Ścigana

Tekst
Przeczytaj fragment
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Rozdział 2

Siedem tygodni później

Kiedy Riley przybyła do gabinetu psychologa, znalazła Ryana siedzącego samotnie w poczekalni.

– Gdzie jest April? – zapytała.

Ryan skinął głową w stronę zamkniętych drzwi.

– Jest z doktor Sloat – wyjaśnił z zaniepokojeniem w głosie. – Było coś, o czym musiały porozmawiać same. Potem mamy wejść my i dołączyć do nich.

Riley westchnęła i usiadła na stojącym w pobliżu krześle. Ona, Ryan i April spędzili tu w ostatnich tygodniach wiele emocjonalnie wymagających godzin. To byłaby ich ostatnia sesja z psychologiem, zanim wszyscy zrobią sobie przerwę na Boże Narodzenie.

Doktor Sloat nalegała, aby cała rodzina uczestniczyła w terapii April. Dla nich wszystkich była to ciężka praca. Jednak, ku uldze Riley, Ryan całym sercem brał udział w tym procesie. Przychodził na wszystkie sesje, które mógł zmieścić się w swoim harmonogramie, a nawet ograniczył pracę, aby mieć na to więcej czasu. Dzisiaj przywiózł tutaj April ze szkoły.

Riley przyglądała się twarzy swojego byłego męża, gdy patrzył na drzwi biura. Pod wieloma względami wydawał się zmienionym człowiekiem. Jeszcze niedawno jako rodzic był tak bardzo nieuważny, że ocierało się to o poważne zaniedbanie rodzicielskie. Zawsze twierdził, że wszystkie problemy April były winą Riley.

Jednak zażywanie narkotyków przez April i jej zbyt bliskie spotkanie z przymuszaniem do prostytucji zmieniły coś w Ryanie. Po pobycie w klinice odwykowej April była w domu z Riley już od sześciu tygodni. Ryan często je odwiedzał i dołączył do nich na Święto Dziękczynienia. Czasami nawet wydawali się prawie funkcjonującą rodziną.

Riley jednak ciągle sobie przypominała, że tak naprawdę nigdy nie byli funkcjonującą rodziną.

Czy to może się teraz zmienić?, zastanawiała się. I czy ja chcę, żeby to się zmieniło?

Riley czuła się rozdarta, a nawet trochę winna. Od dawna próbowała zaakceptować fakt, że prawdopodobnie w jej własnej przyszłości nie było Ryana. Możliwe, że w jej życiu był nawet inny mężczyzna.

Między nią a Billem zawsze istniało pewne przyciąganie. Ale od czasu do czasu oni także walczyli i kłócili się. Poza tym ich relacja zawodowa była wystarczająco wymagająca, nie trzeba było dodawać do niej romansu.

Jej miły i atrakcyjny sąsiad z sąsiedztwa, Blaine, wydawał się lepszą perspektywą, szczególnie że jego córka, Crystal, była najlepszą przyjaciółką April.

Mimo to, w takich momentach jak ten, Ryan wydawał się nadal być tym samym mężczyzną, w którym zakochała się tak wiele lat temu. Dokąd to wszystko zmierzało? Naprawdę nie miała pojęcia.

Drzwi gabinetu otworzyły się i wyszła doktor Lesley Sloat.

– Chciałybyśmy teraz porozmawiać z wami dwojgiem – oznajmiła z uśmiechem.

Riley już dawno polubiła niską, krępą, dobroduszną psycholożkę, a April najwyraźniej też żywiła do niej sympatię.

Riley i Ryan weszli do biura i usiedli na wygodnych tapicerowanych krzesłach. Siedzieli twarzą do April, która z kolei siedziała na kanapie obok doktor Sloat. April uśmiechała się słabo. Doktor Sloat skinęła głową, żeby zaczęła mówić.

– Coś się wydarzyło w tym tygodniu – zaczęła April. – Trochę trudno o tym mówić…

Oddech Riley przyspieszył i poczuła, że jej serce zabiło szybciej.

– To ma związek z Gabrielą – dodała April. – Może powinna być tutaj dzisiaj, aby o tym porozmawiać, ale nie ma jej, więc…

Głos April ucichł.

Riley była zaskoczona. Gabriela, tęga kobieta w średnim wieku pochodząca z Gwatemali, przez lata była ich gospodynią. Zamieszkała w nowym domu z Riley i April i była jak członek rodziny.

April wzięła głęboki oddech i kontynuowała:

– Kilka dni temu powiedziała mi coś, czego ci nie powiedziałam. Ale myślę, że powinnaś to wiedzieć. Gabriela powiedziała, że musi odejść.

– Dlaczego? – Riley westchnęła.

Ryan wyglądał na zdezorientowanego.

– Czy nie płacisz jej wystarczająco dużo? – zapytał.

– To przeze mnie – wyjaśniła April. – Powiedziała, że nie może już tego robić. Powiedziała, że powstrzymywanie mnie przed skrzywdzeniem siebie lub chronienie śmiercią z rąk zabójcy to dla niej zbyt duża odpowiedzialność.

April przerwała. Łza napłynęła jej do oka.

– Powiedziała, że było mi zbyt łatwo wymknąć się bez jej wiedzy. Nie mogła spać w nocy, bo zastanawiała się, czy narażam się na niebezpieczeństwo. Powiedziała, że teraz, kiedy znów jestem zdrowa, natychmiast się wyprowadza.

Riley była wstrząśnięta. Nie miała pojęcia, że Gabriela myślała o czymś takim.

– Błagałam ją, żeby tego nie robiła – wyjaśniła April. – Rozpłakałam się, ona też, ale nie mogłam przekonać jej do zmiany zdania i byłam przerażona.

April stłumiła szloch i wytarła oczy chusteczką.

– Mamo – ciągnęła April – właściwie padłam przed nią na kolana. Obiecałam, że nigdy, przenigdy nie sprawię, że znowu poczuje się w ten sposób. Wreszcie… w końcu przytuliła mnie i powiedziała, że nie wyjedzie tak długo, jak długo dotrzymam mojej obietnicy. I ja tej obietnicy dotrzymam. Naprawdę. Mamo, tato, nigdy więcej nie sprawię, że ty, Gabriela czy ktokolwiek inny będzie się o mnie tak martwić.

Doktor Sloat poklepała April po dłoni i uśmiechnęła się do Riley i Ryana.

Dodała:

– Myślę, że April próbuje wam powiedzieć, że wyszła na prostą.

Riley zobaczyła, jak Ryan wyjmuje chusteczkę i ociera oczy. Bardzo rzadko widziała go płaczącego. Rozumiała, jak się teraz czuł. Ona także poczuła ścisk w gardle. To Gabriela – nie Riley czy Ryan – sprawiła, że April wreszcie oświeciło.

Mimo to Riley była niesamowicie wdzięczna, że jej rodzina będzie razem i w dobrym zdrowiu na Boże Narodzenie. Zignorowała strach, który czaił się głęboko w środku – to okropne uczucie, że potwory w jej życiu zabiorą jej święta.

Rozdział 3

Kiedy Shane Hatcher wszedł do więziennej biblioteki w dzień Bożego Narodzenia, zegar ścienny wskazywał dokładnie dwie minuty przed wyznaczoną godziną.

Idealne wyczucie czasu, pomyślał.

Za kilka minut miał się uwolnić.

Bawiły go wiszące tu i ówdzie ozdoby świąteczne – wszystkie wykonane z kolorowego styropianu, oczywiście – żadnych twardych elementów, ostrych krawędzi, ani nic przydatnego, jak na przykład sznurek. Hatcher spędził wiele świąt bożonarodzeniowych w Sing Sing, a pomysł, by przywołać tu świąteczny nastrój, zawsze wydawał mu się absurdalny. Niemal roześmiał się głośno, kiedy zobaczył Freddy’ego, małomównego bibliotekarza więziennego, ubranego w czerwoną czapkę świętego Mikołaja.

Siedzący przy biurku Freddy odwrócił się do niego i uśmiechnął się trupim uśmiechem. Ten uśmiech powiedział Hatcherowi, że wszystko szło zgodnie z planem. Hatcher w milczeniu skinął głową i odwzajemnił uśmiech. Następnie Hatcher wszedł między dwa regały i czekał.

Gdy zegar odmierzał godzinę, Hatcher usłyszał dźwięk otwieranych drzwi rampy załadunkowej na drugim końcu biblioteki. Po kilku chwilach przyjechał kierowca ciężarówki. Pchał duży plastikowy kosz na kółkach. Drzwi do rampy zamknęły się za nim z łoskotem.

– Co masz dla mnie w tym tygodniu, Bader? – zapytał Freddy.

– A jak myślisz, co mogę mieć? – odpowiedział kierowca. – Książki, książki i jeszcze więcej książek.

Kierowca szybko zerknął w kierunku Hatchera, po czym odwrócił się. Kierowca oczywiście wiedział o planie. Od tego momentu zarówno kierowca, jak i Freddy traktowali Hatchera tak, jakby go w ogóle tam nie było.

Świetnie, pomyślał Hatcher.

Bader i Freddy razem wyładowali książki na stalowy stół na kółkach.

– Co powiesz na filiżankę kawy w kantynie? – powiedział Freddy do kierowcy. – A może jakiś gorący ajerkoniak? Podają to na święta.

– Brzmi świetnie.

Gdy dwaj mężczyźni wychodzili przez wahadłowe podwójne drzwi z biblioteki, prowadzili niedbałą pogawędkę.

Hatcher stał przez chwilę w milczeniu, przyglądając się dokładnemu położeniu pojemnika. Zapłacił strażnikowi, by przez kilka dni stopniowo poruszał kamerą monitorującą, aż w bibliotece pojawił się martwy punkt – taki, którego strażnicy obserwujący monitory jeszcze nie zauważyli. Wyglądało na to, że kierowca trafił w dziesiątkę.

Hatcher wyszedł cicho spomiędzy regałów i wszedł do kosza. Kierowca zostawił na dole gruby, ciężki koc. Hatcher naciągnął koc na siebie.

To była jedyna faza planu Hatchera, w której obawiał się, że wszystko mogło pójść nie tak. Wątpił jednak, czy nawet gdyby ktoś wszedł do biblioteki, zajrzałby do kosza. Inni, którzy normalnie mogliby dokładnie sprawdzić ciężarówkę z książkami po jej opuszczeniu, również zostali opłaceni.

Nie, żeby był zmartwiony czy zdenerwowany. Nie czuł takich emocji już od trzech dekad. Człowiek, który nie miał nic do stracenia w życiu, nie miał powodu do niepokoju czy lęku. Jedyne, co mogło go zainteresować, to obietnica tego, co nieznane.

Leżał pod kocem, uważnie nasłuchując. Słyszał, jak zegar ścienny odmierza minutę.

Jeszcze pięć minut, pomyślał.

Taki był plan. Te pięć minut dałoby Freddy’emu możliwość wyparcia się. Mógłby szczerze powiedzieć, że nie widział Hatchera wchodzącego do kosza. Mógłby powiedzieć, że myślał, że Hatcher faktycznie wcześniej opuścił bibliotekę. Po pięciu minutach Freddy i kierowca mieli wrócić, a Hatcher zostanie wywieziony z biblioteki, a następnie z więzienia.

W międzyczasie Hatcher pozwolił swoim myślom skupić się na tym, co zamierzał zrobić ze swoją wolnością. Niedawno usłyszał wiadomości, które sprawiły, że warto było ryzykować – a nawet, że to ryzyko było interesujące.

Hatcher uśmiechnął się, kiedy pomyślał o innej osobie, która byłaby żywo zainteresowana jego ucieczką. Żałował, że nie widział twarzy Riley Paige, kiedy dowiedziała się, że jest na wolności.

Zaśmiał się bardzo cicho.

Miło będzie znów ją zobaczyć.

 

Rozdział 4

Riley patrzyła, jak April otwiera pudełko zawierające prezent bożonarodzeniowy, który kupił jej Ryan. Zastanawiała się, w jakim stopniu Ryan był obecnie dostrojony do gustu swojej córki.

April uśmiechnęła się, wyjmując bransoletkę.

– Jest śliczna, tatusiu! – powiedziała i pocałowała go w policzek.

– Słyszałem, że są teraz modne – wyjaśnił Ryan.

– Tak! – potwierdziła April. – Dzięki!

Potem ledwo zauważalnie mrugnęła do Riley. Riley stłumiła chichot. Zaledwie kilka dni wcześniej April powiedziała Riley, jak bardzo nienawidziła tych głupich bransoletek, które nosiły teraz wszystkie dziewczyny. Mimo to April spisała się świetnie, udając entuzjazm.

Oczywiście Riley zdawała sobie sprawę, że to nie była do końca gra. Widziała, że April była zadowolona z tego, że jej ojciec podjął przynajmniej próbę kupienia prezentu bożonarodzeniowego, który by jej się spodobał.

Riley bardzo podobnie myślała o drogiej torebce, którą kupił jej Ryan. To wcale nie był jej styl i nigdy nie będzie jej nosiła – chyba że Ryan będzie przebywał w pobliżu. I z tego, co wiedziała, Ryan dokładnie tak samo myślał o portfelu, który ona i April kupiły dla niego.

Znowu staramy się być rodziną, pomyślała Riley.

I na razie wydawało się, że im się to udaje.

Był świąteczny poranek i Ryan właśnie przyszedł spędzić z nimi dzień. Riley, April, Ryan i Gabriela siedzieli przy kominku, popijając gorącą czekoladę. Z kuchni unosił się wspaniały zapach świątecznej kolacji przygotowanej przez Gabrielę.

Riley, April i Ryan mieli na sobie szaliki, które zrobiła dla nich Gabriela, a Gabriela miała na sobie puszyste kapcie, które kupili jej April i Riley.

Zadzwonił dzwonek do drzwi i Riley podeszła, żeby otworzyć. Jej sąsiad Blaine i jego nastoletnia córka Crystal stali na zewnątrz.

Riley była jednocześnie zachwycona i zaniepokojona ich widokiem. W przeszłości Ryan okazał Blaine’owi więcej niż odrobinę zazdrości – i nie bez powodu, musiała przyznać Riley. Prawda była taka, że uważała go za całkiem atrakcyjnego.

Riley nie mogła powstrzymać od mentalnego porównania go z Billem i Ryanem. Blaine był kilka lat młodszy od niej, szczupły i wysportowany. Poza tym podobało jej się, że nie był na tyle próżny, by ukrywać cofającą się linię włosów.

– Zapraszam do środka! – zawołała Riley.

– Przepraszam, nie mogę – odpowiedział Blaine. – Muszę iść do restauracji. Ale przywiozłem Crystal.

Blaine był właścicielem popularnej restauracji w centrum miasta. Riley zdała sobie sprawę, że nie powinna być zaskoczona, że knajpa jest otwarta w Boże Narodzenie. Świąteczny obiad w Blaine’s Grill musiał być pyszny.

Crystal wbiegła do środka i dołączyła do grupy przy kominku. Razem z April, chichocząc, natychmiast rzuciły się na prezenty, które dla siebie kupiły.

Riley i Blaine dyskretnie wymienili kartki świąteczne, po czym Blaine wyszedł. Kiedy Riley ponownie dołączyła do grupy, Ryan minę miał raczej kwaśną. Riley schowała kartkę, nie otworzywszy jej najpierw. Zaczeka, aż Ryan zniknie.

Moje życie z pewnością jest skomplikowane, pomyślała. Ale zaczynało się wydawać podobne do prawie normalnego życia – wersji życia, którą mogłaby się cieszyć.

*

Kroki Riley odbiły się echem w dużym ciemnym pokoju. Nagle rozległo się głośne trzaskanie wyłączników. Zapaliły się światła, które oślepiły ją na kilka sekund.

Riley znalazła się na korytarzu czegoś, co wyglądało na muzeum figur woskowych wypełnione przerażającymi eksponatami. Po jej prawej stronie znajdowało się zwłoki nagiej kobiety, rozrzucone jak lalka na drzewie. Po jej lewej stronie była martwa kobieta owinięta łańcuchami i zwisająca z latarni. Eksponat dalej przedstawiał zwłoki kilku kobiet z rękami związanymi za plecami. Dalej leżały zagłodzone trupy z groteskowo ułożonymi kończynami.

Riley rozpoznała każdą scenę. To były wszystkie sprawy, nad którymi pracowała w przeszłości. Weszła do swojej osobistej komnaty horroru.

Ale co ona tutaj robiła?

Nagle usłyszała młody głos wołający z przerażeniem.

– Riley, pomóż mi!

Spojrzała prosto przed siebie i zobaczyła sylwetkę młodej dziewczyny wyciągającej ręce w desperackim apelu.

Wyglądała jak Jilly. Znów miała kłopoty.

Riley rzuciła się w jej stronę. Potem zapaliło się kolejne światło i okazało się, że sylwetka wcale nie należała do Jilly.

Był to siwy starzec w pełnym mundurze wojskowym pułkownika piechoty morskiej.

To był ojciec Riley i śmiał się z jej pomyłki.

– Nie spodziewałeś się znaleźć tu kogoś żywego, prawda? – zapytał. – Nikt nie ma z ciebie pożytku, co najwyżej zmarli. Ile razy muszę ci to mówić?

Riley była zdziwiona. Jej ojciec zmarł kilka miesięcy wcześniej. Nie tęskniła za nim. Starała się nigdy o nim nie myśleć. Zawsze był twardym mężczyzną, który nigdy nie dawał jej nic poza bólem.

– Co tu robisz? – spytała Riley.

– Tylko przechodziłem – zachichotał. – Wpadłem zobaczyć, jak psujesz sobie życie. Rozumiem, że jak zwykle.

Riley miała ochotę rzucić się na niego. Chciała go uderzyć tak mocno, jak tylko mogła. Ale stała w miejscu, nie mogąc się ruszyć.

Potem rozległ się głośny brzęczący dźwięk.

– Chciałbym porozmawiać – powiedział. – Ale ty jesteś zajęta innymi sprawami.

Brzęczenie stawało się coraz głośniejsze. Jej ojciec odwrócił się i odszedł.

– Nigdy dla nikogo nie zrobiłaś nic dobrego – powiedział. – Nawet dla samej siebie.

Riley otworzyła oczy. Uświadomiła sobie, że dzwonił jej telefon. Zegar wskazywał godzinę szóstą rano.

Zobaczyła, że dzwonili do niej z Quantico. Telefon o tej porze musiał oznaczać coś strasznego.

Odebrała połączenie i usłyszała surowy głos szefa swojego zespołu, Agenta Dowodzącego Brenta Mereditha.

– Agentko Paige, potrzebuję cię teraz w moim biurze – powiedział. – To rozkaz.

Riley przetarła oczy.

– O co chodzi? – zapytała.

Nastąpiła krótka pauza.

– Będziemy musieli omówić coś osobiście – odrzekł.

Zakończył rozmowę. Przez chwilę oszołomiona Riley zastanawiała się, czy może spotkać ją nagana za jej zachowanie. Ale nie, od miesięcy była poza służbą. Telefon od Mereditha mógł oznaczać tylko jedno.

To nowa sprawa, pomyślała Riley.

Nie dzwoniłby do niej w czasie urlopu z żadnego innego powodu.

Z tonu głosu Mereditha domyśliła się, że będzie to coś ważnego – coś, co może nawet zmieni jej życie.

Rozdział 5

Riley weszła do budynku BAU z rosnącą obawą. Kiedy wkroczyła do biura Brenta Mereditha, szef czekał już na nią przy biurku. Meredith, wielki mężczyzna o kanciastych, afroamerykańskich rysach, zawsze był imponujący. Teraz wyglądał także na zmartwionego.

Był tam także Bill. Riley zorientowała się po jego minie, że nie wiedział jeszcze, o co chodziło w tym spotkaniu.

– Siadaj, agentko Paige – przywitał się Meredith.

Riley usiadła na wolnym krześle.

– Przepraszam, że zakłócam twój urlop – powiedział Meredith do Riley. – Minęło trochę czasu, odkąd rozmawialiśmy ostatnio. Jak sobie radzisz?

Riley znów była zaskoczona. Rozpoczęcie spotkania w ten sposób – przeprosinami i zapytaniem o jej samopoczucie – nie było w stylu Mereditha. Zwykle przechodził od razu do rzeczy. Oczywiście wiedział, że była na urlopie z powodu kryzysu z April. Riley zrozumiała, że Meredith naprawdę się martwił. Mimo to wydało jej się to dziwne.

– Lepiej, dzięki – odpowiedziała.

– A twoja córka? – zapytał Meredith.

– Wraca do zdrowia, dziękuję – odrzekła Riley.

Meredith przez chwilę wpatrywał się w nią w ciszy.

– Mam nadzieję, że jesteś gotowa do powrotu do pracy – powiedział Meredith. – Bo w tej sprawie potrzebujemy cię bardziej niż kiedykolwiek.

Wyobraźnia Riley zawodziła ją. Czekała, aż wyjaśni.

W końcu Meredith oznajmił:

– Shane Hatcher uciekł z zakładu karnego Sing Sing.

Jego słowa uderzyły ją jak tona cegieł. Dobrze, że siedziała.

– Mój Boże – westchnął Bill. Wyglądał na równie oszołomionego.

Riley dobrze znała Shane’a Hatchera – zbyt dobrze, jak na jej gust. Od dziesięcioleci odsiadywał dożywocie bez możliwości zwolnienia warunkowego. W więzieniu stał się ekspertem w dziedzinie kryminologii. Publikował artykuły w czasopismach naukowych i faktycznie prowadził zajęcia w ramach programów akademickich więzienia. Już kilka razy Riley odwiedzała go w Sing Sing w poszukiwaniu porady w bieżących sprawach.

Wizyty te zawsze były niepokojące. Wydawało się, że Hatcher darzył ją szczególną sympatią. A Riley wiedziała, że ona sama w głębi duszy była nim zafascynowana bardziej, niż powinna. Pomyślała, że był prawdopodobnie najbardziej inteligentnym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkała – a także prawdopodobnie najbardziej niebezpiecznym.

Przysięgała po każdej wizycie, że nigdy więcej się z nim nie zobaczy. Ostatni raz, kiedy opuściła pokój odwiedzin Sing Sing pamiętała aż za dobrze.

– Nie wrócę tu, żeby znowu się z tobą zobaczyć – powiedziała mu wtedy.

A on odpowiedział:

– Być może nie będziesz musiała tu wracać, żeby się ze mną zobaczyć.

Teraz te słowa wydawały się niepokojąco prorocze.

– W jaki sposób uciekł? – Riley zapytała Mereditha.

– Nie mam wielu szczegółów – odrzekł Meredith. – Ale jak zapewne wiesz, spędzał dużo czasu w bibliotece więziennej i często tam pracował jako asystent. Wczoraj był tam, kiedy przyszła dostawa książek. Musiał wymknąć się ciężarówką, która przywiozła książki. Późnym wieczorem, mniej więcej wtedy, gdy strażnicy zauważyli, że zaginął, ciężarówkę znaleziono porzuconą kilka mil od Ossining. Po kierowcy nie było śladu.

Meredith znów zamilkł. Riley z łatwością uwierzyła, że Hatcher zaaranżował tak śmiałą ucieczkę. A jeśli chodziło o kierowcę, Riley nie chciała myśleć o tym, co mogło się z nim stać.

Meredith pochylił się nad biurkiem w stronę Riley.

– Agentko Paige, znasz Hatchera lepiej niż ktokolwiek inny. Co możesz nam powiedzieć na jego temat?

Riley wzięła głęboki oddech, nadal wstrząśnięta tą informacją.

Powiedziała:

– W młodości Hatcher był gangsterem w Syracuse. Był niezwykle okrutny, nawet jak na zatwardziałego przestępcę. Ludzie nazywali go „Shane the Chain” – Shane Łańcuch, ponieważ lubował się w biciu łańcuchami rywali z innych gangów na śmierć.

Riley przerwała, przypominając sobie, co powiedział jej Shane.

– Pewien gliniarz obrał sobie za cel dorwanie Hatchera. Hatcher zemścił się. Zamienił go w nierozpoznawalną miazgę za pomocą łańcuchów do opon. Zostawił jego zmasakrowane ciało na ganku, aby jego rodzina mogła je znaleźć. Wtedy właśnie złapano Hatchera. Siedzi w więzieniu od trzydziestu lat. Miał się nigdy z niego nie wydostać.

Znowu zapadła cisza.

– Ma teraz pięćdziesiąt pięć lat – powiedział Meredith. – Myślę, że po trzydziestu latach w więzieniu nie powinien być tak niebezpieczny, jak wtedy, gdy był młody.

Riley potrząsnęła głową.

– To źle pan myśli – zaprzeczyła. – Wtedy był po prostu ignorantem. Nie miał pojęcia o swoim potencjale, ale z biegiem lat zdobył ogromną wiedzę. Wie, że jest geniuszem. Poza tym nigdy nie okazał prawdziwych wyrzutów sumienia. Och, przez lata rozwinął także dopracowaną osobowość. W więzieniu zachowywał się poprawnie – co daje mu przywileje, nawet jeśli nie skróci jego wyroku. Ale jestem pewna, że jest bardziej okrutny i niebezpieczny niż kiedykolwiek.

Riley zastanowiła się przez chwilę. Coś ją niepokoiło. Nie mogła zrozumieć, o co chodziło.

– Czy ktoś wie dlaczego? – zapytała.

– Ale dlaczego co? – zapytał Bill.

– Dlaczego uciekł.

Bill i Meredith wymienili zdziwione spojrzenia.

– Dlaczego ktoś ucieka z więzienia? – zapytał Bill.

Riley zrozumiała, jak dziwnie zabrzmiało jej pytanie. Przypomniała sobie, jak Bill poszedł kiedyś z nią zobaczyć się z Hatcherem.

– Bill, poznałeś go – przypomniała mu. – Czy zrobił na tobie wrażenie… no cóż, niezadowolonego? Niespokojnego?

Bill zmarszczył brwi w zamyśleniu.

– Nie, właściwie wydawał się…

Jego głos zamilkł.

– Może prawie zadowolony? – zasugerowała Riley, kończąc jego myśl. – Wydawało mi się, że więzienie mu odpowiadało. Nigdy nie miałam wrażenia, żeby on w ogóle chciał wolności. Jest w nim coś jakby zen – ten jego brak przywiązania do czegokolwiek w życiu. Nie ma żadnych pragnień, o których bym wiedziała. Wolność nie ma mu do zaoferowania niczego, czego by pragnął. A teraz ucieka i jest poszukiwany. Dlaczego więc zdecydował się uciec? I dlaczego teraz?

 

Meredith zabębnił palcami w biurko.

– Jak stały sprawy, kiedy go ostatnio widziałaś? – zapytał. – Czy rozstaliście się w dobrych stosunkach?

Riley ledwo stłumiła kwaśny uśmiech.

– Nigdy nie rozstaliśmy się w dobrych stosunkach – odpowiedziała.

Po chwili dodała:

– Rozumiem, do czego zmierzasz. Zastanawiasz się, czy jestem jego celem.

– Czy to możliwe? – zapytał Bill.

Riley nie odpowiedziała. Znowu przypomniała sobie, co powiedział jej Hatcher.

Być może nie będziesz musiała tu wracać, żeby się ze mną zobaczyć.

Czy to była groźba? Riley nie wiedziała.

Meredith powiedział:

– Agentko Paige, nie muszę ci mówić, że to będzie bardzo nagłośniona sprawa. Już w tej chwili wiadomości docierają do mediów. Ucieczki z więzienia to zawsze ważna wiadomość. Mogą nawet wywołać panikę w społeczeństwie. Cokolwiek knuje, musimy go szybko powstrzymać. Żałuję, że musisz od razu po powrocie zająć się sprawą tak niebezpieczną i ciężką. Czy czujesz się gotowa? Czy dasz radę?

Riley poczuła dziwne mrowienie, gdy pomyślała o tym pytaniu. To było uczucie, które rzadko, jeśli w ogóle, odczuwała, zanim zajmowała się sprawą. Chwilę zajęło jej uświadomienie sobie, że to uczucie to był strach, w czystej postaci.

Jednak nie był strach o jej własne bezpieczeństwo. To było coś innego. To było coś nienazwanego i irracjonalnego. Być może wynikało to z faktu, że Hatcher znał ją tak dobrze. Z doświadczenia wiedziała, że wszyscy więźniowie chcieli czegoś w zamian za informacje. Hatcher nie był jednak zainteresowany zwykłymi niewielkimi ofiarami w postaci whisky lub papierosów. Jego własne quid pro quo było zarówno proste, jak i głęboko niepokojące.

Chciał, żeby opowiadała mu o sobie samej.

– Coś, o czym nie chcesz, aby ludzie wiedzieli – powiedział. – Coś, o czym nie chcesz, żeby ktokolwiek się dowiedział.

Riley zastosowała się do tego, może nawet zbyt chętnie. Teraz Hatcher wiedział o niej wiele rzeczy – że była kiepską matką, że nienawidziła swojego ojca i nie poszła na jego pogrzeb, że między nią a Billem było napięcie seksualne i że czasami, podobnie jak sam Hatcher, czerpała wielką przyjemność z przemocy i zabijania.

Przypomniała sobie, co powiedział podczas ich ostatniego spotkania.

– Znam cię. W pewnym sensie znam cię lepiej niż ty siebie.

Czy naprawdę potrafiła dorównać intelektem komuś takiemu? Meredith siedział tam, cierpliwie czekając na odpowiedź na jego pytanie.

– Jestem tak gotowa, jak tylko jestem w stanie – powiedziała, usiłując brzmieć pewniej, niż się czuła.

– Dobrze – ucieszył się Meredith. – Jak myślisz, w jaki sposób powinniśmy postępować?

Riley zastanowiła się przez chwilę.

– Bill i ja musimy przejrzeć wszystkie informacje na temat Shane’a Hatchera, które ma pod ręką Agencja – powiedziała.

Meredith skinął głową i powiedział:

– Sam Flores już wszystko przygotowuje.

*

Kilka minut później Riley, Bill i Meredith znajdowali się w sali konferencyjnej BAU i patrzyli na ekran ogromnego wyświetlacza multimedialnego, który zmontował Sam Flores. Flores był technikiem laboratoryjnym w okularach w czarnych oprawkach.

– Myślę, że mam wszystko, co możecie chcieć zobaczyć – powiedział Flores. – Akt urodzenia, akta aresztowania, odpisy sądowe, dokonania.

Riley zobaczyła, że był to imponujący pokaz. I na pewno nie pozostawił on wiele wyobraźni. Było kilka makabrycznych zdjęć zamordowanych ofiar Shane’a Hatchera, w tym zmasakrowanego gliniarza leżącego na swojej własnej werandzie.

– Jakie mamy informacje na temat policjanta zabitego przez Hatchera? – zapytał Bill.

Flores przyniósł kilka zdjęć serdecznie wyglądającego policjanta.

– Mówimy o funkcjonariuszu Lucienie Waylesie, który zmarł w 1986 roku w wieku czterdziestu sześciu lat – wyjaśnił Flores. – Był żonaty i miał troje dzieci, odznaczony Medalem Walecznych, lubiany i szanowany. FBI połączyło siły z lokalnymi gliniarzami i zabiło Hatchera w ciągu kilku dni po zabiciu Waylesa. Niesamowite jest to, że nie pobili Hatchera na miazgę od razu.

Riley przyglądała się wyświetlanym obrazom. Najbardziej uderzyły zdjęcia samego Hatchera. Ledwo go rozpoznała. Chociaż mężczyzna, którego znała, potrafił onieśmielać, udało mu się wyobrazić sobie poważną, wręcz książkową postawę, z parą okularów do czytania zawsze umieszczonych na nosie. Młody Afroamerykanin na zdjęciach z kartoteki z 1986 roku miał szczupłą, twardą twarz i okrutne, puste spojrzenie. Riley nie mogła uwierzyć, że była to ta sama osoba.

Chociaż prezentacja był szczegółowa i kompletna, Riley czuła się nieusatysfakcjonowana. Myślała, że zna Shane’a Hatchera jak nikt inny. Ale nie znała tego Shane’a Hatchera – złośliwego młodego gangstera zwanego „Shane the Chain”.

Muszę go poznać, pomyślała.

W przeciwnym razie wątpiła, czy mogłaby go złapać.

W jakiś sposób poczuła, że zimne, cyfrowe uczucie wyświetlacza działa przeciwko niej. Potrzebowała czegoś bardziej namacalnego – prawdziwych pogiętych błyszczących fotografii z postrzępionymi krawędziami oraz pożółkłych i kruchych raportów oraz dokumentów.

Zapytała Floresa:

– Czy mogłabym spojrzeć na oryginały tych materiałów?

Flores parsknął śmiechem z niedowierzaniem.

– Przykro mi, agentko Paige, ale nie ma szans. W 2014 roku FBI zniszczyło wszystkie swoje dokumenty papierowe. Teraz wszystko jest skanowane i dygitalizowane. To, co widzisz, to wszystko, co mamy.

Riley westchnęła z rozczarowaniem. Tak, pamiętała tę akcję niszczenia milionów dokumentów. Inni agenci narzekali, ale wtedy nie wydawało jej się to problemem. Teraz bardzo ją tęskniła za jakąś staromodną namacalnością.

Jednak w tej chwili ważne było wyprzedzenie następnego ruchu Hatchera. Przyszedł jej do głowy pewien pomysł.

–Kim był policjant, który schwytał Hatchera? – zapytała. – Jeśli nadal żyje, Hatcher może najpierw zaatakować jego.

– To nie był miejscowy policjant – powiedział Flores. – I to nie był „on”.

Przywołał stare zdjęcie agentki.

Nazywa się Kelsey Sprigge. Była agentką FBI w biurze w Syracuse – miała wtedy trzydzieści pięć lat. Teraz siedemdziesiąt lat, jest na emeryturze i mieszka w Searcy, mieście niedaleko Syracuse.

Riley była zaskoczona, że Sprigge była kobietą.

– Musiała dołączyć do biura… – zaczęła Riley.

Flores kontynuował jej myśl.

– Zapisała się w 1972 roku, kiedy ciało J. Edgara ledwie ostygło. Dopiero wtedy kobietom wreszcie pozwolono ubiegać się o stanowisko agenta. Wcześniej była miejscową policjantką.

Riley była pod wrażeniem. Kelsey Sprigge wiele przeżyła.

– Co możesz mi o niej powiedzieć? – Riley spytała Floresa.

– Cóż, jest wdową, ma troje dzieci i troje wnuków.

– Zadzwoń do biura terenowego FBI w Syracuse i powiedz im, żeby zrobili wszystko, co w ich mocy, by zapewnić bezpieczeństwo Sprigge – zażądała Riley. – Ona jest w poważnym niebezpieczeństwie.

Flores skinął głową.

Potem zwróciła się do Mereditha.

– Proszę pana, będę potrzebować samolotu.

– Dlaczego? – zapytał zdezorientowany.

Odetchnęła głęboko.

– Shane może być w drodze, by zabić Sprigge – wyjaśniła. – A ja chcę się najpierw z nią zobaczyć.