Za darmo

Chłopi

Tekst
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Bo oto stanął se ten wędrownik przed wrotami raju, puka i skamle żałośnie, aż święty Pietr zapyta:

– Któżeś to i czego potrzebujesz?

– Borynam z Lipiec i miłosierdzia Pańskiego proszę…

– Tak ci to już braty dopiekły, żeś się zbył żywota, co?

– Wszystko powiem – rzecze Maciej – jeno ozewrzyjcie496 wrotnie, święty Pietrze, bych mnie ozgrzało choć ździebko Pańskie zmiłowanie, bom przemarzł na lód w onej tułaczce ziemskiej.

Święty Pietr ozwarł nieco, ale nie puszcza go jeszcze i rzecze:

– A jeno nie łżyj, bo tu nikogo nie ocyganisz. Mów, duszo, śmiało, czemuś to uciekła ze ziemie497?…

A Maciej rymnął na kolana, że to śpiewania janielskie dosłyszał i dzwonki, jakby na Podniesienie, a odrzecze498 z płaczem:

– Prawdę powiem kiej na spowiedzi; a to nie poredziłem dłużej wytrzymać na ziemi, bo tam już ludzie jako te wilki nastają na siebie, bo tam już jeno swary, kłótnie, a obraza boska… Nie ludzie to, święty Pietrze, nie boskie stworzenia, a jeno te psy wściekłe i te swynie499 smrodliwe. I tak jest źle na świecie, że i nie wypowiedzieć wszystkiego…

Zaginął wszelki posłuch, zaginęła poczciwość, zaginęło miłosierdzie, brat powstaje na brata, dzieci na ojców, żony na mężów, sługa na pana… nie uszanują już niczego, ni wieku, ni urzędu, ni nawet księdza…

Zły zapanował w sercach, a pod jego przewodem rozpusta a pijaństwo, a złoście krzewią się coraz barzej.

Wszędy łajdus na łajdusie, a łajdusem pogania…

Wszędy jeno chytroście500, oszukaństwa, srogie uciski a złodziejstwa, że co masz, z garści nie popuść, bo ci wydrą.

Bych najlepszą łąkę, a wypasą i stratują.

Bych chociaż tę skibkę, a z cudzego przyorzą.

Byś nawet kurę puścił z obejścia, przychwycą kiej te wilki.

Kawałka żelaza nie przepomnij501 ni postronka, choćby były księże, bo nie przepuszczą i ukradną.

Gorzałkę jeno piją, rozpustę czynią i w służbie bożej całkiem się opuszczają, pogany te pieskie i chrystobije, że drugie żydy, a stokroć poczciwsze i bogobojniejsze.

– I to w lipeckiej parafii tak się dzieje? – przerwał mu święty Pietr.

– Indziej też nie lepiej, ale już w lipeckiej najgorzej.

A święty Pietr jął w palce trzaskać, brwie502 srożyć, oczami toczyć i rzekł, wytrząchając pięścią ku ziemi:

– Takieśta to, Lipczaki? Takie! A zbóje obmierzłe, a poganiny gorsze od Niemców! A to roki macie dobre, ziemie rodzajne, a paśniki, a łąki, a boru po kawale i tak się to sprawiata!… Chleb was ano roznosi, łajdusy jedne! Powiem ja o tym Panu Jezusowi, powiem, a on już wama503 cugli przykróci…

Maciej jął swoich poczciwie bronić, ale święty Pietr rozgniewał się jeszcze barzej i kiej nie tupnie nogą a krzyknie:

– Nie broń takich synów! A to ci jeno rzeknę: Niech mi się te judasze poprawią do trzech niedziel i pokutę czynią, a jak nie posłuchają, to tak ich przycisnę głodem, pożogą i choróbskami, że mnie popamiętają łajdusy jedne.

Mocno proboszcz powiadał, do serca i tak napominająco, i takim gniewem bożym groził, i tak pięściami wytrząchał, że szlochy się podniesły dokoła, naród zapłakał i bił się w piersi a kajał…

Zaś ksiądz, odsapnąwszy nieco, jął znowu mówić o nieboszczyku, jako to padł za wszystkich… I wołał do zgody. Wołał do sprawiedliwości. Wołał do pomiarkowania się w grzechach, bo nie wiada504, komu z brzega wybije ta ostatnia godzina i przyjdzie stanąć przed strasznym sądem Pana…

Że nawet sam dziedzic, a obcierał kułakiem oczy.

Pokrótce jednak księża skończyli swoje i odeszli wraz z dziedzicem, a kiej spuścili w dół trumnę i jęli na nią sypać piasek, jaże zadudniało, wrzask ci, mój Jezu, buchnął, a krzyki, a takie lamenty, coby i najkwardszego skruszyło.

Ryczała Józka, ryczała Magda, ryczała Hanka i stryjeczne, płakały bliskie i dalekie, powinowate i zgoła obce, a już może najrzewliwiej zanosiła się Jagusia, którą tak cosik sparło pod piersiami, jaże się prosto zapamiętała w krzyku.

– Hale, teraz skowyczy, a co to wyprawiała z nieboszczykiem! – mruknęła któraś z boku, zaś Płoszkowa obcierając oczy dodała:

– Tak se łaskę wypłakuje, bych ją nie wygnali z chałupy.

– Myśli, że kto głupi a uwierzy! – powiedziała głośno organiścina.

Ale Jagna nie wiedziała już o bożym świecie, padła kajś w piasek i zanosiła się takim żałosnym płaczem, jakby to na nią sypały się te ciężkie, sypkie strugi ziemi, jakby to nad nią huczały te posępne głosy dzwonów, jakby to nad nią płakali…

A dzwony wciąż biły, jakby skarżąc się niebiosom, zaś znad świeżej mogiły te wszystkie płacze, te szlochy i biadania też się skarżyły na dolę nieubłaganą i na tę wieczną krzywdę człowieczą.

Zaczęli się wnet rozchodzić z wolna, kto tam jeszcze gdziesik po drodze przyklękał, kto i ten pacierz mówił za pomarłe, kto zaś jeno się błąkał wśród mogił i smutnie deliberował505, a drugie ruszali ociągliwie ku chałupom, obzierając się506 wyczekująco, gdyż kowal z Hanką spraszali poniektórych na ten chleb żałobny, jak to zwyczajnie bywa po pochowku.

I kiej507 oklepali mogiłę, a nad nią wkopali czarny krzyż, wzięli pomiędzy siebie sieroty i pociągnęli sporą gromadą poredzając z cicha, a wyżalając się nad nimi, a popłakując niekiedy…

W Borynowej izbie już było wszystko urządzone do potrzeby, wzdłuż ścian ciągnęły się stoły, obstawione długachnymi ławami, że skoro się jeno rozsiedli, zaraz podano gorzałkę i chleby.

Przepili godnie, w cichości a powadze, przegryźli coś niecoś i organista zaczął czytać z książki sposobne modlitwy, a potem zaśpiewali litanię za umarłego; wtórowali mu ochotnie i gorąco, przerywając jeno wtedy, kiej kowal puszczał flachę w nową kolejkę, a Jagustynka chleb roznosiła.

 

Kobiety zebrały się po drugiej stronie u Hanki; piły herbatę, pojadały słodki placek i pod przewodem organiściny zaśpiewały tak rzewnie i przejmująco, jaże kury zagdakały po sadzie. I tak ano wspominając poczciwie nieboszczyka naród pojadał, popijał, popłakiwał i śpiewał za jego duszę pobożne pieśnie508, jak przystało w taką porę i za takiego gospodarza…

Stypa była suta, Hanka zapraszała serdecznie, nie żałując jadła ni napitku, gdyż w południe, kiej już niejeden jął się oglądać za czapą, podali kluski z mlekiem, a potem prażone mięso z kapustą i groch szczodrze omaszczony.

– Drudzy takiego wesela nie wyprawiają! – szepnęła Bolesławowa.

– A mało nieboszczyk ostawił, co?

– Mają się czym pocieszać, mają.

– Gotowych pieniędzy509 też sporo chapnąć musieli…

– Kowal wyrzeka, co były i pono się kajś podziały.

– Narzeka, a dobrze je musiał schować.

Pogadywały z cicha między sobą kobiety, wyskrzybując miski do czysta i strzegąc się Hanki, która nieustannie baczyła, bych której czego nie zbrakło; zaś po chłopskiej stronie organista, napity już ździebko510, dźwignął się nad stołem i z kieliszkiem w garści jął wypominać nieboszczyka tak górnie i z takimi łacińskimi przepowiadkami, że chocia nie bardzo wyrozumieli, ale płakać się wszystkim chciało kiej na tym kazaniu.

Gwar się już podnosił i gęby czerwieniały, że to flacha często krążyła i szkło galanto brząkało, to już niejeden omackiem szukał kieliszka i drugą ręką kuma obejmował za szyję, bełkocząc skołczałym ozorem. Zaś poniektóry jeszcze niekiedy wyciągnął tę żałobną nutę i wypominać próbował, ale już nikto511 nie wtórował ni słuchał, wszyscy bowiem gwarzyli stowarzyszając się do upodoby, świarcząc sobie przyjacielstwa i raz wraz przepijając, a co skorsi do kieliszka wymykali się chyłkiem i wiedli ku karczmie. Tylko jeden Jambroż był dzisia zgoła niepodobny do siebie. Juści, co pił tyla co i drugie, a może i więcej, gdyż sam się przymawiał o gorzałkę, ale siedział kajś w kącie srodze zwarzony, oczy cięgiem przecierał i ciężko wzdychał.

Trącił go któryś i na ucieszne powiadki wyciągał.

– Nie ruchaj512513, bom żałosny! – odburknął – pomrę wnet, pomrę… Psi514 po mnie jeno zawyją i baba w garnek rozbity zadzwoni – mamrotał płaczliwie. – Jakże, toż przy chrzcie Macieja byłem!… Na jego weselu tańcowałem! Ojców jego chowałem! Dobrze pamiętam! Mój Jezu, i tylachno już różnego narodu oklepałem, tylum już przedzwaniał… A teraz pora na mnie!…

Podniósł się nagle i wyszedł prędko do sadu; Witek potem powiedział, jako stary siedział za chałupą do późna i płakał…

Juści, co się nim nikto nie zaturbował515, każden bowiem miał dosyć swoich turbacji, a przy tym już na samym zmierzchu przyszedł najniespodzianiej ksiądz wraz z dziedzicem.

Proboszcz pocieszał łaskawie sieroty, głaskał dzieci, a zgwarzając się z gospodyniami chętliwie nawet popijał herbatę, którą mu Józka podała, zaś dziedzic pogadawszy z tym i owym o różnościach, wziął od kowala kieliszek, przepił do wszystkich i powiedział do Hanki:

– Jeśli komu żal Macieja, to mnie z pewnością najwięcej, bo żeby teraz żył, to bym się ze wsią ugodził dobrowolnie. Może i dałbym, czegoście pierwej chcieli!… – ozwał się głośniej, tocząc dokoła oczami. – Ale mam to z kim pomówić? Przez komisarza nie chcę, a ze wsi nikt pierwszy się nie zgłasza!…

Słuchali w skupieniu, rozważając każde jego słowo.

Mówił jeszcze coś niecoś i zagadywał, ale jak do tego muru, żaden bowiem nie dał się za ozór pociągnąć i nawet pyska nie ozwarł, jeno przytakiwali, skrobiąc się po łbach a spozierając po sobie znacząco, że widząc, jako nie poredzi516 przełamać tej czujnej ostrożności, wywołał księdza i poszli odprowadzeni całą hurmą aż w opłotki.

Po ich odejściu jęli517 się dopiero dziwować a głowić wielce.

– No, no, żeby sam dziedzic przyszedł na chłopski pogrzeb.

– Potrzebuje nas, to bakę świeci – powiedział Płoszka.

– A czemu to nie miał przyjść z dobrego serca, co? – bronił Kłąb.

– Lata masz, aleś rozumu nie nabrał. Kiedyż to dziedzic przyszedł do wsi z przyjacielstwem, kiedy?

– Coś w tym być musi, że tak zgody szuka!

– Ano co, że mu jej potrza barzej niźli nam.

– A my możemy se poczekać, możemy! – wołał pijany Sikora.

– Wy możecie, ale drugie nie mogą! – wrzasnął zeźlony Grzela, wójtów brat.

Jęli się już kłócić a przemawiać, bo jeden prawił swoje i drugi też swego dowodził, a trzeci obu się przeciwił, zaś insi mamrotali:

– Niech odda bór i ziemię, to zrobim zgodę.

– Nie potrza zgody, nowe nadziały przyjdą, to i tak wszystko będzie nasze. Niech psiachmać z torbami pójdzie za krzywdę naszą.

– Żydy go duszą, to chłopów o pomoc skomle.

– A przódzi to ino wiedział krzyczeć: z drogi, chamie, bo batem!

– Mówię wama, nie wierzta dziedzicowi, bo każden z nich jeno zdradę chłopskiemu narodowi gotuje – wołał któryś barzej napity.

– Słuchajta no, gospodarze! – zakrzyknął naraz kowal. – Powiem wam mądre słowo: jak zgody dziedzic chce, to potrza z nim tę zgodę zrobić i brać, co się da, nie czekając gruszków na wierzbie.

Na to powstał Grzela, wójtów brat, i zawołał:

– Święta prawda! Chodźta do karczmy, tam się naradzim.

– A ja stawiam la518 całej kompanii – dodał ochotnie kowal.

Wywiedli się pokrótce całą kupą w opłotki. Zmierzchało się już ździebko, bydło szło z pastwisk i po całej wsi roznosiły się poryki, gęgoty, fujarek piskające przebierania i te dziecińskie śpiewy i wrzaski.

A chłopi mimo kobiecych jazgotań i sprzeciwiań poszli całą gromadą ku karczmie, tylko jeden Sikora, co ostawał nieco za drugimi, chytał się płotów i cosik długo przy nich grdykał.

Długo ich było słychać, tak się prowadzili szumnie, ile że to już niejeden, bych sobie ulżyć, piosneczką huknął albo i krzykał z gorącości.

Zaś u Borynów, skoro uprzątnęli po gościach i przyszedł ciemny wieczór, zrobiło się jakoś dziwnie cicho, pusto i smutnie.

Jagusia tłukła się po swojej izbie kiej ten ptak po klatce i co trocha leciała do Hanki, ale widząc, jako wszyscy chodzą osowiali a strapieni, uciekała bez jednego słowa.

Juści, co w chałupie było jak w grobie, a kiej obrządzili gospodarstwo i zjedli kolację, to chocia śpik morzył każdego, a nikt się z izby nie kwapił ruszać. Siedzieli przed kominem zapatrzeni w ogień i trwożnie nasłuchujący każdego szmeru.

Wieczór był cichy, tylko niekiedy wiater przegarnął i zaszumiały drzewa, czasem zatrzeszczały płoty, brzęknęły szyby lub Łapa zawarczał, jeżąc się groźnie, a potem wlekły się długie, nieskończone, zgoła grobowe cichoście519.

Oni zaś siedzieli rozdygotani coraz barzej, a tak strwożeni, że raz po raz ktoś się żegnał i pacierz zaczynał roztrzęsionymi wargami, bo już wszystkim się widziało, jako cosik się gdzieś rusza, że chodzi po górze, jaże belki trzeszczą, że słucha pode drzwiami, że w okna zagląda i obciera się o ściany, to jakby ktoś klamki zatargał i ciężko stąpający obchodził całą chałupę.

Słuchali bledzi520, z zapartym tchem, zgoła nieprzytomni.

Naraz koń zarżał we stajni, Łapa ostro zaszczekał i rzucił się ku drzwiom, Józka nie mogąc już wstrzymać krzyknęła:

– Ociec! Laboga, ociec! – i zapłakała strachliwie.

Na to Jagustynka strzepnęła palcami trzy razy i rzekła ważnie:

– Nie bucz, przeszkadzasz duszy odejść w spokoju; płacze ją ano trzymają przy ziemi. Wywrzyjcie drzwi, niech se ta wędrownica odleci na Jezusowe pola… Niech się poniesie w spokojności.

Otwarli drzwi, w izbie przycichło i jakby zamarło, nikt się nie poruszył, tylko rozpalone oczy latały, Łapa jeno przewąchiwał kąty, skamlał niekiej521, kręcił ogonem i jakby się do kogoś przyłaszał, że już teraz wszyscy czuli najgłębiej, jako to gdziesik pomiędzy nimi błąka się dusza zmarłego.

 

Aż Hanka zaśpiewała rozdygotanym, zduszonym głosem:

 
Wszystkie nasze dzienne sprawy!
 

Przywtarzali gorąco i z niezmierną ulgą.

II

Dzień był bardzo cudny, prawdziwie latowy522.

Może szła dziesiąta rano, bo już słońce wisiało w pół drogi między wschodem a południem i wynosiło się coraz bardziej palące, kiej523 lipeckie dzwony, ile ich jeno524 było, zadzwoniły rozgłośnie i ze wszystkiej mocy525.

A ten, co go to przezywali Pietrem, huczał najgłośniej i śpiewał całym gardzielem526, jak kiedy to chłop ździebko527 napity528 drogą idzie, kolebie się ze strony na stronę i zawodzący całemu światu radoście529 swoje grubachnym głosem powiada…

Zaś drugi, nieco pomniejszy, o którym Jambroż rozpowiadał, że go ochrzcili na Pawła, wydzierał się też nie ciszej, a jeno żarliwiej wtórował, wysoką nutę brał, przeciągał górnie, a czystym głosem zawodził i kieby530 się zapamiętał, tak dzwonił, jakoby ta dziewka poniektóra, kiej531 ją rozeprze kochanie lebo532 ten dzień zwiesnowy533, że w pola leci, skroś534 zbóż się przebiera i śpiewa ze wszystkiego serca535 wiatrom, polom, niebu jasnemu i swojej duszy weselnej.

A na trzeciego – sygnaturka jako ten ptaszek świergoliła, na darmo chcąc tamte prześpiewać, nie mogła jednak, chocia536 jazgotała siekającym, prędkim głosem, kieby537 te dziecińskie sprzeciwy. Że już dzwoniły czyniąc galantą538 kapelę, bo to i bas pobękiwał, i zawodziły skrzypice, i ten bębenek z brzękadłami drygał wesoło, i rznęły wraz od ucha, uroczyście a rozgłośnie.

Na odpust ci one tak radośnie zwoływały, boć to był dzień świętego Piotra i Pawła539, zawdy540 w Lipcach uroczyście obchodzony.

A czas się też był zrobił wybrany, cichy i wielce słoneczny, na galantą spiekę się miało, ale mimo to już od samego świtania na placu przed kościołem handlarze zaczęli stawiać budy przeróżne, a kramy, a stoły, płóciennymi dachami nakryte.

Zaś skoro dzwony zabimbały, skoro ich głos radosny rozlał się po świecie, to i pokrótce na wyschniętych drogach i w tumanach kurzawy jęły541 coraz częściej turkotać wozy, a i piesi też gęsto ciągnęli, że jak jeno542 było sięgnąć okiem, na wszystkie strony, po drogach, ścieżkami, na miedzach, czerwieniły się kobiece przyodziewy543 i bielały rozwiane kapoty.

Ciągnęli rzędami, podobnie kiej544 te gęsi, mieniąc się jeno w upale i wśród zbóż zielonych.

Słońce niesło545 się wyżej a wyżej i płynęło kiej ptak złocisty po modrym, czystym niebie, jarząc się coraz barzej546 i nagrzewając tak szczodrze, że już powietrze trzęsło się nad polami; jeszcze ta niekiej547 od łąk chłód luby powiał i zakolebał bielejącymi żytami, jeszcze i owsy zachrzęściły cichutko i potrzęsły się młode pszeniczne kłosy, zaś rozkwitłe lny spłynęły rozniebieszczoną strugą kiej548 wody, ale już z wolna grążyło się wszystko w słonecznym wrzątku i cichości.

Hej, radosny ci to był dzień i prawdziwie odpustowy. Dzwony bimbały długo i te głosy jękliwe leciały we świat tak rozgłośnie, aż chwiały się źdźbła, aż płoszyły się ptaki, ale spiżowe serca biły wciąż, biły miarowo, mocno i górnie, wynosząc się ku słońcu tą przejmującą pieśnią i wołaniem:

– Zmiłuj się! Zmiłuj! Zmiłuj!

– Matko Przenajświętsza! Matko! Matko!

– I ja proszę! I ja! I ja! I ja!

Śpiewały serdecznie, obwołując zarazem uroczyste święto.

Jakoż i czuło się w powietrzu święty dzień odpustowy; święto było po chatach, przystrojonych zielenią, w dalach przebłyskujących kieby zapalonymi świecami, w radosnych głosach i w tym cosik549, czego nie wypowiedzieć, a co się unosiło nad polami rozpierając serca lubą cichością i weselem.

A naród śpieszył tłumnie na owe święto i walił ze wszystkich stron. Kłęby kurzawy toczyły się nieustannie nad wszystkimi drogami, turkotały wozy, rżały konie, leciały głosy przeróżne, wiązały się głośne rozmowy, czasem ktosik550 wychylał się z półkoszków i krzykał551 do pieszych, gdzie znowu śpieszył zapóźniony dziad jękliwie przyśpiewując, a po wozach niektórych szeptano pacierze, pozierając dokoła z niemym podziwem, gdyż ziemia stojała552 przystrojona kieby553 na te gody weselne, cała we kwiatach i zieleni i cała w ptasich śpiewaniach, w chrzęstach zbóż i brzęku pszczół, a taka cudna, nieobjęta, weselna i przenajświętsza w onej mocy żywiącej, jaże554 piersi zapierało.

Drzewa po miedzach stojały555 kieby556 na stróży557, zapatrzone w słońce, a dołem jak okiem sięgnąć leżały pola zielone, szumiące jak wody wzburzone, i jak wody przewalały się niekiedy ze strony na stronę, bijąc o wszystkie drogi, miedze i rowy, co migotały kiej558 te wstęgi kwietne szczodrze przeplecione puszystą bielą, żółtością i fioletem; kwitnęły już bowiem owe ostróżki przeróżne, kwitnęły powoje patrzące z żytnich gąszczów przytajonymi, pachnącymi oczami, kwitnęły modraki, miejscami, kaj559 ździebko560 wymiękło, tak gęsto, jakby tam niebo się kładło, kwitnęły wyczki całymi kępami, a one jaskry, a mlecze i krwawe osty, a ognichy i koniczyny, a stokrotki, a rumianki dzikie, a tysiąc inszych, o których jeno561 sam Jezus pamięta, boć jemu tylko kwitną i tak pachną, że prosto czad bił od pól kieby w kościele, gdy jegomość562 okadza Sakramenta.

Ten i ów pociągał nosem z lubością, a konia batem okładał i pośpieszał, gdyż słońce prażyło coraz ogniściej, jaże563 śpik564 morzył, że już niejeden srodze łbem kiwał.

To i pokrótce565 Lipce napełniły się narodem po wręby.

Jechali bowiem i jechali bez przestanku, że już wszędy566 na drogach, dokoła stawu, pod płotami, w podwórzach i kaj567 jeno568 było można zachwycić nieco cienia, ustawiały się wozy i wyprzęgano konie, bo na placu przed kościołem była już taka gęstwa i tak wóz stojał569 przy wozie, że ledwie się przecisnął.

Lipce prosto570 ginęły w tej nawale ludzi, wozów i koni.

Rwetes571 też był coraz większy, gwary i krzyki podnosiły się nad całą wsią. Naród szumiał kiej572 bór rozkolebany. Kobiety obsiadały staw moczyć nogi, wzuwać trzewiki, a ogarniać się przystojnie do kościoła, chłopi rajcowali kupami zmawiając się ze somsiady573, zaś dziewuchy574 i chłopaki cisnęły się łakomie do kramów i bud, a głównie do katarynki grającej, na której jakiś zwierz zamorski, czerwono przystrojony i z pyska podobny do starego Miemca575, czynił takie pocieszne skoki a figle, jaże576 się za boki brali ze śmiechu.

Katarynka przygrywała zawzięcie i na taką nutę, jaże577 niejednemu kulasy578 drygały, a jakby do wtóru i dziady usadowieni we dwa rzędy, od kruchty do placu, jęły579 wyciągać swoje pieśni proszalne, zaś w samych wrotniach580 cmentarza siedział ślepy, tłusty dziad, co go to zawdy581 pies prowadzał, i śpiewał najżarliwiej i najcieniej wyciągał.

Ale skoro jeno zasygnowali582 na sumę583, naród porzucił zabawy i kiej584 wezbrany potok lunął do kościoła i tak go napchał, jaże585 żebra trzeszczały, a cięgiem jeszcze przybywali nowi gnietąc586 się, a nawet swarząc587, ale większość musiała ostać588 na dworze, tuląc się pod mury i drzewa.

Przyjechało też paru księży z drugich589 parafii, zasiedli zaraz w konfesjonałach pod drzewami słuchać spowiedzi, nie bacząc zgoła na tłok ni na spiekę590.

A wiater591 był całkiem ustał592 i gorąc593 podnosił się już nie do wytrzymania, żywy ogień lał się prosto na głowy, ale naród cierpliwie gniótł się przy konfesjonałach i roił po smętarzu594, na darmo wyszukując cienia lub jakiej bądź osłony.

Proboszcz był właśnie wychodził595 ze mszą, kiej dopiero Hanka z Józką nadeszły, ale że nie sposób się było docisnąć choćby nawet do drzwi kościelnych, to stanęły na szczerym słońcu pod parkanem, rozglądając się w ciżbie, a Pochwalonym witając znajomków.

Zaraz też huknęły organy i zaczęła się suma, przyklękli wszyscy, poprzysiadali a jęli się596 żarliwie pacierzy.

Rychtyk597 i południe stanęło, słońce zawisło prosto nad głowami, lejąc warem598 straszliwym i wszystko jakby pomdlało z onej599 spieki600, że ni liść nie zadrgał, ni ptak przeleciał, ni jaki bądź głos powiał z pól. Niebo wisiało w martwej cichości kiej601 ta szklana tafla rozpalona do białego, a roztrzęsione niby wrzątek powietrze ślepiło602 wyżerając oczy. Parzyła ziemia, parzyły rozgrzane mury, że klęczeli bez ruchu, ledwie już zipiąc i jakby się z wolna gotując w tym ukropie słonecznym.

Naród się modlił w głębokiej cichości, kto na książce, kto na różańcu, a kto jeno603 tym szczerym słowem Boga chwalił i wzdychem604 serdecznym. Uroczyste głosy organów lały się brzękliwym, rozmodlonym pacierzem, a niekiedy śpiew buchał od ołtarza, czasem zajazgotały dzwonki, a czasem zahuczał grubachny głos organisty, zaś potem ciągnęły się długie, jakby oniemiałe z żaru chwile i dymy kadzideł płynęły przez wywarte605 drzwi kościoła oprzędzając w niebieskawą i wonną mgłę pochylone głowy klęczących.

Szmer pacierzów rozdzwaniał się nikłym i sypkim chrzęstem w rozbielałej ciszy gorącego przypołudnia i grały w słońcu barwiste chusty, kapoty i wełniaki, że cały smętarz widział się kieby606 przytrząśnięty607 kwiatami, co się chyliły kornie w onej świętej godzinie przed Panem, jakoby utajonym w tym słońcu rozgorzałym i we wszystkiej cichości świata…

Że tylko niekiedy co tam ktoś grzbiet prostował, rozwodził608 ręce i wzdychał głęboko, to gdziesik609 zapłakało dziecko albo kwik koński roznosił się od wozów.

Nawet dziady pocichły, tyle jeno610, co poniektóry przez śpik611 wyrywał się niekiej612 z głośniejszym Zdrowaś i o wspomożenie zaskamlał.

A upał jeszcze się wzmagał i tak prażył, jaże613 pola i sady zalane pożogą rozżarzyły się kiej614 ogień migocąc białawymi płomieniami.

Cichość była coraz senniejsza, że już niejeden zachrapał na dobre, niejeden kiwał się klęczący, zaś drudzy wychodzili się rzeźwić, gdyż raz po raz skrzypiały kajś615 studzienne żurawie.

Dopiero w czas procesji, kiej616 kościół zatrząsł się od śpiewań, kiej jęły617 walić chorągwie, a za nimi wychodził ksiądz pod czerwonym baldachem z monstrancją w rękach, prowadzony przez samych dziedziców, naród przecknął i ruszył wraz z procesją.

Zadzwoniły dzwony, śpiew buchnął ze wszystkich gardzieli i bił jaże618 kajś619 ku słońcu, mocny, ogromny, serdeczny, a procesja opływała z wolna białe, rozpalone mury kościoła kiej620 ta rzeka wezbrana. Czerwony baldach płynął na przedzie, cały w dymach kadzielnych, że jeno chwilami błyskała złota monstrancja, migotały rzędy świateł, rozwinięte chorągwie niby ptactwo łopotało nad mrowiem głów, chwiały się obrazy przystrojone w tiule a wstęgi, i biły radośnie dzwony, i grzmiały organy, a naród śpiewał z uniesieniem, całym sercem i wszystką duszą tęskliwą wynosił się kajś jaże w niebiosy, jaże ku temu słońcu przenajświętszemu.

Zaś po procesji, kiej621 znowu wzięli odprawiać nabożeństwo i kiej znowu głosy organów zahuczały przejmująco, na smętarzu zrobiło się cicho jak przódzi622, ale już nikto623 nie drzemał, wzmogły się jeno szepty pacierzów, rozgłośniały wzdychy, dziady już pobrzękiwały w miseczki, a tu i owdzie jęli z cicha pogwarzać.

Dziedzice powyłazili z kościoła, na darmo szukając cienia i kaj by przysiąść, dopiero Jambroż wygnał ludzi spod jakiegoś drzewa i naznosił im stołków, że zasiedli poredzając624 między sobą.

Był i ten z Woli, ale nie usiedział w miejscu, a jeno cięgiem625 się kręcił po smętarzu i co dojrzał znajomego Lipczaka, przystawał do niego i przyjacielsko zagadywał, że nawet Hankę zobaczył i zaraz się do niej przecisnął.

– Wrócił to już wasz?

– Hale, zaśby ta wrócił!

– A podobno jeździliście po niego?

– Juści626, zarno627 po ojcowym pochowku pojechałam, ale powiedzieli w urzędzie, co go puszczą dopiero za tydzień, to niby we środę.

– Jakże tam z kaucją, zapłacicie?

– Dyć tam o to już Rocho zabiega – wyrzekła ostrożnie.

– Jeśli nie macie pieniędzy, to ja za Antka poręczę…

– Bóg zapłać! – schyliła mu się do nóg. – Może Rocho jakoś se628 poredzi629, a jakby nie, to musi się szukać inszego630 sposobu.

– Pamiętajcie, że jak będzie potrzeba, poręczę za niego.

Poszedł dalej do Jagusi, siedzącej w podle631 pod murem wraz z matką i wielce zamodlonej, ale nie nalazłszy sposobnego słowa, to jeno prześmiechnął się do niej i zawrócił do swoich.

Poleciała za nim oczami, pilnie przepatrując dziedziczki, tak wystrojone, jaże632 dziw brał, a takie bieluśkie na gębie i tak wcięte w pasie, że Jezus! Pachniało też od nich kieby633 z tego trybularza634.

Chłodziły się czymsić635, co się widziało niby te rozczapierzone ogony indycze. Paru młodych dziedziców zaglądało im w oczy i tak się cosik636 śmiali, jaże637 ludzie się tym niemało gorszyli.

Naraz kajś638 w końcu wsi, jakby na moście przy młynie, zaturkotały ostro wozy i kłęby kurzawy wzbiły się ponad drzewa.

– Jakieś spóźnione – szepnął Pietrek do Hanki.

– Świece juchy będą gasili – dorzucił ktosik.

A drudzy jęli się przechylać przez mur ogrodzenia i ciekawie zazierać639 na drogi obiegające staw.

A pokrótce, wśród wrzaskliwych jazgotów i naszczekiwań, ukazał się cały rząd ogromnych bryk, nakrytych białymi budami.

– To Miemcy640! Miemcy z Podlesia! – wykrzyknął ktosik641.

Jakoż i prawda to była.

Jechali w kilkanaście bryk, zaprzężonych w tęgie konie; pod płóciennymi budami widniał wszelki sprzęt domowy i siedziały kobiety i dzieci, zaś rude, opasłe Miemce z fajami w zębach szły pieszo. Wielkie psy leciały pobok642, szczerząc niekiedy kły i odszczekując lipeckim, które raz wraz zajadle docierały.

Naród rzucił się patrzeć na nich, a wielu przełaziło ogrodzenie i leciało spojrzeć z bliska.

Miemce przejeżdżały stępa, ledwie się przeciskając przez gęstwę wozów i koni, ale żaden nawet przed kościołem nie zdjął kaszkietu643 ni kogo pozdrowił. Jeno oczy się im jarzyły i brody trzęsły, jakby ze złości. Poglądali w naród hardo, kiej644 te zbóje.

– Pludraki ścierwie!

– Kobyle syny!

– Świńskie podogonia!

– Sobacze645 pociotki!

Posypały się wyzwiska kiej646 kamienie.

– A co, na czyjem stanęło, Miemce? – krzyknął ku nim Mateusz.

– Kto kogo przeparł?

– Strach wam chłopskiej pięści, co?

– Poczekajta, dzisiaj odpust, zabawimy się w karczmie!

Nie odzywali się zacinając jeno konie i wielce śpiesząc.

– Wolniej, pludry, bo portki pogubita.

Jakiś chłopak śmignął na nich kamieniem, a drugie też jęły cegły rwać, bych przywtórzyć, ale w porę ich przytrzymali.

– Dajta spokój, chłopaki, niech odejdzie ta zaraza.

– A żeby was mór nie ominął, psy heretyckie.

A któraś z lipeckich wyciągnęła pięście647 i zakrzyczała za nimi:

– Bych was wytracili co do jednego kiej648 psy wściekłe…

Przejechali wreszcie ginąc na topolowej, że jeno z cieniów i kurzawy szły słabnące naszczekiwania i turkoty wozów.

Wtedy taka radość rozparła Lipczaków, co już nie sposób było się komu brać do pacierzów, bo jeno kupili się coraz gęściej kole649 dziedzica. A on rad temu wielce, pogadywał wesoło, częstował tabaką i w końcu rzekł przypochlebnie:

– Tęgoście podkurzyli, cały rój się wyniósł.

– A bo im nasze kożuchy śmierdziały – zaśmiał się któryś, a Grzela, wójtów brat, wyrzekł niby to z frasobliwością:

– Za delikatny naród na chłopskich somsiadów650, bo niech jeno651 któren652 wzion653 przez łeb, to zaraz na ziem654 leciał…

– Pobił się to kto z nimi? – pytał rozciekawiony dziedzic.

– Zaśby ta pobił, Mateusz ta jednego tknął, że mu nie odrzekł na Pochwalony, to zaraz juchą się oblał i dziw duszy nie zgubił.

– Do cna miętki655 naród, na oko chłopy kiej dęby, a spuścisz pięść, to jakbyś w pierzynę trafił – objaśniał z cicha Mateusz.

– I nie szczęściło się im na Podlesiu. Krowy im pono padły.

– Prawda, nie wiedli za sobą ani jednej.

– Kobus mogliby powiedzieć! – wyrwał się któryś z chłopaków, ale Kłąb krzyknął ostro:

– Głupiś kiej656 but! Na paskudnika pozdychały, wiadomo…

Jaże657 się pokurczyli z tajonej uciechy, ale nikto już pary nie puścił, dopiero kowal przysunąwszy się bliżej rzekł:

– Że się Miemce wyniesły, to już pana dziedzicowa łaska.

– Bo wolę sprzedać swoim, choćby za pół darmo – zapewniał gorąco, prawiąc różnoście658 a rozpowiadając, jak to on i jego dziady, i pradziady zawsze jedno trzymali z chłopami, zawsze szli razem…

Na to Sikora prześmiechnął się i powiedział z cicha:

– Tak mi to stary dziedzic kazali wypisać na plecach batami, że jeszcze dobrze baczę659.

Ale dziedzic jakby nie dosłyszał powiedając właśnie, co to zażył kłopotów, aby się jeno Miemców pozbyć; juści, co go słuchali przytakując politycznie, a swoje myśląc o tych jego dobrościach la660 chłopskiego narodu.

– Dobrodzieje, znaku nie zrobi, choć z jajka uleje! – mamrotał Sikora, jaże go Kłąb trącał, bych661 zaprzestał.

I tak se społecznie basowali, kiej jakiś księżyk w białej komży i z tacą w ręku jął się ku nim przepychać.

– Cie, widzi mi się, że to Jasio organistów – zawołał któryś.

Juści, co662 to był Jasio, jeno663 już ubrany po księżemu, i zbierał na kościół, co łaska. Witał się ze wszystkimi, pozdrawiał i sielnie kwestował; znali go bowiem i nijako było się wykręcać od ochfiary664, to każden supłał z węzełków ten grosz jakiś, a często gęsto i ta złotówka zabrzęczała o miedziaki; dziedzic rzucił rubla, zaś dziedziczki sypnęły srebrem, a Jasio, spocony, czerwony ze zmęczenia i radosny wielce, zbierał niestrudzenie po całym smętarzu, nie przepuszczając nikomu i nikomu też nie żałując tego dobrego słowa, a natknąwszy się na Hankę pozdrowił ją tak poczciwie, jaże665 całe czterdzieści groszy położyła; zaś kiej666 przystanął przed Jagusią i zabrzęknął w tacę, podniesła667 oczy i jakby zdrętwiała ze zdumienia, on też ździebko się pomięszał, rzekł ni to, ni owo i prędko poszedł dalej.

496ozewrzeć (gw.) – otworzyć. [przypis edytorski]
497ze ziemie (daw., gw.) – z ziemi. [przypis edytorski]
498odrzecze (daw., gw.) – odpowie. [przypis edytorski]
499swynia (gw.) – świnia. [przypis edytorski]
500chytroście (daw., gw.) – chytrości (M.lm). [przypis edytorski]
501przepomnieć (daw., gw.) – zapomnieć. [przypis edytorski]
502brwie (daw., gw.) – brwi (M.lm). [przypis edytorski]
503wama (gw.) – wam. [przypis edytorski]
504nie wiada (gw.) – nie wiadomo. [przypis edytorski]
505deliberować – rozmyślać. [przypis edytorski]
506obzierać się (gw.) – oglądać się. [przypis edytorski]
507kiej (gw.) – gdy. [przypis edytorski]
508pieśnie (daw., gw.) – pieśni (B.lm). [przypis edytorski]
509gotowe pieniądze – gotówka. [przypis edytorski]
510ździebko (gw.) – trochę. [przypis edytorski]
511nikto (gw.) – nikt. [przypis edytorski]
512ruchać (daw., gw.) – ruszać. [przypis edytorski]
513mę (gw.) – mię; mnie. [przypis edytorski]
514psi (daw., gw.) – psy. [przypis edytorski]
515zaturbować się (daw., gw.) – zmartwić się. [przypis edytorski]
516nie poredzi (gw.) – nie da rady. [przypis edytorski]
517jąć (daw., gw.) – zacząć. [przypis edytorski]
518la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
519cichoście (daw., gw.) – cichości (M.lm); cisze. [przypis edytorski]
520bledzi (gw.) – bladzi. [przypis edytorski]
521niekiej (gw.) – czasem. [przypis edytorski]
522latowy (gw.) – letni. [przypis edytorski]
523kiej (gw.) – kiedy. [przypis edytorski]
524jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
525ze wszystkiej mocy (gw.) – z całej siły. [przypis edytorski]
526gardzielem (gw.) – gardłem, gardzielą. [przypis edytorski]
527ździebko (gw.) – trochę. [przypis edytorski]
528napity (gw.) – pijany. [przypis edytorski]
529radoście (daw., gw.) – radości (B.lm). [przypis edytorski]
530kieby (gw.) – niby, jakby. [przypis edytorski]
531kiej (gw.) – kiedy, gdy. [przypis edytorski]
532lebo (gw.) – lub. [przypis edytorski]
533zwiesnowy (gw.) – wiosenny. [przypis edytorski]
534skroś (daw., gw.) – poprzez, na wskroś. [przypis edytorski]
535ze wszystkiego serca (daw., gw.) – z całego serca. [przypis edytorski]
536chocia (gw.) – choć, chociaż. [przypis edytorski]
537kieby (gw.) – niby, jakby. [przypis edytorski]
538galanty (gw.) – piękny, porządny, elegancki. [przypis edytorski]
539dzień świętego Piotra i Pawła – jedno ze świąt w kościele katolickim, obchodzone 29 czerwca. [przypis edytorski]
540zawdy (gw.) – zawsze. [przypis edytorski]
541jąć (daw., gw.) – zacząć. [przypis edytorski]
542jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
543przyodziewy (gw.) – ubrania. [przypis edytorski]
544kiej (gw.) – niby, jakby, jak. [przypis edytorski]
545niesło (gw.) – niosło. [przypis edytorski]
546barzej (gw.) – bardziej. [przypis edytorski]
547niekiej (gw.) – niekiedy, czasem. [przypis edytorski]
548kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
549cosik (gw.) – coś; tu Msc.lp: czymś. [przypis edytorski]
550ktosik (gw.) – ktoś. [przypis edytorski]
551krzykał (gw.) – krzyczał, wykrzykiwał, pokrzykiwał. [przypis edytorski]
552stojała (gw.) – stała. [przypis edytorski]
553kieby (gw.) – jakby, niby. [przypis edytorski]
554jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
555stojały (gw.) – stały. [przypis edytorski]
556kieby (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
557na stróży (gw.) – na straży. [przypis edytorski]
558kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
559kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
560ździebko (gw.) – trochę. [przypis edytorski]
561jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
562jegomość – tu: ksiądz. [przypis edytorski]
563jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
564śpik (gw.) – sen, senność. [przypis edytorski]
565pokrótce – wkrótce. [przypis edytorski]
566wszędy (gw.) – wszędzie. [przypis edytorski]
567kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
568jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
569stojał (gw.) – stał. [przypis edytorski]
570prosto – po prostu. [przypis edytorski]
571rwetes – hałas, wrzawa. [przypis edytorski]
572kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
573ze somsiady (gw.) – z sąsiadami. [przypis edytorski]
574dziewucha (gw.) – dziewucha, dziewczyna. [przypis edytorski]
575Miemiec (gw.) – Niemiec. [przypis edytorski]
576jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
577jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
578kulas (gw.) – noga. [przypis edytorski]
579jąć (daw., gw.) – zacząć. [przypis edytorski]
580wrotnie (daw., gw.) – wrota, brama. [przypis edytorski]
581zawdy (gw.) – zawsze. [przypis edytorski]
582zasygnować – zadzwonić. [przypis edytorski]
583suma – najdłuższa, uroczysta msza, odprawiana około południa w dni świąt i niedziel w kościele katolickim. [przypis edytorski]
584kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
585jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
586gnietąc (gw.) – gniotąc. [przypis edytorski]
587swarzyć się – kłócić się. [przypis edytorski]
588ostać (gw.) – zostać. [przypis edytorski]
589z drugich – tu: z innych. [przypis edytorski]
590spieka (gw.) – spiekota, upał. [przypis edytorski]
591wiater (gw.) – wiatr. [przypis edytorski]
592był (…) ustał (daw., gw.) – daw. forma czasu zaprzeszłego; znaczenie: ustał (wcześniej; przed innymi opisywanymi czynnościami i zdarzeniami). [przypis edytorski]
593gorąc (gw.) – gorąco, upał. [przypis edytorski]
594smętarz (daw., gw.) – cmentarz. [przypis edytorski]
595był (…) wychodził (daw., gw.) – daw. forma czasu zaprzeszłego; znaczenie: wychodził (wcześniej; przed innymi opisywanymi czynnościami i zdarzeniami). [przypis edytorski]
596jąć się czegoś (daw., gw.) – zabrać się za coś; zacząć coś robić. [przypis edytorski]
597rychtyk (gw.) – właśnie, akurat. [przypis edytorski]
598war (daw., gw.) – wrzątek. [przypis edytorski]
599ona (daw., gw.) – ta, owa. [przypis edytorski]
600spieka (gw.) – spiekota, upał. [przypis edytorski]
601kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
602ślepić (gw.) – oślepiać. [przypis edytorski]
603jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
604wzdych (gw.) – westchnienie. [przypis edytorski]
605wywarty (gw.) – otwarty. [przypis edytorski]
606kieby (gw.) – niby, jakby. [przypis edytorski]
607przytrząśnięty – przysypany. [przypis edytorski]
608rozwodzić – tu: rozkładać. [przypis edytorski]
609gdziesik (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
610jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
611śpik (gw.) – sen. [przypis edytorski]
612niekiej (gw.) – niekiedy, czasem. [przypis edytorski]
613jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
614kiej (gw.) – jak, niby. [przypis edytorski]
615kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
616kiej (gw.) – gdy. [przypis edytorski]
617jąć (daw., gw.) – zacząć. [przypis edytorski]
618jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
619kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
620kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
621kiej (gw.) – gdy. [przypis edytorski]
622przódzi (gw.) – wcześniej. [przypis edytorski]
623nikto (gw.) – nikt. [przypis edytorski]
624poredzając (gw.) – poradzając; tu: rozmawiając. [przypis edytorski]
625cięgiem (gw.) – ciągle. [przypis edytorski]
626juści (gw.) – owszem, pewnie. [przypis edytorski]
627zarno (gw.) – zaraz. [przypis edytorski]
628se (gw.) – sobie. [przypis edytorski]
629poredzi (gw.) – poradzi. [przypis edytorski]
630inszy (daw., gw.) – inny. [przypis edytorski]
631w podle (daw., gw.) – pod. [przypis edytorski]
632jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
633kieby (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
634trybularz – kadzielnica. [przypis edytorski]
635czymsić (gw.) – czymś. [przypis edytorski]
636cosik (gw.) – coś. [przypis edytorski]
637jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
638kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
639zazierać (gw.) – spoglądać, zaglądać. [przypis edytorski]
640Miemcy (gw.) – Niemcy. [przypis edytorski]
641ktosik (gw.) – ktoś. [przypis edytorski]
642pobok (gw.) – obok, po bokach. [przypis edytorski]
643kaszkiet – czapka z daszkiem. [przypis edytorski]
644kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
645sobaczy – psi; należący do psa. [przypis edytorski]
646kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
647pięście (daw., gw.) – pięści (B.lm). [przypis edytorski]
648kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
649kole (daw., gw.) – wokół. [przypis edytorski]
650somsiad (gw.) – sąsiad. [przypis edytorski]
651jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
652któren (gw.) – który. [przypis edytorski]
653wzion (gw.) – wziął; wzion przez łeb: dostał w łeb; został uderzony w głowę. [przypis edytorski]
654na ziem (daw., gw.) – na ziemię. [przypis edytorski]
655miętki (daw., gw.) – miękki. [przypis edytorski]
656kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
657jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
658różnoście (daw., gw.) – różności. [przypis edytorski]
659baczyć (daw., gw.) – uważać, zauważać, pamiętać. [przypis edytorski]
660la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
661bych (gw.) – tu: żeby. [przypis edytorski]
662juści, co (gw.) – pewnie, że. [przypis edytorski]
663jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
664ochfiara (gw.) – ofiara. [przypis edytorski]
665jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
666kiej (gw.) – kiedy, gdy. [przypis edytorski]
667podniesła (gw.) – podniosła. [przypis edytorski]