Za darmo

Kometa

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Zamknąwszy się w swym gabinecie, ojciec rozpoczął stopniowy rozbiór zawiłej istoty wuja Edwarda, męczącą psychoanalizę rozłożoną na szereg dni i nocy. Stół gabinetu zapełniać się zaczął rozłożonymi kompleksami jego jaźni. Początkowo wuj uczestniczył jeszcze w naszych posiłkach, mocno zredukowany, próbował brać udział w naszych rozmowach, przejechał się raz jeszcze na welocypedzie. Potem poniechał tego, widząc się coraz bardziej zdekompletowanym. Pojawił się u niego pewien rodzaj wstydu, charakterystyczny dla tego stadium, w którym się znajdował. Unikał ludzi. Równocześnie ojciec zbliżał się coraz bardziej do celu swych zabiegów. Zredukował go do niezbędnego minimum, usunął jedno po drugim wszystko nieistotne. Umieścił go wysoko w niszy ściennej klatki schodowej, organizując jego elementy na zasadzie ogniwa Leclanche'a47. Mur w tym miejscu był spleśniały, grzyb rozpościerał tam swą białawą plecionkę. Ojciec korzystał bez skrupułów z całego kapitału entuzjazmu wujowskiego, rozciągał jego wątek wzdłuż całej długości sieni i lewego skrzydła domu. Posuwając się na drabinie wzdłuż ściany ciemnego korytarza, wbijał małe ćwieczki48 w ścianę wzdłuż całego toru jego obecnego żywota. Te dymne żółtawe popołudnia były prawie zupełnie ciemne. Ojciec posługiwał się zapaloną świeczką, którą oświecał z bliska zmurszałą49 ścianę, piędź50 za piędzią. Krążą wersje, że w ostatniej chwili wuj Edward, dotychczas tak po bohatersku opanowany, okazał jednak pewne zniecierpliwienie. Mówią nawet, że przyszło do gwałtownego, acz spóźnionego wybuchu, który o mało co nie zniweczył prawie skończonego dzieła. Ale instalacja była już gotowa, i wuj Edward, jak był przez całe życie wzorowym mężem, ojcem i człowiekiem interesów, tak i w tej ostatniej swej roli poddał się w końcu wyższej konieczności.

Wuj funkcjonował znakomicie. Nie było wypadku żeby odmówił posłuszeństwa. Wyszedłszy z zawikłanej swej komplikacji, w której tylekroć się dawniej gubił i gmatwał, znalazł wreszcie czystość zasady jednolitej i prostolinijnej, której odtąd miał niezmiennie podlegać. Kosztem swej z trudem administrowanej wielorakości uzyskał teraz prostą, nie problematyczną nieśmiertelność. Czy był szczęśliwy? Próżno o to pytać. Pytanie to ma sens jeśli chodzi o istoty, w których zawarte jest bogactwo alternatyw i możliwości, dzięki czemu rzeczywistość aktualna może się przeciwstawić połowicznie realnym możliwościom i w nich zwierciedlić. Ale wuj Edward nie miał alternatyw, przeciwstawienie: szczęśliwy – nieszczęśliwy nie istniało dla niego, ponieważ był aż do ostatecznych granic z sobą identyczny. Nie można się było powstrzymać od pewnego uznania, widząc go tak punktualnie, tak ściśle funkcjonującego. Nawet żona jego, ciotka Teresa, gdy przybyła po pewnym czasie w ślad za mężem, nie mogła się pohamować, aby co chwilę nie przyciskać guzika, ażeby usłyszeć ten głos donośny i wrzaskliwy, w którym odpoznawała51 dawny timbre52 jego głosu, gdy był zirytowany. Co do córeczki Edzi, można było powiedzieć, że zachwyciła ją kariera ojca. Później co prawda wzięła na mnie pewien rodzaj odwetu mszcząc się za czyn mego ojca, ale to już należy do innej historii.

2

Mijały dni, popołudnia stawały się dłuższe. Nie było co z nimi zrobić. Nadmiar czasu jeszcze surowego, jeszcze czczego53 i bez zastosowania, przedłużał wieczory pustymi zmierzchami. Adela po wczesnym umyciu naczynia i po sprzątnięciu kuchni stała bezradna na ganku, patrząc bezmyślnie na kraśniejącą blado dal wieczorną. Jej piękne oczy, tak wymowne kiedy indziej, stawały w słup z tępego zamyślenia – wypukłe, wielkie i błyszczące. Cera jej, przy końcu zimy zmętniała i szara od swądów kuchennych, odmładzała się teraz pod wpływem wiosennej grawitacji miesiąca54, przybierającego od kwadry do kwadry, nabierała refleksów mlecznych, odcieni opalowych, połysków emalii. Tryumfowała teraz nad subiektami, którzy tracili kontenans55 pod jej ciemnymi spojrzeniami, wypadali z roli zblazowanych56 bywalców knajp i lupanarów57 i wstrząśnięci jej nową urodą, szukali innej platformy zbliżenia, gotowi do koncesji58 na rzecz nowego układu stosunków, do uznania faktów pozytywnych59.

Eksperymenty ojca nie sprowadziły wbrew wszystkim oczekiwaniom przewrotu w życiu powszechnym. Zaszczepienie mesmeryzmu na ciele nowoczesnej fizyki nie okazało się płodne. Nie żeby w odkryciach ojca nie tkwiło ziarno słuszności. Ale prawda nie decyduje o powodzeniu idei. Nasz głód metafizyczny jest ograniczony i prędko ulega nasyceniu. Ojciec stał właśnie u progu nowych rewelacyjnych odkryć, gdy w nas wszystkich, w szeregi jego zwolenników i adeptów zaczęła się wkradać niechęć i rozprzężenie. Coraz częstsze były oznaki zniecierpliwienia, dochodzące do otwartych protestów. Nasza natura buntowała się przeciw rozluźnieniu praw fundamentalnych, mieliśmy dość cudów, pragnęliśmy wrócić do starej, jakże zaufanej i solidnej prozy odwiecznych porządków. I ojciec to zrozumiał. Zrozumiał, że posunął się za daleko i zahamował lot swych idei. Grono eleganckich adeptek i adeptów z podkręconymi wąsami topniało z dnia na dzień. Ojciec, pragnąc wycofać się z honorem, zamierzał właśnie wygłosić ostatnią, zamykającą prelekcję, gdy nagle nowe zdarzenie skierowało uwagę wszystkich w zgoła nieoczekiwanym kierunku.

 

Pewnego dnia brat mój, wróciwszy ze szkoły, przyniósł nieprawdopodobną a jednak prawdziwą wiadomość o bliskim końcu świata. Kazaliśmy sobie powtórzyć, sądząc żeśmy się przesłyszeli. Ale nie. Tak właśnie brzmiała ta niewiarogodna, ta ze wszech miar niepojęta wiadomość. Tak jest, tak jak stał, niegotowy i nie wykończony, w przypadkowym punkcie czasu i przestrzeni, bez zamknięcia rachunków, nie dobiegłszy do żadnej mety, w połowie zdania niejako, bez kropki i wykrzyknika, bez sądu i gniewu bożego – niejako w najlepszej komitywie60, lojalnie, podług obopólnej umowy i uznanych obustronnie zasad – świat miał wziąć w łeb, po prostu i nieodwołalnie. Nie, nie był to eschatologiczny61, od dawna przez proroków przepowiedziany, tragiczny finał i akt ostatni komedii boskiej. Nie, był to raczej bicyklowo-cyrkowy, hopla-prestidigitatorski, wspaniale hokus-pokusowy i pouczająco-eksperymentalny koniec świata – wśród aplauzu wszystkich duchów postępu. Nie było niemal nikogo, komu by natychmiast nie trafił do przekonania. Przerażonych i protestujących zakrzyczano natychmiast. Dlaczegóż nie rozumieli, że była to po prostu niesłychana szansa, koniec świata najbardziej postępowy, wolnomyślicielski, na wysokości czasu stojący, po prostu zaszczytny i przynoszący zaszczyt Mądrości najwyższej? Przekonywano się z zapałem, rysowano ad oculos62 na wydartych kartkach z notesu, demonstrowano niezbicie, pobito na głowę oponentów i sceptyków. W pismach ilustrowanych pojawiły się całostronicowe ryciny, antycypowane63 obrazy katastrofy w efektownych inscenizacjach. Widziano tam ludne miasta w nocnej panice pod niebem świetniejącym w sygnałach świetlnych i fenomenach. Widziano już zadziwiające oddziaływanie dalekiego bolidy64, którego paraboliczny wierzchołek wciąż wymierzony w glob ziemski trwał na niebie w nieruchomym locie, zbliżając się z szybkością tylu i tylu mil na sekundę. Jak w farsie cyrkowej wzlatywały kapelusze i meloniki, włosy stawały dęba, parasole otwierały się same, a łysiny obnażały się pod ulatującymi perukami – pod niebem czarnym i ogromnym, migocącym jednoczesnym alarmem wszystkich gwiazd.

Coś odświętnego wlało się w nasze życie, jakiś entuzjazm i żarliwość, jakaś ważność i solenność weszła w nasze ruchy, rozszerzyła nasze piersi kosmicznym westchnieniem. Glob ziemski wrzał nocami od uroczystej wrzawy, od solidarnej ekstazy tysięcy. Noce nastały czarne i ogromne. Mgławice gwiazd zagęszczały się dookoła ziemi niezliczonymi rojami. W czarnych przestrzeniach planetarnych stały te roje rozmaicie rozmieszczone, osypując się pyłem meteorów od przepaści do przepaści. Zagubieni w nieskończonych przestrzeniach, straciliśmy niemal glob ziemski pod nogami, zdezorientowani, zmyliwszy kierunki, wisieliśmy jak antypodzi65 głową w dół nad odwróconym zenitem i wędrowaliśmy po rojowiskach gwiezdnych, wodząc poślinionym palcem przez całe lata świetlne od gwiazdy do gwiazdy. Tak wędrowaliśmy przez niebo wyciągniętą bezładną tyralierą66, rozbiegli we wszystkich kierunkach po nieskończonych szczeblach nocy – emigranci opuszczonego globu, plądrujący niezmierne mrowie gwiazd. Otworzyły się ostatnie bariery i bicykliści wjechali w czarną przestrzeń gwiezdną, stanąwszy dęba na swych welocypedach, trwali w nieruchomym locie w planetarnej próżni, otwierającej się coraz nowymi gwiazdozbiorami. Lecąc tak ślepym torem, wytyczali drogi i szlaki bezsennej kosmografii, w istocie zaś trwali w planetarnym letargu, czarni jak sadza, jak gdyby wsadzili głowę w lufcik od pieca, ostateczną metę i cel wszystkich tych ślepych lotów.

47ogniwo Leclanche'a – popularne ogniwo elektryczne węglowo-cynkowe, wynalezione przez fr. chemika Georgesa Leclanche'a (1839–1882). [przypis edytorski]
48ćwieczek – gwóźdź, mały ćwiek. [przypis edytorski]
49zmurszały – sypiący się, kruszący się z powodu rozkładu (o drewnie lub murach). [przypis edytorski]
50piędź – dawna miara długości, odpowiadająca szerokości rozpostartej dłoni. [przypis edytorski]
51odpoznawać (daw.) – rozpoznawać w czymś coś, co znało się dawniej. [przypis edytorski]
52timbre (fr.) – barwa, brzmienie dźwięku, głosu. [przypis edytorski]
53czczy (daw.) – pusty, jałowy, nic nieznaczący. [przypis edytorski]
54miesiąc (daw., poet.) – księżyc. [przypis edytorski]
55kontenans (daw., z fr.) – pewność siebie, odwaga. [przypis edytorski]
56zblazowany – znudzony za sprawą nadmiaru wrażeń. [przypis edytorski]
57lupanar (daw., z łac.) – dom publiczny. [przypis edytorski]
58koncesja (z łac.) – ustępstwo. [przypis edytorski]
59pozytywny (z łac. positivus: oparty, uzasadniony) – tu zapewne: ustalony, pewny. [przypis edytorski]
60komitywa (z łac.) – bliskie, poufałe stosunki, zażyłość. [przypis edytorski]
61eschatologiczny – związany z zagadnieniami eschatologii, dziedziny teologiczno-filozoficznej traktującej o sprawach ostatecznych: końcu świata, losie człowieka po śmierci itp. [przypis edytorski]
63antycypować – przewidywać, zapowiadać. [przypis edytorski]
64bolida (z gr.) – dziś popr.: bolid, żarzący się meteor lub inne niewielkie ciało niebieskie przelatujące przez atmosferę i eksplodujące w powietrzu lub spadające na ziemię. [przypis edytorski]
62ad oculos (łac.) – dosł.: do oczu, przed oczy; naocznie. [przypis edytorski]
65antypoda – człowiek zamieszkujący obszar położony po przeciwnej stronie kuli ziemskiej względem kogoś innego. [przypis edytorski]
66tyraliera – rodzaj luźnego szyku bojowego tworzonego przez żołnierzy stojących w odstępach w jednej linii. [przypis edytorski]