Stanął, przestał oddychać, przestał wiedzieć i pamiętać… a fabryka wołała go potężnym głosem gniewu:
— Wróć! wróć! wróć!
W pół godziny później stał znowu na swojej windzie.
— Winda, blich50!
— Winda, suszarnia!
— Winda, apretura!
Huczała komenda w tej głębokiej studni, a pan Pliszka, cichy, cichszy niż zwykle i bardziej pokorny, jeździł jak zwykle równo, spokojnie, automatycznie.
Czasami tylko, gdy myślał o tych dniach buntów, płakał — ale płakał cicho, bał się, aby maszyny nie słyszały tej skargi.