Za darmo

Jak ognia szukałem

Tekst
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Ale jak się pasło owce na hali, to nie było żadnych sąsiadów blisko, trzeba było wtedy kawał drogi iść, żeby od kogo ognia dostać.

Tak też i teraz baca mówi do starszego juhasa:

– Jasiek, poleć no pod Koszystą, tam siedzi baca i pasie, poproś go ładnie, niech ci ognia da.

I poszedł Jasiek, kawał czasu go nie było, ale wrócił z niczym.

– Oj, baco, mówią, że u nich tak samo zlewa straszna była i że im ogień zalało.

– Ha, mówi baca. – To może byś ty, Kuba, poleciał na Skupniów Upłaz, tam baca z owcami siedzi, może on ma ogień, to ci da.

– Ano, dobrze – mówi młodszy juhas – to idę.

Czekamy więc na Kubę, nie ma go i nie ma. Południe już mija, gdy zjawia się w końcu Kuba, ale też z niczym przyszedł.

– Nie mają ognia i na Upłazie. Cały szałas im zalało. Co to robić?

– Baco, to może ja pójdę? – zapytałem. – Bo coś mi się widzi, że trzeba zejść do Kościeliskiej, do leśniczówki, tam przecie muszą mieć ogień.

– Ale już wieczór idzie i żebyś mi tylko nie zbłądził! Jakbyś się zapóźnił, to w leśniczówce przenocuj i jutro świtem wracaj, po nocy się nie wałęsaj.

– E, baco, ja nie zabłądzę, znam drogę na pamięć.