– Cóż to może znaczyć? – rzekł jeden. – Wóz jedzie, słychać głos woźnicy, a jego samego nie widać.
– To nieczysta sprawa – odparł drugi – pójdźmy za wozem i zobaczmy, gdzie się zatrzyma.
Ale wóz wjechał w głąb lasu, prosto do miejsca, gdzie drwal rąbał drzewo.
Kiedy Paluszek ujrzał ojca, zawołał:
– Widzisz, ojcze, przyjechałem. Teraz wyjmij mnie tylko z kryjówki.
Ojciec ujął konia jedną ręką, drugą zaś wydobył mu z ucha Paluszka, który wesoło skoczył zaraz na trawkę i usiadł na źdźble.
Kiedy dwaj nieznajomi to ujrzeli, zdumienie ich nie miało granic. Wówczas jeden z nich rzekł do drugiego.
– Ten malec może nam przynieść majątek, jeśli będziemy go pokazywali w wielkim mieście za pieniądze. Kupmy go.
Podeszli więc do chłopa i rzekli:
– Sprzedajcie nam tego malca, będzie mu u nas dobrze.
– Nie – odparł ojciec – to moje najdroższe dziecię, nie oddam go za skarby świata.
Ale Paluszek słysząc tę rozmowę wdrapał się po fałdach ubrania ojca, stanął mu na ramieniu i szepnął do ucha:
– Sprzedajcie mnie, ojcze, niedługo do ciebie powrócę.
Gdy to ojciec usłyszał, zgodził się sprzedać go za dużą sumę pieniędzy.
– Gdzie chcesz siedzieć? – zapytali nieznajomi Paluszka.
– Posadźcie mnie na kapeluszu – odparł malec – będę sobie mógł spacerować, oglądać okolicę, no, i nie spadnę stamtąd.
Nieznajomi spełnili jego życzenie, a gdy Paluszek pożegnał się z ojcem, ruszyli w drogę.
Kiedy zapadł zmrok, malec zawołał nagle:
– Zdejmijcie mnie na chwilę, muszę koniecznie zejść!
– Zostań na górze – odparł ten, na czyjej głowie chłopiec siedział – nie krępuj się, ptaszki też nieraz upiększyły mi tak kapelusz.
– Nie – odparł Paluszek – już ja wiem, co wypada. Zdejmijcie mnie natychmiast!
Musieli więc nieznajomi zdjąć Paluszka z kapelusza i postawić na ziemi, w tej chwili jednak malec skoczył do mysiej dziury i zawołał stamtąd: