Za darmo

Stary dom

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

– Trud nadludzki…

– Praca wznosząca ku anielstwu…

– Kara okropna…

– Za to, że uczynili swój dom nieznośnym…

Zamyśliłem się głęboko, potem zaś chcąc zmienić treść rozmowy, spytałem:

– Ale cóż pan radzisz uczynić z moim ciałem?

– Użyjemy go do spełnienia czynu!

– Zginie?

– Naturalnie! Rzecz prosta! Każdy wielki Odnowiciel świata, ginął zawsze… Czyż mam wymieniać nazwiska…

– Tak, tak… to prawda. Ale widzisz pan, mimo owych odnowicieli, Stary Dom stoi, jak stał. Nie powiodło się widać żadnemu…

– Znowu szemat6. Zastanów się pan! Czy to jest… pierwszy Stary Dom… człowieka? Nie… wcale nie. Spadło na miejsce, które zajmuje mnóstwo piorunów i szalały pożary ogromne… To jest tylko ostatni… Stary Dom, to jest ostatnia formuła poznania ludzkiego, dobra na dziś, zgoła nieprzydatna na jutro. Nic nie jest trwałe, co tylko jest żywe… nie zapominaj pan o tym… nie zapominaj ani na chwilę!

Czułem zawrót myśli, niby czerwone fale przelewały się jedna w drugą. Czułem, jakby sen mój był jawą, z której przeszedłem w drugi sen. Wszystko wydało mi się innym, dziwacznym na tym głębszym poziomie snu, podobnie jak oczy napotykają coraz inne dziwne zjawy w miarę zapuszczania się coraz głębiej w bezdeń morza.

W pierwszej linii zatroskałem się teraz na dobre o moje ciało leżące oto tam niedaleko na mchu.

Rozejrzałem się wokół. Rozłóg wysokiej trawy. Witki jej ruszały się ustawicznie, kłaniały sobie, zbliżały się ku sobie i oddalały. Żadne źdźbło nie stało na swoim miejscu. Wydawało się, jakbym tkwił w olbrzymim, dziwnym wężowisku, cieniuteńkich żmij, gotowych kąsać. Pośród traw widniały olbrzymie, niemal czarne kwiaty z pozoru przypominające pełne maki. Płatki koron poruszały się nieumiarowo, jakby dowolnie, odsłaniając żółte plamy, podobne do wielkich kocich oczu. Także pnie drzew nie tkwiły nieruchomo w ziemi. Oddalały się od siebie, to znów zbijały w gromadki. Korony ich szeptały zaś poufnie, naradzając się ze sobą, konary wyciągały się ku sobie, niby ręce gotowe objąć, pieścić czy dławić…

Przeraziłem się.

W tym lesie nie sposób znaleść schrony7 ni pożywienia dla ciała.

Stałem zmieszany, nasłuchując odgłosu. Milczało wszystko, nie musnął mnie najlżejszy nawet powiew wiatru.

Przystąpiłem do ciała leżącego we śnie.

Pochylone, w ruchu zdziwienie wyrażającym, stały nad nim trzy niezmiernie wielkie, czarno szafirowe kwiaty. Płatki ich poruszały się szybko, migały rozwarte szeroko, to znów mrużące się oczy. Obok kwiatów wzniesiona w powietrze zwisała wielka purpurowa, metalicznie połyskująca żmija.

– Wstawaj! – krzyknąłem z całej mocy.

Kwiaty uciekły szybko, żmija znikła w trawie.

Zerwałem się na równe nogi i obejrzałem się wokół.

Stałem na leśnej polanie, wśród gęstej trawy. Był zmrok. Poprzez pnie drzew przebłyskiwało światło.

Były to latarnie sygnałowe Starego Domu, umieszczone na jego peryferii, tam gdzie przytykał Wielkiego Lasu.

Uczułem pewien niepokój. Czegoś mi brakło. Nie mogłem odnaleźć się w otoczeniu, jak się to dzieje zawsze po nagłym przejściu do jawy. Wydawało mi się, że przed chwilą nie byłem sam, że rozmawiałem z kimś. Powietrze drżało, zda się jeszcze, od słów dziwnych, ważnych…

Jakież to słowa?… Kto mówił?

Coś należało uczynić!… Ale co?

Kroczyłem machinalnie w stronę Starego Domu. Gdym doszedł do bramy, późno już było tak, że mogłem niepostrzeżenie wśliznąć się tuż za plecami zagapionego w ciemń żołnierza.

Szedłem dalej. Wspomnienie, że padły jakieś dziwne słowa towarzyszyło mi ciągle.

Nagle w chwili, gdym zaczął wstępować na schody, uczułem się sam, zupełnie sam, a wrażenie słów zasłyszanych pierzchło i nie wróciło.

– Ciekawym, co mówił tajny radca Nietoperz o przysporzeniu oświaty w Starym Domu – pomyślałem i zamyśliłem się nad tym problemem.

6szemat – schemat. [przypis edytorski]
7schrona – dziś: schronienie a. schron. [przypis edytorski]