Za darmo

Uparty chłopiec

Tekst
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

20

Czytałem starą książkę o tym, jak za czasów Pasteura karmili małe dzieci w szpitalach.

Jeżeli dziecko płakało, wyjmowała niania z kieszeni kawałek chleba, gryzła chleb i śliniła, potem zawijała w kawałek gałgana, moczyła w wodzie z cukrem, uklepała brudną ręką i dawała małemu do ssania.

Dzieci chorowały i umierały. A doktorzy nie wiedzieli, co robić.

Dawali różne lekarstwa. Każdy inaczej radził.

Uczeni radzili i gadali. Doktorzy dziwili się i radzili. A dzieci umierały.

Dopiero Pasteur powie, jak gotować mleko. Jego sposób, jego mądry sposób gotowania mleka nazywa się – pasteryzacja.

Pasteryzacja, bo Pasteur tak kazał robić.

Czytałem starą książkę o tym, jak wtedy leczono chorych. Było w niej wydrukowane, że nie wolno myć chorego, nie wolno choremu zmieniać brudnej koszuli, nie wolno otwierać okna. I nie wolno było choremu dawać wody do picia.

A w szpitalu na ciemnej i brudnej sali leżeli razem chorzy na wszystkie choroby.

Umierał silny młody chłopiec, umierała kobieta, matka i dziecko. Umierali na tyfus, na cholerę, umierali od ran. Umierał żołnierz od nieważnej rany.

Będzie wojna. Zobaczy Pasteur, jak na biegunkę umierają całe oddziały żołnierzy.

Są drukowane błędy, głupstwa i kłamstwa.

Ktoś napisze: nie wiem i nie umiem.

Ktoś inny napisze: jeszcze nie wiem, ale badam i próbuję. Trzeci napisze: tak mi się zdaje, ale nie wiem na pewno.

Jednego można przekonać i przyzna się do błędu, nawet podziękuje. A drugi zarozumiały, za nic nie powie, że się pomylił.

Tak często bywa.

Stary Biot powiedział: nie wierzę. Ale młody Pasteur pokazał pod mikroskopem to, co udało mu się odkryć.

Biot nie był zazdrosny, nie był zarozumiały. Powiedział: „będziesz moim przyjacielem, będę ci pomagał”.

I pomagał, chociaż Pasteur co innego już robił i z innymi pracował nad tym, żeby w uczonych książkach pisali prawdę.

Jest wydrukowana taka stara recepta:

– Włóż do garnka brudną koszulę i kawał sera, a urodzą się myszy.

To jest błąd. Myszy przychodzą do sera i zakładają w nim gniazdo. Z sera nie zrodzi się mysz. Nie z brudnego mieszkania rodzą się robaki i muchy, i wszy. Ale w brudnym mieszkaniu mnożą się myszy. Muchy złożą jajka, jeśli nie zasłonić przed nimi mięsa albo sera. A na brudnej głowie jedna wesz wystarczy, żeby urodzić dziesięć albo sto.

I robak nie z gruszki się rodzi, nie z jabłka, nie ze śliwki, tylko z zarodka, który złożył taki sam robak, jak on.

A w powietrzu fruwają tysiące jajeczek, zarodników, żyjątek, których gołe oko nie widzi. Miliardy żyjątek.

Pasteur wie już o tym, ale jeszcze 17 lat będzie walczył.

Bo tak długo trwała wielka wojna uczonych o to, czy jest samorództwo, czy życie samo się rodzi.

21

Pasteur czyta, pisze, patrzy w swój mały mikroskop, rysuje i liczy.

Pasteur waży, mierzy, gotuje, grzeje, sypie różne proszki, przelewa płyny i wodę z butelki do butelki, z rurki do rurki, z kolby do kolby. Miesza i grzeje.

Stolarz będzie mu robił pudełka i klatki. Nauczy się topić i lutować szkło. Nauczy się tak zamykać naczynia, żeby nie trzeba było korka, żeby żaden pyłek z powietrza nie dostał się do płynu.

Umie i wie coraz lepiej i więcej.

Na tablicy domu, gdzie była na strychu jego pracownia, będzie kiedyś napisane:

Tu była pracownia Pasteura.

Rok 1860. Samorództwo.

Tak, wtedy zaczął. Ale nie rok uczył się Pasteur w tym domu i pisał, i uczył innych, tylko 30 lat.

W brudzie, w kurzu, w mętnej wodzie są małe żyjątka. Skąd się biorą? Z powietrza.

W mieście jest brudne powietrze.

Pasteur bada powietrze ulicy, pokoju i piwnicy.

Chwyta małe żyjątka do butelki razem z powietrzem. Przygotował kolby z tak długimi rurkami, że kurz do kolby nie może wejść. Można nie wpuścić żyjątek do butelki. Można je zabić przez gotowanie. Można płyn zagrzać, a w gorącej wodzie jedne żyjątka zginą, innym to nie zaszkodzi.

Są żyjątka pożyteczne i pracowite. To one robią spirytus, piwo, wino, one robią to, że chleb jest smaczny. Inne żyjątka psują i przeszkadzają. Przez nie wino robi się kwaśne, masło gorzknieje, a ciasto nie rośnie.

Żyjątka zarażają rany i krew człowieka. One powodują zaraźliwe choroby.

W brudzie, w kurzu, w mętnej wodzie i zepsutym powietrzu żyją małe żyjątka.

Można je chwytać do kolby, można je siać jak zboże, można je sadzić jak ziemniaki, można hodować jak ryby, można je posadzić jak kurę na jajach. Rodzić się będą jak grzyby. Ale tych grzybów będą miliony.

Pasteur już o tym wie, ale trzeba, żeby wszyscy wiedzieli: i fabrykant, i rolnik, i hodowca owiec, i lekarz ludzi.

Każdy student musi wiedzieć. I piekarz, i garbarz, każdy robotnik, kobieta i dziecko.

Bo każdy musi mieć czyste powietrze i czystą wodę, czystą beczkę i wiadro. I koszula każdego musi być czysta.

Trzeba o tym pisać w książkach i w gazetach, żeby wiedział o tym cały Paryż, cała Francja, wszystkie narody i ludy całego świata.

Tego jeden człowiek nie zrobi.

Trzeba uczyć nauczycieli. Trzeba zakładać pracownie. Każda szkoła musi mieć mikroskop. Łatwo jest nauczyć się patrzeć. Trzeba mieć silną wolę i być upartym w pracy.

Wie o tym Pasteur, czuje i chce, i wierzy.

Co z tego, kiedy nie wierzą mu jeszcze nawet uczeni? Nie wszyscy. Co robić?

22

Ma teraz Pasteur dwóch zajadłych wrogów. Jeden, to uczony z miasta Rouen (Ruę), drugi z miasta Toulouse (Tuluz). Będą jeszcze inni we Francji i za granicą. Jak złe psy rzucać się będą na niego i ujadać.

Pisze Ludwik do ojca:

– Niech mówią, co im się podoba. Nie odpowiadam nawet. Szkoda czasu. Mam prawdę dla siebie. Oni nie wiedzą, jak robi się próby naukowe. To sztuka trudna. Długo trzeba myśleć i czytać, długo trzeba siedzieć w pracowni i próbować. Oni tego nie lubią.

Pisze do Karola:

– Jadę w góry. Potrzebne mi jest do badania czyste górskie powietrze. Piszę książkę o samorództwie.

Powiedział do żony: – Jadę.

Pojechał do Arbois (Arbua).

W brudzie, w kurzu, w powietrzu są małe żyjątka. Małe, ale silne. Zabija je ogień. Są małe, nie można ich widzieć bez mikroskopu.

Żyją w powietrzu, którym oddychamy, są na jedzeniu, które spożywamy, są na ubraniu, na rękach, w ustach, na skórze.

Są żyjątka pożyteczne i szkodliwe.

Pasteur mówi:

– Muszę je poznać i wiedzieć.

Pasteur jest uparty.

Łapie powietrze do butelek z cienkiego szkła. Te butelki nazywają się kolby.

Chodzi Pasteur z tymi kolbami po Paryżu rano, wieczorem i w nocy, chodzi, kiedy jest wiatr i kurz, i po deszczu. Chwyta powietrze do butelek z płynem: za miastem, w lesie, wysoko na wieży, w piwnicy.

Będzie chodził do szpitala, gdzie leżą chorzy na cholerę.

– Nie wierzycie, że te żyjątka są w powietrzu? Zrobię próbę. Musicie uwierzyć. Fermentacje, gnicie i choroby – to ich robota. Musicie uwierzyć.

Były już wtedy na świecie balony. Samolotów nie było.

Pasteur prosi:

– Chcę frunąć wysoko balonem.

Mówi:

– Wysoko w górze nie ma kurzu. Jeżeli będę wysoko w balonie i tam złapię powietrze do kolby z wodą, nic nie znajdę w wodzie. Płyn będzie przezroczysty. Nic się w nim nie urodzi.

Ale szkło musi być czyste. Kolbę otworzę nie ręką, ale żelazkiem. Nie korkiem butelkę zamknę, bo jest zakurzony. Szkło przepalę nad ogniem i zalutuję.

I nie woda będzie w tej kolbie, ale płyn. Wsypię do kolby z wodą proszki i kryształy, bo tym się te żyjątka karmią. Potrzebny im jest pokarm, żeby rosły i rozmnażały się, żeby się rodziły.

Nie dano Pasteurowi pojechać balonem. Poradzi sobie inaczej. Pojechał do Arbois (Arbua).

23

Pasteur pojechał do Arbois.

Tu obok garbarni ojca otworzył i zamknął 20 butelek. Ułamał szkło, weszło do butelki powietrze; zaraz nad maszynką spirytusową zagrzał cienkie szkło i zalutował.

Nakleił kartki z napisem, gdzie brał powietrze, którego dnia i o której godzinie.

Tak pisze teraz na kolbach, tak będzie czynił, robiąc badania z motylami, psami, krowami, owcami.

Zawsze napisze, gdzie to robił, co zrobił, którego dnia i o której godzinie. Tak samo będzie zapisywał wszystko o chorych.

Wszedł na wysoką górę. Na górę 200 pięter wysoką. Tu znów otworzył i zalutował nowych 20 kolb z cienkiego szkła.

Na górze jest karczma. To dobrze. W karczmie powietrze jest brudne, chociaż stoi ona wysoko.

Pasteur otworzył w karczmie i zalutował 13 kolb.

Potem wszedł jeszcze wyżej.

Tu jest już tylko lód i śnieg. Nie ma kurzu.

Nie ma nikogo. Jest tylko jeden człowiek, Ludwik Pasteur.

Tylko on jeden może mieć żyjątka na rękach i na ubraniu. I jego kolby zakurzyły się w drodze.

Pasteur zapalił maszynkę spirytusową. Żelazko przepalił nad ogniem. Żelazkiem szyjkę kolby ułamał, potrzymał kolbę, żeby powietrze weszło. Zalutował ostatnie 20 kolb.

Razem było 20 + 20 + 13 + 20 = 73. Dlaczego tyle? – Nie wiem. – Może zabrał 100, ale się potłukły w drodze? Droga nie była łatwa.

Pasteur dnie całe siedział w pracowni. Nie umiał chodzić po górach lodowych.

Pasteur wrócił do garbarni, do ojca.

O czym rozmawiał ze starym ojcem?

Co mówił ojciec, co mówił syn?

Nie wiemy.

O czym Ludwik myślał, leżąc w łóżku w tym domu, gdzie matka tyle razy mówiła mu:

– Dobranoc.

Spotkał Julka.

Julek, kolega ze szkoły powszechnej. Razem bawili się w garbarni. Razem gonili się na podwórzu, razem pojechali do Paryża, gdy byli dziećmi.

Szkoda, że nie wiemy, o czym rozmawiali.

Szkoda, że nie znamy ostatniej rozmowy Ludwika z ojcem, kiedy po powrocie z trudnej podróży w góry układał swoje kolby z powietrzem brudnym i czystym. Ostrożnie, żeby się nie potłukły. Ostrożnie, żeby się kartki nie odkleiły.

 

Bo w tych kolbach jest dowód prawdy.

Nie wiem, o czym mówił uczony ojciec z synem.

Nie wiedział biedny Ludwik, że to jego ostatnia z ojcem rozmowa. Zobaczy go jeszcze raz, ale już w trumnie.

Piszą pisarze o tych, którzy umarli. Wymyślają z głowy różne ich rozmowy. Piszą, co myślą wielcy ludzie, co mówili, co czuli.

Ja nie chcę tego robić. Trudno znać myśli i uczucia wielkiego człowieka.

Wiem tylko to, co Pasteur pisał w książkach i w listach.

24

Miesiąc kwiecień. Wiosna.

Wielka sala uniwersytetu. Mądra sala Sorbony.

Siedzą profesorowie, doktorzy, studenci. Czekają.

Pasteur ma mówić o swojej podróży.

Czekają. Dlaczego nie zaczyna?

Siedzą młodzi i starzy, sławni i nieznani. Przyszły ciekawe panie i bogaci panowie. Jest ksiądz i generał. Jest minister, poseł, senator.

Jedni są poważni i skupieni, inni śmieją się i żartują.

– O patrz, tam siedzi hrabia. A tam sławny pisarz. Przyszła pani Sand22. Przyszła Matylda23. Jest przyjaciel cesarza.

Czekają. Dlaczego się nie zaczyna?

– Co to jest samorództwo? – Co to kogo obchodzi? – O co oni się kłócą? – Po co łaził na górę?

– Czy Pasteur jest wielkim uczonym, a może kłamie i oszukuje?

Wchodzi Ludwik Pasteur. Ustawia mikroskop. Ustawia na stole kolby, rurki, słoiki. Zaczyna mówić.

Co mówi, to pokazuje.

Ta mowa Pasteura jest zapisana. Ta mowa jest ważna.

Historyczna pamiątka. Szkoda, że moja książka jest mała i niewiele da się z tej mowy przepisać.

Pasteur mówił:

– Tu jest butelka z płynem zupełnie czystym. Jeśli wezmę pod mikroskop kroplę tego płynu, nie zobaczę w niej ani jednego żyjątka. Gotowałem ten płyn i zabiłem zarodki. – Otwieram tę butelkę. Wpadają do niej zarodki. Jutro będą tysiące żyjątek. – Skąd? Z powietrza.

Ale tu, w tym gotowanym płynie już nic nie będzie. Ani jutro, ani za dwa dni, ani za trzy, ani za cztery, ani za miesiąc, ani za rok, ani za trzy i za cztery lata nic się nie urodzi. Ja tę próbę robiłem cztery lata temu. Powietrze brałem na czystej lodowej górze.

Pasteur długo mówił i skończył tak:

– Nie ma samorództwa. Wszystko co żyje, rodzi się z żywego. Każde najmniejsze nawet żyjątko ma rodziców podobnych do siebie. Ten, kto mówi inaczej, źle robił swoje próby, popełnił błąd, którego nie zauważył, albo nie umiał go uniknąć.

W trzynastu butelkach, napełnionych powietrzem brudnej karczmy, była zepsuta woda.

Na 20 butelek z powietrzem z góry lodowej jedna tylko ma żyjątka. Skąd się wzięły?

Dostały się z włosów Pasteura, z ubrania Pasteura. Może ręką nieostrożnie dotknął się wody.

Pasteur powiedział:

– Ja tę próbę robiłem cztery lata temu.

Tak. Cztery lata siedział w pracowni. Sto i tysiąc razy powtarzał i zmieniał sposoby badań. Pracował długo, uważnie i ostrożnie.

Ale przeciwnicy i wrogowie też chodzili po górach. Chwalili się:

– Ja byłem jeszcze wyżej. Byłem na wulkanie. Byłem na wyspie.

I co z tego? Byli, ale nie potrafili nic zrobić. Popełniali błędy. Nie poprawiali swoich błędów.

Pasteur wygrał bitwę, do której przygotowywał się już wtedy, gdy robił fosfor. I wtedy, kiedy rysował portret swej matki i tak długo poprawiał rysunek, aż stał się podobny.

Pasteur powiedział prawdę, której ludzie nie znali. Pasteur znalazł prawdę, której ludzie szukali przez 2000 lat.

25

Duża książka francuska o życiu Pasteura ma 685 stronic.

Chcę wiedzieć, ile razy Pasteur rozmawiał z cesarzem francuskim. Trudno szukać i przewracać kartki tak grubej książki.

Ale jest na to sposób: na końcu książki wypisane jest, o czym mówi każda stronica.

Patrzę:

Stronica 124. – Pierwsza rozmowa Pasteura z cesarzem. Stronica 159. – rozmowa w pałacu cesarskim. Stronica 205. – list Pasteura do cesarza. Stronica 218. – narada uczonych w zamku cesarskim.

Chcę wiedzieć, czy Pasteur był szczęśliwy. Czy był szczęśliwym ojcem?

Szukam:

Stronica 101. – śmierć Janinki.

Stronica 145. – śmierć ojca Pasteura.

Stronica 154. – śmierć Kamilki.

Stronica 166. – śmierć Cecylki.

Kiedy umarł ojciec, napisał Pasteur do córki:

– Droga Cecylko! Dziadek umarł w dniu twojej pierwszej komunii. Może miałem przeczucie, kiedy prosiłem, żebyś się pomodliła o jego zdrowie. Jak to dobrze, że widział was niedawno, ucałował i poznał małą, kochaną Kamilkę. Będziemy często wspominali dziadzia z Arbois (Arbua).

Nie wiedział, że tak prędko Kamilka i Cecylka połączą się z dziadkiem na wieki.

Cecylka miała lat 12, gdy zachorowała na tyfus.

Pasteur był daleko. Wysłał go minister, żeby ratował chore jedwabniki, żeby leczył motyle.

Nie może jechać do swego chorego dziecka, nie może rzucić pracy. To ważna praca.

Jedwab to bogactwo Francji. Te motyle żywią tysiące rodzin. Jedwab to chleb dla francuskich dzieci.

Pani Pasteur wie to i rozumie. Jej Ludwik nie ma prawa rzucać posterunku. Jej Ludwik jest żołnierzem, który walczy z zarazą.

Teraz jest zaraza motyli.

Ale wybije godzina, kiedy rozpocznie on walkę o zdrowie i życie człowieka.

Pasteur pojechał do chorej Cecylki, ale tylko na trzy dni. Potem wrócił do pracowni. Prosił doktora, gdy odjeżdżał, żeby pisał do niego często, jak się Cecylka miewa.

– Cecylka już siedzi na fotelu, uśmiecha się do Maniusi, a przez otwarte okno uśmiecha się do niej słońce – pisze doktor. – Staram się, żeby było dobrze. Pani Pasteur robi, co może. Staramy się oboje. Wierzę w dobry koniec choroby.

Nie pomogły starania matki i mało mogli pomóc lekarze. Umierało wtedy dużo dzieci. W dwa dni później Cecylka już nie żyła. Nie pożegnała się z ojcem.

I nie pożegnał się z synem stary garbarz. Praca jest nieubłagana.

Kamilka miała dwa lata, kiedy ją położyli do trumny.

Pisze wtedy Pasteur list, który trudno zrozumieć tym, co nie znają książek filozofów.

Pisze tak:

– Cała moja filozofia płynie z serca, nie z rozumu. Kiedy traci się ukochane dziecko, uczucia kierują się ku temu, co jest wieczne. Doświadczenia zmieniają nasze idee. Cała natura, początek i koniec, różnią się od tego, co przeczuwamy, od tego, co wiemy.

22Sand, George, właśc. Aurore Dudevant (1804–1875) – francuska pisarka, odgrywała dużą rolę w życiu artystycznym i literackim epoki romantyzmu. [przypis edytorski]
23Matylda – Matylda Letycja Bonaparte (1820–1904), córka najmłodszego brata Napoleona, ważna postać kulturalnego życia Francji, prowadziła tzw. salon literacki, czyli miejsce spotkań i wymiany myśli artystów, naukowców, polityków itp. [przypis edytorski]