Za darmo

Janko Cmentarnik

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

VIII

 
Tak często patrzał w stronę swej ziemi,
Stojąc z rękami załamanemi;
A chcąc zagłuszyć tęskność zdradziecką,
Myśli, bywało: – «Jakież ja dziecko!
Młodemu człeku29, ot wielka bieda,
Że pan mi doma30 zagnuśniéć nie da!
Cóż robić? tęskno po swéj rodzinie,
Lecz to przeminie… Ej, nie przeminie,
Biednyś ty, Janku! wioskowéj głuszy
Nie trzeba było wrastać do duszy;
Kiedy raz wrosła, nic nie pomożem,
Już téj miłości nie wyciąć nożem!
Z taką tęsknotą, jak z karą bożą,
Już i do trumny ciebie położą!…»
Są jedne dusze, które umieją
Ciągle żyć światem, ciągle nadzieją,
A których serce wszędzie przyrasta:
Dzisiaj do wioski, jutro do miasta,
Dziś leć w powietrze, jutro płyń wodą,
Gdziekolwiek losy ciebie powiodą,
Wiosna im w maju, wiosna w oktobrze31,
Wszędy ojczyzna, gdzie jeno dobrze.
Są insze dusze, niby to święte,
Co burzą życia w obczyznę pchnięte,
Tęsknią za swymi, tęsknią i marzą;
Potem powoli z zimniejszą twarzą
Z gorzkim uśmiéchem już winią nieba:
Cóż mamy począć? tak już potrzeba!
A zresztą, mówiąc prawdą a Bogiem,
Konieczność musi stać się nałogiem,
Nałóg naturą: – radzi nieradzi,
Los jak ogrodnik, gdy nas przesadzi,
W Indyje wschodnie, do Neapolu,
Pomimo cierpień, pomimo bolu,
Musim się zrosnąć z nowym klimatem.
Litwa – Neapol… nie idzie za tém:
Litwę u piersi jak dziécko niańczę;
Lecz w Neapolu są pomarańcze,
Tam cień oliwny osłania głowę,
A w Litwie tylko szyszki borowe.
Człowiek rad nierad, jakoś przywyka
Do pomarańczy od słonecznika;
Nałóg – natura: więc co za dziwa,
Że mi smakuje bardziéj oliwa?
Są insze dusze, głupcy, wariaty,
Co wolą słomę domowéj chaty;
Co wśród palm pragną sosnowych lasów,
Co wśród pomarańcz i ananasów
Gminne ich zdrowie bardziej przywykło
Karmić się szczawiem lub swoją ćwikłą.
Poradź tu z grubą duszą Litwina,
Co swéj dzikości nie zapomina;
Co swe lepianki, swych borów liście
Kocha ogniście, kocha wieczyście:
Który, rwąc z drzewa pomarańcz złoty,
Za szyszką sosen ginie z tęsknoty;
Co otoczony natury blaskiem,
Za dzikim borem, za żółtym piaskiem
Jak za kochanką tęskni kochanek! —
Tak się dziwaczył, tak tęsknił Janek.
Widząc na murach blaszane szczyty,
On wolał domek słomą pokryty;
Nieuleczony, dziwny szaleniec:
On w kraju pszennym śnił żyta wieniec
Szkoda cię, Janku w złoto przybrany,
Że do wioskowéj tęsknisz sukmany,
Że gdy cię szczyci łaska bogacza,
Kiedy cię dworski przepych otacza,
Ku nędzy ojców strzelasz oczyma:
Zgubionyś, Janku! rady już nié ma!
Gdy raz gangrena wpadnie do łona,
To już choroba nieuleczona;
Znane lekarzom takie zjawisko,
Nawet łacińskie nosi nazwisko.
Jedyną na to leczebną32 siłą
Oddech z powietrza, gdzie się rodziło,
Szklanica wody z domowéj rzeki,
Albo ze szczęściem rozbrat na wieki.
 

IX

 
Rozbrat ze szczęściem! – taka twa dola:
Nieprędko wrócisz na twoje pola.
Mocuj się duchem, póki duch służy:
Bo długa koléj twojéj podróży. —
W rok cóś niespełna, po wszystkich stronach
Poczęto gadać o legijonach,
Coraz to głośniéj, coraz to szerzéj;
Poczęła szlachta zbierać żołnierzy,
I kto sam jeden, i kto gromadką
Marsz zagranicę umykać gładko!
I pan Jankowy, żywéj natury,
Kazał swym strzelcom uszyć mundury:
Dał nowe konie, szable i lance,
I powiódł zastęp w dalekie krańce.
Janek wesoły poszedł w żołnierze;
A chociaż chętka zapłakać bierze,
Lecz myśli sobie: niech płaczą dzieci!
Łza żołnierzowi mundur oszpeci!
Skoczyłby teraz do swojej wioski,
Wziąć pożegnanie z ręki ojcowskiéj,
Przyjąć od matki medal święcony,
Pożegnać braci i swoje strony,
Uścisnąć szczerze dziewczęta z sioła33;
Ale już czasu nie było zgoła:
Zagrano w trąbkę – pan już na przedzie,
I pal z kopyta, gdzie oko wiedzie.
 

X

 
Krwawo, ruchawo, jakby w zachwycie,
Płynęło wtedy żołnierskie życie.
Dyktator Gallów34 grzmiącemi słowy
Zagrał poemat wielki, dziejowy:
Z mnogich zastępów tworzył wyrazy,
Z hufców układał ogniste frazy,
Takt jego piersi bije armata,
Za kartę użył połowę świata.
A każda fraza i każda głoska
Wrzała tak silnie jak myśl mistrzowska,
Kipiała ogniem piersi człowieczéj, —
Nie dziw, że wielkie popisał rzeczy:
Krwawym zygzakiem przekreślił Romę,
Przytoczył Alpów urwiska strome,
Trącił o stare piramid głazy,
Ziemię germańską przeszedł dwa razy,
Przerznął skalisty grzbiet Pirenei!
A ludzkość pełna nowych nadziei,
Patrząc na krwawy zygzak, co pała,
Charakter boży na nim czytała!
To była tylko zwyczajna droga,
Którędy tytan szedł na półboga:
Wielki poemat krwi, ognia, czynu,
Myślą nie wyszedł za obręb gminu,
Tylko że większy dał rozmiar pysze —
A pycha boskich dzieł nie napisze:
Czy biorąc słowa kolory bledsze,
Albo kartaczem ryjąc powietrze.
 

XI

 
Ludzkość w półboga swego wierzyła:
Zbrojnych milionów olbrzymia siła
Stawała przy nim w jednéj godzinie;
Leciała pędem, gdzie jeno skinie,
Porywa wirem, gdzie się zaczepi,
Co chwila wzrasta, coraz się krzepi. —
Pod sklepieniami obcego nieba
Janek przy panu walczył jak trzeba:
Wespół z drugimi wstąpił z zaszczytem
Na groźne pasmo skał pod Madrytem;
Wespół z drugimi zasługą czystą
Został mianowan starym gwardzistą;
Gdy jego męstwo wodzowie chwalą,
Dostał wojenny krzyż pod Alhalą;
W ziemi rakuskiéj, gdzie Wagram pole,
Wziął chrzest żołnierski – ranę na czole.
Lecz się wyleczył – w szeregi staje,
I znowu poszedł w hiszpańskie kraje,
Gdzie niebo świetnym promieniem pała,
Gdzie pełno złota, gdzie trud i chwała,
Gdzie do zasługi niwa tak żyzna,
Gdzie najpiękniejszych dziewic ojczyzna.
Lecz tęsknych myśli z chrobrego czoła
Gwar obozowy wygnać nie zdoła;
W chwilach spoczynku śpią towarzysze,
A ich marzenia bitwa kołysze,
Śni się bój, zdobycz albo hulanka.
Insze marzenia na sercu Janka:
Choć w takt rycerski puls jego grzmoce,
On o swéj wiosce śni całe noce,
W brzękocie bębnów, wśród trąb zgrzytania,
Wiejski się obraz przed nim odsłania:
Słyszy kościelny dzwonek cichutki,
Słyszy skowronka piosnkę pobudki;
Słyszy, jak rybka pluska się w wodzie,
Słyszy strojenie skrzypiec w gospodzie;
Śpi na biwaku, na cudzéj ziemi,
A dusza jego hula ze swemi!
Powiecie może: to rzecz wiadoma,
Janek zostawił kochankę doma.
Nie! jeszcze serce biło swobodą:
Opuścił wioskę zanadto młodo;
A w cudzych wioskach – pożal się, Boże,
Czyż piękne dziéwczę zrodzić się może?
On lubił na wsi orszak dziewczęcy,
Ale nie kochał żadnéj goręcéj.
Kochanka jego – to wcale inna,
Ona się zowie: wioska rodzinna,
Ze swém powietrzem, ze swoją wodą,
Z ludźmi, z kaplicą, z lasem, z gospodą,
Z wieczornicami35 i z doświtkami36,
Ze swojém niebem, swemi chmurami.
 
29człeku (daw., gw.) – dziś por. forma: człekowi; człowiekowi. [przypis edytorski]
30doma (daw., gw.) – w domu. [przypis edytorski]
31w oktobrze – w październiku. [przypis edytorski]
32leczebny – leczniczy. [przypis edytorski]
33sioło – wieś. [przypis edytorski]
34dyktator Gallów – Napoleon Bonaparte. [przypis edytorski]
35wieczornica – zabawa organizowana wieczorem. [przypis edytorski]
36doświtka – zabawa trwająca do świtu. [przypis edytorski]