Za darmo

Lambro

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

IX

 
Wypił. Wnet całe spłonęło mu lice,
W tym blasku, w oka obłąkanym rzucie
Nieodgadnioną widać tajemnicę;
Jakby niepewne boleści przeczucie.
Znów mu się senne ukazały barwy,
Ciemno-ognista i miesięcznej bieli:
I znów te same widział Kleftów larwy.
Stanął w ich kole, słuchał – lecz milczeli.
A przed Kleftami stali dwaj anieli;
Jeden ognisty jak piorunu strzała,
Bezkarnie wzrokiem człowieka nie tknięty,
Był w Lambra myśli jako płód poczęty
I nie mógł w zmysłów narodzić się świecie.
Drugiego istność księżycowa – biała —
Miał skrzydła u głów, u rąk, u stóp trzecie57.
Widać, że kiedyś był Boga aniołem,
Lecz barwy skrzydeł spłowiały, pobladły,
Musiał je zrosić ów anioł upadły
We łzach człowieka nad świata padołem.
Ma w ręku czarę, z której błękitnawy
Płomyk wytryska i lice mu bieli…
I w ciszy Lambra marzeń dwaj anieli
Śpiewali razem hymn straszny i krwawy.
 

Hymn anioła

 
Falo ludzi! falo ludzi!
Przewracasz się, pienisz i mętna
Bez wiatru usypiasz… któż ciebie obudzi?
Czy sława paląca – czy miłość namiętna?
Falo ludzi! falo ludzi!
Przed tronami niższa czołem,
Przerzedzona mieczem wroga;
Gdy chciałaś się modlić i modlić do Boga,
Modliłaś się do mnie, jam zemsty aniołem.
O! byłem ja nieraz w ostatnim pacierzu
Na ustach zmarłego… Ja stoję przy grobach,
Gdy krewni przychodzą ubrani w żałobach,
A kiedy się modlą po zmarłym rycerzu,
Wzywają mnie więcej i więcej niż Boga.
 
 
Płynęła od wschodu
Szarańcza złowroga.
Niszczona od głodu
Na Stambuł upadła;
Z tej chmury lazuru
Jak ciemne widziadła
Wybiło się wieży tysiące;
I rzekłbyś, że wielkie olbrzymy milczące
Szarańcze rozgniotły stopami z marmuru.
 
 
A potem te mrące na głazach owady
Stworzyły myśl w chmurze, co duszą jej była.
I gryzły bezsilne z marmuru posady,
I marły – a mrących myśl we mnie ożyła,
Myśl zemsty mrącego narodu.
 
 
A kto chce iść za mną, gdy nie śmie lud cały,
Na inne uczucia niech lice58 ma z lodu;
Gdy lud będzie milczał, do zemsty nieśmiały,
Gdy grobów gęściejsze porosną cyprysy,
Gdy głośne łez będą rozpacze;
Ja śmiechem złamane pokażę mu rysy,
Aż póki w nim śmiechu nie wzbudzę szatana;
I będzie go zgraja przeklinać spłakana,
Że z nimi na grobach nie płacze.
 
 
Wylany ze łzami
Mój duch obumiera,
Mnie światło dnia plami,
Mnie księżyc otwiera
Jak kwiaty, co kwitną nocami.
Ja czekam, aż Turki wychodzą z meczetu,
I płynę w ich serca przed Bogiem otwarte.
Ja jestem modlitwą na stali sztyletu.
Ja mieczem ognistym anioła
Wśród księgi wspomnienia zaginam tę kartę,
Co o krew woła.
 

Hymn anioła

 
Gdzie kilka palm pustyni, gdzie wrące powietrze
Drży przebiegane falą żółtawą płomyków,
Tam ja byłem na spiekłym urodzony wietrze,
Tam jak szakal pilnuję gryzących się szyków.
A kiedy trupami pustynię pokryją,
Nim księżyc się w niebie wyśrebrzy dwa razy,
Szakale nocami pieśń sławy im wyją,
Ja mszczę się umarłych – jam anioł zarazy59,
I lecę ich żony zabijać i dzieci,
Ażeby niedługo umarłych płakały.
 
 
A moje skrzydło krwi plamami świeci,
Ani ich w morza opłucze kryształy.
I lecę miasta zamieniać w pustynie;
A w miastach ludzie czują, że ja lecę
W srebrnobłękitnej – w nadpowietrznej rzece,
Co nad krętymi ulicami płynie.
 
 
Z sułtana powracam ja grodu,
Sto głów dziś sułtański ściął miecznik:
A każda na postrach narodu
Z bram miasta jak żółty słonecznik
Spogląda za słońcem zachodu.
I oczy wlepiły w mgłę białą,
Co kraj im rodzinny zakrywa;
I każda się zda jakby żywa,
Krwią płaczą, gdy łez im nie stało.
 
 
Zemsty natchnąłem je duchem,
„Mścijcie się” – rzekłem – „dam broni…”
Czarnym zarazy łańcuchem
Sułtańskie grody związały,
W meczetów zakradły się woni.
Za bramy wybiegł lud cały,
Na bramach była zaraza;
Lud martwe dał jej pokłony.
Głowy – jak królów korony
Świecą na słupach z żelaza
I mają poddanych – trupy.
 
 
Z syryjskimi łupy,
Ja okręt przez wały
Po morza błękicie
Do portu zawiałem.
I stał oniemiały,
Nie spuścił szalupy,
A na żaglu szczycie,
Nad cichymi trupy,
Ja, anioł, siedziałem.
 
 
Lud widząc bitny
W grobów popiele,
Chciałem, by groby otwarli.
„Złoty aniele!” —
Rzekli umarli —
„Weź z naszych grobów płomyk błękitny
I mścij się za nas”… Duch grobów wziąłem
I lecę mściwy,
Bo lud nieżywy
Nazwał mnie zemsty aniołem.
 
 
Skonały dzikie dwóch aniołów pienia.
Lambro je we snach gorączkowych składał.
Hymn ostatniego tak rymami spadał,
Jak gdyby w piersi marzeń brakło tchnienia.
Wstał – chciał się zbudzić – lecz padł na dywany.
Usta mu tylko drżały blade, sine,
Jakby chciał mówić – i wzrok obłąkany
Przebiegał marzeń zamgloną krainę.
A jego twarzy powleczonej w bieli
Nawet szatani marzeń się przelękną.
I rzekł: „O duchy! – o ciemni anieli!
Wyście mi zemstę malowali piękną,
Jak najpiękniejszą ze wschodnich odalisk60;
Bo w moim sercu miłość zapaliła.
Choć sny wygasną – ona będzie żyła,
Dla niej utworzę – pośród myśli zwalisk
Krainę czucia, brylantowy Eden…
I nie sam będę… choć klasztorna krata
Już mię na wieki rozdzieliła z Idą…
Szalona zemsta!… burzę świat sam jeden;
Mamże być znowu piekieł Danaidą61
I krew lać wiecznie do tej czary świata,
Co się krwią nigdy napełnić nie może? —
Czyż się beze mnie sam nie zemścisz, Boże?
To są anieli twoi… ci… przede mną,
Przynieśli na świat myśl wielką i ciemną,
Całą na czołach ogniem wypisaną,
Ale nie mogę wyłamać z niej słowa…
Słuchajcie, ludy… mścić się nie za rano…
Nie… dziś nie mogę – dziś mi cięży głowa…
Jutro – dziś w marzeń upływam potopie…
Jutro. – Lecz dzisiaj sennym wydrę cudom
Myśl wielką… potem tę myśl zmartwychwstania
Jak Kleopatry perłę w krwi roztopię
W czarze z kryształu i dam czarę ludom…
A one może w chwili obłąkania
Odepchną czarę… wieczna im mogiła!
Jeżeli czarę od siebie odrzucą,
Jeżeli usta dlatego odwrócą,
Że się w krwi ludzkiej myśl ta roztopiła,
Chociaż tak była bezcenna i droga,
Że o niej dotąd nie śnił nikt – prócz Boga…
Lecz niech ją pojmę – niech przeniknę jasno,
Niech mi z posianych rozkwitnie zarodów
Zemsta człowieka i zemsta narodów…
Jest w sercu… w myślach… moje myśli gasną…
Znów mię ogniste porywa marzenie;
Widzę je sercem i okiem zamkniętem,
Powietrze zda się wielkim dyjamentem,
W którym kolory grają i płomienie.
Szatani! o ciemni szatani!
Jak płyną wirem obrazy!
To mój okręt korsarski na ciemnej otchłani
W skrzydlate widmo się mieni;
A z prawej strony anioł zarazy,
A z lewej anioł ognisty,
Liny z promieni…
I morza obrus błękitno szklisty
Nie łamie się w pianę pod statku piersiami,
I okręt białymi nie szumi żaglami;
I tylko czuję, że płynę
Jak duchy w północną godzinę,
Posępny, okryty mgłami.
I mgła błękitna pobiela
Uciekające wstecz brzegi,
Topią się, nikną jak śniegi.
Znów widne… tam palma drząca
Jako kapłan Izraela
Do cichej twarzy miesiąca
Wznosi dłonie – twarz odwraca
I mówi modlitwy szmerem.
Anioł zemsty kieruje okrętowym sterem,
Odbłyskiem swego lica ciemny brzeg pozłaca.
Palmy się zamieniają w ogniste kolumny
I brzeg cały przeraża pożarów ogromem,
Tylko czarne cyprysy nie dotknięte gromem
Stoją, zmarłego świata pilnujące trumny…
A tam… Kolonny wybrzeże,
Białe posągów narody.
Wśród kolumn tureckie wieże,
Na gmachach las ostów szumi
Jak babilońskie ogrody,
I szmerem głos modlitwy Mahometa tłumi,
Głos, co się smutnym dźwiękiem po fali rozlewa.
A tam, gdzie laur różowy, gdzie oliwne drzewa,
Wybłysła jedna – druga i czwarta kolumna,
Szczęty62 gmachów Jowisza63 ściętą mają głowę.
Jakaż to jaskółka dumna
Na te gzymsy marmurowe
Zaniosła gniazdo? – Skonała
W tych gmachach wiara i chwała,
A ta jaskółka nie skona?
O nie… to chata Santona64
Na gzymsów zawisła szczycie.
Posępna wokoło cisza…
Przed chatą postać derwisza
W nieba skreślona błękicie,
Jako posąg nieruchoma…
Modli się… depcąc świątynie”.
 
 
Lambro marzył… a w twarzy zgryzota widoma
Czerni się i łza wstydu po licach mu płynie.
Patrzał w anioła zemsty, w anioła zarazy,
I oba stali cicho – posępnie jak głazy,
I w ich postawach ogień potępieńców bladnie.
„Gdy cały kraj powstanie, ta chata upadnie” —
Rzekli… i okręt płynął na błękitne morze.
 
 
„Tam z dala okryta mgłami
Turków stolica w Bosforze.
Tysiące gmachów – meczetów
I tysiące minaretów
Jakby złotymi głoskami
Jakiś napis Alkoranu65
Pisały w nieba błękicie.
 
 
„Zemstę będziemy winni przedwiecznemu Panu,
Anioł zarazy siada na sofijskim szczycie
I patrzy na stolicę… Gdzież sen mój? – ciemnieje. —
Paziu, ty rozbić musiałeś zwierciadło,
W którym czytałem wszystko na te oczy.
Rozbić musiałeś – bo wszystko tak mgleje,
Czerni się – pierżcha – rozbija – pobladło,
I coraz grubiej wzrok mi się zamroczy,
Tak że nie widzę nic, prócz myśli własnych…
O męka! męka z tych obrazów jasnych
W ciemność myślenia nagle wpaść oczyma!
O jak głęboko pośród myśli tłumu
Wzrok mój zabiega – jeszcze dna nie trzyma,
To wzrok ocknienia… to promień rozumu
Budzi się z marzeń piekielnych rozkuty…”
Tu korsarz zamilkł – sam w sobie zamknięty,
Długo na łożu leżał rozciągnięty,
Potem się zerwał, krzyknął: „Jam otruty”.
 
57Miał skrzydła u głów, u rąk, u stóp trzecie… – Obraz anioła naśladowany z Miltona. [przypis autorski]
58lice – dziś: lica. [przypis edytorski]
59Ja mszczę się umarłych – jam anioł zarazy – Zaraza, która w ostatnich czasach mściła się na Europie opuszczającej nasza sprawę, podała mi myśl połączenia anioła zarazy z zemsty aniołem. [przypis autorski]
60odaliska (z tur.) – niewolnica w haremie sułtana. [przypis edytorski]
61Danaida (mit. gr.) – jedna z 50 córek Danaosa, skazanych za zabicie mężów na napełnianie beczki bez dna. [przypis edytorski]
62szczęt (daw.) – pozostałość. [przypis edytorski]
63Jowisz (mit. rzym.) – bóg nieba, burzy i deszczu, ojciec bogów, patron świątyni na Kapitolu w Atenach. [przypis edytorski]
64to chata Santona (…) – W Atenach, na gruzach koscioła Jowisza, Santon, derwisz turecki, zbudował chatę… [przypis autorski]
65Alkoran (z arab.) – Koran, święta księga muzułmanów. [przypis edytorski]