Za darmo

Trup w obłokach, czyli historya maszyny latającej w powietrzu

Tekst
1
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

– To prawda – zgodził się Pericord.

– Posiadamy cegły i worek, dlaczego by nie można było przyczepić do aparatu worka z cegłą, zamiast pana?

– Wspaniała myśl!

– No, więc nie traćmy czasu!

Wyszli obaj, niosąc różne części aparatu.

Księżyc świecił jasno, od czasu do czasu chowając się za płynące obłoczki. Obaj towarzysze zatrzymali się nadsłuchując… Wszędzie panowała cisza, tylko z oddali dochodził szum morza i szczekanie psów. Brown zajął się zaś nakładaniem cegły do worka. Pericord zaś skwapliwie znosił do szopy przedmioty, które mogły by im być potrzebne.

Kiedy wszystko było przygotowane, zamknęli szopę. Worek z cegłą ustawili na dwóch kozłach, do którychprzymocowali na brzegu worka, stalowy ster o kształtach rybiego ogona.

– Trzeba będzie urządzić tak, aby aparat zakreślił koło jaknajmniejsze – mruczał Pericord.

– Niech pan przyczepi ster z boku poradził Brown. – No, a teraz wszystko w porządku!

Pericord pochylił się naprzód; jego wyprostowana, chuda figura jak gdyby się skurczyła; nerwowemi i blademi rękoma gorączkowo przebierał po zielonych drutach. Brown zaś przypatrywał się, jak zawsze spokojnie, nie przejmując się.

Maszyna wydała oderwany, suchy dźwięk. Olbrzymie żółte skrzydła rozwinęły się konwulsyjnym ruchem, zwinęły i znów rozwinęły, machnęły szeroko, poruszywszy powietrze w szopie. Przy piątym zamachu skrzydeł; worek z cegłą uniósł się nad kozłami, przy szóstym podniósł się, zakołysał, przed siódmym wreszcie wzniósł się w górę. Maszyna uniosła się w powietrze i powoli kręciła się na jednem miejscu, zupełnie jak olbrzymi, niezgrabny ptak, wypełniając szopę, świstem i chrapaniem. Dziwny obraz przedstawiał ten ogromny tułów poruszający się w półmroku szopy; to ginął w cieniu, to znowu ukazywał się w smudze światła lampki.

Przez chwilę obydwaj milczeli… Wreszcie Pericord nie wytrzymał, podnosząc ręce do góry zawołał:

– Wzniósł się, wzleciał! Motor Brown-Pericord, działa i w porywie radości, jakby oszalały zaczął tańczyć.

Brown pogwizdywał tylko wesoło.

– Panie Brown niech pan patrzy jak prawidłowo działa i jak ster wspaniale prowadzi maszynę. Zaraz jutro trzeba będzie wystarać się o świadectwo w „Biurze patentów.”

Brown się zachmurzył.

– Patent już jest – mruknął wreszcie z wymuszonym uśmiechem.

– Już jest – powtórzył Pericord, – już jest patent? któż się ośmielił wziąć moje plany – ryknął.

– Ja. Ja to zrobiłem dziś rano. Niech się pan nie irytuje, nie opłaci się denerwować!

– Pan opatentowałeś motor? Na czyje nazwisko?

– Na swoje; zdaje się, że mam do tego prawo!

– A moje nazwisko w patencie nie jest umieszczone?

– Nie… ale…

– Ach! Podły – krzyknął Pericord, – złodzieju, łajdaku… Ukradłeś moją ideę, chcesz podstępnie skorzystać z zaszczytów sławy, która powinna należeć do mnie! Ale ja dostanę ten patent, słyszysz? Choćby mi przyszło przerżnąć ci gardło!

Inne książki tego autora