Za darmo

Nasi okupanci

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Objaśnienia i dokumenty

Świadome macierzyństwo

Kiedy w Warszawie powstała poradnia Świadomego macierzyństwa, zaczęto ją łączyć z moim nazwiskiem, nazywając ją w poufałym skróceniu Poradnią Boya. Dowcipy pisemek humorystycznych i kabaretów spopularyzowały tę nazwę. Mogę być tylko dumny z tego, tak jak szczęśliwy jestem, że mi się udało przyczynić w pewnej mierze do powstania tej pierwszej w Polsce poradni zapobiegania ciąży. W istocie jednak jest to instytucja społeczna, której statut pozwalam sobie tutaj przytoczyć, zarówno dla rozproszenia nieporozumień, jak dla ułatwienia orientacji innym miastom i ośrodkom, które chciałyby się starać o założenie takich poradni.

Statut Przychodni Sekcji Regulacji Urodzeń Robotniczego Towarzystwa Służby Społecznej

§ 1. Przychodnia nosi nazwę Poradni świadomego macierzyństwa i mieści się w domu przy ul. Leszno Nr 53, w lokalu szczegółowo oznaczonym na planie, mieszczącym się w aktach Komisariatu Rządu.

§ 2. Właścicielem przychodni jest Sekcja Regulacji Urodzeń Robotniczego Towarzystwa Służby Społecznej.

§ 3. Celem Poradni jest udzielanie porad i wskazówek kobietom w sprawach zapobiegania ciąży. Pomoc udzielana w przychodni polega na badaniu lekarskim i ordynacji lekarskiej. Nadto wykonywane są w przychodni zabiegi13 uznane za potrzebne przez lekarza ordynującego, o ile te zabiegi mogą być wykonane środkami, którymi rozporządza przychodnia.

§ 4. Opłaty pobierane w przychodni wynosić będą po zł. 3; bezrobotne lub kobiety polecone przez instytucje społeczne jak np. przychodnie przeciwgruźlicze itp. będą z opłat zwolnione. Warunki przyjmowania chorych będą podane do publicznej wiadomości w poczekalni przychodni.

§ 5. Poradnia utrzymywana jest na zasadzie samowystarczalności, to znaczy z wpływów od chorych, przy poparciu Sekcji Regulacji Urodzeń przy Robotniczym Towarzystwie Służby Społecznej.

§ 6. Przychodnia posiadać będzie odpowiedzialnego kierownika. Kierownikiem tym będzie lekarz posiadający prawo wykonywania praktyki lekarskiej w Państwie Polskim i specjalne przygotowanie ginekologiczne oraz co najmniej 5-letnią praktykę lekarską.

§ 7. Kierownika przychodni powołuje Zarząd Sekcji Regulacji Urodzeń Robotniczego Towarzystwa Służby Społecznej. O ustanowieniu kierownika i każdej jego zmianie zawiadamia właściciel przychodni bezzwłocznie, a w każdym razie nie później niż w ciągu 8 dni, Komisariat Rządu m. st. Warszawy. Kierownik przychodni jest odpowiedzialny przed władzami nadzorczymi pod każdym względem za działalność przychodni i jest w zakresie lecznictwa i higieny przełożonym sił lekarskich i innych zatrudnionych w przychodni. Kierownik przychodni uczestniczy w inspekcjach dokonywanych przez delegatów władz nadzorczych, przedstawia władzom nadzorczym sprawozdanie roczne z działalności przychodni, według wzoru i w terminie ustalonym przez Ministra Spraw Wewnętrznych, przestrzegając obowiązującego mianownictwa chorób.

§ 8. Kierownictwo Przychodni obowiązane jest stosować się do dążeń władz nadzorczych w sprawie usuwania wykazanych przez te władze usterek i zmiany personelu nieodpowiadającego zadaniu.

§ 9. Tak kierownik Przychodni (§ 6), jak i inni lekarze przyjmujący w Przychodni (§ 7) będą mieli oznaczone stałe godziny przyjęć w Przychodni, a nazwiska tych lekarzy i godziny ich przyjęć będą podane do publicznej wiadomości w poczekalni Przychodni.

§ 10. Prócz kierownika Przychodni, udzielają pomocy lekarskiej w przychodni i inni lekarze, posiadający prawo praktyki w Państwie Polskim, zaangażowani w tym kierunku przez właściciela przychodni w porozumieniu z kierownikiem.

§ 11. Lokal przychodni winien być tak urządzony i utrzymywany, by przyjmowanie chorych, udzielanie porad i wykonywanie zabiegów mogło odbywać się zgodnie z zasadami higieny oraz współczesnymi wymaganiami.

Zmiany w przeznaczeniu poszczególnych ubikacji w przychodni, określone w planie, wymagają zezwolenia władzy nadzorczej.

Przychodnia winna być zaopatrzona w niezbędne przyrządy do badania i leczenia chorych, opatrunki, środki do odkurzania oraz przybory do utrzymania czystości.

§ 12. Kierownik przychodni i lekarze ordynujący w przychodni są obowiązani do donoszenia o wypadkach chorób zakaźnych i innych chorób występujących nagminnie, oraz o wypadkach chorób zawodowych, stosownie do obowiązujących przepisów prawnych.

§ 13. W przychodni winien być prowadzony skorowidz przyjmowanych chorych z wyszczególnieniem imienia, nazwiska, wieku, zatrudnienia, adresu i daty zgłoszenia do przychodni.

Nadto winny być prowadzone także inne książki i zapiski, jakie okażą się niezbędne dla sporządzenia sprawozdań rocznych z działalności przychodni.

§ 14. Właściciel może zamknąć przychodnię, jednak winien o tym zawiadomić pisemnie władze nadzorcze co najmniej na miesiąc przed zamknięciem przychodni.

§ 15. Bezpośrednią władzą nadzorczą nad przychodnią jest Komisariat Rządu m. st. Warszawy, który będzie z reguły wykonywać nadzór za pośrednictwem swoich funkcjonariuszów fachowych lekarzy.

§ 16. Zmiana statutu lub jego poszczególnych paragrafów wymaga zatwierdzenia władzy nadzorczej.

Zatwierdzony przez Komisariat Rządu m. st. Warszawy dnia 16/IX 1931 r. za Nr. L. Z. J. II. I c/6.

Prof. Thullie, lekkomyślny senator

Na czwartkowym posiedzeniu senatu wniesiono następującą interpelację:

Interpelacja sen. Thulliego i kol. do p. ministra spraw wewnętrznych w sprawie koncesji na poradnię zapobiegania ciąży w Warszawie.

Dowiadujemy się, że komisarz rządu m. st. Warszawy udzielił rzekomo wskutek starań p. Boya-Żeleńskiego i p. Budzińskiej-Tylickiej zezwolenia na otwarcie w Warszawie przy ul. Leszno poradni zapobiegania ciąży.

Jasną jest rzeczą, że zapobieganie ciąży jest tylko eufemizmem dla przerywania ciąży, które jest wedle obowiązujących ustaw karalne. Nie potrzeba udowadniać, jak otwarcie tego rodzaju poradni szkodliwie wpłynie na moralność publiczną. Zresztą zabiegi, zapobiegające ciąży, odbijają się szkodliwie na organizmie kobiecym tak wedle zdania najpoważniejszych lekarzy jak i wedle statystyki sowieckiej, która wykazuje, że skutkiem takich zabiegów 37% kobiet w Rosji jest bezpłodnych.

Wobec tego zapytujemy p. ministra:

1) czy jest skłonny cofnąć udzielone przez komisarza rządu m. Warszawy zezwolenie na otwarcie poradni zapobiegania ciąży?

2) czy zechce pouczyć podwładne władze polityczne o niedopuszczalności wydawania takich koncesji?

Zanim p. minister udzieli odpowiedzi p. senatorowi, pozwolę sobie, jako wciągnięty w dyskusję, odpowiedzieć również kilka słów.

Kwestia regulacji urodzeń (birth-control) i poradni dla zapobiegania ciąży istnieje od lat w wielu krajach Europy; nie bardzo więc uchodzi, aby w poważnym senacie mówiono o niej jak o żelaznym wilku i aby rzucano lekkomyślne insynuacje, mocno trącące oszczerstwem. Tak więc: na jakiej zasadzie p. senator Thullie twierdzi, że „jasną jest rzeczą, że zapobieganie ciąży jest tylko eufemizmem dla przerywania ciąży”, gdy notorycznie wiadomą rzeczą jest, że poradnie dla zapobiegania ciąży nic wspólnego z jej przerywaniem nie mają i wręcz przeciwnie, są najdzielniejszym środkiem w zwalczaniu plagi poronień? A skoro te dwie rzeczy nic z sobą wspólnego nie mają, co ma tu do roboty jakaś mętna i fantazyjna statystyka jakoby sowiecka, wedle której 37% (!) kobiet w Rosji jest bezpłodnych wskutek „takich zabiegów”?!

Poradnie dla zapobiegania ciąży pod kierunkiem fachowych lekarzy istnieją od dawna w wielu krajach i działają z niezmiernym pożytkiem. Ograniczają liczbę urodzeń, ale w tej samej proporcji zmniejszają śmiertelność dzieci; stosunki zdrowotne, ekonomiczne i moralne poprawiają się znakomicie. Dlatego w Holandii od paru dziesiątków lat uznano tego rodzaju poradnie oficjalnie jako instytucję użyteczności publicznej. Wydatnie działają poradnie w Skandynawii, mnożą się z każdym dniem w Niemczech itd. Bałamutnym słowom p. senatora o „zdaniu najpoważniejszych lekarzy” przeciwstawić można fakt, że w r. 1922 kongres w Londynie przyjął uchwałę lekarzy, z których 161 – na 164 zebranych – uznało regulację urodzeń za najpilniejsze zadanie społeczne. Dn. 28 kwietnia r. 1928 angielska izba lordów wezwała rząd do usunięcia zakazu, który wprzód zabraniał instytucjom społecznym uświadamiania kobiet o metodach chronienia się od ciąży. Odtąd poradnie cieszą się tam poparciem rządu. W r. 1929 wreszcie powszechny zjazd biskupów anglikańskich w Londynie uznał godziwość zapobiegania ciąży, w razie gdy zajście w ciążę będzie „z jakichkolwiek powodów szkodliwe”.

Oto platforma, na której można by dyskutować o tej pierwszej w Polsce poradni zapobiegania ciąży; ale w żadnym razie nie może ona być pozorem dla demagogicznych interpelacji.

Wreszcie jeszcze jedna uwaga. Wiadomą jest rzeczą, że ile jest krajów w Europie, czy regulacja urodzeń jest w nich oficjalnie popierana czy zwalczana, wszędzie jest ona powszechną praktyką tzw. klas wyższych, bez względu na barwę polityczną. Nigdy nie słyszy się jakoś, aby dyrektor fabryki, a nawet profesor politechniki miał ośmioro albo dwanaścioro dzieci, jak to jest aż nazbyt częste u robotnika lub chłopa. Czyżby fizjologia tych klas była inna? Chyba nie: po prostu stosują one z dawien dawna środki zapobiegawcze, których p. Thullie – dziś, w dobie bezrobocia! – chciałby wzbronić najbiedniejszym i najbardziej potrzebującym. Żałuję, że nie jestem senatorem: zaraz postawiłbym wniosek nagły, aby ustalić liczbę potomstwa każdego z pp. interpelantów oraz zażądać od nich wylegitymowania się z przyczyn, w razie gdyby ta liczba okazała się rażąco szczupła w stosunku do nieograniczonych dążeń rozrodczych matki-natury.

 
*

Na moją odpowiedź zamieszczoną w „Wiadomościach Literackich” oraz w nr „I. K. C.14” z dnia 2 listopada, replikował znów p. senator Thullie. Ponieważ uważam sprawę za bardzo doniosłą, a usunięcie wszelkich nieporozumień za pożądane, pozwalam sobie wyjaśnić jeszcze raz p. senatorowi co następuje:

Prof. Thullie pisze, że „ponieważ inicjatorem poradni jest p. Boy-Żeleński, który, jak wiadomo, walczy o niekaralność metod przerywania, nie można się obronić wrażeniu, że poradnia ta będzie udzielać rady w myśl zasad p. Boy-Żeleńskiego, tak co do sztucznego zapobiegania, jak i przerywania odpowiednich stanów kobiecych”.

Ubolewać muszę, że p. senator Thullie opiera swą interpelację na „wrażeniach”, podczas gdy bardzo łatwo byłoby w tym celu poinformować się o istotnym stanie rzeczy. Odsyłam w tym celu p. senatora do nowej, umyślnie dla niego napisanej mojej broszury: Jak skończyć z piekłem kobiet? Rzecz o świadomym macierzyństwie. Tutaj, nie chcąc nadużywać gościnności dziennika, mogę mu tylko kilka słów odpowiedzieć.

Otóż, walczyć o niekaralność przerywania ciąży a być zwolennikiem przerywania – to są dwie różne rzeczy. Walczą o niekaralność wszyscy ci – a są między nimi najpoważniejsi prawnicy, społecznicy i lekarze – którzy są przeświadczeni nie tylko o bezskuteczności paragrafów, ale i o ich szkodliwości w tym sensie, że odbierają one kobietom pomoc lekarza, a wydają je na łup pokątnego przemysłu poroniarek z uszczerbkiem ich zdrowia i życia.

Słuszność tego stanowiska uznała nasza Komisja kodyfikacyjna, uwzględniając już w drugim, ale zwłaszcza w trzecim czytaniu swego projektu najdalej idące wyjątki od karalności przerywania tego stanu i pozwalając na wykonywanie tego zabiegu lekarzom w razie istotnej potrzeby.

Wszystko to nie zmienia faktu, że uważam – jak wszyscy zresztą – przerywanie ciąży za nader smutną ostateczność, od której trzeba kobiety o ile możności chronić i ratować. Do tego służą przede wszystkim poradnie dla zapobiegania, działające z pożytkiem w wielu krajach Europy. Gdyby prof. Thullie zapoznał się choćby pobieżnie z dotyczącą literaturą, wiedziałby, że te poradnie nie tylko nic wspólnego z przerywaniem ciąży nie mają, ale wprost przeciwnie, są najskuteczniejszą bronią w walce z plagą poronień.

Wszystko to wyjaśniłem już poprzednio; nie rozumiem zatem, co znaczy powoływanie się na autorytety w sprawie zgubnych skutków przerywania ciąży. Ależ my te zgubne skutki znamy; i dlatego właśnie zakładamy naszą poradnię zapobiegawczą. Autorytety prof. Thulliego nie mogą więc być w żadnym stopniu argumentem przeciw poradniom świadomego macierzyństwa, ale są najdzielniejszym argumentem za poradniami.

Prof. Thullie pisze dalej, że dzieci znacznie lepiej się chowają w licznej rodzinie. Być może, gdy chodzi o rodziny względnie zamożne. Ale nie wiem, jak prof. Thullie zastosuje swój aforyzm w baraku dla bezrobotnych albo w ciasnej i brudnej izbie, w której gnieździ się po kilka rodzin.

Na zapytanie moje o cyfrę dzieci u pp. interpelantów-senatorów, prof. Thullie legitymuje się, że ma sześcioro dzieci i że wychował je na ludzi. Bardzo pięknie. Ale pozwolę sobie zrobić jedną uwagę. Sześcioro dzieci, to jest bardzo dużo wedle społeczeństwa, ale bardzo mało wedle natury. Środki natury są znacznie większe. Lekarz kasy chorych dr Kłuszyński opowiada o wypadku, w którym kobieta od siedemnastego roku życia dwadzieścia razy rodziła i roniła bez przerwy. Dr. Rubinraut, lekarz poradni, cytuje pacjentkę 32-letnią, która miała sześcioro (też sześcioro, panie senatorze…) dzieci, z których żyje dwoje, a oprócz tego przeszła 7 poronień z ciężkimi komplikacjami. A to nie są wyjątki, to jest w ubogiej klasie prawie norma. Znana działaczka amerykańska, Margareta Sanger w ciągu swej działalności otrzymała paręset tysięcy listów od kobiet; z tych listów ogłosiła 5 000: polecam panu senatorowi tę lekturę. Oto np. kobieta 35-letnia: ośmioro dzieci, trzy poronienia, o 6-tej rano wydoiła 6 krów, o 9-tej urodziła dziecko, najmłodsze ma 9 miesięcy; drży na myśl, że mogłaby jeszcze jedno urodzić. „Gdybym mogła, pisze jedna z korespondentek Margarety Sanger, weszłabym na dach, aby krzyczeć kobietom, co mają robić”.

Dla tych właśnie nieszczęśliwych otwieramy naszą poradnię. Niechże pan senator dziękuje Opatrzności, że go pomieściła pośród uprzywilejowanych, ale niech nam w naszej pracy kamieni pod nogi nie ciska.

Wyjaśnienie i zaciemnianie

Minister spraw wewnętrznych p. Pieracki udzielił odpowiedzi na głośną interpelację senatora Thuliie i towarzyszy w sprawie poradni Świadomego Macierzyństwa. P. minister stwierdza po prostu, że poradnia została założona przez osoby uprawnione i zgodnie z wymaganiami rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej; że statut poradni nie zawiera przepisów kolidujących z prawem; że w razie wypadków działalności niezgodnej ze statutem oraz uprawiania niedozwolonych praktyk, komisariat rządu może stosować rygory, aż do zamknięcia poradni włącznie.

Niezadowolona jeszcze z tej prostej i jedynej możliwej repliki Katolicka Agencja Prasowa opatruje ją komentarzem, insynuując, iż, „mimo że władze państwowe zobowiązują się przestrzegać, aby w poradniach nie uprawiano występku przerywania ciąży, to jednak kontrola taka będzie zawsze utrudniona”.

Osobliwe rozumowanie! Biorąc rzeczy w ten sposób, nie można by udzielić koncesji np. na atelier dentystyczne, bo bardzo utrudniona jest kontrola, czy dentysta nie będzie gwałcił pacjentek. Nie można by udzielić pozwolenia na założenie Katolickiej Agencji Prasowej, ponieważ utrudniona jest (i bardzo, niestety, utrudniona!) kontrola, czy lokal agencji nie będzie służył do pijaństwa i gier hazardowych, albo czy dyrektor agencji nie był cichym akcjonariuszem Oazy… Skontrolowanie tego jest bardzo utrudnione. Ale gdy chodzi o poradnię Świadomego Macierzyństwa, kontrola jest nie tylko łatwa, ale i zbyteczna. Bo, biorąc ze stanowiska czysto lekarskiego, całkiem innych urządzeń wymaga poradnia dla zapobiegania ciąży, a innych klinika dla przerywania ciąży. Dla celów poradni wystarczy mały pokoik, jeden lekarz i fotel do badania pacjentek; dla przerywania ciąży trzeba by sali operacyjnej, instrumentarium, wyszkolonej obsługi, no i bodaj paru łóżek dla chorych. Mieszać te dwie rzeczy z sobą może tylko albo głupiec, albo zawodowy potwarca.

Pismo lekarzy zakopiańskich

Niestrudzona działalność publicystyczna p. dr Tadeusza Boya-Żeleńskiego, mająca na celu uzdrowienie najbardziej zaniedbanych dziedzin życia społecznego, jego bezkompromisowa walka z obłudą i wstecznictwem, śmiałe odmalowanie ciemni „piekła kobiet”, ostatnie odważne wypowiedzenie się w obronie projektu nowej ustawy małżeńskiej i najbardziej humanitarnych artykułów nowego kodeksu karnego, wreszcie propaganda świadomego macierzyństwa – budzą dla niego w ludziach zdrowo i niezależnie myślących głęboki podziw i uznanie.

W prawdziwym przeświadczeniu, że realizacja idei, o które walczy dr Boy-Żeleński, stanie się podwaliną dla nowej lepszej przyszłości jak najszerszych warstw społeczeństwa, że da im zdrowie i zadowolenie z życia – my, grono lekarzy zakopiańskich, ludzie, których powołaniem jest niesienie pomocy cierpiącym – doceniając w pełni doniosłość podjętej przez swego wielkiego kolegę akcji – przesyłamy mu słowa uznania, solidarności oraz życzenia jak najlepszych jego pracy wyników.

Dając równocześnie wyraz naszej radości z powodu urzeczywistnienia się jednej z myśli propagandowych przez dr Boya-Żeleńskiego, ślemy zarazem na jego ręce słowa głębokiego uznania pracownikom pierwszej poradni Świadomego Macierzyństwa wielce szanownym kolegom: p. dr Budzińskiej-Tylickiej, p. dr Kłuszyńskiemu, p. dr Rubinrautowi oraz ich nieznanym nam współpracownikom.

Podpisy 40 lekarzy: dr Bejnarowiczówna, dr Białynicki-Birula, dr Dadej, dr Dadlez, dr Dąbrowski, dr Eichorn, dr Fiszer, dr Gabryszewski, dr Gadomski, dr Gross, dr Hawranek, dr Jagodowski, dr Jagoszewski, dr Jasińska, dr Jasiński, dr Januszkowski, dr Kamsler, dr Karwacki, dr H. Karwowski, dr K. Karwowski, dr Kowalewski, dr Kuczewski, dr Lenartowska, dr Malinowski, dr Mangel, dr Masztalerz, dr Morawski, dr Niedźwiedzka, dr Nowotny, dr Papier, dr Siniczenko, dr Skibiński, dr Sokołowski, dr Stępniewski, dr Tomaszkiewicz, dr Totwen, dr Totwenowa, dr Wandyczowa, dr Wieselman, dr Żychoń.

Oświadczenie lekarzy kaliskich

Do redakcji „Wiadomości Literackich”:

Uprzejmie prosimy o dołączenie naszych podpisów pod wystosowanym do Boya-Żeleńskiego przez 40 lekarzy zakopiańskich adresem, w którym wyrażają mu słowa uznania za Jego śmiałą i męską akcję publicystyczną.

Kalisz, 22 stycznia 1932 r.

Dr Mieczysław Cichocki, dr Karol Cywiński, dr Adolf Czajkowski, dr Alfred Dreszer, dr Marek Grabowski, dr Bronisław Koszutski, dr Zygmunt Mąka, dr Karol Niepokojczycki, dr Tadeusz Pawłowski, dr Karol Piotrowski, dr Wojciech Plewniak.

Sprawa karna autora Cyjankali

Wypadek, który zaprząta opinię publiczną w Niemczech, dotyczy wprawdzie sprawy przede wszystkim życiowej, ale ociera się o literaturę. Chodzi o uwięzienie dr Friedricha Wolfa, autora granej i u nas sztuki Cyjankali, uwięziony zaś został pod zarzutem dokonywania niedozwolonych operacji, czyli za obronę czynem zasad, których bronił słowem ze sceny.

Sztuka Cyjankali, utwór bez większej wartości artystycznej, ale przeniknięty szczerym humanitaryzmem, ma cele przede wszystkim propagandowe. Dosadnie przedstawia głupotę i okrucieństwo osławionego paragrafu 218 niemieckiego kodeksu karnego, który nie tylko okłada srogimi karami zabieg przerywania ciąży, nie tylko zabrania lekarzowi udzielenia pomocy nieszczęściu, ale czyni z lekarza znienawidzonego denuncjanta, konfidenta policji. I widzimy tam na scenie kontrast, który co dzień powtarza się w życiu: bezrobotna proletariuszka, nie mogąc znaleźć fachowej pomocy, ginie w rękach partaczy, gdy ten sam lekarz, który z morałem na ustach odmawia pomocy biedaczce, skwapliwie idzie na rękę, w analogicznej sytuacji, zamożnej klientce. Sztuka dr Wolfa maluje całą gehennę proletariatu, trzymanego w tej mierze w rozmyślnej ciemnocie, podczas gdy moralizatorzy zachowują dla siebie wszystkie przywileje bezkarności. Oświetla jaskrawym światłem paragraf, bezsilny i morderczy zarazem, który nie zapobiega niczemu, a tylko pogłębia zło; który demoralizuje obywateli, ucząc ich lekceważyć i obchodzić prawo; który sprzyja denuncjacji i szantażowi; który wreszcie czyni zbrodniarzami trzecią część ludności. Bo statystyka oblicza, że trzecia część niemieckich kobiet dopuszcza się występku przerywania ciąży.

Ale nie będę się wdawał w samą kwestię, którą omówiłem dostatecznie w książce Piekło kobiet. Jedno chciałem tylko zauważyć; mianowicie, śledząc dyskusje w Niemczech a u nas, widzę, że głupota i perfidia i tu, i tam posługuje się tymi samymi chwytami. Robi się mianowicie przeciwników paragrafu „zwolennikami” przerywania ciąży; podczas gdy takich zwolenników nie ma; są tylko ludzie, którzy twierdzą, że drakoński paragraf nic tu nie pomaga, a wiele szkodzi, i że na innej drodze trzeba szukać lekarstwa.

Natomiast, o ile ślepota reakcji jest ta sama w Niemczech, co u nas, o tyle trzeba przyznać, że tam społeczeństwo inaczej umie walczyć o swoją słuszność. Walka z paragrafem 218 w Niemczech jest imponująca. Setki zgromadzeń, mów, broszur, książek, cała literatura agitacyjna i uświadamiająca przeciwstawia się obecnemu stanowi rzeczy i żąda jego zmiany. Publiczność urządza owacje lekarzom na sali sądowej. Był wypadek, gdzie lekarza, który odsiedziawszy dwa lata więzienia, wracał do domu, obsypano na stacji kolejowej kwiatami, iluminowano miasto i wydano bankiet na jego cześć.

 

Ale nigdy jeszcze nie doszło do takiego roznamiętnienia, co w sprawie dr Wolfa. Sztuka teatralna, film, przygotowały grunt. Cała prasa jest tym przepełniona. Uwięzienie dr Wolfa wraz z innymi osobami wmieszanymi w ten proces wywołało nieoczekiwaną reakcję: tysiące kobiet składają na siebie doniesienie do sądów, żądając, aby je aresztowano: w liczbie tych kobiet znajduje się żona pastora, dziekana wydziału teologicznego. Wielu lekarzy czyni to samo. Gdyby sądy brały rzecz ściśle, całe Niemcy zmieniłyby się w jedno wielkie więzienie. Asystentka dr Wolfa zastosowała w więzieniu głodówkę. Wszędzie dyskutuje się proces dr Wolfa, komentując go w sensie nieprzychylnym dla znienawidzonego paragrafu. Sam incydent uważa zresztą opinia za nader korzystny, uważając, że paragraf 218 musi na nim kark skręcić.

Charakterystyczne jest, że pisma nasze, zamieściwszy bezmyślne gazeciarskie notatki o aresztowaniu dr Wolfa, o dalszym przebiegu sprawy zachowują głębokie milczenie, jak gdyby kwestia ta tysiącami trupów nie dokumentowała u nas swej „żywotności”!

W związku z paragrafem naszego nowego kodeksu karnego, którego humanitarne zamiary są przedmiotem cichej, ale zaciętej kontrakcji zjednoczonych ciemnych sił, przytoczę tutaj wymowne zestawienie jakie ogłosił świeżo w Zentralblatt für Gynäkologie dr Rodecurt z Hamburga. Ginekolog ten zadał sobie trud, aby skontrolować losy pewnej ilości kobiet, które zgłosiły się do niego z prośbą o przerwanie ciąży, a którym on, zgodnie z obowiązującym prawem, pomocy lekarskiej odmówił. Wynik brzmi przerażająco. Oto na 35 oddalonych przez lekarza kobiet, nie donosiła dziecka ani jedna, wszystkie natomiast pozbyły się płodu własnym przemysłem. Trzy kobiety przypłaciły to śmiercią, co wynosi niemal 10% ogólnej cyfry. W sześciu wypadkach przyszło do ciężkich operacji (laparotomii) spowodowanych pokątnymi zabiegami.

Straszliwa ta statystyka powinna dać do myślenia tym naszym mądralom, którym się wydaje, że rygorami kodeksu karnego można robić „politykę populacyjną”. Ani jednego urodzonego dziecka, śmierć lub ciężka choroba niemal trzeciej części matek, nie licząc innych schorzeń, taki jest ostateczny bilans tej polityki. I oto idąc za nakazem rozumu i sumienia widzimy, że dziś, kiedy nasi prawodawcy, idąc za nakazem rozumu i sumienia, zdecydowali się wreszcie położyć kres tej mordowni matek, rozpoczyna się u nas demagogiczna agitacja przeciw najbardziej humanitarnym postanowieniom nowego projektu naszego kodeksu karnego. Niechże każdy sobie wbije w pamięć statystykę hamburskiego lekarza i niech ci, którzy odważyliby się udaremnić to dzieło ludzkości, wiedzą, ile trupów biorą na swoje sumienie, nie osiągając w zamian nic na korzyść mrzonki, która ich zaślepia.

13wykonywane są w przychodni zabiegi – Chodzi tu o ewent. leczenie schorzeń narządów kobiecych, często nieodzowne przed zaordynowaniem środków zapobiegawczych. [przypis autorski]
14I. K. C. – skrót od: „Ilustrowany Kurier Codzienny” czasopismo 1910–1939. [przypis edytorski]