Za darmo

Król Maciuś na wyspie bezludnej

Tekst
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Siedzi Maciuś z głową opartą na ręce. Westchnął ciężko raz – drugi.

– I na co mi zwycięstwo? – zapytał szeptem.

– Tobie niepotrzebne, Maciusiu. Ale na twoje zwycięstwo czekają dzieci całego świata. One ci ufają. Ty obiecałeś. Nazwałeś się królem Reformatorem, tobie rąk opuszczać nie wolno.

Wstał Maciuś, wziął wędkę, poszedł na brzeg morza. A myśli jego musiały być ciężkie, bo choć ryby podpływały do samego brzegu – ani jednej do wieczora nie złowił.

Posiedzenie było bardzo burzliwe. Każdy mówił co innego, wszyscy byli zdenerwowani, tylko Pux spokojnie palił swoją fajkę.

– Mamy dwie różne sprawy – odezwał się lord Pux. – Jedna – to sprawa Maciusia i jego królestwa; a druga – sprawa dzieci. Jeżeli Maciuś otrzyma królestwo, dzieci będą się buntowały. Będzie wielki niepokój w całym świecie, wielki nieporządek w szkołach. Już królewicz Hestos prowadził pochód dzieci; a co będzie dalej? Dzieci mogą wybrać Maciusia za króla albo zażądają, żeby w każdym państwie było dwóch królów; jeden dla starych, drugi dla małych. Co wtedy zrobimy? Więc naprzód musimy postanowić, czy chcemy dać dzieciom prawa i jakie.

– Prawa? – ryknął cesarz Pafnucy. – Gdyby mój syn ośmielił się przyłączyć do buntu, ja bym mu spuścił portki i sprawił takie grzanie42, żeby popamiętał! Teraz jest głupia moda, że dzieci się nie bije. Trzeba bić, a jak nie pomoże, jeszcze raz bić. Trzeba bić ręką, jak nie pomoże – rózgą, jak i to nie pomoże – rzemieniem.

Wszyscy patrzą na Maciusia, ale on milczy.

– Kto chce zabrać głos? – pyta się lord Pux.

– Ja inaczej zrobiłem – mówi Orestes. – Bicie mi się nie podoba, bo dostanie i zaraz zapomni. Najlepiej nie dać jeść. Jak nie dostanie śniadania albo obiadu i będzie głodny, zrozumie, że trzeba się słuchać. Mam się szamotać z chłopakiem – kto by mi kazał. Niech posiedzi w ciemnej komórce, niech się naje strachu – zaraz mu wywietrzeją głupie myśli.

– Żadnych praw dzieciom dawać nie można – mówi przyjaciel żółtych. – Dzieci są lekkomyślne, nie rozumieją, nie mają doświadczenia. Dał Maciuś dzieciom prawa i patrzcie, co zrobiły. Kazały dorosłym chodzić do szkoły, same wszystko zepsuły. Bić dzieci nie trzeba, bo to bardziej złości, głodzić dzieci – jeszcze większe świństwo, bo mogą zachorować, wyrosną na słabych ludzi. Ale trzeba wytłomaczyć43, że powinny zaczekać, aż zmądrzeją.

– Proszę o głos – odezwał się smutny król. – Nie zgadzam się z moimi poprzednikami. To, co teraz mówimy o dzieciach, mówiono dawniej i o chłopach, i robotnikach, o kobietach i Żydach, i o Murzynach. Jedni tacy, drudzy tacy, więc żadnych praw dawać nie można. No i daliśmy prawa. Bardzo dobrze nie jest, ale lepiej niż było. Maciuś dał za dużo praw od razu, trzeba to robić powoli. Dzieci powinny mieć pieniądze, żeby mogły różne rzeczy kupować. Jeżeli kupować będą głupstwa, to i dorośli nie wszyscy wydają pieniądze mądrze. Można wydawać pożyczki, a jak urosną, niech zwrócą. Bo teraz dzieci są tak jak żebracy. O wszystko muszą prosić, muszą się podlizywać dorosłym i czekać, aż będą w dobrym humorze. Zresztą już i dziś dzieci mają więcej praw. Bo dawniej ojciec mógł zabić dziecko, a teraz nie wolno. Jeżeli rodzice mocno biją, też nie wolno. Jeżeli nie chcą posyłać do szkoły, też nie wolno. Więc mówmy, jakie jeszcze dodać dzieciom prawa. Dzieci nie są gorsze od dorosłych.

– Skąd wasza królewska mość wie o tym, kiedy nie ma dzieci? – zapytał z ironią młody król.

– Proszę o głos – mówi Kampanella, która dowiedziawszy się, że Maciuś jest na naradzie, zaraz przyjechała.

Ale nie zaczęła jeszcze Kampanella mówić, kiedy usłyszano krzyk. Ale taki straszliwy, jakby się paliło. Pierwszy Bum-Drum zerwał się z miejsca i biegnie do okna. A za nim wszyscy.

– Zdrada! – krzyknął ktoś i chciał złapać Bum-Druma. Ale było za późno; Bum-Drum wyskoczył przez okno. A zresztą nic by nie pomogło, bo nie zdążyli zamknąć drzwi na klucz, kiedy już wpadli na salę Murzyni i zaczęli wiązać białych królów.

A Klu-Klu na czele.

– Jesteś wolny, Maciusiu! – mówi Klu-Klu.

– Zamykam posiedzenie! – woła związany i już bez fajki lord Pux.

– Czy żółtego króla też związać, czy nie?

– Nie wiem – mówi Klu-Klu. – Teraz Maciuś jest waszym wodzem.

Maciuś poznał tych Murzynów. Profesor mówił wtedy, że są najdziksi ze wszystkich ludożerców. Doskonali wioślarze, ale tak dzicy, że nawet Bum-Drum ich się bał i pozwolił przyjeżdżać do siebie tylko niewielu. I teraz Bum-Drum, który nie potrzebował nawet udawać, miał minę niezadowoloną i chociaż mówił cicho, ale widać było, że gniewa się bardzo na Klu-Klu.

Nie było ani chwili do stracenia. Jedni ludożercy układają kupkami po pięciu związanych królów, drudzy znoszą związaną służbę hotelu i nielicznych żołnierzy, którzy byli na wyspie.

Ci Murzyni byli tak dzicy, że umieli liczyć tylko do pięciu. I to było szczęście, bo inaczej zwaliliby białych na jedną kupę i wszyscy by się podusili. A tu przed Maciusiem stoi na czworakach trzech generałów i czekają na rozkaz.

Nagle Bum-Drum głośno coś powiedział i stanął na rękach do góry nogami. To samo zrobiła Klu-Klu. Maciuś zrozumiał, że powinien też stanąć na rękach głową na dół; więc szybko doszedł do ściany, żeby się trochę oprzeć nogami, bo nie umiał.

– Już – mówi Bum-Drum. – Teraz wstań i kopnij każdego z generałów w nos.

Niechętnie wykonał Maciuś rozkaz, ale nie było rady.

Każdy z kopniętych murzyńskich generałów fiknął do tyłu pięć koziołków i stawał na rękach.

– Teraz weź ze stołu klocek drzewa i obejdź każdą kupkę królów pięć razy, ale się nie oglądaj za siebie, bo będzie źle. Pięć razy każdą kupkę, mój Maciusiu, tylko się nie pomyl.

Idzie Maciuś na przodzie, za nim Bum-Drum, Klu-Klu, generałowie murzyńscy, ale Maciusiowi nie wolno się oglądać. Domyśla się, że idą na rękach. Maciuś sam nie wie, czy więcej było mu wstyd, kiedy nieśli go w worku jako wypchanego psa, czy teraz, kiedy biali królowie widzą, jakich ma przyjaciół. Wolałby Maciuś leżeć związany niż iść na czele tego wariackiego pochodu. Ale czuł, że nie żarty, że jedna drobna nieostrożność może cały świat pozbawić białych królów.

Jeszcze cztery kupki ma obejść, jeszcze trzy. Niczym były spacery więzienne w porównaniu z tym. Królowie rozumieją, że źle, bo leżą jak trusie. I całe szczęście, że Maciuś nauczył się liczyć kroki i różnie chodzić. Bo Bum-Drum raz po raz daje inne polecenie:

– Maciusiu, teraz stawiaj duże kroki – teraz małe – teraz się przechyl na prawo – teraz podnieś drzewo w górę – teraz chodź na piętach. Maciusiu, tylko nie rzuć tego bożka na ziemię, jak cię zacznie parzyć.

Kloc drzewa naprawdę robił się coraz cieplejszy.

Ostatnia kupka: na samej górze leży związana Kampanella. Maciuś przymyka oczy.

– Teraz wyjdź przed dom – mówi zdyszany Bum-Drum, bo i jemu ciężki był ten pochód, bo nie był już taki młody.

Schodził Maciuś na dół, drzewo nie na żarty zaczyna piec ręce. Jakby niósł szklankę gorącej herbaty. Wreszcie już nie może.

– Bum-Drumie, gorące!

– Maciusiu, bądź cierpliwy. Zaraz się skończy.

– Czy można trochę prędzej?

– Nie.

Rozumie Maciuś, że gdyby można, sam Bum-Drum chciałby, żeby się skończyło. (Jednak ceremonie białych królów nie są tak ciężkie).

Nareszcie.

Z poparzonych rąk Maciusia odebrał klocek rozpalony – kapłan ludożerców.

– Co to wszystko znaczy? – pyta się Maciuś Klu-Klu, która ze smutkiem patrzy na poparzone ręce Maciusia, gdy Bum-Drum oddalił się, aby wziąć udział w jakimś okropnym tańcu wojennym.

– Zrobiłam głupstwo, Maciusiu, ale się nie gniewaj. Bałam się, że ci królowie biali zrobią coś złego, jeżeli szybko nie przybędę na pomoc. Niebezpieczeństwo już minęło, ale mogło być źle. A czy bardzo bolą cię ręce?

Taniec wojenny trwał trzy godziny, a tymczasem Bum-Drum, Klu-Klu i Maciuś wynosili z piwnic hotelowych wódki, wina i likiery.

– Jak skończą się tańce – mówi Bum-Drum – ja będę pilnował porządku, a wy rozdawajcie po pół kubka trunku. A w każdy kubek niech Maciuś wrzuca jedno ziarenko, a ty, Klu-Klu, trzy ziarenka.

I dał każdemu woreczek tak jakby grochu. Jeszcze Bum-Drum przeciął Maciusiowi pęcherze na rękach i posmarował płynem, bo inaczej nie mógłby ani dzbanka trzymać, ani tych groszków wrzucać.

Ręce Maciusiowi już omdlewają, a Bum-Drum pilnuje porządku. Jednych posyła do Klu-Klu, drugich do Maciusia. Ale więcej posyła do Klu-Klu. Domyślił się Maciuś, że bardziej dzikich posyła Bum-Drum do Klu-Klu.

Już nie będę mówił, jak dzikusy zachowywali się w ogonku44, jak wrzeszczeli jak opętani, jakie robili miny, pijąc razem wódkę z piwem i winem. Szkoda czasu i nieprzyjemnie nawet czytelnikom o takich okropnościach opowiadać. Dość będzie, jeśli wspomnę, że czterech rozszarpali i zjedli na surowo: nawet piór z włosów nie wyjęli – gorzej niż tygrysy.

 

– Kiedy się to skończy? – pyta się Maciuś i z coraz większą tęsknotą myśli o bezludnej wyspie. Niech robią, co chcą: niech się kłócą, godzą, dają i zabierają prawa, niech się nawet zjadają, byle już bez niego.

Wreszcie ostatni kubek octu (bo zabrakło i piwa), ostatni groszek, ostatni dzikus.

Nareszcie.

Zjedli królową Kampanellę. Przepraszają, liżą nos i uszy Maciusia, fikają żałobne koziołki. Nie wiedzieli: myśleli, że można. Przecież zjedli tylko żonę rybaka i Kampanellę. Gotowi są ponieść karę według praw białych. Niech ich ukarzą jak zbrodniarzy. No, nie wiedzieli. Stało się.

Są posłuszni. Mogli pozjadać wszystkich. Wprawdzie Klu-Klu wyraźnie nie powiedziała. Ale oni niewinni. Zrozumieli, że idą na ciężką wojnę, że muszą się śpieszyć, że trudno będzie zwyciężyć, że na każdych dziesięciu zginie dziewięciu. Ale myśleli, że zjedzą. Nie tylko tamci, najdziksi, ale i oni – oni też myśleli.

Byli posłuszni. Kazał im Maciuś odesłać najdzikszych ludożerców, położyli śpiących na łódki i odesłali. Pewnie zginą wszyscy, bo nie są wioślarzami. Kazał Maciuś, żeby tylko stu zostało – są. Kazał rozwiązać białych królów – bez słowa oporu rozwiązali: nikt ich nie rusza. Szanują Bum-Druma, kochają Klu-Klu, no a Maciuś jest przecież ich jasnym, białym królem.

Czyżby dla dwóch kobiet warto im było narażać się na gniew Maciusia? Nawet na zakąskę nie starczyło. Zresztą słyszeli, że Bum-Drum zawarł umowę z białymi królami, że nie tylko białych, ale i czarnych zjadać więcej nie będą. Słyszeli, ale nie mieli pewności, że tak jest. Jak już Klu-Klu zbuduje koleje, założy telegrafy, zacznie wydawać gazetę, nauczy ich czytać i strzelać z armat, wtedy będzie inaczej. Ale cóż, to będzie dopiero.

Przyznają się: zauważyli Kampanellę, bo leżała na wierzchu kupki. Widzieli, że królowa. No i w nocy zarzucili poduszkę na głowę – potem po rynnie. Szkoda, że tak zręcznie zrobili. Gdyby krzyknęła albo co, gdyby im ktoś powiedział, niekoniecznie Maciuś, a byle kto, że nie wolno… A rybaczkę zjedli, toć każdy rozumie, że na sto ludożerców… No, ale co tu gadać? Zawinili i proszą, sami proszą o karę.

Smutne było posiedzenie. Nawet lord Pux, choć niby nic, głęboko odczuł stratę Kampanelli.

– Proszę uczcić zjedzoną królowę45 przez powstanie.

Wszyscy wstali.

– W kwestii formalnej – podnosi dwa palce Bum-Drum.

Co też Bum-Drum powie?

– Biali królowie – mówi Bum-Drum. – Moi czarni bracia są dzicy, wiem o tym. Wyrządzili wam szkodę. Tak. Ale nie ja ponoszę za to odpowiedzialność, tylko wy. Zbudowaliście sobie ładne pałace, a o nas wcale nie myślicie. Niby daliście nam prawa, ale to nie wszystko. My nie możemy sobie poradzić. Proszę, aby na tym posiedzeniu rozważono sprawę nie tylko białych, ale i czarnych dzieci. Jeżeli nam starym jest źle, niech przynajmniej naszym dzieciom będzie dobrze.

Lord Pux powiedział:

– Mamy więc cztery sprawy. Pierwsza: sprawa białych dzieci. Druga: sprawa Maciusia. Trzecia: sprawa królestwa zjedzonej Kampanelli. Czwarta: sprawa czarnych dzieci.

Ale posiedzenie szło źle. Królowie byli zdenerwowani. Bardziej jeszcze niepokoiła ich obecność stu ludożerców. Wprawdzie przed hotelem stoją biali żołnierze, a w nocy zmieniać się będzie warta. Jednakże czy można być pewnym, że nie przyjdą nowi, a może nawet ci sami Murzyni? Jakie w tych warunkach mogą być obrady?

Niech Maciuś powie, czego chce, zgodzą się na wszystko. Po pierwsze zawdzięczają Maciusiowi życie, po drugie – ci ludożercy najwyraźniej są po to, aby w każdej chwili rzucić się w obronie Maciusia. Nie mają wprawdzie broni palnej, ale strzały i dzidy mogą być zatrute. Zresztą, co ich sprawa Maciusia tak bardzo obchodzi? Smutny król jest przyjacielem Maciusia. Przyjaciel żółtych królów na pewno odda, co zabrał, byle tylko Kita-Kiwa chciał się z nim pogodzić, a młody król, który najwięcej zawinił, niech odda ojcu koronę, bo nie umie rządzić, kiedy w jego kraju są bunty.

Każdy tak sobie myśli, ale czekają, co powie Maciuś.

A Maciuś milczy.

„Biedna królowa Kampanella – myśli król Maciuś. – Byłem niedobry dla niej. Tyle miała przeze mnie zmartwień. A teraz ją zjedli. Dlaczego nie panowałem spokojnie jak wszyscy królowie? Byłbym żył spokojnie, nie byłoby wojen i nieszczęść. To ja jestem winien wszystkiemu”.

Wreszcie zniecierpliwiony król Alfons Brodaty zażądał formalnie, żeby Maciuś powiedział, czego chce.

– Czy wasza królewska mość chce zabrać głos? – pyta się Maciusia lord Pux.

– Owszem, na znak żałoby po królowej Kampanelli proponuję odłożyć posiedzenie do jutra.

Nie wypadało odmówić. Zgodzili się, chociaż niechętnie. Ponieważ trumny nie było na wyspie, złożono kości królowej i rybaczki do skrzynki od wina i w małej kapliczce odbyło się nabożeństwo.

Spotkał się Maciuś z Klu-Klu pod mirtowym drzewem.

– Gniewasz się na mnie, Maciusiu?

– Droga Klu-Klu, nie ja, a wy powinniście się gniewać. Gdyby nie ja, żyłabyś spokojnie w kraju Bum-Druma. Przeze mnie odbyłaś podróż w klatce z małpami, przeze mnie siedziałaś w więzieniu. Przeze mnie zaczęłaś myśleć o nieszczęsnych reformach.

– Maciusiu, co też ty pleciesz! Przecież to największe szczęście żyć, pracować i walczyć, żeby lepiej było na świecie.

Maciuś westchnął.

– Pracuj, Klu-Klu.

– No a ty?

– Jadę na bezludną wyspę.

– Dlaczego? – krzyknęła przerażona Klu-Klu.

– To moja tajemnica.

Nie chciał Maciuś zniechęcać młodej Klu-Klu, ale wszystko powiedział smutnemu królowi.

– Myślałem, że dzieci są dobre, tylko nieszczęśliwe. A tymczasem dzieci są złe. Nie chcę, żebyś myślał, że się boję albo mi się znudziło, więc mówię. Ale niech to zostanie między nami. Nie znałem dzieci, ale teraz znam. Dzieci są złe, bardzo złe. I ja jestem zły. Zły i niewdzięczny. Dopóki się bałem ministrów, mistrza ceremonii, guwernera i kogo tam jeszcze – słuchałem się i siedziałem cicho… A jak zostałem królem prawdziwym, narobiłem głupstw i cierpię. I nie tylko ja cierpię, ale tylu niewinnych ludzi.

Maciuś uderzył pięścią w stół, wstał, założył ręce w tył i zaczął chodzić po izbie rybackiej.

– Dzieci są złe, niesprawiedliwe, złośliwe, kłamliwe. Jeżeli jakieś dziecko się jąka albo troszkę zezuje, albo rude, albo utyka na nogę, albo ma krzywe plecy, albo zrobi w majtki, zaraz mu dokuczają. Wołają: ślepy, kulas, garbus – wyśmiewają. Jak ma dziesięć lat, wyśmiewa się z ośmioletniego, jak ma dwanaście lat, nie chce się bawić z dziesięcioletnim. Jak widzą, że ktoś coś ma, to albo wymanią i oszukają, albo pozwolą się rozporządzać. Jak widzą, że jakieś dziecko jest porządniejsze, zazdroszczą i mszczą się. Jak chłopak silny i dobrze bije, to mu na wszystko pozwalają, a jak jest dobry i cichy, nic sobie z niego nie robią. Powiesz mu sekret, potem się pokłóci i wszystkim rozgada. Ze wszystkiego się wyśmiewają, każdego zaczepią, dają przezwiska. Jeżeli iść po ulicy parami, to przejść nie można. Bo wiedzą, że się nie będą bronić, bo idzie z nimi dozorca i nie pozwala się bić na ulicy. Pełno jest wśród dzieci złodziei. Jeżeli coś pożyczyć, to nie odda, jeszcze powie: „Wynoś się, odczep się, i odejdź, bo ci dam w zęby”. Chwalą się wszystkie. Każdy chce być pierwszy. Kłócą się starsze z młodszymi, chłopcy z dziewczynkami. Teraz rozumiem, dlaczego nie udał się sejm dzieci. Jakże się miał udać? Rozumiem, dlaczego byłem dobry, dopóki miałem serdelki, a potem chcieli mnie zdradzić. I jeszcze nazywali siebie rycerzami Zielonego Sztandaru. Białe dzieci są tak samo dzikie jak czarni ludożercy, a to jest wstyd. Ale Murzyni są nieszczęśliwi, bo nie mają oświaty. Nie chcę wracać do białych. Jeżeli mi się znudzi na bezludnej wyspie, pójdę do kraju Bum-Druma i tam na zawsze zostanę.

Maciuś zapomniał, że smutny król go słucha: mówił do siebie. Musiał wypowiedzieć głośno ten wielki żal, który mu się w duszy nazbierał.

Więc kiedy smutny król zaczął mówić, Maciuś drgnął ze zdziwienia.

A smutny król tłumaczył Maciusiowi, że nie powinien się zniechęcać. Każdy reformator przeżywa ciężkie chwile, kiedy mu się zdaje, że nie warto. Ale tak nie jest: są wśród dzieci złe, ale są i dobre, są kłamczuchy i prawdomówne, są stawiaki46, są spokojne i skromne, są kłótliwe i zaczepne, ale są zgodne i miłe. Ale nie ma porządku wśród dzieci i porządne cierpią przez nieporządne. Więc trzeba im dać prawa, żeby mogły się bronić. I Maciuś zaczął to robić, ale nie chce kończyć. Uparł się Maciuś, chce jechać na bezludną wyspę, więc niech jedzie. Ale niech nie zrzeka się żadnego ze swoich królewskich praw.

– Maciusiu, błagam cię, zrób tak, jak ci radzę. Bo inaczej pożałujesz.

Pierwszy strzał armatni padł o godzinie drugiej minut dwadzieścia w nocy. Kanonada trwała do godziny trzeciej. Wyrzucono trzysta sześćdziesiąt pocisków. Po czym załoga trzech okrętów wojennych wylądowała, żeby stoczyć walkę z ludożercami. Ale nie tylko wszyscy ludożercy byli rozszarpani na drobne kawałeczki; jeszcze i trzech białych królów było zabitych, pięciu lekko rannych. Bo jeden pocisk, kiedy okręt trochę się pochylił, uderzył w lewą oficynę hotelu. Z okrętu jest o wiele trudniej celować, bo się kiwa. W lewej oficynie hotelu mieszkali najmniej ważni królowie; ale zawsze bardzo to było nieprzyjemne.

Bum-Drum i Klu-Klu znikli. Ale na pewno ich przyłapią na morzu, bo dziewiętnaście okrętów miało polecone objechać morze między Afryką i Fufajką i rozstrzeliwać wszystkie łodzie z ludożercami.

Tak pomścili biali królowie śmierć Kampanelli. Aby raz na zawsze odeszła ochota czarnym diabłom wtrącać się do spraw białych. Biali mają telegraf bez drutu, biali mają armaty, głupi przypadek zdarzył, że dostali się bezbronni w łapy ludożerców. Ale niech nie myślą… I Maciuś też niech nie myśli, że zapanował nad całym światem. Ładnie by świat wyglądał pod rządami Maciusia. Królowie po tajnym posiedzeniu wysłali depeszę z rozkazem do floty, żeby natychmiast przybyła na ratunek. Nie zapomnieli dodać, aby prócz wojennych przyjechał jeden okręt handlowy z jedzeniem; bo ludożercy zjedli zapasy niedużej wyspy i wypili wszystko z piwnic hotelu. A odbywać narady i jeść rybki, szczególnie po tylu ciężkich przejściach – to nie dla królów interes.

Królowie byli w doskonałych humorach. Bądź co bądź, przeżyli ciekawe chwile; teraz do końca życia mogli opowiadać, jak w walce z czarną rasą omal nie zostali pożarci. Historia o nich nie zapomni. O dawnych królach tyle w historii ciekawych przygód wojennych: niech i o nich napiszą.

– Czy nie można wpisać do protokołu, że trzej zabici królowie i trzej ranni byli, niby nie przez armaty, a tak, w walce?

– Protokołu fałszować nie wolno – sucho odparł lord Pux.

– To nie fałsz – obraził się król. – Gdyby nie dziki napad tych afrykańskich małp, nie byliby przecież zginęli.

Lord Pux nie odpowiedział. Chmurny otworzył posiedzenie.

– Królowie – mówi młody król. – Przypominam, że prosiłem, aby Maciusia nie nazywać królem. Proszę to oddać pod głosowanie.

– A ja proszę oddać pod głosowanie, aby młodego króla nazywać tylko następcą tronu; bo wczorajsze gazety doniosły, że naród zmusił starego króla, aby znów wziął koronę – spokojnie powiedział Maciuś.

Zrobiło się zamieszanie.

– Szkoda czasu na kłótnie.

– Nie przewlekajcie narad.

– Jak się przyczepiać do głupstw, nigdy nie skończymy.

– Mnie się synek urodził.

– Ja muszę operować ślepą kiszkę.

– Moja ciotka zachorowała.

– Dziś wieczór wyjeżdżam. Mam dosyć tego dobrego.

– Maciuś czy król Maciuś, wszystko jedno: niech gada, czego chce.

– Tak, Maciuś…

– Król Maciuś… Niech powie…

– I kończyć nareszcie!

Tak wołają królowie jeden przez drugiego.

Pux kazał dać książkę z protokołem sądu nad Maciusiem i czyta:

– Na stronicy dwunastej zapisano, że stolica odbiera Maciusiowi tron i koronę, ale niżej czytamy dopisek: Z postanowieniem bandy zdrajców i tchórzów47, którzy zaprzedali kraj – nie zgadzam się. Jestem i pozostanę królem Maciusiem Pierwszym. Na stronicy tysiąc czterdziestej trzeciej, dwunasty wiersz od góry, zapisano w protokole, co następuje: Jeden z podpisanych na papierze o zabraniu korony rzucił się na ziemię, objął nogi Maciusia i płacząc wołał: „Królu ukochany, przebacz moją podłą zdradę”. Widzimy więc z protokołu – ciągnął Pux – że ani sam Maciuś, ani nawet ci, którzy go zdradzili, nie przestali uważać Maciusia za króla. A więc król Maciuś Pierwszy Reformator zechce zabrać głos i postawić swoje warunki.

 

Zrobiło się tak cicho, że słychać było odległy szum morza. Królowie przygotowani są, że Maciuś zażąda bardzo wiele i trzeba się targować. Więc nie miało granic ich zdumienie, gdy Maciuś powiedział:

– Ja, Maciuś Pierwszy, bardzo zawiniłem. Przeze mnie wielu ludzi zostało zabitych, rozszarpanych przez dzikie zwierzęta, zatrutych, a nawet zjedzonych. Moja prababka Zuzanna wstąpiła do klasztoru, ja chcę jechać na bezludną wyspę. Panować nie chcę, królem zostaję. Odebrane kraje mają być zwrócone. Jeżeli młody król będzie się upierał, niech weźmie port z powrotem i niech nie robi łaski. Przywracam granice, jakie miał mój ojciec, żeby nie mówili, że zmarnowałem dziedzictwo przodków. A naród niech wybierze prezydenta.

– A co dla dzieci?

Maciuś zmarszczył brwi, zagryzł wargi, milczy.

– Może ja za Maciusia odpowiem? – wtrącił się smutny król. – Jestem jego przyjacielem, więc wiem, co myśli. Maciuś jest bardzo zmęczony. Pragnie pomyśleć w spokoju o tym, co widział i przeżył, a jak odpocznie na bezludnej wyspie, powie wszystko na nowej naradzie królewskiej.

– Doskonale! – wołają uradowani królowie. – Król Maciuś jest zmęczony, musi odpocząć. Ale i nam należy się odpoczynek, bośmy się zmęczyli obradami; musimy wrócić do domu, zobaczyć, co się dzieje, bo ministrowie pewnie nie mogą sobie dać rady bez nas. A przy tym kości nas bolą, jakeśmy tyle godzin byli związani afrykańskimi sznurami i leżeliśmy na kupkach.

Lord Pux nie był zadowolony. Ale był mądry. Widzi, że jest nieporządek: wszyscy wstali z miejsc, gadają bez zapisania do głosu, razem, że nawet w protokole nie można porządnie notować, ale co robić? Panował nad sytuacją, a teraz już nie panuje: królowie go się nie boją.

– Ależ wasze królewskie moście, trzeba urządzić głosowanie.

– Niech nam lord nie zawraca głowy, bierzemy Maciusia na okręt handlowy i zjemy razem pożegnalne śniadanko.

Biorą Maciusia pod pachę – prowadzą.

Maciuś trochę się opiera, ale nieprzyjemnie odmawiać, kiedy proszą. Wszyscy tacy zadowoleni. Tak go lubią. Zupełnie jak koledzy.

Ile razy spotykał się Maciuś z królami czy ministrami, w ogóle z dorosłymi – zawsze było tak, że niby on jest dziecko, a oni dorośli. A tu pierwszy raz jakby zupełnie równi. Dawniej, gdy był dla niego ktoś dobry, Maciuś nie wiedział, czy mówi naprawdę, czy go się boi; a teraz widzi, że go lubią i wcale się nie gniewają.

Maciuś myśli, że jednak dobrzy ludzie królowie. Jakby ich pierwszy raz widział dopiero. Nie ma żadnej ceremonii ani etykiety. Śmieją się. Lecą z górki na pazurki, gonią się. Król Malto udaje ludożercę.

– Maciuś się musi z nami na pożegnanie upić. To nic, że mały, ale dzielny. Co tu gadać. Jeżeli ktoś jest reformator, to już nie mały, tylko wielki. Niech żyje król Maciuś!

Na okręcie handlowym zastali porozstawiane stoły. Pełno butelek z winem i koniakiem, arakiem i likierami. Całe półmiski smacznych rzeczy, całe kosze owoców.

Sadzają Maciusia na pierwszym miejscu. Napełnili kieliszki.

– Za zdrowie Maciusia!

Orkiestra gra hymn narodowy. Piją, jedzą, a Maciuś z nimi. Co wypije, zaraz mu dolewają.

– Niech żyje Maciuś Pierwszy!

– Niech żyje Maciuś Wielki!

Całują się z nim, każą mówić po imieniu. Maciusiowi kręci się w głowie, ale mu strasznie wesoło. Śpiewa i tańczy ze wszystkimi.

– Sam powiedz, najdroższy Maciusiu, czy nie przyjemniej przyjaźnić się z białymi królami? Jak odpoczniesz na bezludnej wyspie, wrócisz do nas. Będziesz żył jak wszyscy królowie – wesoło, bez zmartwień. Dawniej potrzebne były wojny, bo królowie mieszkali w zamkach otoczonych murami i nudziło im się. A teraz mamy dosyć zabawy. Wypijemy za wieczną przyjaźń.

Wypili.

– Wypijemy za reformy.

Wypili.

– Wypijemy za prawa dla dzieci.

Znów wypili.

Ale nie było między nimi Puxa ani młodego i smutnego króla, bo zostali w sali obrad i pisali protokół. I strasznie się kłócił smutny król z młodym. Ten chce tak, a ten chce inaczej.

– Nie chcę tak! – woła młody król. – Niech będzie, jak postanowił Maciuś.

Widzą, że nie ma zgody. Każdy napisał inny protokół.

– Niech Maciuś sam wybierze, który chce, i niech podpisze.

Dobrze. Wsiedli w łódkę, jadą na okręt handlowy; a tam wszyscy pijani. I Maciuś też. Z nikim nie można się dogadać.

Złapali ich królowie, ściskają, całują, dziękują, że napisali protokół. To śpiewają, to zaczynają płakać, że ich mało co ludożercy nie zjedli, to znów, że smutny król gardzi nimi i pić nie chce.

Wyrwali protokół młodego króla – podpisali, że tak właśnie dobrze. Potem podpisali protokół smutnego króla: tak dobrze.

– Czy warto się kłócić o głupstwa? Nawet lepiej, jeśli królowie poplączą. Bo potem ministrowie mają zajęcie, żeby wszystko poprawić i doprowadzić do porządku.

Wiwat, niech żyje protokół! Wiwat lord Pux, który posiedzenie doprowadził do końca! Wiwat młody król! Wiwat smutny król! Kochajmy się! Niech żyje Maciuś Reformator!

Teraz moja opowieść zupełnie inna. Bo z chwilą kiedy Maciuś wylądował na bezludnej wyspie, od razu wszystko było inaczej. Przedtem było tak, teraz jest tak. Jakby zupełnie inny Maciuś, jakby mu się śniło albo jakby przedtem mu się wszystko śniło, a teraz się dopiero obudził. Dziwi się Maciuś. Dziwi się, że tak od razu wszystko się zmieniło. Nic go nie obchodzą królowie ani tron, ani Murzyni, ani dzieci – nic a nic go nie obchodzi. Niech sobie robią, co chcą. Ten dawny Maciuś, który prowadził wojny, wygrywał i przegrywał bitwy, więziony w niewoli; Maciuś, który ucieka z więzienia, tuła się, znów ucieka – to jakby ktoś, o kim Maciuś słyszał, może go nawet znał. Ale bardzo dawno.

Siedzi Maciuś nad morzem, rzuca w wodę kamyki. Taki ładny kolor ma woda. Tak jest cicho i ładnie, i dobrze. Nikogo się Maciuś nie boi, przed nikim się nie ukrywa, z nikim nie mówi, nie myśli, co będzie jutro.

„A może naprawdę wszystko się tylko śniło”.

Nie, to było, ale bardzo dawno.

I to nie: owszem, było niedawno. Tylko co? Ano nic. Maciuś jest zupełnie inny niż był. I dziwne, że tak długo był taki i wcale nie wiedział, że może być inny. A który jest prawdziwy Maciuś: czy dumny król-Reformator, czy cichy i zamyślony dobrowolny wygnaniec bezludnej wyspy, Maciuś-filozof?

Maciuś stał się filozofem, to jest człowiekiem, który o wszystkim myśli, a nic nie robi. Filozof nie jest leniuchem, myślenie też jest pracą, nawet ciężką pracą. Człowiek zwyczajny widzi żabę, ale to go wcale nie obchodzi. A filozof myśli:

„Dlaczego Bóg stworzył żaby? Przecież im jest nieprzyjemnie”.

Zwyczajny człowiek, jeżeli go ktoś zaczepi czy dokuczy – zaczyna się złościć, bije albo się broni; a filozof myśli:

„Dlaczego ten człowiek jest dokuczliwy i lubi zaczepiać?”

Zwyczajny człowiek, jeżeli widzi, że ktoś ma coś dobrego, albo zazdrości, albo stara się mieć to samo, a filozof myśli:

„Czy może być tak, żeby każdy miał wszystko, co chce?”

I tak właśnie było z Maciusiem.

Siedzi Maciuś nad morzem, rzuca kamyki, niby nic nie robi; ale głowa jego pracuje.

„Co się robi w głowie, kiedy człowiek myśli? Dlaczego człowiek śpi? Jak to się zasypia, że nie można wiedzieć, kiedy się zasypia? I co to jest, jak człowiekowi się śni? Jak człowiek umiera? Dlaczego człowiek rośnie i robi się stary?

I drzewo żyje. Drzewo też rośnie, starzeje się, choruje. Biedne drzewo, nie może powiedzieć, że je boli.

A czy morze też żyje? Chyba nie. Ale w morzu są ryby. I znów dziwne: człowiek nie może oddychać i umiera w wodzie, a ryba dusi się i umiera w powietrzu.

Kiedy ludzie nie mieli aeroplanów48 – tylko ptaki mogły fruwać. To dziwne: muszka mogła fruwać, a człowiek nie. I wychodzi, że mucha mądrzejsza od człowieka. A i teraz nawet mucha chodzi po suficie, po ścianie, po szybie, a człowiek zaraz by spadł, potłukł się.

Czy kanarek śpiewa słowami, czy nie? Czy inne kanarki wiedzą, co on śpiewa?”

Tyle różnych pytań budzi się w głowie Maciusia, ale stara się sam na pytania odpowiedzieć. I wygląda tak, że Maciuś jest jakby uczniem i nauczycielem razem. I tak nawet lepiej. Kiedy dawniej pytał się zagranicznego nauczyciela albo kapitana, niby mu tłumaczyli, ale nigdy tak dobrze, jak teraz sam sobie tłumaczy. Teraz rozumie, bo tak dlatego49 się pyta i odpowiada, aż zupełnie rozumie.

W ogóle Maciuś jest jakby nie sam. Gdyby był sam, to by mu się nudziło. A on się wcale nie nudzi. Rozmawia z sobą, jakby dużo ludzi mówiło. Bo co znaczy myśleć?

„Pewnie każdy człowiek ma w głowie dużo małych człowieczków – i każdy coś innego wie i coś innego mówi. Czasem się nawet kłócą, czasem jeden drugiego poprawia albo radzi. Na przykład nagle coś Maciuś przypomina, o czym dawno zapomniał. Widocznie człowieczek w głowie spał, a tu się obudził i mówi. Dziwnie oni żyją – są bardzo mali. Ale mrówki też małe, a żyją i są bardzo mądre.

A może to nie człowieczki, tylko takie maszynki, sprężynki czy coś – jak fonograf50? Nie, to byłoby gorzej; bo maszynki zrobione z żelaza, ludzie je robią w fabrykach. A to są człowieczki.

Podobno we krwi i ustach są jakieś małe żyjątka, które można widzieć przez szkła powiększające. I w wodzie są robaczki, których gołym okiem nie widać. Więc może ludzie nie zrobili jeszcze szkieł, przez które można tych najmniejszych człowieczków zobaczyć. Może oni są w sercu także? Ludzie myślą, że krew w sercu stuka, a te człowieczki tam latają. Może mają nawet skrzydła? I jak jest w sercu więcej smutnych człowieczków, robi się smutno, jak więcej wesołych, robi się wesoło?

42grzanie – tu: lanie, bicie. [przypis edytorski]
43wytłomaczyć – dziś popr.: wytłumaczyć. [przypis edytorski]
44ogonek – kolejka. [przypis edytorski]
45królowę – dziś popr. forma B. lp: królową. [przypis edytorski]
46stawiak (daw. pot.) – chłopiec, który zachowuje się niegrzecznie i arogancko, aby zrobić wrażenie odważnego i niezależnego. [przypis edytorski]
47tchórzów – dziś popr. forma D. lm: tchórzy. [przypis edytorski]
48aeroplan (daw.) – samolot. [przypis edytorski]
49dlatego – tak w tekście źródłowym, najprawdopodobniej zam.: długo. [przypis edytorski]
50fonograf – wynalazek Thomasa Edisona (1847–1931), jedno z pierwszych urządzeń do nagrywania i odtwarzania dźwięku. Fale dźwiękowe wpadały do trąbki, połączonej z igłą, która utrwalała drgania na folii cynowej, rozpiętej na wałku. Wałek obracał się, poruszany za pomocą korbki. Niebawem fonografy zostały zastąpione przez gramofony, a wałki przez płyty gramofonowe. [przypis edytorski]