłszy na dziedziniec, skryła się za skrzyniami z winem i wózkami z jadłem i przemykała obok niewolników i żołnierzy Imperium, których uwaga skupiona była na czym innym.

Gdy tylko wyszła boczną bramą, ujrzała żołnierza z rozwiniętym zwojem w ręku, odczytującego wieści ze stojącego przed pałacem podwyższenia. Wokoło niego tłoczyły się tuziny mieszkańców.

- Oświadcza się, że książę Thanos poślubi dziewkę z ludu, Ceres. Ich małżeństwo skłoniło króla Claudiusa i rebeliantów do zawarcia rozejmu. Wszystkim mieszkańcom królestwa niniejszym nakazuje się zaprzestać wszelakiego oporu względem Imperium, a zatem…

Ceres skręciła za róg i głos żołnierza ucichł.

Przez kilka chwil Ceres nie mogła oddychać, była jak sparaliżowana. Czuła bicie swego serca w gardle. Ich zaślubiny były ogłaszane w całym królestwie, choć ona nie przystała na nie.

Dziewczyna biegła drogą co sił w nogach. Dyszała ciężko i piekło ją w płucach, lecz biegła dalej, przez splądrowane i spalone ziemie na południe, w stronę oceanu. Podmuchy wiatru smagały jej twarz. Rozglądając się bacznie na boki, przemierzała boczne dróżki prowadzące do zatoki.

Trudno było przemieszczać się po skalistym nabrzeżu, lecz Ceres pędziła tak szybko, jak tylko potrafiła, ku jaskini Rexusa. Biegła dalej, skacząc po ogromnych głazach i niedużych kamieniach. Rozżarzona kula słońca prażyła ją w głowę i po jej skórze spływał pot. Nawet gdy nogi zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa, a w ustach zaschło, biegła dalej, mijając rybaków i ich łodzie. Na błękitnym nieboskłonie szybowały mewy.

Odpocznę, gdy dotrę do jaskini, rzekła sobie, i z każdym krokiem narastało w niej podniecenie. Tak wiele się zmieniło, odkąd widziała Rexusa ostatni raz i choć przeszło ledwie kilka dni, zdawało jej się, że upłynęły już całe miesiące. Czy między nimi nic się nie zmieniło? Musiała podzielić się z kimś żalem po utracie brata, z kimś, kto ją zrozumie.

Gdy dotarła do jaskini, słońce zaczęło się już chylić ku zachodowi i skryta w górskim zboczu jaskinia ziała czernią zza splątanych pnączy i oślizgłego mchu. Nie licząc kilku wartowników skrytych na zboczu i w krzakach, obserwujących ją, z zewnątrz jaskinia zdawała się opuszczona.

Ceres zatrzymały płonące strzały, które wbiły się w ziemię tuż przed jej stopami. Poirytowana, że jej nie rozpoznali, podniosła wzrok.

- Chcę się widzieć z Rexusem. Nesos i Sartes to moi bracia! Jestem po stronie rebeliantów! – krzyknęła.

Dwu wartowników zeszło ze zbocza, mierząc w Ceres z napiętych łuków, i zbliżyło się do niej.

 

- Muszę przeszukać cię, by sprawdzić, czy nie masz broni – odezwał się jeden z nich.

- Mam miecz, ale nie odbierzecie mi go – rzekła stanowczo, uchylając pelerynę i ukazując miecz ojca.

- Nie wejdziesz zatem do środka – odparł mężczyzna.

Czy nie usłyszeli, co im rzekła?

- Na imię mi Ceres. Moi bracia, Nesos i Sartes, walczą dla rebelii – rzekła poirytowanym głosem. – Jestem po stronie rebelii. Rexus posłał mnie z misją do pałacu i właśnie powróciłam, by zdać raport. Zapytajcie go. Potwierdzi moje słowa.

- To ty masz poślubić księcia Thanosa – powiedział drwiąco drugi wartownik.

Nie chciała trwonić czasu na wyjaśnianie im, że nie, wcale nie zamierza poślubić księcia Thanosa i że mu odmówiła. Rexus poręczy za nią, gdy znajdzie się już w środku.

- Przekażcie Rexusowi, że przybyłam, by zdać raport – rzekła surowo.

Jeden z wartowników wszedł do jaskini, a drugi cały czas mierzył w nią z łuku. Mężczyzna powrócił po kilku minutach.

- Rexus nie chce cię widzieć. Rozkazał powiedzieć ci, byś poślubiła swego czarującego księcia i trzymała się z dala od rebelii – rzekł.

Ceres wydała stłumiony krzyk. Serce zakłuło ją z bólu, ale także i gniewu. Nie chciał jej widzieć? Sądził, że zgodziła się poślubić księcia Thanosa?

- Żądam, byście natychmiast mnie do niego zaprowadzili! – wykrzyknęła.

- Odejdź stąd – rzekł jeden z wartowników, trącając ją grotem strzały.

Ceres zorientowała się, że stanie tutaj i wykłócanie się nic nie zmieni.

Obróciła się raptownie i kopnęła w nogę jednego z wartowników tak, że walnął z głuchym hukiem o skały, i nim drugi mężczyzna zdołał zareagować, dobyła już miecza i uderzając rękojeścią pozbawiła go przytomności.

Nie mając ani chwili do strwonienia, umykając przed spadającym na nią deszczem strzał, puściła się biegiem do jaskini. Przemykała obok ciemnych, lśniących wilgocią ścian i utkwiwszy wzrok w pochodniach w oddali próbowała wetknąć swój miecz do pochwy.

- Stać!

Za jej plecami rozległy się krzyki, lecz Ceres nie zatrzymywała się. Zobaczy się z Rexusem i jak tylko zdoła wszystko mu wyjaśnić, Rexus zrozumie, że go kocha, a i ona upewni się, że kocha jego. Bardziej niż Thanosa. Bardziej niż kogokolwiek innego.

- Rexusie! – zawołała, ślizgając się na wilgotnych kamieniach.

Dotarła na kraniec przewężenia i gdy wyszła na szerszą ścieżkę, skierowały się na nią setki oczu. Ich złowrogie spojrzenia sprawiły, że Ceres zapragnęła zniknąć.

- Pojmać ją! – krzyknął ktoś.

- Muszę pomówić z Rexusem! – wrzasnęła.

Zebrała się wokoło niej ciżba i kilka osób chwyciło jej ręce. Jedna z nich odebrała jej miecz, który zniknął pośród gęstwy mężczyzn i kobiet.

- Rexusie! – krzyknęła.

Tłum rozstąpił się i stanął przed nią Rexus. Jego jasne kosmyki błyszczały w świetle pochodni. Zdaje się taki smutny, pomyślała Ceres.

- Rexusie – rzekła ze łzami w oczach.

Wyrwała się tym, którzy ją trzymali i rzuciła się na jego naprężoną pierś, obejmując go tak mocno, że jęknął.

Po chwili spostrzegła, że ręce wciąż trzyma bezwładnie po bokach i nie obejmuje jej, jak ona jego. Odsunęła się lekko i podniosła wzrok na jego piękną twarz. Była nieporuszona i zimna jak lód.

- Nie posłałem cię na misję, byś poślubiła księcia Thanosa. Chciałem, byś zyskała zaufanie możnowładców – powiedział, a w oczach jego płonęła nienawiść.

- Odmówiłam poślubienia księcia Thanosa, ale królowa i tak to ogłosiła! – rzekła Ceres.

- Czemu w ogóle sądził, że może poprosić cię o rękę? Zachęcałaś go?

Ciżba ucichła, czekając na jej odpowiedź.

- Czy moglibyśmy pójść w jakieś ciche miejsce, by pomówić? – zapytała Ceres.

- Nie. Chcę, by wszyscy to słyszeli.

- Rexusie, znasz mnie. Znasz mnie od wielu lat! Dlaczego tak postępujesz? – spytała.

- Musiał istnieć powód, dla którego sądził, że może poprosić o twą rękę.

- Co takiego? Rexusie, odmówiłam mu! – krzyknęła Ceres.

- Sądziłem, że ty jedna nigdy mnie nie zdradzisz.

- Ale ja… – zaczęła Ceres.

- Odnalazła mnie jedna z królewien i rzekła, że widziała, jak ty i Thanos całujecie się w bibliotecznym ogrodzie – powiedział Rexus.

- Stephania? – zapytała Ceres.

Oczy Rexusa błysnęły, po czym jego wzrok złagodniał. W Ceres zapłonęła nadzieja, że wreszcie jej wysłucha.

- A zatem to nieprawda? – spytał z wyrazem lekkiej ulgi na twarzy.

- Stepahnia miała poślubić Thanosa, lecz gdy król i królowa dostrzegli szansę, by ustanowić pokój w Imperium, zerwali ich zrękowiny i…

- Wpierw odpowiedz na moje pytanie. Czy pocałowałaś go? – nalegał.

Nie mogła skłamać, lecz mogła wszystko mu wyjaśnić. Albo przynajmniej spróbować to uczynić.

- Tak. Ale…

- I uczyniłaś to z własnej woli i własnego wyboru? – mówił dalej.

Nie mogła odpowiedzieć na to pytanie. Nie mogła tego uczynić z wielu powodów.

Rexus skinął głową, jak gdyby wszystko zrozumiał. Nozdrza mu zadrżały, a oblicze na powrót spochmurniało.

- Jak mogę zatem wierzyć ci, że odmówiłaś, gdy poprosił cię o rękę? A może przysłano cię tu, byś szpiegowała? – powiedział.

- Nie!

- Wynoś się stąd. I niech każdy rewolucjonista dowie się, że Ceres zakazuje się na zawsze przystąpić do rebelii! – powiedział Rexus.

Obrócił się raptownie, po czym zatrzymał i zerknął ostatni raz na przejętą Ceres.

- Powinnaś wiedzieć o czymś jeszcze. Nesos wytrwał do końca. Oddał życie za rebelię, podczas gdy jego siostra umizgiwała się do wroga.

Ceres osunęła się na ziemię. Gniew zdruzgotał jej serce tak mocno, że nie mogła oddychać i nic nie widziała, gdyż wszystko przesłoniły łzy.

Gdy rewolucjoniści wyciągali ją z jaskini, raz po raz krzyczała imię swego brata. Straciła wszystko, co kiedykolwiek miała.