Za darmo

Janko Cmentarnik

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

XX

 
Wszedł do gospody; – tam, jak w niedzielę,
Już się zebrało narodu57 wiele:
– «Dziewczęta, chłopcy… czy mi się marzy?
Tu ani jednej znajoméj twarzy!…
Dobrzy wy ludzie! (spyta nieśmiało)
Czy wy tutejsi? czy mi się zdało?
Czy jestem we śnie?» —
– «A waść kto taki?»
Poczęli pytać wiejskie chłopaki.
– «Jam Janko Skiba – czyż mię nie znacie?
Mieszkałem kiedyś w końcowéj chacie…
Gdzież moja chata?»
– «Tyś pijany chyba:
W téj wiosce żaden nie mieszkał Skiba.»
– «Jak to nie mieszkał? – drugi odpowie —
Słyszę, tu żyli dawniéj Skibowie,
Ale wymarli, – pewnie ich niwa,
Co Skibowszczyzna dziś się nazywa;
Tam pustosz dworna».
– «Gdzież Szymon Żłoba?»
– «Ten dawno umarł; synowie oba
Żyją przy studni, tam, w nowéj chacie.
Otóż i oni jeżeli znacie».
– «Nie znam tych twarzy!… a Piotr Siekiera?»
– «Ten jeszcze żyje, ale umiera:
Starość nie radość, a śmierć na dziady!»
– «On był najmłodszy z naszéj gromady,
Lubił tańcować!» —
Tu śmiéch bez miary:
– «Co się wam święci, żołnierzu stary?
Toż on, już pewno dziesięć lat minie,
Chodzi na szczudłach po żebraninie!»
Janek umilknął, – z pochmurném czołem,
Kazał dać kwartę, zasiadł za stołem,
I jak swych braci dobrze pamięta,
Pytał o chłopców i o dziewczęta.
Za każdym razem śmiéch bez ustanku:
Bo tamci ludzie, rówieśni Janku58,
Jedni pomarli, drudzy stąd wyszli,
Nowéj gromadzie już ani w myśli,
A z tamtych dziewcząt gromady całéj
Dwie stare babki ledwie zostały.
Janek już nie śmie pytać o więcéj;
Krew w jego piersiach bije goręcéj,
Wychyli czarkę i gorzko duma:
Tu każdy brata, każdy ma kuma,
A on nikogo znaleźć nie może!
«Oj, życie, życie! pożal się Boże
Wtém jeden wieśniak, człek już niemłody,
Przyszedł ku niemu z końca gospody:
– «Panie żołnierzu! tutaj przy kwarcie,
Muszę pomówić z wami otwarcie.
Czy wy doprawdy tę wioskę znacie?
Czy, jak to mówią, drogi pytacie?
Lecz, jak uważam, znana wam strona,
Znacie nazwiska, znacie imiona.
Czy wy ze Skibów który jesteście?
Czy dawno z wioski?»
– «Już lat czterdzieście».
Tu młodzież znowu śmiéchem wybucha:
– «A w imię Ojca, Syna i Ducha!
Szalony człowiek! jemu się zdało,
Że znajdzie swoję gromadę całą!
Piotr żebrak skacze ze starą Martą!
A dalipanże, popatrzéć warto!
Marta jedyna dzisiaj do pląsa!»
 
 
Tu stary Janek pokręcił wąsa,
Pogłaskał brodę, stuknął w stół lichy,
Że aż skoczyły na nim kielichy,
I krzyknął męskim z Austerlitz głosem!
– «Wara mi bluźnić! jam nie młokosem!
Na gorzkie jabłko pogrzmotam plecy
Kto szydzi z Piotra – to wy kalecy!
On (jeśli wierzyć) na nogę chromie59;
U was kalectwo znaczno widomie,
Kalectwo w głowach!… Kto zbluźni Marcie,
To go na rękę wyzwę otwarcie!
To było dziéwczę cnotliwe, piękne!
Kto mi zaprzeczy, nic się nie zlęknę,
Zbiję dziesięciu!»…
Młodzież pobladła.
– «To jakaś sztuka srodze zajadła!»
Pomruknął jeden – a drugi doda:
– «Uważasz, kumie! to krew' nie woda!
On tak dowodzi – i prawda może,
Że stara Marta to dziéwczę hoże.
Niech i tak będzie, jeśli wypada».
 
 
Kiedy tak z cicha szepce gromada,
Janek łzę otarł, co w oczach świeci,
Wychylił czarkę:
– «Dzieci wy, dzieci!
Nie znam was wcale, bo wy nie moi.
Ta wioska dzisiaj inaczéj stoi.
Z waszemi dziady dobrze się znałem,
Z waszemi ojcy piłem, hulałem —
Ja do nich pójdę… Héj! kto chce złota?
Komu na cmentarz służy ochota,
Niech mi pokaże z odwiecznych śladów,
Gdzie kości waszych ojców i dziadów!
Do nich mi trzeba, do nich i kwita;
Stary znajomy niech ich powita.
Niechaj w ich uszach głos mój zadzwoni —
A Janka Skibę poznają oni!
Do nich mi jeszcze przepić potrzeba.
Hej, gospodarzu! Daj miodu, chleba…
Chleba i soli, tak zwyczaj każe,
Że wszyscy nowych chat gospodarze
Z chleba i soli podarek biorą…
Jam tu do wioski przyszedł dopiero…
A jeśli wszyscy życzliwi ku mnie,
Nowe mieszkania obrali w trumnie,
Pójdę z podarkiem – będą mi radzi…
Hej! Kto na cmentarz mnie zaprowadzi?»
I dwa dukaty z trzosa miota.
Żaden z gromady nie tknął się złota,
Lecz jeden z włości rzekł, chyląc czarę:
– «Ja ci pokażę grobowce stare».
Janek kipiący i odmłodniały,
Wziął kufel miodu, kufel gorzały,
I z przewodnikiem, w znane rozdroże,
Na stary cmentarz spieszy jak może.
 

Epilog

 
Nocował na cmentarzu, a kiedy się zbudzi,
Rozpytywał po wiosce u dawniejszych ludzi;
Znalazł chorych dwóch starców, których zapamięta,
I dwie stare niewiasty – dawniejsze dziewczęta.
Przy nich szukał wytchnienia upragnionéj chwili,
Lecz i oni jak wioska – strasznie się zmienili:
Życie wionęło chłodem do ich starej duszy
Jeszcze radzi pogwarzyć – lecz ich nic nie wruszy;
Czas wyciska swe piętno i zarówno plami
Ich serce samolubstwem, jak czoło zmarszczkami;
Janko, co znał ich dusze w dawniejszym rozkwicie,
Co się cieszył z początku, że tleje w nich życie,
Gdy widział, jak ich postać zmienia się i karli,
Pożałował, że jeszcze i ci nie umarli.
I na zawsze zaniechał wdawać się z żywemi:
Jego świat, jego wioska, leżą w głębi ziemi!
Najął chatkę i co dzień ledwie jutrznia świta,
On się zrywa z pościeli, o jadło nie pyta,
Zachodzi do gospody, bierze flaszkę miodu,
Aby z ludźmi, z któremi żyło się za młodu
Przepić na ich grobowcach. – Tak co dzień a co dzień
Zawsze go na cmentarzu spotykał przechodzień;
A płocha kupa dziatwy, co przed starcem znika,
Nadała mu przezwisko Jana Cmentarnika.
 
 
Znano jego sukmanę i barki pochyłe,
Co dzień Janek Cmentarnik idzie na mogiłę,
Klęka przed jakim krzyżem i miód z kufla chyli:
«W ręce twoje Hrehory! Pij wesół Wasili!
Czy pamiętasz Hrehory? Tyś był zuch do spółki!
Służąc do mszy, jak wino piliśmy z ampułki60?
O! ja ciebie lubiłem, nazywałem swoim:
Nieraz my z tobą bracie całą wioskę poim;
Tyś ostatkiem z bliźniemi podzielić się gotów,
Ale masz jedną wadę: skoryś do zalotów.
A kochać mój Hrehory, powiem rzecz otwartą,
Mężczyznę, czy niewiastę – to nie bardzo warto.
Na dwoje babka wróży – w miłości mój bracie,
Albo zawód dla serca, lub żal po utracie.
Ja przynajmniéj nie myślę pokochać na nowo!»
Tu Janko machnął ręką i pokiwał głową,
Odszedł i do drugiego grobowca się chyli
«Wasili! Czy ty słyszysz? Czy ty śpisz Wasili!?
Ty chciałeś być żołnierzem – zapalonyś nieco;
Ty chciałeś widzieć wojnę, jak to kule lecą!
Wiesz Wasili? Ja byłem w hiszpańskiéj krainie,
Byłem w Niemczech, w Smoleńsku, wszędy gdzie krew płynie!
Czy ty wiesz? To niestraszne! Leci pułk zuchwalczy
Wierząc w Boga i wierząc w to, za co się walczy!
Kule zwyczajnie… lecą… no… może zabiją:
Ale tego kto wrócił z niezłamaną szyją,
Jaką witają cześcią, jakiemi krzyżami!
Szkoda!… Szkoda Wasili, żeś ty nie był z nami!
Przyniosłem miód dla ciebie, – w ręce mój Wasili:
Lecz prawda, tyś umarły – Janek sam wychyli.
Nowe czasy nastały! Gdzie skryć się przed zgrają:
Tutaj mię ludzie Cmentarnikiem nazywają!
Bo cóż poradzisz sercu? Ja tu z wami gwarzę;
Mój dom, kościół, gospoda, to wasze cmentarze,
I u mnie w sercu cmentarz, my pokrewne trupy:
Cóż za dziw, że wolimy schodzić się do kupy,
Niźli rękę żywego ściskać w bratniéj dłoni?
My nie dla nich Wasili – i nie dla nas oni!»
 
 
Tak od grobu do grobu pijąc, plotąc baśnie, —
Janek spłacze się – spłacze – i na koniec zaśnie, —
Na noc wraca do chaty – nazajutrz to samo:
Lecz w rok po śmierci pana, pod cmentarną bramą
Znaleźli z kuflem w ręku już nieżywe ciało:
A miodu ani kropli w kuflu nie zostało,
Nic tedy po szaleńcu młody świat nie wskóra:
Ej ten Janek Cmentarnik – pocieszna figura.
 
57naród (gw.) – lud, ludzie. [przypis edytorski]
58Janku – dziś popr. forma C.: Jankowi. [przypis edytorski]
59chromieć – kuleć. [przypis edytorski]
60ampułka – tu: naczynie liturgiczne w religii katolickiej. [przypis edytorski]