Za darmo

Uparty chłopiec

Tekst
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

14

Ludzie kupują cukier i sól, ale nic ich nie obchodzi, że to są kryształy.

Znają kwaśne mleko, ale nie myślą o tym, dlaczego mleko kwaśnieje?

Jedzą chleb. Dlaczego do wypieku chleba potrzebne są drożdże? Dlaczego placki i babki raz rosną i są doskonałe, a drugi raz się nie udają?

Piją piwo, wino i wódkę. Jak to się robi?

Dlaczego mięso psuje się i gnije?

Dlaczego zdrowy człowiek może się zarazić od chorego?

Dlaczego chorują krowy, konie i owce, kury i motyle?

Dlaczego w brudzie rodzą się robaki?

Dlaczego jedna kobieta urodzi dziecko i żyje, i jest zdrowa, a druga umiera?

I dziś jeszcze nie wszyscy to wiedzą albo coś niecoś wiedzą. Ale wtedy nikt tego nie wiedział.

I teraz nie wszyscy chcą się dowiedzieć.

Ale Pasteur był uparty w poszukiwaniach i mówił:

– Chcę i będę wiedział. Dobrze będę wiedział i wszystko – dokładnie, gruntownie. Będę sam wszystko robił i pracował. A potem nauczę innych.

Kiedy Pasteur był studentem, przeczytał w książce, że zapałki robi się z fosforu, a fosfor można wydobyć z kości. Przeczytał, jak się to robi.

Kupił kości, spalił je w piecu, zebrał, połamał, roztarł na proszek, położył na wagę, nalał płyn, który książka wskazała.

To była pierwsza jego próba naukowa i pierwsza radość. Zdobył fosfor, nasypał do słoika.

Takich prób będzie robił setki, tysiące.

Jeżeli próba się nie uda, nic nie szkodzi. Nie stracił czasu nadaremnie.

Nauczył się, że tak jest niedobrze, że trzeba robić inaczej. Dowiedział się, że tą drogą niczego się nie dowie. Nauczył się, jak trzeba pracować.

Coraz lepiej będzie mieszał i gotował, coraz lepiej będzie mieszał i ważył. Coraz więcej zna kwasów i soli, proszków i kryształów. Coraz więcej widzi przez lupę i przez mikroskop.

Coraz łatwiej przelewa płyny z butelki do butelki, żeby nie wylać, a potem dobrze zakorkować.

Pilnuje się, żeby nie złamać, odstawić na miejsce; żeby pamiętać, gdzie postawił; żeby zapisać, co robi, co widzi.

Robotnik przy maszynie musi być ostrożny i uważny, bo może zepsuć, uderzyć się albo skaleczyć. Uczony w pracowni jest także robotnikiem i jeszcze bardziej musi się pilnować.

Nie wiemy, ile razy Pasteur skaleczył się i sparzył, ile razy przewrócił butelkę i wylał, ile razy postawił coś albo położył, a potem szukał. Ile razy był zmęczony i śpiący, a wtedy łatwo się pomylić.

Ale wiemy, że za lat 30 Pasteur będzie badał wściekłe psy. Z pyska wściekłego psa, który rzuca się i gryzie, będzie brał trującą ślinę. Ten straszny jad szalonego psa będzie zastrzykiwał myszom i królikom.

W pracowni swojej będzie gromadził chorą krew i mocz, i zgniłą ropę wrzodów.

Dużo razy powie mu żona:

– Bądź ostrożny. Uważaj. Tak bardzo boję się o ciebie.

A Pasteur odpowie:

– Bądź spokojna. Umiem obchodzić się z trucizną.

Pasteur był naprawdę uważny i ostrożny.

15

Miasto Lille (Lil) urządza nowy uniwersytet. Jest tam dużo bogatych fabryk. Potrzebni są uczeni ludzie, żeby mogli nauczać w uniwersytecie. Ministerstwo musi tam posłać dobrego profesora.

Minister wie, kogo wybrać, żeby dobrze nauczał i żeby założył dobrą pracownię. Wybrał Pasteura i napisał do niego:

– Wiem, że pan będzie uczył tak, jak trzeba. Jest to ważna placówka. Fabryki muszą mieć wykształconych kierowników.

Dobrze.

Pasteur mówi do żony:

– Jedziemy. Jedziemy do miasta Lille.

I już układa w głowie, o czym pierwszy raz przemówi do studentów, żeby go zrozumieli, żeby pokochali pracę i naukę.

Jeden nauczyciel wykłada, ale nikt go nie słucha. Innego słuchają, ale prędko zapominają to, o czym mówił. Trzeciego nauczyciela pamięta się przez całe życie.

Kiedy mały Ludwik był porządkowym monitorem w szkole powszechnej, uczył się, jak trzeba mówić, żeby go koledzy słuchali i lubili.

W szkole w Besançon i u pana Barbet nauczył się tak tłumaczyć, żeby go każdy uczeń dobrze rozumiał.

W Dijon znalazł sposób, żeby chłopak uważał na lekcji, nawet na ostatniej godzinie, kiedy już jest zmęczony.

Nie na próżno słuchał Pasteur wykładów sławnego Dumasa17 i wie, że wykładać trzeba ciekawie i ładnie.

W Lille na pierwszym wykładzie powiedział tak:

– Dam wam do ręki kartofel. Zrobicie z niego cukier. Z cukru zrobicie spirytus. Ze spirytusu zrobicie ocet i eter. Kto z was zrobi to w pracowni sam, nigdy już nie zapomni.

Powiedział tak:

– Ten kto uczył się geografii tylko z książki, umie bardzo mało. Ten, kto podróżował, widział i dotykał, pozna świat i będzie wszystko pamiętał.

Powiedział jeszcze:

– I książka jest potrzebna. Nie wolno mówić: po co mi nauka?

Wiecie, że magnes porusza igłę. Każdy z was to widział. Ale uczony duński Eerstet18, który dużo umiał z książek i dużo myślał, powiedział sobie: igła, magnes – dobrze – zrobię z tego telegraf.

I zrobił.

Mówią, że wielkie odkrycia to przypadek. Ale trzeba dużo umieć i wiele pracować, żeby z przypadku skorzystać.

Pasteur tak powiedział do studentów:

– Teoria jest jak dziecko, które zaczyna życie. Ale w dziecku są nieznane ziarna talentów. Może być uczonym, może być bohaterem. Dziecko – to nadzieja. Niech rośnie. Czekajmy, co powie za lat dwadzieścia.

Kto umie uczyć się z książki, może kiedyś zrobić odkrycie i powiedzieć to, czego dotąd żadna książka jeszcze nie powiedziała.

Wykłady, książki, pracownia, wycieczki… Trzeba umieć oglądać i pokazywać. Jeden zwiedza naprawdę, a inny gapi się tylko.

Pasteur zwiedzał ze studentami fabryki i gospodarstwa po miastach i wsiach. Obejrzeli wszystko, co było ciekawego we Francji. Pojadą i do Belgii.

Nauczył się Pasteur oglądać i pokazywać, kiedy sam szukał ciekawych kryształów w fabrykach Lipska, Wiednia i Pragi.

Pisał wtedy do żony: „jestem bardzo zmęczony”.

Wycieczka naukowa męczy. Wycieczka naukowa to ciekawa praca, nie wypoczynek i zabawa.

16

Ten, kto widzi dobrze, nie nosi okularów. Ale i ten, kto dobrze widzi, nie wszystko zobaczy gołym okiem.

W fabrykach wyrabiają szkła powiększające i lupy. Później zaczęto robić mikroskopy.

Mikroskopy składają się z metalowej rurki i szkieł powiększających, przez które można widzieć to, czego nikt gołym okiem nie zobaczy. Ani przez okulary, ani przez lupę.

Teraz już uczony ma w swojej pracowni różne mikroskopy.

A ja widziałem w Paryżu mikroskop w pracowni Pasteura. Taki mały, taki ubogi mikroskop, jaki teraz mają najwyżej uczniowie w szkole, a nie uczeni w pracowni.

Patrzyłem na ten mikroskop Pasteura i smutno mi się zrobiło. Jak go musiały boleć oczy, jak się musiał męczyć i trudzić wielki człowiek, pochylony nad tym mikroskopem.

Gdy umiera wielki człowiek, zbiera się po nim pamiątki.

Ludzie zbierają listy, które pisał i które dostawał. Każdy jego papierek, każdy rysunek ma znaczenie.

Oto jest stół, przy którym siedział i pracował. Laska, którą się podpierał. Oto jego zeszyt, książka szkolna, cenzura.

Wszystko to jest ważne, bo pokazuje, jak żył wielki człowiek, co posiadał, co kochał, jak walczył.

Przez ten mały i biedny mikroskop oglądał Pasteur w wodzie, w mleku, w winie różne kulki, nitki, pyłki, kryształy, wałeczki, maleńkie paciorki, grona i łańcuszki.

Co to jest? Czy one żyją? Co znaczą? Skąd się biorą?

Jedne z nich ruszają się, skaczą, pływają, gonią się, bawią, kręcą się. Inne wcale się nie ruszają.

Ktoś zapyta: co to jest? Powie sobie: nie wiem. I koniec.

Ktoś inny powie: to dziwne. I także nic więcej. Tyle tam tego. Ładne. Śmieszne. Są, to są. Niech sobie będą.

Ale Pasteur jest uparty. Jeśli zada sobie pytanie: co to jest? dlaczego? po co? – musi znaleźć odpowiedź.

Pasteur zaczął rysować. Znów rysuje.

Teraz nie rysuje już ani matki, ani bednarza Gaidot, ani Zofii Roche. Nie rysuje ojca ani Karola.

Pasteur rysuje te kulki, nitki, łańcuszki i gałązki, które widzi pod mikroskopem w wodzie, w mleku, w winie. Jedne z nich spotyka często, inne rzadko. Tęskni za nimi, gdy ich długo nie widzi. Nie ma ich. Ale oto są znowu – stare znajome. Tylko jakieś inne, małe, chude. A dziś znów inne, duże. Inne są w kwaśnym mleku, inne te, które widać w zepsutym piwie.

Pasteur zna już kulki i nitki zdrowe i zna chore, wesołe i smutne. Kocha je jak dzieci, jak kryształy, jak Karola, jak żonę i swój mały mikroskop.

Czym jesteście? Co robicie? Jak żyjecie kochani przyjaciele? Może wam zimno? Może jesteście głodni? Witam was małe, dziwne żyjątka!

Mówi Pasteur:

– Te małe kuleczki żyją i pracują. Te małe kulki i nitki, które widzę pod mikroskopem, są tak samo ważne dla człowieka, jak koń, jak krowa, jak chleb, jak powietrze, jak woda, jak ogień.

Mówi Pasteur:

– Są one jak pług, który orze, jak miecz, co zabija. Są jak ogień, co grzeje, jak piorun, który razi. Są jak trucizna. Są jak lekarstwo.

Czy może zabić człowieka takie malusieńkie coś, taki pyłek, kropeczka, takie nic?

 

Czy Pasteur jest nieprzytomny, gdy mówi, że rzuci groch, a ten groszek rozwali dom?

17

Na ścianie domu jednej z ulic Paryża wisi tablica.

Napisane jest na tej tablicy:

„Tu była pracownia Pasteura”.

Rok 1857. Fermentacja.

Rok 1860. Samorództwo19.

Rok 1865. Choroby wina i piwa.

Rok 1868. Choroby jedwabników.

Rok 1881. Jady i szczepionki.

Rok 1885. Zapobieganie wściekliźnie.

Ten napis nie objaśnia wszystkiego, jak było. Inaczej było.

Nikt nie wie, kiedy wielki uczony zaczyna, nikt nie wie, kiedy kończy pracę. Bo nie tylko ręce robią, ale głowa, ale myśl jego.

Ludzie wiedzą, kiedy napisał, że mu się udało zrobić to i tamto, ale nie wiedzą, jak długo plan układał, jak długo rozmyślał, męczył się, ile razy zaczynał, jak mu się nie udawało, a on uparcie mówił:

– Muszę wiedzieć. Muszę zrobić.

Nie chce jeść, nie może spać, nie zna odpoczynku. Nie boi się nikogo. Nie wolno mu nawet chorować.

Mówią ludzie:

– Uparty. Jak głupi.

A on myśli:

– Może tak? Może inaczej spróbować? Może inaczej zacząć?

Pozostała kartka, na której Pasteur napisał:

– Już wiem. Widziałem pod mikroskopem.

A po paru dniach przekreślił to i napisał.

– Błąd. Omyłka. Nie!

Umarło mu dziecko. Nie żyje Janinka.

Pisze do ojca list:

– Moja biedna mała. Taka dobra, taka wesoła. Byłaby przyjaciółką swojej matki i moją, i nas wszystkich.

Zaraz potem pisze do Karola:

– Pracuję nad fermentacją20. To ważne. To wiąże się z wielką tajemnicą życia i śmierci.

I znów po miesiącu pisze do ojca.

– Zacząłem pracę nad smutną tajemnicą śmierci.

Umarło mu dziecko, ale on nie ma czasu płakać.

Musi pracować.

I walczyć o prawdę.

Bo w uczonych książkach są błędy i głupstwa. Bo uczeni tak mało wiedzą, a tymczasem ludzie chorują.

Umarło mu dziecko, umrze jeszcze dwoje. Zapłacze.

Ale Pasteur jest uparty. Znów i znów pytać się będzie:

– Dlaczego dzieci umierają? Dlaczego rany się nie goją, co to jest zaraza?

Może te małe kulki, paciorki, łańcuszki i pyłki roznoszą choroby?

18

Dobrze było Pasteurowi w Lille. Miał wygodną pracownię, którą urządził tak, jak chciał.

Znalazł fabrykę, gdzie może robić próby, jakie chce. Bogaty fabrykant sam prosił, żeby Pasteur zbadał, dlaczego fermentacja cukru i spirytusu raz dobrze się udaje, to znów wszystko się psuje i marnuje, a fabryka nie zarabia, ale traci.

Pasteur mówi do studentów:

– Dam wam do ręki kartofel. Zrobicie z niego cukier. Z cukru zrobicie spirytus, ocet i eter.

Sprawi to fermentacja.

Ale są jakieś choroby czy kaprysy cukru, wina i piwa.

Starają się robotnicy, stara się chemik. Ale się nie udaje. Było dobrze, a jest źle. Dlaczego?

To nie są kaprysy. To jest nieznana choroba, mówi Pasteur, i jak doktor, bada całą fabrykę.

Ogląda maszyny i kadzie. Ogląda, stuka, wącha beczki i butelki. Wącha, kosztuje językiem, czy słodkie, czy gorzkie.

Może jest za zimno? Może za gorąco? Może woda jest brudna? Może kurz? Może fermentowało za długo, może za krótko?

A to co jest? Te plamy, ta pianka? Co to za twarde w beczkach kawałki?

– Nie wiem – mówi fabrykant.

– Niech pan da. Zobaczę pod mikroskopem.

Przysyłają mu ze wsi mleko i masło. Bo i one czasem kapryszą i chorują. A pod mikroskopem widać w nich te same kulki i nitki, paciorki i łańcuszki, raz takie, a raz inne.

Każą Pasteurowi przenieść się do Paryża. Znów przeszkoda w badaniach. Mówi Pasteur do żony.

– Jedziemy.

Każą mu zająć się domami uniwersytetu.

Rząd ma teraz pieniądze, a domy są stare.

Trzeba reperować dachy, podłogi, schody, poprawiać okna i drzwi. Trzeba rozmawiać z robotnikami, targować się i pilnować roboty.

Znów nowi koledzy i uczniowie.

Nie ma czasu na mikroskop.

Ale wszystko jest nauką. Jak i co robi stolarz? Jakie szyby są tanie i mocne? Uczony musi wszystko znać: i szkło, i drzewo, i żelazo.

Dostał Pasteur list od jednego zdolnego ucznia Pawła. Młody Paweł Dalimier (Dalimie). Chce pracować w uniwersytecie paryskim, ale posłali go do szkoły w Chaumont (Szomą).

– Dlaczego mi to zrobili? Niech pan poprosi ministra. Chcę być w Paryżu.

Pasteur pisze do Pawła:

– Pańskie zniechęcenie niegodne jest uczonego. Nakaz może jest niesprawiedliwy, ale najważniejszym dla Pana musi być teraz powierzona Panu klasa, nauka i postępy uczniów. Nie myśleć o niczym, tylko spełniać swoje obowiązki.

Paweł Dalimier odpisał:

– Głęboko szanuję radę Pańską. Poświęcam cały swój czas uczniom. Pracownia fizyczna była w stanie opłakanym. Już to poprawiłem. Jest lepiej. Szkoła się rozwija.

19

Pasteur urządził sobie pracownię na strychu.

Ciasno tu i gorąco w lecie. Mróz w zimie.

Jest sam. Nie ma nawet chłopca do pomocy. Sam musi sprzątać, sam pilnuje pieca i zmywa butelki.

Ale to nic. Polubił swój strych. Spokojnie tu, choć niewygodnie.

Kiedy był młodym chłopakiem, tak bardzo chciał mieć swój pokój, żeby mu nikt nie przeszkadzał.

– Będziemy razem pracowali – prosił go stary Biot.

Ale Pasteur układa nowe plany.

– Kryształy są ciekawe i ważne. Ale są inne ważne tajemnice.

– Wiem, chcesz badać fermenty – mówi niechętnie Biot.

– Tak. Fermenty. Ale nie tylko to. Muszę wiedzieć, skąd biorą się te maleńkie żyjątka w wodzie, w mleku, w mięsie, w moczu, we krwi. Chcę badać ich życie.

– Zostaw – prosił Biot. – Rób spokojnie dalej to, co robiłeś z początku.

Nie. Wielki człowiek nie chce spokoju.

Nie zna wielki człowiek spokoju.

Życie Pasteura uczy nas, jak trudno znaleźć nową prawdę.

Ale znaleźć prawdę, to mało. Trzeba, żeby prawdę ludzie zobaczyli, żeby uwierzyli, żeby wszyscy wiedzieli, że tak jest, żeby nikt nie śmiał powiedzieć inaczej.

Głosić nowe prawdy, to tępić stare błędy. Głosić nowe prawdy, to zabijać przesądy.

Nowa prawda ma wrogów.

Jeden jest wrogiem, bo nie chce myśleć: niech będzie tak, jak było. Drugi wróg jest zarozumiały: powiedział inaczej i nie chce przyznać się do błędu, bo się wstydzi. Trzeci jest zazdrosny, bo nie jemu się udało. Czwarty udaje, że wie, i krzyczy głośno, żeby ludzie myśleli, że i on jest uczony.

Wróg nowej prawdy krzyczy głośno i kłóci się, albo cicho w kącie gada. Tu i tam, od tego do tamtego, tak i inaczej. Czasem nawet udaje przyjaciela. Udaje, że pomaga. W oczy mówi co innego, a za oczy inaczej21.

Nie każdy walczy uczciwie i jawnie.

Pasteur nie lubi się kłócić, ale walczyć musi.

Raz bardzo mu już dokuczyli. Rozgniewał się.

Jeśli nie widzą tego, co małe, pokaże im duże. Jeśli nie chcą szukać pod mikroskopem, zobaczą gołym okiem.

Przyda mu się teraz znajomość ze stolarzem.

Kazał zrobić z drzewa dwa ogromne modele kryształu, dwa wielkie drewniane kloce.

Zaniósł na posiedzenie uczonych. Postawił.

– Czy widzicie teraz? – zapytał z gniewem. – Jeżeli rozumiecie, o co chodzi, gdzie jest wasze sumienie? Jeżeli nie rozumiecie, po co się wtrącacie?

A jego uczeń, młody przyjaciel Duclaux (Diklo) powiedział potem:

– Trzeba im było te drewniane lalki rzucić na głowy.

Roześmiał się Pasteur!

Dlaczego nie ma książki pod tytułem: Wielcy kłamcy i fałszerze wiedzy?

17Dumas, Jean Baptiste (1800–1884) – chemik francuski, profesor Sorbony, członek Akademii Francuskiej. [przypis edytorski]
18uczony duński Eerstet – Hans Christian Ørsted (1777–1851), fizyk i chemik, odkrył zjawisko elektromagnetyzmu. [przypis edytorski]
19samorództwo – teoria o powstawaniu życia z formy nieożywionej. Pasteur ostatecznie ją obalił, co zdecydowanie ułatwiło pracę naukową jego następcom. [przypis edytorski]
20fermentacja – proces rozkładu związków organicznych. Pasteur dowiódł, że jest wywoływany także przez drobnoustroje. [przypis edytorski]
21W oczy mówi co innego, a za oczy inaczej (daw.) – w oczy, czyli otwarcie; za oczy, w nieobecności, za plecami. [przypis edytorski]