Za darmo

Chłopi, Część czwarta – Lato

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

II

Dzień był bardzo cudny, prawdziwie latowy173.

Może szła dziesiąta rano, bo już słońce wisiało w pół drogi między wschodem a południem i wynosiło się coraz bardziej palące, kiej174 lipeckie dzwony, ile ich jeno175 było, zadzwoniły rozgłośnie i ze wszystkiej mocy176.

A ten, co go to przezywali Pietrem, huczał najgłośniej i śpiewał całym gardzielem177, jak kiedy to chłop ździebko178 napity179 drogą idzie, kolebie się ze strony na stronę i zawodzący całemu światu radoście180 swoje grubachnym głosem powiada…

Zaś drugi, nieco pomniejszy, o którym Jambroż rozpowiadał, że go ochrzcili na Pawła, wydzierał się też nie ciszej, a jeno żarliwiej wtórował, wysoką nutę brał, przeciągał górnie, a czystym głosem zawodził i kieby181 się zapamiętał, tak dzwonił, jakoby ta dziewka poniektóra, kiej182 ją rozeprze kochanie lebo183 ten dzień zwiesnowy184, że w pola leci, skroś185 zbóż się przebiera i śpiewa ze wszystkiego serca186 wiatrom, polom, niebu jasnemu i swojej duszy weselnej.

A na trzeciego – sygnaturka jako ten ptaszek świergoliła, na darmo chcąc tamte prześpiewać, nie mogła jednak, chocia187 jazgotała siekającym, prędkim głosem, kieby188 te dziecińskie sprzeciwy. Że już dzwoniły czyniąc galantą189 kapelę, bo to i bas pobękiwał, i zawodziły skrzypice, i ten bębenek z brzękadłami drygał wesoło, i rznęły wraz od ucha, uroczyście a rozgłośnie.

Na odpust ci one tak radośnie zwoływały, boć to był dzień świętego Piotra i Pawła190, zawdy191 w Lipcach uroczyście obchodzony.

A czas się też był zrobił wybrany, cichy i wielce słoneczny, na galantą spiekę się miało, ale mimo to już od samego świtania na placu przed kościołem handlarze zaczęli stawiać budy przeróżne, a kramy, a stoły, płóciennymi dachami nakryte.

Zaś skoro dzwony zabimbały, skoro ich głos radosny rozlał się po świecie, to i pokrótce na wyschniętych drogach i w tumanach kurzawy jęły192 coraz częściej turkotać wozy, a i piesi też gęsto ciągnęli, że jak jeno193 było sięgnąć okiem, na wszystkie strony, po drogach, ścieżkami, na miedzach, czerwieniły się kobiece przyodziewy194 i bielały rozwiane kapoty.

 

Ciągnęli rzędami, podobnie kiej195 te gęsi, mieniąc się jeno w upale i wśród zbóż zielonych.

Słońce niesło196 się wyżej a wyżej i płynęło kiej ptak złocisty po modrym, czystym niebie, jarząc się coraz barzej197 i nagrzewając tak szczodrze, że już powietrze trzęsło się nad polami; jeszcze ta niekiej198 od łąk chłód luby powiał i zakolebał bielejącymi żytami, jeszcze i owsy zachrzęściły cichutko i potrzęsły się młode pszeniczne kłosy, zaś rozkwitłe lny spłynęły rozniebieszczoną strugą kiej199 wody, ale już z wolna grążyło się wszystko w słonecznym wrzątku i cichości.

Hej, radosny ci to był dzień i prawdziwie odpustowy. Dzwony bimbały długo i te głosy jękliwe leciały we świat tak rozgłośnie, aż chwiały się źdźbła, aż płoszyły się ptaki, ale spiżowe serca biły wciąż, biły miarowo, mocno i górnie, wynosząc się ku słońcu tą przejmującą pieśnią i wołaniem:

– Zmiłuj się! Zmiłuj! Zmiłuj!

– Matko Przenajświętsza! Matko! Matko!

– I ja proszę! I ja! I ja! I ja!

Śpiewały serdecznie, obwołując zarazem uroczyste święto.

Jakoż i czuło się w powietrzu święty dzień odpustowy; święto było po chatach, przystrojonych zielenią, w dalach przebłyskujących kieby zapalonymi świecami, w radosnych głosach i w tym cosik200, czego nie wypowiedzieć, a co się unosiło nad polami rozpierając serca lubą cichością i weselem.

A naród śpieszył tłumnie na owe święto i walił ze wszystkich stron. Kłęby kurzawy toczyły się nieustannie nad wszystkimi drogami, turkotały wozy, rżały konie, leciały głosy przeróżne, wiązały się głośne rozmowy, czasem ktosik201 wychylał się z półkoszków i krzykał202 do pieszych, gdzie znowu śpieszył zapóźniony dziad jękliwie przyśpiewując, a po wozach niektórych szeptano pacierze, pozierając dokoła z niemym podziwem, gdyż ziemia stojała203 przystrojona kieby204 na te gody weselne, cała we kwiatach i zieleni i cała w ptasich śpiewaniach, w chrzęstach zbóż i brzęku pszczół, a taka cudna, nieobjęta, weselna i przenajświętsza w onej mocy żywiącej, jaże205 piersi zapierało.

Drzewa po miedzach stojały206 kieby207 na stróży208, zapatrzone w słońce, a dołem jak okiem sięgnąć leżały pola zielone, szumiące jak wody wzburzone, i jak wody przewalały się niekiedy ze strony na stronę, bijąc o wszystkie drogi, miedze i rowy, co migotały kiej209 te wstęgi kwietne szczodrze przeplecione puszystą bielą, żółtością i fioletem; kwitnęły już bowiem owe ostróżki przeróżne, kwitnęły powoje patrzące z żytnich gąszczów przytajonymi, pachnącymi oczami, kwitnęły modraki, miejscami, kaj210 ździebko211 wymiękło, tak gęsto, jakby tam niebo się kładło, kwitnęły wyczki całymi kępami, a one jaskry, a mlecze i krwawe osty, a ognichy i koniczyny, a stokrotki, a rumianki dzikie, a tysiąc inszych, o których jeno212 sam Jezus pamięta, boć jemu tylko kwitną i tak pachną, że prosto czad bił od pól kieby w kościele, gdy jegomość213 okadza Sakramenta.

Ten i ów pociągał nosem z lubością, a konia batem okładał i pośpieszał, gdyż słońce prażyło coraz ogniściej, jaże214 śpik215 morzył, że już niejeden srodze łbem kiwał.

To i pokrótce216 Lipce napełniły się narodem po wręby.

Jechali bowiem i jechali bez przestanku, że już wszędy217 na drogach, dokoła stawu, pod płotami, w podwórzach i kaj218 jeno219 było można zachwycić nieco cienia, ustawiały się wozy i wyprzęgano konie, bo na placu przed kościołem była już taka gęstwa i tak wóz stojał220 przy wozie, że ledwie się przecisnął.

Lipce prosto221 ginęły w tej nawale ludzi, wozów i koni.

 

Rwetes222 też był coraz większy, gwary i krzyki podnosiły się nad całą wsią. Naród szumiał kiej223 bór rozkolebany. Kobiety obsiadały staw moczyć nogi, wzuwać trzewiki, a ogarniać się przystojnie do kościoła, chłopi rajcowali kupami zmawiając się ze somsiady224, zaś dziewuchy225 i chłopaki cisnęły się łakomie do kramów i bud, a głównie do katarynki grającej, na której jakiś zwierz zamorski, czerwono przystrojony i z pyska podobny do starego Miemca226, czynił takie pocieszne skoki a figle, jaże227 się za boki brali ze śmiechu.

Katarynka przygrywała zawzięcie i na taką nutę, jaże228 niejednemu kulasy229 drygały, a jakby do wtóru i dziady usadowieni we dwa rzędy, od kruchty do placu, jęły230 wyciągać swoje pieśni proszalne, zaś w samych wrotniach231 cmentarza siedział ślepy, tłusty dziad, co go to zawdy232 pies prowadzał, i śpiewał najżarliwiej i najcieniej wyciągał.

Ale skoro jeno zasygnowali233 na sumę234, naród porzucił zabawy i kiej235 wezbrany potok lunął do kościoła i tak go napchał, jaże236 żebra trzeszczały, a cięgiem jeszcze przybywali nowi gnietąc237 się, a nawet swarząc238, ale większość musiała ostać239 na dworze, tuląc się pod mury i drzewa.

Przyjechało też paru księży z drugich240 parafii, zasiedli zaraz w konfesjonałach pod drzewami słuchać spowiedzi, nie bacząc zgoła na tłok ni na spiekę241.

A wiater242 był całkiem ustał243 i gorąc244 podnosił się już nie do wytrzymania, żywy ogień lał się prosto na głowy, ale naród cierpliwie gniótł się przy konfesjonałach i roił po smętarzu245, na darmo wyszukując cienia lub jakiej bądź osłony.

Proboszcz był właśnie wychodził246 ze mszą, kiej dopiero Hanka z Józką nadeszły, ale że nie sposób się było docisnąć choćby nawet do drzwi kościelnych, to stanęły na szczerym słońcu pod parkanem, rozglądając się w ciżbie, a Pochwalonym witając znajomków.

Zaraz też huknęły organy i zaczęła się suma, przyklękli wszyscy, poprzysiadali a jęli się247 żarliwie pacierzy.

Rychtyk248 i południe stanęło, słońce zawisło prosto nad głowami, lejąc warem249 straszliwym i wszystko jakby pomdlało z onej250 spieki251, że ni liść nie zadrgał, ni ptak przeleciał, ni jaki bądź głos powiał z pól. Niebo wisiało w martwej cichości kiej252 ta szklana tafla rozpalona do białego, a roztrzęsione niby wrzątek powietrze ślepiło253 wyżerając oczy. Parzyła ziemia, parzyły rozgrzane mury, że klęczeli bez ruchu, ledwie już zipiąc i jakby się z wolna gotując w tym ukropie słonecznym.

Naród się modlił w głębokiej cichości, kto na książce, kto na różańcu, a kto jeno254 tym szczerym słowem Boga chwalił i wzdychem255 serdecznym. Uroczyste głosy organów lały się brzękliwym, rozmodlonym pacierzem, a niekiedy śpiew buchał od ołtarza, czasem zajazgotały dzwonki, a czasem zahuczał grubachny głos organisty, zaś potem ciągnęły się długie, jakby oniemiałe z żaru chwile i dymy kadzideł płynęły przez wywarte256 drzwi kościoła oprzędzając w niebieskawą i wonną mgłę pochylone głowy klęczących.

Szmer pacierzów rozdzwaniał się nikłym i sypkim chrzęstem w rozbielałej ciszy gorącego przypołudnia i grały w słońcu barwiste chusty, kapoty i wełniaki, że cały smętarz widział się kieby257 przytrząśnięty258 kwiatami, co się chyliły kornie w onej świętej godzinie przed Panem, jakoby utajonym w tym słońcu rozgorzałym i we wszystkiej cichości świata…

Że tylko niekiedy co tam ktoś grzbiet prostował, rozwodził259 ręce i wzdychał głęboko, to gdziesik260 zapłakało dziecko albo kwik koński roznosił się od wozów.

Nawet dziady pocichły, tyle jeno261, co poniektóry przez śpik262 wyrywał się niekiej263 z głośniejszym Zdrowaś i o wspomożenie zaskamlał.

A upał jeszcze się wzmagał i tak prażył, jaże264 pola i sady zalane pożogą rozżarzyły się kiej265 ogień migocąc białawymi płomieniami.

Cichość była coraz senniejsza, że już niejeden zachrapał na dobre, niejeden kiwał się klęczący, zaś drudzy wychodzili się rzeźwić, gdyż raz po raz skrzypiały kajś266 studzienne żurawie.

Dopiero w czas procesji, kiej267 kościół zatrząsł się od śpiewań, kiej jęły268 walić chorągwie, a za nimi wychodził ksiądz pod czerwonym baldachem z monstrancją w rękach, prowadzony przez samych dziedziców, naród przecknął i ruszył wraz z procesją.

Zadzwoniły dzwony, śpiew buchnął ze wszystkich gardzieli i bił jaże269 kajś270 ku słońcu, mocny, ogromny, serdeczny, a procesja opływała z wolna białe, rozpalone mury kościoła kiej271 ta rzeka wezbrana. Czerwony baldach płynął na przedzie, cały w dymach kadzielnych, że jeno chwilami błyskała złota monstrancja, migotały rzędy świateł, rozwinięte chorągwie niby ptactwo łopotało nad mrowiem głów, chwiały się obrazy przystrojone w tiule a wstęgi, i biły radośnie dzwony, i grzmiały organy, a naród śpiewał z uniesieniem, całym sercem i wszystką duszą tęskliwą wynosił się kajś jaże w niebiosy, jaże ku temu słońcu przenajświętszemu.

Zaś po procesji, kiej272 znowu wzięli odprawiać nabożeństwo i kiej znowu głosy organów zahuczały przejmująco, na smętarzu zrobiło się cicho jak przódzi273, ale już nikto274 nie drzemał, wzmogły się jeno szepty pacierzów, rozgłośniały wzdychy, dziady już pobrzękiwały w miseczki, a tu i owdzie jęli z cicha pogwarzać.

Dziedzice powyłazili z kościoła, na darmo szukając cienia i kaj by przysiąść, dopiero Jambroż wygnał ludzi spod jakiegoś drzewa i naznosił im stołków, że zasiedli poredzając275 między sobą.

Był i ten z Woli, ale nie usiedział w miejscu, a jeno cięgiem276 się kręcił po smętarzu i co dojrzał znajomego Lipczaka, przystawał do niego i przyjacielsko zagadywał, że nawet Hankę zobaczył i zaraz się do niej przecisnął.

– Wrócił to już wasz?

– Hale, zaśby ta wrócił!

– A podobno jeździliście po niego?

– Juści277, zarno278 po ojcowym pochowku pojechałam, ale powiedzieli w urzędzie, co go puszczą dopiero za tydzień, to niby we środę.

– Jakże tam z kaucją, zapłacicie?

– Dyć tam o to już Rocho zabiega – wyrzekła ostrożnie.

– Jeśli nie macie pieniędzy, to ja za Antka poręczę…

– Bóg zapłać! – schyliła mu się do nóg. – Może Rocho jakoś se279 poredzi280, a jakby nie, to musi się szukać inszego281 sposobu.

– Pamiętajcie, że jak będzie potrzeba, poręczę za niego.

Poszedł dalej do Jagusi, siedzącej w podle282 pod murem wraz z matką i wielce zamodlonej, ale nie nalazłszy sposobnego słowa, to jeno prześmiechnął się do niej i zawrócił do swoich.

Poleciała za nim oczami, pilnie przepatrując dziedziczki, tak wystrojone, jaże283 dziw brał, a takie bieluśkie na gębie i tak wcięte w pasie, że Jezus! Pachniało też od nich kieby284 z tego trybularza285.

Chłodziły się czymsić286, co się widziało niby te rozczapierzone ogony indycze. Paru młodych dziedziców zaglądało im w oczy i tak się cosik287 śmiali, jaże288 ludzie się tym niemało gorszyli.

Naraz kajś289 w końcu wsi, jakby na moście przy młynie, zaturkotały ostro wozy i kłęby kurzawy wzbiły się ponad drzewa.

– Jakieś spóźnione – szepnął Pietrek do Hanki.

– Świece juchy będą gasili – dorzucił ktosik.

A drudzy jęli się przechylać przez mur ogrodzenia i ciekawie zazierać290 na drogi obiegające staw.

A pokrótce, wśród wrzaskliwych jazgotów i naszczekiwań, ukazał się cały rząd ogromnych bryk, nakrytych białymi budami.

– To Miemcy291! Miemcy z Podlesia! – wykrzyknął ktosik292.

Jakoż i prawda to była.

Jechali w kilkanaście bryk, zaprzężonych w tęgie konie; pod płóciennymi budami widniał wszelki sprzęt domowy i siedziały kobiety i dzieci, zaś rude, opasłe Miemce z fajami w zębach szły pieszo. Wielkie psy leciały pobok293, szczerząc niekiedy kły i odszczekując lipeckim, które raz wraz zajadle docierały.

Naród rzucił się patrzeć na nich, a wielu przełaziło ogrodzenie i leciało spojrzeć z bliska.

Miemce przejeżdżały stępa, ledwie się przeciskając przez gęstwę wozów i koni, ale żaden nawet przed kościołem nie zdjął kaszkietu294 ni kogo pozdrowił. Jeno oczy się im jarzyły i brody trzęsły, jakby ze złości. Poglądali w naród hardo, kiej295 te zbóje.

– Pludraki ścierwie!

– Kobyle syny!

– Świńskie podogonia!

– Sobacze296 pociotki!

Posypały się wyzwiska kiej297 kamienie.

– A co, na czyjem stanęło, Miemce? – krzyknął ku nim Mateusz.

– Kto kogo przeparł?

– Strach wam chłopskiej pięści, co?

– Poczekajta, dzisiaj odpust, zabawimy się w karczmie!

Nie odzywali się zacinając jeno konie i wielce śpiesząc.

– Wolniej, pludry, bo portki pogubita.

Jakiś chłopak śmignął na nich kamieniem, a drugie też jęły cegły rwać, bych przywtórzyć, ale w porę ich przytrzymali.

– Dajta spokój, chłopaki, niech odejdzie ta zaraza.

– A żeby was mór nie ominął, psy heretyckie.

A któraś z lipeckich wyciągnęła pięście298 i zakrzyczała za nimi:

– Bych was wytracili co do jednego kiej299 psy wściekłe…

Przejechali wreszcie ginąc na topolowej, że jeno z cieniów i kurzawy szły słabnące naszczekiwania i turkoty wozów.

Wtedy taka radość rozparła Lipczaków, co już nie sposób było się komu brać do pacierzów, bo jeno kupili się coraz gęściej kole300 dziedzica. A on rad temu wielce, pogadywał wesoło, częstował tabaką i w końcu rzekł przypochlebnie:

– Tęgoście podkurzyli, cały rój się wyniósł.

– A bo im nasze kożuchy śmierdziały – zaśmiał się któryś, a Grzela, wójtów brat, wyrzekł niby to z frasobliwością:

– Za delikatny naród na chłopskich somsiadów301, bo niech jeno302 któren303 wzion304 przez łeb, to zaraz na ziem305 leciał…

– Pobił się to kto z nimi? – pytał rozciekawiony dziedzic.

– Zaśby ta pobił, Mateusz ta jednego tknął, że mu nie odrzekł na Pochwalony, to zaraz juchą się oblał i dziw duszy nie zgubił.

– Do cna miętki306 naród, na oko chłopy kiej dęby, a spuścisz pięść, to jakbyś w pierzynę trafił – objaśniał z cicha Mateusz.

– I nie szczęściło się im na Podlesiu. Krowy im pono padły.

– Prawda, nie wiedli za sobą ani jednej.

– Kobus mogliby powiedzieć! – wyrwał się któryś z chłopaków, ale Kłąb krzyknął ostro:

– Głupiś kiej307 but! Na paskudnika pozdychały, wiadomo…

Jaże308 się pokurczyli z tajonej uciechy, ale nikto już pary nie puścił, dopiero kowal przysunąwszy się bliżej rzekł:

– Że się Miemce wyniesły, to już pana dziedzicowa łaska.

– Bo wolę sprzedać swoim, choćby za pół darmo – zapewniał gorąco, prawiąc różnoście309 a rozpowiadając, jak to on i jego dziady, i pradziady zawsze jedno trzymali z chłopami, zawsze szli razem…

Na to Sikora prześmiechnął się i powiedział z cicha:

– Tak mi to stary dziedzic kazali wypisać na plecach batami, że jeszcze dobrze baczę310.

Ale dziedzic jakby nie dosłyszał powiedając właśnie, co to zażył kłopotów, aby się jeno Miemców pozbyć; juści, co go słuchali przytakując politycznie, a swoje myśląc o tych jego dobrościach la311 chłopskiego narodu.

– Dobrodzieje, znaku nie zrobi, choć z jajka uleje! – mamrotał Sikora, jaże go Kłąb trącał, bych312 zaprzestał.

I tak se społecznie basowali, kiej jakiś księżyk w białej komży i z tacą w ręku jął się ku nim przepychać.

– Cie, widzi mi się, że to Jasio organistów – zawołał któryś.

Juści, co313 to był Jasio, jeno314 już ubrany po księżemu, i zbierał na kościół, co łaska. Witał się ze wszystkimi, pozdrawiał i sielnie kwestował; znali go bowiem i nijako było się wykręcać od ochfiary315, to każden supłał z węzełków ten grosz jakiś, a często gęsto i ta złotówka zabrzęczała o miedziaki; dziedzic rzucił rubla, zaś dziedziczki sypnęły srebrem, a Jasio, spocony, czerwony ze zmęczenia i radosny wielce, zbierał niestrudzenie po całym smętarzu, nie przepuszczając nikomu i nikomu też nie żałując tego dobrego słowa, a natknąwszy się na Hankę pozdrowił ją tak poczciwie, jaże316 całe czterdzieści groszy położyła; zaś kiej317 przystanął przed Jagusią i zabrzęknął w tacę, podniesła318 oczy i jakby zdrętwiała ze zdumienia, on też ździebko się pomięszał, rzekł ni to, ni owo i prędko poszedł dalej.

Nawet zapomniała dać ochfiarę, a jeno patrzała za nim i patrzała, boć prosto wydał się jej jako ten świątek, co go wymalowali w bocznym ołtarzu, takusi młody, smukły i śliczny, jakby ją urzekł tymi jarzącymi ślepiami, że próżno tarła oczy i żegnała się raz po raz, nie pomogło.

– Organiściak jeno, a jak się to wybrał galancie.

– Matka się też puszy kiej319 ten indor.

– Już od Wielkiej Nocy jest w tych księżych szkołach.

– Proboszcz go sprowadził na odpust do pomocy.

– Stary sknerzy i z ludzi zdziera, ale na niego nie żałuje.

– Juści, bo to nie honor, jak księdzem ostanie?

– Ale i profit miał będzie.

Szeptali dokoła, jeno320 co Jaguś niczego nie słyszała wodząc za nim oczami, kaj321 się tylko poruszył.

Właśnie i suma się skończyła, jeszczech322 ta z ambony ksiądz wygłaszał zapowiedzie323 i wypominki, ale już naród z wolna odpływał i dziady podniesły324 jękliwe głosy, a całym chórem jęły325 wyciągać skamląc proszalne pieśni.

Hanka też ruszyła ku wyjściu, gdy przecisnęła się do niej Balcerkówna z wielką nowiną.

– Wiecie – trzepała zaziajana – a to spadły zapowiedzie326 Szymka Dominikowej z Nastusią.

– No, no, a cóż na to powiedzą Dominikowa!

– A cóż by, udry na udry pójdzie ze synem.

– Nie poredzi, Szymek w swoim prawie i lata też ma.

– Niezgorsze się tam zrobi piekiełko, niezgorsze – wyrzekła Jagustynka.

– Mało to i tak swarów, mało obrazy boskiej! – westchnęła Hanka.

– Słyszeliście to już o wójcie? – zagadnęła Płoszkowa niesąc327 pobok niej swój brzuch spaśny i tłustą, czerwoną gębę.

– Dyć328 tyle miałam z pochówkiem i tylachna cięgiem329 nowych turbacji330, że ani wiem, co się tam na wsi wyprawia.

– A to starszy mówił mojemu, jako w kasie brakuje dużo. Wójt już lata po ludziach i skamle o pożyczki, aby choć chyla tyla zebrać, bo leda331 dzień przyjedzie śledztwo…

– Jeszczech ociec mówili, co na tym skończyć się musi.

– Wynosił sie, puszył, przewodził, a teraz zapłaci za swoje państwo!

– To mogą mu zabrać gospodarkę?

– A mogą, zaś kiejby332 nie chwaciło333, to se334 resztę odsiedzi w kreminale – gadała Jagustynka – używał jucha, niechże teraz pokutuje.

– Dziwno mi też było, co nawet na pogrzebie sie335 nie pokazał.

– Cóż mu ta Boryna, kiej336 on z wdową przyjacielstwo trzyma.

Przycichły, bo tuż przed nimi jawiła się Jaguś prowadząca matkę; stara szła przygarbiona i z przewiązanymi jeszcze oczami, ale Jagustynka nie przepuściła okazji.

– Kiedyż Szymkowe wesele? Ani się kto spodział, co dzisiaj spadną z ambony! Juści, trudno chłopakowi wzbronić, kiej mu już obmierzły dziewczyne roboty. Nastusia go teraz wyręczy… – dojadała z prześmiechem.

Dominikowa sprostowała się nagle i twardo rzekła:

– Prowadź, Jaguś, prędzej prowadź, bo me337 jeszczek338 ugryzie ta suka.

I poszła śpiesznie, jakby uciekając, a Płoszkowa zaśmiała się cicho:

– Niby to ślepa, a niezgorzej obaczyła…

– Ślepa, ale jeszcze trafi do Szymkowych kudłów.

– Boże broń, bych się i do drugich nie dorwała…

Jagustynka już nie odrzekła, ścisk przy tym zapanował przed wrótniami, że Hanka się zgubiła ostając kajś339 za wszystkimi, ale nawet była temu rada, gdyż obrzydły jej te niepoczciwe dogryzania, jęła też spokojnie rozdawać dziadom po dwa grosze, nie przepuszczając ani jednego, zaś temu ślepemu z psem wetknęła całą dziesiątkę i rzekła:

– Przyjdźcie do nas na obiad, dziadku! Do Borynów!

Dziad podniósł głowę i wytrzeszczył ślepe oczy.

– Antkowa, widzi mi sie! Bóg zapłać! Przyletę340, juści, co przyletę.

Za wrótniami było już nieco luźniej, ale i tam siedziały dziady we dwa rzędy, czyniąc szeroką ulicę i wykrzykując na różne sposoby, a na samym końcu klęczał jakiś młody z zielonym daszkiem na oczach, przygrywał na skrzypicy i śpiewał pieśnie o królach i dawnych czasach, że całą kupą stali dokoła niego, a częsty grosz sypał mu się do czapy.

Hanka przystanęła pod smętarzem, rozglądając się za Józką i najniespodziewaniej natknęła się oczami na swego ojca.

Siedział se341 w rządku między dziadami, rękę wyciągał do przechodniów i jękliwie skamłał o wspomożenie.

Jakby ją kto pchnął nożem, ale myślała zrazu, że się jej przywidziało, przetarła oczy raz i drugi; on ci to był jednak, on!…

– Ociec342 między dziadami! Jezus! – dziw, że się nie spaliła ze wstydu.

Nasunęła chustkę barzej343 na czoło i przebrała się do niego z tyłu od wozów, pod którymi siedział.

– Co wy robicie najlepszego, co? – jęknęła przykucnąwszy za nim, bych344 się chronić od ludzkich oczów.

– Hanuś… a dyć ja… a dyć…

– Chodźcie mi zaraz do domu! Jezus, taki wstyd! Chodźcie!…

– Nie póde345… Już to sobie z dawna umyśliłem… Co wama346 mam ciężyć, kiej dobre ludzie347 wspomogą… We świat se pociągnę z drugimi… święte miejsca obacze… co nowego się przewiem348… Jeszczech wama spory grosz przyniese349… Naści złotówkę, kup jakiego cudaka la350 Pietrasia… kup…

Chyciła351 go ostro za kołnierz i prawie wywlekła między wozy.

– Zaraz mi do domu. Że to wstydu nie macie!

– Puść me, bo się ozgniewam!

– Rzućcie te torbeczki, prędko, żeby kto nie obaczył.

– To zrobię, co mi się jeno spodoba, juści… wstydał się bede… komu głód kumą, temu torba matką – wyrwał się naraz, wpadł pomiędzy wozy a konie i przepadł.

Nie sposób było go szukać i naleźć w takim tłoku, jaki się uczynił na placu przed kościołem.

Słońce przypiekało, jaże się człowiek łuskał ze skóry, kurz zapierał piersi, a naród, chociaż zmęczony i zgrzany do ostatniej nitki, miętosił się radośnie i kotłował jakoby w tym rozbełkotanym wrzątku.

Katarynka wygrywała rozgłośnie na całą wieś; dziady wyciągały po swojemu, dzieci gwizdały na glinianych kuraskach, naszczekiwały psy i konie gryzły się i kwiczały, że to muchy były dzisia barzej352 naprzykrzone, zaś każden353 człowiek gadał z osobna, przekrzykiwał do znajomków, stowarzyszał się i cisnął do kramów, przy których wrzało jak w ulu i podnosiły się dzieuszyne354 piski.

Budy ze świętościami jaże355 się chwiały od babiego naporu. Nie mniejszy był tłok, kaj356 przedawali kiełbasy, wiszące na drążkach niby te grubachne postronki. Gdzie znów kupczyli chlebem a kukiełkami. Kajś Żyd nawoływał do cukierków, zaś jeszcze indziej nawet wstęgi wiewały spod płóciennych daszków i bicze przeróżnych paciorków, a wszędy357 był niepomierny gniot358, harmider i wrzaski kieby359 w jakiej bóżnicy.

Przeszło dobrych parę pacierzów, nim naród jął360 się nieco spokoić361 i przycichać; kto pociągał do karczmy, kto już zabierał się do domu, a drudzy, zmożeni spiekotą i utrudzeniem, rozkładali się w cieniu wozów, nad stawem, to w sadach i podwórzach, bych se podjeść i odpocząć.

Rozprażone przypołudnie tak już doskwierało, że dychać nie było czym, a pokrótce i gwarzyć nie chciało się nikomu ni nawet ruchać362, jako tym drzewom pomdlałym w żarze, a że przy tym i wieś zasiadła do misek, to się już prawie całkiem uspokoiły, jeno co tam dzieci podniesły363 wrzaski kajś niekaj364 i konie szarpnęły się przy wozach.

Zaś na plebanii proboszcz wyprawiał obiad la365 księży i dziedziców, przez wywarte okna widniały głowy, płynął gwar rozmów i roznosiły się brzęki, śmiechy a takie zapachy, jaże366 niejeden ślinkę łykał z onych smaków.

Jambroż, wystrojony odświętnie, w mentalach na piersiach, kręcił się cięgiem w sieniach, a często gęsto na ganek wybiegał z krzykiem:

– Nie pódziesz, jucho, stąd! A to kijem cię złoję, że popamiętasz.

Ale nie mogąc się ognać zbereźnikom, które jako te wróble obsiadały sztachety, a śmielsze nawet już pod okna się przebierały, to jeno przygrażał księżym cybuchem a wyklinał.

Nadeszła na to Hanka przystając przy furcie.

– Szukacie to kogo? – zapytał kusztykując do niej.

– Nie widzieliście kaj mojego ojca?

– Bylicy! Gorąc, że niech Bóg broni, to pewnikiem śpi se kajś w cieniu… Te! jedrona pałka! – krzyknął znowu i pogonił za chłopakiem.

A Hanka strapiona wielce poszła już prosto do domu i rozpowiedziała o wszystkim siostrze, która przyszła na obiad.

Ale Weronka jeno wzruszyła ramionami.

– Korona mu ze łba nie spadnie, że przystał do dziadów, a co nam będzie lekciej367, to lekciej. Nie takie ano skończyły pod kościołem.

– Jezus, taki wstyd, żeby rodzony ociec na żebrach! A co Antek na to powie? Dopiero ludzie wezmą nas na ozory i powiedzą, żeśmy go wygnały po proszonemu.

– A niechta szczekają, co im się spodoba. Pyskować na drugiego każdy poredzi368, ale do pomocy nikto nieskory.

– Ja nie dopuszczę, żeby ociec mieli dziadować.

– To go se sprowadź do chałupy i żyw, kiejś taka honorna369.

– A sprowadzę! Już mu tej łyżki strawy żałujesz! Juści, teraz miarkuję, coś go do tego sama przyniewoliła.

– Przelewa się to u mnie czy co? Dzieciom to pewnie odejmę od gęby, a jemu dam?

– Należy mu się wycug370 od ciebie, nie baczysz?

– Jak nie mam, to z jelit sobie nie wypruję.

– A wypruj i daj, ociec pierwszy. Nieraz mi się skarżył, że go głodem morzysz i o świnie więcej dbasz niźli o niego.

– Prawda była, juści, ojca morzę głodem, a sama to se używam kiej dziedziczka. Tak się ano wypasłam, co mi już kiecka z bieder371 zlatuje i ledwie kulasami powłóczę. Na borg372 jeno żyjemy.

– Nie pleć, myślałby kto, że i prawda.

– A prawda, żeby nie Jankiel, to by nawet tych ziemniaków ze solą zabrakło. Juści, syty głodnemu nigdy nie zawierzy! – gadała na wpół z płaczem, a coraz żałośniej, gdy wtoczył się w opłotki dziad, prowadzony przez pieska.

– Siadajcie se pod chałupą – zwróciła się doń Hanka krzątając się kole373 obiadu.

Przysiadł na przyźbie374, kule odłożył, pieska puścił na wolę i pociągał nochalem, miarkując, żali375 już jedzą i w której stronie.

Właśnie byli zasiadali do obiadu pod drzewami, Hanka wyłożyła jadło na miski, że szeroko rozniesły się posmaki.

– Kasza ze słoniną, dobra rzecz. Niech wama pójdzie na zdrowie – mruczał dziad wietrząc zapachy i oblizując się łakomie.

Pojadali z wolna, przedmuchując każdą łyżkę strawy: Łapa kręcił się z cichym skowytem, a dziadoski piesek ziajał z wywieszonym ozorem pod ścianą, spiekota bowiem była straszna, nawet cienie nie ochraniały, dziw się wszystko nie roztopiło, a w tej nagrzanej i sennej cichości jeno łyżki skrzybotały, a niekiedy kajś376 pod strzechą zaświegotała jaskółka.

– By tak z miseczkę kwaszonego mleka la ochłódy! – westchnął dziad.

– Zarno377 wam przyniesę! – spokoiła go Józka.

– Dużoście dzisiaj wykrzyczeli? – zapytał Pietrek ciągnąc ospale łyżkę.

– Zmiłuj się, Panie, nad grzesznymi, a nie pamiętaj im dziadowskiej krzywdy! Bogać ta wiele! któren dziada obaczy, to w niebo pilnie patrzy albo skręca o staje. Zaś inszy wysuple ten grosz jaki, a rad by wziął resztę z dziesiątki! Z głodu przyjdzie zdychać.

– La378 wszystkich latoś379 ciężki przednówek380 – szepnęła Weronka.

– Prawda, ale na gorzałkę to nikomu nie zbraknie.

Józka wetknęła mu w garść michę, jął skwapliwie pojadać.

– Powiedali na smętarzu – ozwał się znowu – co Lipce mają się dzisiaj godzić z dziedzicem, prawda to?

– Dostaną, co im się należy, to może się i ugodzą – rzekła Hanka.

– A Miemce się już wyniesły, wiecie? – wyrwał się Witek.

– Żeby ich morówka zdusiła! – zaklął wytrząsając pięścią.

– To i was pokrzywdzili?

– Zaszedłem do nich wczoraj z wieczora, to me psami wyszczuli. Heretyki ścierwy, psie nasienia. Pono Lipczaki tak im dopiekali, że musiały uciekać! Ze skóry bym takich obłupiał, do żywego mięsa – pogadywał, sielnie wygarniając z miski, a skończywszy napasł swojego pieska i jął się dźwigać z przyźby.

– Żniwna pora, to pilno wam do roboty – zaśmiał się Pietrek.

– A pilno; łoni381 było nas na odpuście sześciu wszystkiego, a dzisia ze trzy mendle sie wydziera, jaże uszy puchną.

– A przyjdźcie na noc – zapraszała Józka.

– Niech ci Jezus da zdrowie, co pamiętasz o sierocie.

– Sierota jucha, a kałdun to już ledwie udźwignie – przekpiwał Pietrek patrząc, jak się toczył środkiem drogi, grubachny kiej382 kłoda, i kijaszkiem macał przeszkody.

Chałupa też wkrótce opustoszała, kto przyległ w cieniu, bych się przespać, to już chrapał, a reszta poszła na odpust.

Przedzwonili na nieszpór. Słońce się już galancie kłoniło ku zachodowi, upał jakby ździebko383 sfolżał384, to chociaż jeszcze sporo wypoczywało pod chałupami, ale już coraz więcej ludzi schodziło się na plac przed kościołem, pomiędzy kramy i budy.

Józka poniesła się z dzieuchami kupować obrazki, a głównie, bych się napatrzyć do syta owym wstęgom, paciorkom i drugim cudom odpustowym.

Katarynka znowu zagrała, dziady jęły posobnie wyciągać, brzękając w miseczki, a gwary podnosiły się z wolna, przepełniając całą wieś, że huczało jakoby w tym ulu przed wyrojem.

Każden bowiem był syty i wypoczęty, to rad385 się stowarzyszał a cieszył spółecznie; kto poredzał z przyjacioły, kto jeno ślepie na wszyćko386 roztwierał szeroko, kto się aby cisnął, kaj się drugie cisnęły, kto i na ten kieliszek pociągał z kumami, któren zaś szedł do kościoła lebo387 i siedział gdziesik388 w cieniu deliberując389 o różnościach, a wszystkich zarówno rozpierała jednaka radosna lubość odpustowania. I nie dziwota, jakże, toć każden wymodlił się i nawzdychał do woli, napatrzył onym pozłotom, światłom, obrazom i innym świętościom; wypłakał się rzetelnie, nasłuchał organów i śpiewań, a jakby się cały wykąpał w onym święcie, duszę oczyścił a skrzepił390, narodu różnego zobaczył, wspominków nazbierał i zbył się chociaż na ten dzień jeden wszelakich turbacji391!

173latowy (gw.) – letni. [przypis edytorski]
174kiej (gw.) – kiedy. [przypis edytorski]
175jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
176ze wszystkiej mocy (gw.) – z całej siły. [przypis edytorski]
177gardzielem (gw.) – gardłem, gardzielą. [przypis edytorski]
178ździebko (gw.) – trochę. [przypis edytorski]
179napity (gw.) – pijany. [przypis edytorski]
180radoście (daw., gw.) – radości (B.lm). [przypis edytorski]
181kieby (gw.) – niby, jakby. [przypis edytorski]
182kiej (gw.) – kiedy, gdy. [przypis edytorski]
183lebo (gw.) – lub. [przypis edytorski]
184zwiesnowy (gw.) – wiosenny. [przypis edytorski]
185skroś (daw., gw.) – poprzez, na wskroś. [przypis edytorski]
186ze wszystkiego serca (daw., gw.) – z całego serca. [przypis edytorski]
187chocia (gw.) – choć, chociaż. [przypis edytorski]
188kieby (gw.) – niby, jakby. [przypis edytorski]
189galanty (gw.) – piękny, porządny, elegancki. [przypis edytorski]
190dzień świętego Piotra i Pawła – jedno ze świąt w kościele katolickim, obchodzone 29 czerwca. [przypis edytorski]
191zawdy (gw.) – zawsze. [przypis edytorski]
192jąć (daw., gw.) – zacząć. [przypis edytorski]
193jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
194przyodziewy (gw.) – ubrania. [przypis edytorski]
195kiej (gw.) – niby, jakby, jak. [przypis edytorski]
196niesło (gw.) – niosło. [przypis edytorski]
197barzej (gw.) – bardziej. [przypis edytorski]
198niekiej (gw.) – niekiedy, czasem. [przypis edytorski]
199kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
200cosik (gw.) – coś; tu Msc.lp: czymś. [przypis edytorski]
201ktosik (gw.) – ktoś. [przypis edytorski]
202krzykał (gw.) – krzyczał, wykrzykiwał, pokrzykiwał. [przypis edytorski]
203stojała (gw.) – stała. [przypis edytorski]
204kieby (gw.) – jakby, niby. [przypis edytorski]
205jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
206stojały (gw.) – stały. [przypis edytorski]
207kieby (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
208na stróży (gw.) – na straży. [przypis edytorski]
209kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
210kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
211ździebko (gw.) – trochę. [przypis edytorski]
212jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
213jegomość – tu: ksiądz. [przypis edytorski]
214jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
215śpik (gw.) – sen, senność. [przypis edytorski]
216pokrótce – wkrótce. [przypis edytorski]
217wszędy (gw.) – wszędzie. [przypis edytorski]
218kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
219jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
220stojał (gw.) – stał. [przypis edytorski]
221prosto – po prostu. [przypis edytorski]
222rwetes – hałas, wrzawa. [przypis edytorski]
223kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
224ze somsiady (gw.) – z sąsiadami. [przypis edytorski]
225dziewucha (gw.) – dziewucha, dziewczyna. [przypis edytorski]
226Miemiec (gw.) – Niemiec. [przypis edytorski]
227jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
228jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
229kulas (gw.) – noga. [przypis edytorski]
230jąć (daw., gw.) – zacząć. [przypis edytorski]
231wrotnie (daw., gw.) – wrota, brama. [przypis edytorski]
232zawdy (gw.) – zawsze. [przypis edytorski]
233zasygnować – zadzwonić. [przypis edytorski]
234suma – najdłuższa, uroczysta msza, odprawiana około południa w dni świąt i niedziel w kościele katolickim. [przypis edytorski]
235kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
236jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
237gnietąc (gw.) – gniotąc. [przypis edytorski]
238swarzyć się – kłócić się. [przypis edytorski]
239ostać (gw.) – zostać. [przypis edytorski]
240z drugich – tu: z innych. [przypis edytorski]
241spieka (gw.) – spiekota, upał. [przypis edytorski]
242wiater (gw.) – wiatr. [przypis edytorski]
243był (…) ustał (daw., gw.) – daw. forma czasu zaprzeszłego; znaczenie: ustał (wcześniej; przed innymi opisywanymi czynnościami i zdarzeniami). [przypis edytorski]
244gorąc (gw.) – gorąco, upał. [przypis edytorski]
245smętarz (daw., gw.) – cmentarz. [przypis edytorski]
246był (…) wychodził (daw., gw.) – daw. forma czasu zaprzeszłego; znaczenie: wychodził (wcześniej; przed innymi opisywanymi czynnościami i zdarzeniami). [przypis edytorski]
247jąć się czegoś (daw., gw.) – zabrać się za coś; zacząć coś robić. [przypis edytorski]
248rychtyk (gw.) – właśnie, akurat. [przypis edytorski]
249war (daw., gw.) – wrzątek. [przypis edytorski]
250ona (daw., gw.) – ta, owa. [przypis edytorski]
251spieka (gw.) – spiekota, upał. [przypis edytorski]
252kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
253ślepić (gw.) – oślepiać. [przypis edytorski]
254jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
255wzdych (gw.) – westchnienie. [przypis edytorski]
256wywarty (gw.) – otwarty. [przypis edytorski]
257kieby (gw.) – niby, jakby. [przypis edytorski]
258przytrząśnięty – przysypany. [przypis edytorski]
259rozwodzić – tu: rozkładać. [przypis edytorski]
260gdziesik (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
261jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
262śpik (gw.) – sen. [przypis edytorski]
263niekiej (gw.) – niekiedy, czasem. [przypis edytorski]
264jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
265kiej (gw.) – jak, niby. [przypis edytorski]
266kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
267kiej (gw.) – gdy. [przypis edytorski]
268jąć (daw., gw.) – zacząć. [przypis edytorski]
269jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
270kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
271kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
272kiej (gw.) – gdy. [przypis edytorski]
273przódzi (gw.) – wcześniej. [przypis edytorski]
274nikto (gw.) – nikt. [przypis edytorski]
275poredzając (gw.) – poradzając; tu: rozmawiając. [przypis edytorski]
276cięgiem (gw.) – ciągle. [przypis edytorski]
277juści (gw.) – owszem, pewnie. [przypis edytorski]
278zarno (gw.) – zaraz. [przypis edytorski]
279se (gw.) – sobie. [przypis edytorski]
280poredzi (gw.) – poradzi. [przypis edytorski]
281inszy (daw., gw.) – inny. [przypis edytorski]
282w podle (daw., gw.) – pod. [przypis edytorski]
283jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
284kieby (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
285trybularz – kadzielnica. [przypis edytorski]
286czymsić (gw.) – czymś. [przypis edytorski]
287cosik (gw.) – coś. [przypis edytorski]
288jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
289kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
290zazierać (gw.) – spoglądać, zaglądać. [przypis edytorski]
291Miemcy (gw.) – Niemcy. [przypis edytorski]
292ktosik (gw.) – ktoś. [przypis edytorski]
293pobok (gw.) – obok, po bokach. [przypis edytorski]
294kaszkiet – czapka z daszkiem. [przypis edytorski]
295kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
296sobaczy – psi; należący do psa. [przypis edytorski]
297kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
298pięście (daw., gw.) – pięści (B.lm). [przypis edytorski]
299kiej (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
300kole (daw., gw.) – wokół. [przypis edytorski]
301somsiad (gw.) – sąsiad. [przypis edytorski]
302jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
303któren (gw.) – który. [przypis edytorski]
304wzion (gw.) – wziął; wzion przez łeb: dostał w łeb; został uderzony w głowę. [przypis edytorski]
305na ziem (daw., gw.) – na ziemię. [przypis edytorski]
306miętki (daw., gw.) – miękki. [przypis edytorski]
307kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
308jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
309różnoście (daw., gw.) – różności. [przypis edytorski]
310baczyć (daw., gw.) – uważać, zauważać, pamiętać. [przypis edytorski]
311la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
312bych (gw.) – tu: żeby. [przypis edytorski]
313juści, co (gw.) – pewnie, że. [przypis edytorski]
314jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
315ochfiara (gw.) – ofiara. [przypis edytorski]
316jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
317kiej (gw.) – kiedy, gdy. [przypis edytorski]
318podniesła (gw.) – podniosła. [przypis edytorski]
319kiej (gw.) – jak, niby. [przypis edytorski]
320jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]
321kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
322jeszczech (gw.) – jeszcze. [przypis edytorski]
323zapowiedzie (daw., gw.) – zapowiedzi (B.lm). [przypis edytorski]
324podniesły (gw.) – podniosły. [przypis edytorski]
325jąć (daw., gw.) – zacząć. [przypis edytorski]
326zapowiedzie (gw.) – zapowiedzi (M.lm); uroczyste ogłoszenie w kościele parafialnym mającego się odbyć ślubu. [przypis edytorski]
327niesąc (gw.) – niosąc. [przypis edytorski]
328dyć (gw.) – przecież. [przypis edytorski]
329cięgiem (gw.) – ciągle. [przypis edytorski]
330turbacja (daw., gw.) – kłopot. [przypis edytorski]
331leda (daw., gw.) – lada. [przypis edytorski]
332kiejby (gw.) – gdyby. [przypis edytorski]
333nie chwacić (daw., gw.) – nie starczyć. [przypis edytorski]
334se (gw.) – sobie. [przypis edytorski]
335sie (gw.) – się. [przypis edytorski]
336kiej (gw.) – kiedy, gdy. [przypis edytorski]
337me (gw.) – mnie. [przypis edytorski]
338jeszczek (gw.) – jeszcze. [przypis edytorski]
339kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
340przyletę (gw.) – przylecę. [przypis edytorski]
341se (gw.) – sobie. [przypis edytorski]
342ociec (daw., gw.) – ojciec. [przypis edytorski]
343barzej (gw.) – bardziej. [przypis edytorski]
344bych (gw.) – tu: by, aby. [przypis edytorski]
345póde (gw.) – pójdę. [przypis edytorski]
346wama (gw.) – wam. [przypis edytorski]
347dobre ludzie (gw.) – dobrzy ludzie. [przypis edytorski]
348przewiedzieć się (gw.) – dowiedzieć się. [przypis edytorski]
349przyniese (gw.) – przyniosę. [przypis edytorski]
350la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
351chyciła (gw.) – chwyciła. [przypis edytorski]
352barzej (gw.) – bardziej. [przypis edytorski]
353każden (gw.) – każdy. [przypis edytorski]
354dzieuszyne (gw.) – dziewczęce. [przypis edytorski]
355jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
356kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]
357wszędy (gw.) – wszędzie. [przypis edytorski]
358gniot – tu: tłok, ścisk. [przypis edytorski]
359kieby (gw.) – niby, jak. [przypis edytorski]
360jąć (daw., gw.) – zacząć. [przypis edytorski]
361spokoić (gw.) – uspokajać. [przypis edytorski]
362ruchać (daw., gw.) – ruszać. [przypis edytorski]
363podniesły (gw.) – podniosły. [przypis edytorski]
364kajś niekaj (gw.) – gdzieniegdzie. [przypis edytorski]
365la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
366jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]
367lekciej (gw.) – lżej. [przypis edytorski]
368poredzi (gw.) – poradzi; tu: potrafi. [przypis edytorski]
369honorny (gw.) – honorowy. [przypis edytorski]
370wycug – wyżywienie i utrzymanie. [przypis edytorski]
371bieder (gw.) – bioder. [przypis edytorski]
372borg – kredyt, pożyczka. [przypis edytorski]
373kole (gw.) – wokół. [przypis edytorski]
374przyźba a. przyzba – wał usypany z ziemi dokoła podmurówki dawnej chaty wiejskiej, często obłożony kamieniami a. deskami; daw. ludzie na wsi zwykli odpoczywać siedząc na przyzbie i mając za oparcie ścianę chałupy. [przypis edytorski]
375żali a. zali (daw., gw.) – czy. [przypis edytorski]
376kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
377zarno (gw.) – zaraz. [przypis edytorski]
378la (gw.) – dla. [przypis edytorski]
379latoś (daw., gw.) – w tym roku. [przypis edytorski]
380przednówek – okres przed nowymi zbiorami. [przypis edytorski]
381łoni (daw., gw.) – w zeszłym roku. [przypis edytorski]
382kiej (gw.) – jak. [przypis edytorski]
383ździebko (gw.) – trochę. [przypis edytorski]
384sfolżeć (daw., gw.) – osłabnąć. [przypis edytorski]
385rad (daw., gw.) – tu: chętnie. [przypis edytorski]
386wszyćko (gw.) – wszystko. [przypis edytorski]
387lebo (gw.) – albo. [przypis edytorski]
388gdziesik (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]
389deliberować – rozmyślać, roztrząsać. [przypis edytorski]
390skrzepić – wzmocnić. [przypis edytorski]
391turbacja (daw., gw.) – kłopot. [przypis edytorski]