– Do widzenia, moi panowie, ruszajcie do domu beze mnie! – i roześmiał się głośno.
Na próżno biegali dokoła mysiej dziury, rozgrzebując ją laskami; Paluszek znikał im ciągle z oczu, a że było już ciemno, musieli ze złością i z pustą kiesą ruszyć z powrotem do domu.
Kiedy Paluszek spostrzegł, że nieznajomi oddalili się, wyszedł ze swej nory.
– Niebezpiecznie jest chodzić w ciemnościach po polu – pomyślał – łatwo można skręcić kark i połamać nogi.
Na szczęście znalazł muszlę ślimaka.
– Bogu dzięki – rzekł – mam teraz gdzie przenocować! – i wszedł do muszli.
Po pewnym czasie, gdy chciał się właśnie ułożyć do snu, usłyszał, jak dwaj ludzie przechodzili obok jego schronienia, a jeden z nich rzekł:
– Co więc zrobimy, aby zabrać bogatemu proboszczowi złoto i srebro?
– Ja ci poradzę! – zawołał Paluszek.
– Co to było? – rzekł złodziej przerażony – słyszałem jakiś głos.
Stanęli obaj i poczęli nasłuchiwać, Paluszek zaś rzekł znowu:
– Weźcie mnie z sobą, ja wam dopomogę.
– A gdzie jesteś?
– Szukajcie na ziemi i uważajcie, skąd dochodzi głos – odparł malec.
Po długim szukaniu złodzieje znaleźli go wreszcie i podnieśli do góry.
– Więc to ty, smyku, chcesz nam dopomóc! – zawołali.
– Naturalnie – odparł Paluszek – wśliznę się do pokoju proboszcza i podam wam stamtąd wszystko, czego zapragniecie.
– Dobrze – odparli złodzieje – zobaczymy, co potrafisz.
Kiedy przybyli na plebanię, Paluszek wśliznął się do pokoju i zawołał jak mógł najgłośniej:
– Co chcecie wziąć z tego pokoju?
Złodzieje przerazili się i rzekli:
– Cicho, bo ktoś się obudzi.
Ale Paluszek udał, że ich nie zrozumiał, i krzyknął jeszcze głośniej.
– Co wam podać? Co chcecie wziąć z tego pokoju?
Usłyszała to kucharka i poczęła nasłuchiwać. Ale złodzieje uciekli już kawałek drogi, wreszcie jednak nabrali odwagi i rzekli:
– Ten smyk1 droczy się z nami!