Za darmo

Pamiętnik egotysty

Tekst
Autor:
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Rozdział X

Oto więc mam zajęcie na lato r. 1822: poprawiać korekty Miłości wydanej in 12° na lichym papierze306. Pan Mongie przysiągł mi z oburzeniem, że go oszukano co do gatunku papieru. Nie znałem księgarzy w roku 1822. Miałem wprzód do czynienia jedynie z panem Piotrem Didot, któremu płaciłem za papier wedle cennika. Pan Mongie dworował307 sobie nielitościwie z mojej naiwności.

– Nie, pan nie jest „żyła”! – powiadał, pękając ze śmiechu i porównując mnie z Ancelotami308, z Vitetami309, z *** i innymi zawodowymi autorami.

I cóż, przekonałem się w dalszym ciągu, że pan Mongie był księgarzem jeszcze najuczciwszym. Co mam powiedzieć o moim przyjacielu, panu Sautelet, młodym adwokacie – moim przyjacielu, zanim został księgarzem?

Ale nieborak zabił się z rozpaczy, że go opuściła bogata wdowa, pani Bonnet czy Bourdet, jakieś szlachetne nazwisko w tym rodzaju, która przełożyła nad niego młodego para Francji (to zaczynało brzmieć bardzo kusząco w 1828 r.). Ów szczęśliwy par był to, zdaje mi się, pan Pérignon, który posiadł moją przyjaciółkę, pannę Vigano, córkę wielkiego człowieka (w 1820 r., zdaje mi się).

To była rzecz bardzo niebezpieczna dla mnie – robić korektę książki, która mi przypominała tyle odcieni uczuć, jakich doznawałem we Włoszech. Miałem tę słabość, aby wynająć pokój w Montmorency. Udawałem się tam wieczór w dwie godziny dyliżansem z ulicy Saint-Denis. Wśród lasów, zwłaszcza po lewej stronie w górę od Sablonniere, poprawiałem korekty. Myślałem, że oszaleję.

Szalona myśl, aby wrócić do Mediolanu, którą tak często odtrącałem, wracała ze zdumiewającą siłą. Nie wiem, jak mogłem się jej oprzeć. Siła namiętności, która sprawia, że widzi się tylko jedną rzecz, zaciera wszelkie wspomnienie na odległość, w jakiej znajduję się od owych czasów. Przypominam sobie wyraźnie jedynie kształt drzew w tej okolicy lasów Montmorency.

To, co się nazywa doliną Montmorency, to tylko przylądek, który wysuwa się ku dolinie Sekwany, wprost na kopułę Inwalidów.

Kiedy Lanfranco310 malował jakąś kopułę na sto pięćdziesiąt stóp wysokości, przesadzał pewne rysy. „L'aria dipinge” (powietrze domaluje) – powiadał. Tak samo, ponieważ ludzie będą patrzyli na kings, na szlachtę i na księży jaśniej około r. 1870 niż dziś, bierze mnie pokusa przesadzić pewne rysy tej zakały rodzaju ludzkiego. Ale bronię się temu, to by znaczyło być niewiernym prawdzie ,

 
Niewiernym swej łożnicy.
 
Cymbelin311

Czemuż nie mam sekretarza, aby móc dyktować fakty, anegdoty, a nie refleksje na temat tych trzech rzeczy. Ale napisawszy dziś dwadzieścia siedem stronic, jestem zbyt zmęczony, aby notować anegdoty, które cisną mi się na pamięć.

Chodziłem dość często poprawiać korekty Miłości do parku pani Doligny w Corbeil. Tam mogłem uniknąć smutnych marzeń: skończywszy pracę, wracałem zaraz do salonu.

Byłem bardzo bliski odnalezienia szczęścia z roku 1824. Myśląc o Francji przez sześć czy siedem lat, które spędziłem w Mediolanie, mając nadzieję nigdy nie oglądać Paryża splugawionego przez Burbonów ani Francji, powiadałem sobie: „Jedna jedyna kobieta mogłaby kupić przebaczenie dla tego kraju – hrabina Fanny Bertois”. Pokochałem ją w r. 1824. Myśleliśmy nawzajem o sobie od czasu, jak ją widziałem z bosymi nogami w roku 1814, nazajutrz po bitwie pod Montmirail czy pod Champaubert, kiedy wszedłem o szóstej rano do jej matki, margrabiny de N., aby zasięgnąć wiadomości.

I ot! Pani de Bertois była na wsi u pani Doligny, swojej przyjaciółki. Kiedy wreszcie zdecydowałem się pokazać swoją markotną fizjonomię312 u pani Doligny, powiedziała mi:

– Pani Bertois czekała na pana. Wyjechała dopiero przedwczoraj z powodu okropnego wypadku: straciła jedną ze swoich uroczych córek.

W ustach kobiety tak zrównoważonej jak pani Doligny słowa te miały wielką wagę. W r. 1814 powiedziała mi:

– Pani Bertois rozumie całą pańską wartość.

W 1823 czy 1822 pani Bertois raczyła mnie lubić trochę. Pani Doligny powiedziała jej raz:

– Widzę, że często spoglądasz na pana Beyle. Gdyby był trochę wyższy, od dawna powiedziałby ci, że cię kocha.

To nie było ścisłe. Moja melancholia spoglądała z przyjemnością na piękne oczy pani Bertois. Byłem tak głupi, że nie posuwałem się dalej. Nie powiadałem sobie: „Czemu ta młoda kobieta patrzy na mnie?”. Zapomniałem zupełnie wybornych lekcji miłości, jakie mi dali niegdyś wujaszek Gagnon oraz mój przyjaciel i protektor Marcjal Daru.

Wujaszek Gagnon, urodzony w Grenobli około 1765 r., był doprawdy człowiekiem czarującym. Jego konwersacja, dla mężczyzn coś w rodzaju przesadnego i gładkiego romansu, była rozkoszna dla kobiet. Był zawsze dowcipny, delikatny, pełen owych frazesów, w których można wyczytać wszystko. Nie miał tej wesołości – to ja! – która przestrasza. Nie sposób być ładniejszym i mniej rozsądnym niż wujaszek Gagnon. Toteż niedaleko zaszedł z mężczyznami. Młodzi ludzie zazdrościli mu, nie umiejąc go naśladować. Ludzie „dojrzali”, jak mówi się w Grenobli, znajdowali go lekkim313. To słowo wystarczy, aby pogrzebać reputację człowieka. Wujaszek, bardzo ultra, jak cała moja rodzina w r. 1815, wyemigrował nawet około r. 1722. Otóż nigdy za Ludwika XVIII nie zdołał zostać radcą Trybunału Apelacyjnego w Grenobli, i to wówczas, kiedy zapychano ten trybunał łajdakami, jak Faure etc., etc. oraz ludźmi, którzy się chełpili, że nigdy nie czytali ohydnego Kodeksu cywilnego rewolucji. W zamian za to wujaszek miał dosłownie wszystkie ładne kobiety, które około r. 1788 robiły z Grenobli jedno z najmilszych miast prowincji. Sławny Laclos314, stary generał artylerii, którego poznałem w loży sztabu generalnego w Mediolanie i dla którego byłem uprzedzająco grzeczny z przyczyny Niebezpiecznych związków, dowiedziawszy się, że jestem z Grenobli, rozczulił się .

Kiedy miałem jechać do Szkoły Politechnicznej w listopadzie r. 1800, wujaszek wziął mnie na bok, aby mi dać dwa ludwiki315, których nie wziąłem, co mu zapewne zrobiło przyjemność, bo zawsze miał dwa albo trzy mieszkania, a mało pieniędzy. Po czym, przybierając minę ojcowską, która mnie rozczuliła, bo miał cudowne wielkie oczy – z tych, które zezują trochę przy najmniejszym wzruszeniu – rzekł:

 

– Mój chłopcze, masz się za tęgą głowę, jesteś nieznośnie zarozumiały z przyczyny swoich sukcesów w matematyce, ale to wszystko to jest nic. Dochodzi się w świecie do czegoś tylko przez kobiety. Otóż ty jesteś brzydki, ale nie będą ci wymawiali nigdy twojej brzydoty, bo masz wyraz . Kochanki będą cię porzucały. Otóż, pamiętaj sobie to: w chwili, gdy się jest porzuconym, nic łatwiejszego, niż ubrać się w jakąś śmieszność. Potem w oczach innych pięknych pań człowiek już jest w sam raz dobry na to, aby go rzucić na śmietnik. W dwadzieścia cztery godziny po tym, jak cię porzucono, wyznaj miłość innej kobiecie, w braku czegoś lepszego – oświadcz się bodaj pokojówce.

Za czym uściskał mnie i wsiadłem do lyońskiej ekstrapoczty. Obym był miał w pamięci rady tego wielkiego taktyka! Ileż sukcesów przepuściłem! Ileż upokorzeń zniosłem! Ale gdybym był bardziej zręczny, byłbym dziś zbrzydzony aż do mdłości kobietami, a tym samym muzyką i malarstwem, jak dwaj moi współcześni, pp. de La Rosiere i Perrochin. Są oschli, zmierżeni światem, filozoficzni. Przeciwnie, ja we wszystkim, co dotyczy kobiet, mam szczęście być frycem316, jak wówczas gdy miałem dwadzieścia pięć lat.

Dlatego też nigdy nie palnę sobie w łeb ze wstrętu do wszystkiego, ze znudzenia życiem. W karierze literackiej widzę jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia. Mam możliwości prac zdolnych zapełnić nie jedno życie, ale dziesięć. Trudność obecnego momentu – 1832 r. – to przyzwyczaić się do tego, że mi nie przerywa zajęć fatyga podpisywania czeku na 20 000 franków na Bank Państwa w Paryżu.

Rozdział XI

Nie wiem, kto mnie zaprowadził do pana de l'Étang. Zażądał ode mnie, zdaje mi się, egzemplarza Historii malarstwa we Włoszech, pod pozorem, że chce napisać recenzję w „Lycée”, jednym z owych przelotnych dzienniczków, jakie stworzył w Paryżu sukces „Edinburgh Review”. Chciał mnie poznać.

W Anglii arystokracja gardzi literaturą. W Paryżu jest ona rzeczą zbyt ważną. Niepodobieństwem jest dla Francuzów mieszkających w Paryżu mówić prawdę o dziełach innych Francuzów mieszkających w Paryżu. Zrobiłem sobie jakiś dziesiątek śmiertelnych wrogów przez to, że powiedziałem redaktorom „Globu”, w formie rady i mówiąc z nimi wprost, że „Glob” ma ton zbyt purytański317 i że zanadto może brak mu lekkości i dowcipu.

Dziennik literacki, sumienny; jak była „Edinburgh Review”, możliwy jest jedynie o tyle, o ile będzie drukowany w Genewie i wydawany tamże przez przedsiębiorcę zdolnego do sekretu. Naczelny redaktor jeździłby co rok do Paryża i otrzymywałby w Genewie artykuły do każdomiesięcznego numeru. Wybierałby, płaciłby dobrze (200 franków za arkusz druku) i nie wymieniałby nigdy swoich współpracowników.

Zaprowadzono mnie tedy do pana de l'Étang w niedzielę o drugiej – przyjmował o tak niewygodnej porze. Trzeba było przebyć dziewięćdziesiąt pięć schodów, ponieważ akademia jego mieściła się na szóstym piętrze domu, który należał do niego i do jego sióstr, przy ulicy Gaillon. Z okienek jego widać było jedynie las kominów z okopconego tynku. Jest to dla mnie jeden z najbrzydszych widoków; ale cztery małe pokoiki, które zajmował pan de l’Étang, pełne były sztychów oraz innych zajmujących dzieł sztuki.

Miał wspaniały portret kardynała de Richelieu318, na który spoglądałem często. Obok widniała duża, ciężka, tępa twarz Racine'a319. Prawdopodobnie zanim tak utył, ten wielki poeta doznawał uczuć, których wspomnienie nieodzowne jest do napisania Andromaki i Fedry.

Zastałem u pana de l'Étang, przy lichym ogniu – było to, zdaje mi się, w lutym 1822 r. – osiem czy dziesięć osób, które mówiły o wszystkim. Uderzył mnie ich zdrowy rozum, ich dowcip, a zwłaszcza delikatny takt pana domu, który, mimo iż nieznacznie, kierował dyskusją w ten sposób, aby nigdy nie mówiło trzech naraz ani też aby nie nastawały żałosne chwile milczenia.

Nie umiałbym wyrazić dość szacunku dla tego towarzystwa. Nigdy nie spotkałem nic, nie powiem wyższego, ale nic dającego się z nim porównać. Uderzyło mnie to pierwszego dnia, a przez parę lat trwania tego salonu dwadzieścia razy może chwytałem się na tym samym uczuciu podziwu.

Takie towarzystwo możliwe jest jedynie w ojczyźnie Woltera320, Moliera321, Couriera322.

Niemożliwe jest w Anglii, bo u pana de l'Étang żartowano by sobie z jakiegoś księcia tak jak z każdego innego – i bardziej niż z każdego innego – gdyby był śmieszny.

Niemcy nie mogliby wydać takiego salonu, zanadto tam są przyzwyczajeni entuzjazmować się lada głupstwem filozoficznym będącym w modzie (anioły pana Ancillon). Zresztą, poza swoim entuzjazmem, Niemcy są za głupi.

Włosi rozprawialiby, każdy gadałby przez dwadzieścia minut i stałby się śmiertelnym wrogiem swego antagonisty323. Za trzecim zebraniem posypałyby się satyryczne sonety jednych na drugich.

Bo dyskusja była tam ostra i szczera o wszystkim i ze wszystkimi. Wszyscy byli grzeczni u pana de l'Étang, ale przez wzgląd na gospodarza. Często musiał on ochraniać odwrót jakiegoś śmiałka, który szukając nowej myśli zabrnął w niedorzeczność nazbyt oczywistą.

Zastałem tam pana de l'Étang, pp. Alberta Stapfer324, J. J. Ampère'a325, Sauteleta, de Lussinge'a…

Pan de l'Étang326 to jest charakter w typie zacnego wikarego z Wakefield. Aby dać o nim pojęcie, trzeba by półtonów Goldsmitha albo Addisona.

Przede wszystkim jest bardzo brzydki. Ma zwłaszcza – rzecz rzadka w Paryżu – czoło nieszlachetne i niskie. Jest dobrze zbudowany i dość wysoki.

Ma wszystkie małostki mieszczucha. Kiedy kupi za 36 franków tuzin chustek do nosa w sklepie na rogu, w dwie godziny później wierzy, że jego chustki są rzadkością i że za żadną cenę nie dostałoby się w Paryżu podobnych327.

Życiorys pana Beyle przez niego samego328

I

Henryk Beyle, urodzony w Grenobli w 1783 r., umarł w… (… października 1820 r.). Przeszedłszy studia matematyczne, był jakiś czas oficerem w szóstym pułku dragonów (1800–1801–1802). Gdy nastał krótki pokój, pognał do Paryża za kobietą, którą kochał329, podawszy się do dymisji, czym bardzo pogniewał swoich protektorów. Udawszy się do Marsylii za aktorką330, która miała tam grać pierwsze role tragiczne, wrócił do armii w 1806 r. jako zastępca komisarza wojennego. Poznał w tym charakterze Niemcy, był obecny przy tryumfalnym wejściu Napoleona do Berlina, który wywarł na nim wielkie wrażenie. Jako krewny pana Daru, ministra wojny, trzeciej z rzędu figury po cesarzu i księciu Neuchatel, pan B. poznał z bliska wiele kółek tej wielkiej machiny. Był urzędnikiem w Brunszwiku w r. 1806, 1807 i 1808 i wyróżnił się tam. Studiował w tym mieście język i filozofię niemiecką, powziął dosyć lekceważenia dla Kanta331, Fichtego332 etc., niepospolitych ludzi, którzy budowali jedynie uczone domki z kart.

 

Pan B. wrócił do Paryża w 1809 r., odbył kampanię wiedeńską w 1809 i 1810.

Za powrotem mianowano go audytorem w Radzie Stanu i generalnym inspektorem ruchomości Korony. Oprócz tego powierzono mu Biuro Holandii w administracji listy cywilnej Cesarza. Znał księcia de Frioul. W 1811 r. odbył krótką podróż do Włoch, kraju, który uwielbiał zawsze, po trzech latach, które tam spędził w młodości. W 1812 r. uzyskał – po wielu trudnościach ze strony pana de Champagny, księcia Cadore, intendenta domu Cesarza – prawo do udziału w kampanii rosyjskiej. Przybył do kwatery generalnej koło Orszy 14 sierpnia 1812 r. Wszedł do Moskwy 14 września z Napoleonem, a wyjechał stamtąd 16 października z misją: miał postarać się o prowiant dla armii. On to dostarczył wracającej armii między Orszą a Bobrem jedynego kawałka chleba, jaki dostała. Pan Daru podziękował mu w imieniu Cesarza za tę przysługę. Pan B. nie uważał nigdy w czasie tego odwrotu, aby istniała przyczyna do lamentów.

Blisko Królewca, gdy uciekał przed Kozakami, przebywając Świeży Zalew po lodzie, lód załamał się pod saniami. Był z kawalerem Marchand, komisarzem wojny (ulica du Doyenné, nr 5). Ponieważ w armii Cesarza nie przyznawano się nawet do odwrotu, zatrzymał się w Stargardzie, potem w Berlinie, który w jego oczach oderwał się od Francji.

W miarę jak się oddalał od niebezpieczeństwa, przejmował się jego grozą i przybył do Paryża przejęty bólem. Stan fizyczny grał w tym niemałą rolę. Miesiąc dobrego, a raczej dostatecznego pożywienia postawił go na nogi. Protektor jego zmusił go do odbycia kampanii w 1813 r. Był intendentem w Żaganiu z najuczciwszym i najbardziej ograniczonym z generałów, margrabią, wówczas hrabią, de Latour-Maubourg. Zapadł tam na rodzaj złośliwej gorączki. W tydzień doszedł do ostatecznego wycieńczenia – zaledwie wówczas pozwolono mu wrócić do Francji. Opuścił nawet Paryż i odnalazł zdrowie nad jeziorem Como. Ledwie wrócił, Cesarz wysłał go w misji do siódmej dywizji armii wraz z pewnym senatorem, absolutnym niedołęgą. Zastał tam dzielnego generała Dessaix, który był godny wielkiego człowieka o podobnym nazwisku333, prawie równie liberalnego jak on sam. Ale talent i płomienny patriotyzm generała Dessaix rozbiły się o egoizm i nieuleczalną miernotę generała Marchand, którego trzeba było użyć, jako kawalera wielkiej wstęgi Legii Honorowej i będącego z tamtych stron. Nie wydobyto korzyści z cudownego usposobienia Vizille i wielu innych wsi w Delfinacie.

Pan Beyle prosił, aby go wysłano na inspekcję przednich straży w Genewie. Przekonał się o tym, czego się domyślał, że nie ma łatwiejszej rzeczy, niż wziąć Genewę. Widząc, że nie przeprze tej myśli, i obawiając się zdrady, uzyskał pozwolenie na powrót do Paryża. Zastał Kozaków w Orleanie. Tam zwątpił o ojczyźnie lub, mówiąc ściślej, ujrzał, że cesarstwo zasunęło w cień ojczyznę. Kraj był zmęczony arogancją prefektów i innych narzędzi Napoleona. Przybył do Paryża, aby być świadkiem bitwy pod Montmartre i głupoty ministrów napoleońskich.

Ujrzał wejście króla. Niektóre posunięcia pana de Blacas334, o których wyczytał niebawem, nasunęły mu myśl o Stuartach. Odmówił wspaniałego stanowiska, które pan Beugnot335 zechciał mu ofiarować. Usunął się do Włoch. Wiódł tam szczęśliwe życie aż do r. 1821, po czym aresztowanie karbonariuszów336 przez idiotyczną policję zmusiło go do opuszczenia kraju, mimo że nie był karbonariuszem. Złośliwość i nieufność Włochów kazały mu uchylić się od udziału w tajemnicach, rzekł tylko swoim przyjaciołom: „Liczcie na mnie w razie potrzeby”.

W r. 1814, kiedy ocenił wartość Burbonów, miał parę dni czarnych. Aby się rozerwać, wziął kopistę i podyktował mu poprawione tłumaczenie Życia Haydna, Mozarta i Metastazja wedle dzieła włoskiego, jeden tom in 8°, 1814 r.

W 1817 r. wydrukował dwa tomy Historii malarstwa we Włoszech i mały, trzystustronicowy opis podróży po Włoszech337.

Ponieważ Malarstwo nie miało sukcesu, wpakował do skrzyni trzy ostatnie tomy i zarządził, aby je wydano aż po jego śmierci.

W lipcu 1819 r. przejeżdżając przez Bolonię, dowiedział się o śmierci ojca. Przybył do Grenobli, gdzie oddaje swój głos najuczciwszemu z Francuzów, jedynemu, który mógł jeszcze ocalić religię, panu Henrykowi Grégoire338. To go poróżniło jeszcze bardziej z policją mediolańską. Ojciec jego miał, wedle powszechnej opinii, zostawić mu 5000 albo 6000 franków renty. Nie zostawił mu ani połowy. Z tą chwilą p. Beyle starał się zmniejszyć swoje potrzeby i udało mu się to. Napisał kilka książek, między innymi pięćset stronic o Miłości, których nie wydrukował. W 1821 r., nudząc się śmiertelnie komedią francuskich manier, udał się na sześć tygodni do Anglii. Miłość była szczęściem i nieszczęściem jego życia. Melania, Teresa, Gina i Leonora – oto imiona, które go zaprzątały. Mimo że nie był zgoła piękny, bywał niekiedy kochany. Gina nie dała mu wrócić po powrocie Napoleona, o którym dowiedział się 6 marca. Akt dodatkowy odjął mu wszelki żal339. Często smutny z przyczyny swoich miłości, z chwilą gdy spotkał go zawód, uwielbiał wesołość. Miał tylko jednego wroga, mianowicie panią Tr[aversi]. Mógł się zemścić w okrutny sposób – oparł się temu, aby nie martwić Leonory. Po kampanii rosyjskiej zostały mu dotkliwe nerwobóle. Uwielbiał Szekspira i miał niezwyciężony wstręt do Woltera340 i pani de Staël341. Miejsca, które najbardziej kochał na ziemi, to były jezioro Como i Neapol. Uwielbiał muzykę i sporządził notatkę o Rossinim, pełną poglądów prawdziwych, choć może śmiesznych. Kochał tkliwie siostrę swoją Paulinę i miał wstręt do Grenobli, rodzinnego miasta, gdzie wychowywano go w straszliwy sposób. Nie kochał żadnego z krewnych. Był zakochany w matce, którą stracił, mając siedem lat342.

II

Niedziela, 30 kwietnia 1837
Paryż (hotel Favart)

Leje jak z cebra.

Przypominam sobie, jak Jules Janin mówił do mnie: „Ha! Co za piękny artykulik kropnęlibyśmy, gdybyś pan umarł!”. Aby uniknąć frazesów, mam ochotę sam napisać ten artykuł.

Przeczytajcie to aż po śmierci

Henryka Beyle, urodzonego w Grenobli 23 stycznia 1783 r., zmarłego w … dnia … Rodzice jego byli zamożni, należeli do wyższego mieszczaństwa. Ojciec jego, adwokat przy Parlamencie Delfinatu343, przybierał w aktach tytuł szlachecki. Dziadek jego był lekarzem, światłym człowiekiem, przyjacielem lub co najmniej wielbicielem Woltera. Pan Gagnon – takie nosił nazwisko człowiek bardzo dworny, bardzo szanowany w Grenobli, był duszą wszystkich ulepszeń. Młody Beyle widział pierwszą krew przelaną w Rewolucji Francuskiej w słynnym „dniu dachówek” (17…). Lud burzył się przeciw rządowi i rzucał z dachów dachówki na żołnierzy344. Rodzina młodego B. była pobożna i tkwiła całą duszą w klice345 arystokratów, gdy on sam był zażartym patriotą. Matka jego, inteligentna i wykształcona, która czytywała Dantego, umarła bardzo młodo. Pan Gagnon, niepocieszony po stracie ukochanej córki, zajął się wychowaniem jej jedynego syna. Rodzina jego odznaczała się przesadnymi pojęciami honoru i dumy i udzieliła tego sposobu myślenia młodemu człowiekowi. Mówić o pieniądzach , wymieniać nawet ten metal, uchodziło za coś niskiego w domu pana Gagnon, który mógł mieć 8000 do 9000 franków renty, co było bogactwem w Grenobli w 1789 r.

Młody Beyle nabrał do tego miasta wstrętu, który trwał do śmierci: tam nauczył się znać ludzi i ich nikczemność. Pragnął namiętnie dostać się do Paryża i żyć tam, pisząc książki i komedie. Ojciec oświadczył, że nie chce, aby się zepsuł, i że nie zobaczy Paryża przed trzydziestym rokiem.

Od r. 1796 do 1799 młody Beyle zajmował się tylko matematyką, miał nadzieję dostać się do Szkoły Politechnicznej i zobaczyć Paryż. W r. 1799 otrzymał pierwszą nagrodę z matematyki w Szkole Centralnej (profesor Dupuy). Ośmiu uczniów, którzy dostali drugą nagrodę, przyjęto na Politechnikę w dwa miesiące później. Stronnictwo arystokratyczne oczekiwało Rosjan w Grenobli, wołali:

 
O Rus, quando ego te aspiciam 346!
 

Egzaminator Ludwik Monge nie przybył tego roku. Wszystko szło w diabły w Paryżu.

Wreszcie młodzi ludzie pojechali do Paryża, aby tam na miejscu zdawać egzamin do szkoły. Beyle przybył do Paryża 10 listopada 1799 r., nazajutrz po 18 Brumaire'a.347 Napoleon348 właśnie zagarnął władzę. Beyle miał polecenie do pana Daru, byłego generalnego sekretarza intendentury Langwedocji, człowieka poważnego i z charakterem. Beyle oświadczył mu ze stanowczością osobliwą jak na jego wiek, że nie chce wstąpić na Politechnikę.

Przyszła wyprawa pod Marengo. Beyle brał w niej udział, a pan Daru (później minister cesarza) mianował go podporucznikiem w szóstym pułku dragonów w maju 1800 r. Służył jakiś czas jako prosty dragon. Zakochał się w pani A. (Angela Pietragrua).

Spędzał czas w Mediolanie. Był to najpiękniejszy czas jego życia, uwielbiał muzykę, sławę literacką i wielce cenił sztukę tęgiego rąbania szablą. Zraniono go w nogę sztychem szabli w pojedynku. Był adiutantem generała porucznika Michaud, odznaczył się i dostał piękne świadectwo od tego generała (jest w rękach pana Colomb, serdecznego przyjaciela tegoż Beyle'a). Był najszczęśliwszym i prawdopodobnie najbardziej szalonym z ludzi, kiedy z nastaniem pokoju minister wojny nakazał, że wszyscy podporucznicy adiutanci mają wrócić do swoich korpusów. Beyle przybył do szóstego pułku w Savigliano w Piemoncie. Był chory z nudów, potem ranny, dostał urlop, przybył do Grenobli, zakochał się i nic nie mówiąc ministrowi, podążył do Paryża za panną W[iktoryną], swoją ukochaną. Minister pogniewał się, B. podał się do dymisji, co go poróżniło z panem Daru. Ojciec próbował go wziąć głodem.

B., bardziej szalony niż kiedykolwiek, zabrał się do studiów, aby zostać wielkim człowiekiem. Odwiedzał raz na dwa tygodnie panią A…349, poza tym żył samotnie. Tak sobie żył od r. 1803 do 1806, nie zwierzając się nikomu ze swoich projektów i nienawidząc tyranii Cesarza, który kradł wolność Francji. Pan Mante, dawny uczeń Szkoły Politechnicznej, przyjaciel Beyle'a, wciągnął go w rodzaj konspiracji na rzecz generała Moreau350 (1804). Beyle pracował po dwanaście godzin na dobę, czytał Montaigne'a, Szekspira, Monteskiusza i spisywał sąd swój o nich. Nie wiem czemu, czuł nienawiść i wzgardę dla sławnych literatów, których widywał w r. 1804 u pana Daru. Przedstawiono go księdzu Delille. Lekceważył Woltera, który mu się zdawał dziecinny, panią de Staël – napuszoną, Bossueta351 – blagę na serio; uwielbiał bajki Lafontaine'a352, Corneille'a353 i Monteskiusza354.

W 1804 r. Beyle zakochał się w pannie Melanii Guilbert (pani de Barkoff) i podążył za nią do Marsylii, poróżniwszy się z panią ***, którą tak kochał później. To była prawdziwa namiętność. Kiedy panna [Guilbert] opuściła teatr w Marsylii, Beyle wrócił do Paryża. Ojciec jego zaczynał tracić majątek i przysyłał mu bardzo mało pieniędzy. Marcjal Daru, podinspektor rewii, namówił Beyle'a, aby wstąpił do wojska; Beyle, bardzo niechętnie, usłuchał i rzucił studia.

14 czy 15 października r. 1806 Beyle ujrzal bitwę pod Jeną355, 26 października ujrzał wejście Napoleona do Berlina. Beyle udał się do Brunszwiku w charakterze wicekomisarza wojennego. W 1808 r. w małym pałacyku w Richemont (o dziesięć minut od Brunszwiku), gdzie mieszkał w charakterze intendenta, zaczął pisać historię wojny sukcesyjnej hiszpańskiej356. W 1809 r. odbył kampanię wiedeńską, wciąż jako wicekomisarz wojenny. Tam nabył choroby i zakochał się bardzo w kobiecie miłej i dobrej, a nawet wybornej, z którą był w stosunkach niegdyś.

B. został mianowany audytorem Rady Stanu i inspektorem ruchomości Korony dzięki poparciu hrabiego Daru. Odbył kampanię rosyjską i odznaczył się zimną krwią. Dowiedział się za powrotem, że ten odwrót był rzeczą straszną. Pięćset pięćdziesiąt tysięcy ludzi przeszło Niemen – pięćdziesiąt, a może dwadzieścia pięć tysięcy przebyło go z powrotem.

B. odbył kampanię pod Lützen i był intendentem w Żaganiu na Śląsku, nad Bobrem. Z przemęczenia dostał gorączki, która omal nie zakończyła dramatu, a z której Gall uleczył go szybko w Paryżu. W 1813 r. wysłano B. do siódmej dywizji wojskowej z senatorem idiotą. Napoleon wytłumaczył mu obszernie, co trzeba robić.

W dniu, w którym Burboni wrócili do Paryża, B. zrozumiał, że człowieka, który był pod Moskwą, czekają we Francji same upokorzenia. Pani Beugnot ofiarowała mu posadę dyrektora aprowizacji Paryża. Odmówił z niechęci do Burbonów i osiadł w Mediolanie. Wstręt, jaki czuł do Burbonów, przeważył miłość: zdawało mu się, że widzi w obejściu pani A… lekceważenie. Śmieszne byłoby opowiadać wszystkie perypetie, jak powiadają Włosi, w które wplątała go ta miłość. Wydrukował Życie Haydna; Rzym, Neapol i Florencję w 1817, wreszcie Historię malarstwa. W r. 1817 wrócił do Paryża, który przejął go wstrętem; pojechał do Londynu i wrócił do Mediolanu.

W 1821 stracił ojca357, który zaniedbał swoje sprawy (w Claix), aby się troszczyć o sprawy Burbonów (jako wicemer Grenobli), i zupełnie się zrujnował. W 1815 r. pan B. kazał powiedzieć synowi (przez pana Feliksa Faure), że mu zostawi 10 000 franków renty, a zostawił mu 3000 franków kapitału. Na szczęście B. miał 1600 franków renty po matce (z domu Henryce Gagnon, zmarłej w Grenobli około r. 1790, którą zawsze ubóstwiał i opłakiwał). W Mediolanie B. napisał ołówkiem Miłość.

B., nieszczęśliwy pod każdym względem, wrócił do Paryża w lipcu r. 1821. Myślał serio o tym, aby skończyć ze wszystkim, kiedy mu się wydało, że pani de C[urial] patrzy nań łaskawym okiem. Nie chciał się znów puszczać na to burzliwe morze. Rzucił się z całą furią w bitwę o romantyków, wydrukował utwory: Racine i Szekspir, Życie Rossiniego, Przechadzki po Rzymie etc. Odbył dwie podróże po Włoszech, zwiedził Hiszpanię aż do Barcelony. Wojna hiszpańska nie pozwalała się zapuścić dalej.

Podczas gdy był w Anglii (we wrześniu 1826), porzuciła go owa ostatnia kochanka, K[lementyna]; kochała zwykle pół roku, jego kochała dwa lata. Był bardzo nieszczęśliwy i wrócił do Włoch.

W 1829 r. pokochał G[iulię] i spędził u niej, aby czuwać nad nią, noc 29 lipca. Ujrzał rewolucję 1830 r. spod kolumn Komedii Francuskiej. We wrześniu 1830 r. mianowano go konsulem w Trieście; pan von Metternich358 miał z nim na pieńku z powodu Rzymu, Neapolu i Florencji i odmówił exequatur359. Mianowano go konsulem w Civitavecchia. Spędzał połowę roku w Rzymie, tracił tam dosłownie czas, napisał tam Zielonego strzelca360 i zebrał nowele takie jak Vittoria Accoramboni, Beatrix Cenci etc., osiem czy dziesięć tomów in folio361.

W maju 1836 r. wrócił do Paryża, dzięki urlopowi pana de Thiers, który naśladuje kaprysy Napoleona… B. opracował Życie Napoleona od 9 listopada 1836 r. do czerwca 1837…

(Nie odczytywałem poprzedzających sześciu stronic, pisanych od czwartej do szóstej w niedzielę 30 kwietnia, w czasie okropnego deszczu, w Hotelu Favart, Place des Italiens w Paryżu)362.

B. nakreślił swój nagrobek w 1821:

 
Qui giace
Arrigo Beyle Milanese,
Visse, scrisse, amo
Se n'andiede di anni…
Nell 18..363
 

Kochał Cimarosę, Szekspira, Mozarta, Correggia. Kochał namiętnie: V…, M…, A…, Ange…, M…, C…364, i mimo że nie był zgoła piękny, kochało go bardzo kilka z tych inicjałów. Szanował jednego człowieka – NAPOLEONA.

Koniec tej notatki nieodczytanej (aby nie kłamać)365.

306wydanej in 12° na lichym papierze – książka wydana tak, że strony powstawały przez podział arkusza wydawniczego na 12 części. [przypis edytorski]
307dworować – żartować, naśmiewać się z kogoś. [przypis edytorski]
308Ancelot, Jacques-François (1794–1854) – dramaturg francuski. [przypis edytorski]
309Vitet, Louis (1736–1809) – lekarz i polityk francuski. [przypis edytorski]
310Lanfranco, Giovanni (1582–1647) – nazywany też Giovanni di Stefano, włoski malarz i rysownik barokowy. [przypis edytorski]
311Cymbelin – dramat Williama Shakespeare'a, pierwotnie wydany jako tragedia, obecnie zaliczany jednak do komedii. [przypis edytorski]
312fizjonomia (daw.) – twarz. [przypis edytorski]
313lekki – tu: niepoważny. [przypis edytorski]
314Laclos, Pierre Choderlos de – francuski polityk i wojskowy, autor powieści w listach Niebezpieczne związki. [przypis edytorski]
315ludwik – dawna moneta francuska. [przypis edytorski]
316fryc (przest.) – osoba niedoświadczona, początkująca. [przypis edytorski]
317purytański – surowy, rygorystyczny. [przypis edytorski]
318Richelieu, Armand-Jean du Plessis de (1585–1642) – francuski książę, kardynał, od 1624 roku pierwszy minister Francji. [przypis edytorski]
319Racine, Jean Baptiste (1639–1699) – fr. poeta i dramaturg, autor m.in. Andromachy i Fedry. [przypis edytorski]
320Wolter – właśc. François-Marie Arouet (1694–1778), francuski filozof, publicysta i wolnomyśliciel. [przypis edytorski]
321Molier – właśc. Jean Baptiste Poquelin (1622–1673), francuski komediopisarz, aktor i dyrektor teatru. [przypis edytorski]
322Courier – prawdop. Paul Louis Courier (1773–1825), francuski badacz greckiej starożytności i pisarz polityczny. [przypis edytorski]
323antagonista – przeciwnik. [przypis edytorski]
324Stapfer, Philipp Albert (1766–1840) – szwajcarski polityk i filozof, konsul szwajcarski we Francji. [przypis edytorski]
325Ampère, Jean-Jacques (1800–1864) – historyk i literat francuski. [przypis edytorski]
3264 lipca 1832. Pierwsze upały. [przypis autorski]
327O wpół do drugiej upał odbiera mi zdolność myślenia. [przypis autorski]
328Życiorys pana Beyle przez niego samego – są to dwa autobiograficzne szkice samego Stendhala, zwykle traktowane jako uzupełnienie do Pamiętnika egotysty. Datuje się je na r. 1822 oraz 1837; wiadomo, że zawierają pewne nieścisłości. [przypis edytorski]
329pognał do Paryża za kobietą, którą kochał – była to Wiktoryna Mounier. [przypis edytorski]
330za aktorką – Melanią Guilbert. [przypis edytorski]
331Kant, Immanuel (1724–1804) – niemiecki filozof, profesor logiki i metafizyki na Uniwersytecie Królewieckim. [przypis edytorski]
332Fichte, Johann Gottlieb (1762–1814) – filozof niemiecki, obok Hegla i Schellinga jeden z najważniejszych przedstawicieli idealizmu niemieckiego. [przypis edytorski]
333wielkiego człowieka o podobnym nazwisku – być może chodzi o Roberta Devereux (kochanka królowej Anglii, Elżbiety I). [przypis edytorski]
334de Blacas, Pierre Louis Jean Casimir de (1771–1839) – francuski dyplomata z okresu restauracji monarchii. [przypis edytorski]
335Beugnot, Jacques Claude (1761–1835) – polityk francuski. [przypis edytorski]
336karbonariusz – członek tajnego stowarzyszenia rewolucyjnego skierowanego przeciw absolutyzmowi w Europie (I poł. XIX w.). [przypis edytorski]
337trzystustronicowy opis podróży po Włoszech – Rzym, Neapol i Florencja w 1817. [przypis edytorski]
338oddaje swój głos (…) panu Henrykowi Grégoire – bp Henri Grégoire, podczas rewolucji złożył przysięgę na konstytucję cywilną kleru, w 1820 r. wszedł do Izby Deputowanych z okręgu Izery; Stendhal oddał wówczas na niego swój głos. [przypis edytorski]
339Akt dodatkowy odjął mu wszelki żal – Akt dodatkowy do konstytucyj Cesarstwa, wydany przez Napoleona w 1815 r. [przypis edytorski]
340Wolter – właśc. François-Marie Arouet (1694–1778), francuski filozof, publicysta i wolnomyśliciel. [przypis edytorski]
341Madame de Staël – właśc. Anne-Louise Germaine Necker (1766–1817), francuska publicystka i powieściopisarka, propagatorka pojęcia Romantyzmu, przeciwniczka polityczna Napoleona wydalona przez niego z kraju. [przypis edytorski]
342Do rąk pana Ludwika Crozet, inżyniera dróg i mostów w Grenobli (dep. Izery), albo, if dead [ang. gdyby już nie żył; Red. WL.], pana de Mareste w Paryżu, Hotel Brukselski, ul. Richelieu nr 45 (life of Dominik) [ang. życie Dominika; Red. WL.]. [przypis autorski]
343Delfinat – region w południowo-wschodniej Francji. [przypis edytorski]
344rzucał z dachów dachówki na żołnierzy – por. z innym dziełem Stendhala pt. Życie Henryka Brulard, s. 492. [przypis edytorski]
345klika – mała grupa osób związana ze sobą emocjonalnie. [przypis edytorski]
346O Rus, quando ego te aspiciam – cytat z Satyr Horacego: „Kiedyż cię, wsi, zobaczę!”. Ciekawa jest użyta tu gra słów: rus (wieś) wymawia się po francusku jak Russe – Rosjanin. [przypis edytorski]
34718 Brumaire'a – data zapisana według kalendarza Rewolucji Francuskiej; chodzi o 2 grudnia 1851, kiedy to Ludwik Napoleon Bonaparte (późniejszy Napoleon III) dokonał zamachu stanu. [przypis edytorski]
348Napoleon – mowa o późniejszym Napoleonie III. [przypis edytorski]
349Odwiedzał (…) panią A… – być może autor ma na myśli już wcześniej wspominaną w Pamiętniku Aleksandrę Daru. [przypis edytorski]
350w rodzaj konspiracji na rzecz generała Moreau – rywala Napoleona. [przypis edytorski]
351Bossuet, Jacques-Bénigne (1627–1704) – francuski kaznodzieja, teolog i biskup. [przypis edytorski]
352La Fontaine, Jean de (1621–1695) – przedstawiciel francuskiego klasycyzmu, do dziś znany jako autor bajek zwierzęcych. [przypis edytorski]
353Corneille, Pierre (1606–1684) – fr. dramatopisarz, zwany ojcem tragedii francuskiej, doprowadził do odrodzenia teatru i przywrócenia antycznej zasady trzech jedności; jego największe dzieła to Cyd (1636) i Andromeda (1650). [przypis edytorski]
354Monteskiusz – Montesquieu, Charles Louis (1689–1755), francuski filozof i pisarz, teoretyk prawa. [przypis edytorski]
355bitwa pod Jeną – stoczona 14 października 1806, Napoleon Bonaparte rozbił w niej siły pruskie. [przypis edytorski]
356zaczął pisać historię wojny sukcesyjnej hiszpańskiej – esej historyczny, który nie został dokończony. [przypis edytorski]
357W 1821 stracił ojca – tak naprawdę był to rok 1819. [przypis edytorski]
358von Metternich – właśc. Klemens Wentzel Lothar Nepomuk, książę von Metternich-Winneburg (1773–1859) – austriacki dyplomata i konserwatywny polityk. [przypis edytorski]
360Zielony strzelec – roboczy tytuł dzieła Stendhala, ostatecznie opublikowanego jako Lucjan Leuwen. [przypis edytorski]
361zebrał (…) osiem czy dziesięć tomów in folio – Kroniki włoskie Stendhala, w skład których wchodziły nowele takie jak: Rodzina Cenci czy Vittoria Accoramboni. [przypis edytorski]
359exequatur – zgoda państwa na to, aby konsul przysłany z innego kraju mógł wykonywać swoje obowiązki. [przypis edytorski]
362Trzeba zrobić trzy strony z tych sześciu. [przypis autorski]
363Qui giace Arrigo Beyle Milanese, Visse, scrisse, amo Se n'andiede di anni… Nell 18.. – Tu leży Henryk Beyle, mediolańczyk. Żył, pisał, kochał. Umarł, mając lat … w roku 18.. [Red. WL.]. [przypis edytorski]
364Kochał namiętnie: V…, M…, A…, Ange…, M…, C… – Wiktorynę Mounier, Melanię Guilbert, Aleksandrę Daru, Angelinę Pietragrua, Matyldę Dembowską oraz Klementynę Curial. [przypis edytorski]
365Koniec tej notatki nieodczytanej (aby nie kłamać). – Notatka o Henryku Beyle, kwiecień 1837. Odczytać po jego śmierci, nie wcześniej. [przypis autorski]