Za darmo

O miłości

Tekst
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Rozdział LVI. Ciąg dalszy

Wszystkie nasze pojęcia o kobietach czerpie się we Francji z trzygroszowego katechizmu, a co zabawne, to iż niejeden człowiek, który by nie uznał powagi tej książki w sprawie tyczącej pięćdziesięciu franków, trzyma się jej dosłownie i bezmyślnie w przedmiocie, który, zważywszy czczość obyczajów dziewiętnastego wieku, jest może najważniejszy dla ich szczęścia.

Nie może być rozwodów, bo małżeństwo jest tajemnicą mistyczną, i jaką tajemnicą? obrazem połączenia Chrystusa z Kościołem. I cóż by się stało z tą tajemnicą, gdyby kościół był przypadkiem rodzaju męskiego266?? Ale dajmy pokój zabobonom, które zanikają267; przyjrzyjmy się jedynie temu osobliwemu widowisku: korzeń podcięty toporem śmieszności, ale gałęzie kwitną dalej. Wróćmy do obserwacji faktów i ich następstw.

U obu płci od sposobu, w jaki się zużyło młodość, zależy los starości; dla kobiet staje się to prawdą wcześniej. Jak przyjmuje świat kobietę czterdziestopięcioletnią? W sposób surowy i raczej niższy od jej wartości; schlebia im w dwudziestym roku, rzuca je w czterdziestym.

Kobieta czterdziestopięcioletnia liczy się tylko albo przez swoje dzieci, albo przez swego kochanka.

Matka, która celuje w sztukach pięknych, może przekazać synowi swój talent jedynie w wypadku niezmiernie rzadkim, w którym ów syn otrzymał od natury właśnie ten talent. Matka, która jest starannie wychowana, da synowi pojęcie nie tylko o wszystkich talentach miłych, ale także o tych, które są pożyteczne; będzie mógł wybierać. Barbarzyństwo Turków wynika w znacznej mierze z głupoty pięknych Gruzinek. Młodzi paryżanie zawdzięczają matkom niewątpliwą wyższość, jaką w szesnastym roku mają nad swymi rówieśnikami z prowincji. Między szesnastym a dwudziestym piątym szansa się odmienia.

Ludzie, którzy wynaleźli gromochron, druk, tkactwo, co dzień przyczyniają się do naszego szczęścia; tak samo Montesquieu, Racine, La Fontaine. Otóż ilość geniuszów, których wydaje naród, proporcjonalna jest do ilości ludzi, którzy otrzymali dostateczne wykształcenie268; nic nie dowodzi, aby mój szewc nie miał duszy pisarza takiego jak Corneille; brak mu wykształcenia, które by rozwinęło jego uczucia i nauczyło go udzielać je publiczności.

Przy obecnym systemie wychowania panien wszyscy geniusze, którzy urodzili się kobietą, przepadają dla szczęścia ogółu; z chwilą gdy przypadek da im środki wykazania się, widzimy, iż sięgają najwyższych talentów; widzimy za naszych dni taką Katarzynę II, która nie miała innego wychowania prócz niebezpieczeństwa i k…arstwa; panią Roland, Aleksandrę Mari, która w Arezzo tworzy pułk i rzuca go na Francję; Karolinę, królowę Neapolu, która umie powstrzymać zarazę liberalizmu lepiej od naszych Castlereaghów i naszych Pasquierów. O przeszkodach do wyższości kobiet w dziełach ducha obacz rozdział o wstydliwości, artykuł 9. Dokąd nie byłaby doszła miss Edgeworth, gdyby względy nieodzowne dla angielskiej miss nie zmusiły jej, kiedy zaczęła pisać, do wpakowania ambony w romans269?

Któryż mężczyzna w miłości czy małżeństwie ma to szczęście, aby móc udzielać swoich myśli, tak jak mu się nastręczają, towarzyszce życia? Znajduje dobre serce, które dzieli jego troski, ale zawsze musi rozmieniać swoje myśli na drobną monetę, jeśli chce być zrozumiany. Byłby śmieszny, gdyby oczekiwał rozsądnej rady od umysłu potrzebującego, aby coś pojąć, takiej metody. Kobieta najdoskonalsza, wedle obecnych pojęć o wychowaniu, zostawia swego towarzysza osamotnionego wobec niebezpieczeństw życia i rychło naraża się na to, że go znudzi.

Jakiegoż znakomitego doradcę znalazłby mężczyzna w swojej żonie, gdyby umiała myśleć! doradcę, którego interesy, poza jednym przedmiotem, istniejącym zresztą tylko w zaraniu życia, są zgodne z jego interesem.

Jednym z najpiękniejszych przywilejów ducha jest to, iż zapewnia on cześć starości. Patrz przybycie Woltera do Paryża. Zaćmiło ono majestat królewski. Ale co się tyczy biednych kobiet, z chwilą gdy minie blask młodości, ich jedyne i smutne szczęście to móc sobie czynić złudzenia co do roli, jaką grają w świecie. Szczątki młodocianych talentów są u nich jedynie śmiesznością; dla naszych kobiet byłoby szczęściem, gdyby umierały w pięćdziesiątym roku.

Co do prawdziwej moralności, to im więcej ma ktoś rozumu, tym lepiej widzi, że sprawiedliwość jest jedyną drogą do szczęścia. Duch jest siłą, ale bardziej jeszcze pochodnią dla odkrycia wielkiej sztuki szczęścia.

Większość mężczyzn ma w życiu chwilę, w której mogli zdziałać wielkie rzeczy, chwilę, w której nic nie wydaje się im niemożliwe. Ciemnota kobiet pozbawia ludzkość tych wspaniałych możliwości. Dziś miłość uczy co najwyżej dobrze jeździć konno lub dobrze wybrać krawca.

Nie mam czasu obwarowywać się przeciw krytykom; gdyby było w mej mocy tworzyć obyczaje, dałbym dziewczętom, o ile tylko możliwe, to samo wykształcenie co chłopcom. Ponieważ nie mam ochoty pakować jednej książki w drugą, nikt nie będzie ode mnie żądał, abym wykładał tutaj, w czym obecne wychowanie mężczyzn jest niedorzeczne (nie uczą ich dwóch najważniejszych nauk: logiki i moralności). Biorąc ich wychowanie, jak jest, powiadam, że lepiej dać je młodym dziewczętom niż uczyć je tylko brzdąkania, akwareli i haftu.

Zatem uczyć dziewczęta czytania, pisania i arytmetyki za pomocą „wzajemnego nauczania” w konwiktach, gdzie obecność mężczyzny, z wyjątkiem profesorów, byłaby surowo karana. Wielką korzyścią wspólnego wychowania dzieci jest to, że choćby nauczyciele byli najtępsi, dzieci uczą się mimo woli od swoich młodych towarzyszów sztuki życia i liczenia się z drugimi. Rozsądny profesor powinien by wyjaśniać dzieciom ich drobne sprzeczki i sympatie i zacząć swój kurs moralności raczej w ten sposób niż historią Złotego cielca270.

 

Bez wątpienia za kilka lat „wzajemne nauczanie” będzie przyjęte jako powszechna metoda; ale biorąc rzeczy w ich obecnym stanie, chciałbym, aby dziewczęta uczyły się łaciny jak chłopcy; łacina jest dobra, bo uczy się nudzić; obok łaciny historia, matematyka, znajomość roślin użytecznych jako pokarm lub lekarstwo, potem logika i nauki moralne etc. Tańca, muzyki i rysunku powinno się zacząć uczyć w piątym roku.

W szesnastym roku dziewczyna powinna myśleć o znalezieniu męża i otrzymać od matki prawdziwe pojęcie o miłości, o małżeństwie i o nieuczciwości mężczyzn271.

Rozdział LVI bis. O małżeństwie

Wierność kobiet w małżeństwie bez miłości jest prawdopodobnie czymś przeciwnym naturze272.

Próbowano uzyskać tę rzecz tak przeciwną naturze za pomocą obawy piekła i za pomocą uczuć religijnych; przykład Hiszpanii i Włoch okazuje nam, jak dalece się to udało.

Próbowano to osiągnąć we Francji za pomocą opinii; była to jedyna tama zdolna stawić opór, ale źle ją zbudowano. Niedorzecznością jest powiedzieć młodej dziewczynie: „Będziesz wierna małżonkowi, którego wybierzesz”, a potem wydać ją przemocą za nudnego starca273.

Ale młode dziewczęta wychodzą za mąż chętnie. – Dlatego że w pokracznym systemie obecnego wychowania niewola w domu matki jest dla nich nieznośną nudą; przy tym brak im rozeznania; wreszcie jest to głos natury. Jest tylko jeden sposób uzyskania częstszej wierności kobiet w małżeństwie: dać swobodę pannom, a rozwód małżeństwom.

Kobieta zawsze traci w pierwszym stadle najpiękniejsze dni młodości, a przez rozwód daje głupcom sposobność do obmowy.

Młode kobiety, które mają wielu kochanków, nie potrzebują rozwodu. Kobiety w pewnym wieku, które miały wielu kochanków, sądzą, iż naprawią swą reputację – i we Francji udaje im się to zawsze – okazując niezmierną surowość wobec błędów, które są im już niedostępne. Zawsze jakieś biedne młode kobieciątko, cnotliwe i zakochane bez pamięci, zażąda rozwodu i ściągnie na siebie hałaśliwe zgorszenie kobiet, które miały po pięćdziesięciu mężczyzn.

Rozdział LVII. O tak zwanej cnocie

Co do mnie, czczę mianem cnoty nawyk spełniania czynów trudnych, a pożytecznych drugim.

Wyznaję, że św. Szymon-Słupnik, który stoi dwadzieścia dwa lat na słupie i biczuje się, nie jest bardzo cnotliwy w moich oczach; i to właśnie nadaje tej książce ton nieco lekkomyślny.

Niewiele więcej też cenię kartuza, który jada tylko ryby, a odzywa się jedynie we czwartek. Wyznaję, że przekładam nadeń generała Carnot, który w podeszłym wieku woli znosić ciężkie wygnanie w małym północnym miasteczku niż popełnić nikczemność.

Mam nadzieję, że to nader gminne oświadczenie każe czytelnikowi pominąć resztę rozdziału.

Tego rana, w dzień świąteczny w Pesaro (7 maja 1819), zmuszony udać się na mszę, kazałem sobie podać mszał i trafiłem na te słowa:

Joanna, Alphonsi quinti Lusitaniae regis filia, tanta divini amoris flamma praeventa fuit, ut ab ipsa pueritia rerum caducarum pertaesa, solo coelestis patriae desiderio flagraret 274.

Tak wzruszająca cnota, sławiona tak pięknymi okresami w Geniuszu chrześcijaństwa, sprowadza się ostatecznie do tego, aby nie jeść trufli z obawy kurczów żołądka. Jest to rachuba bardzo racjonalna, jeśli się wierzy w piekło, ale rachuba najbardziej samolubnego i prozaicznego interesu. Cnota filozoficzna, która tak dobrze tłumaczy powrót Regulusa do Kartaginy275 i która wydała podobne zjawiska za naszej rewolucji276, dowodzi, przeciwnie, wielkości duszy.

Pani de Tourvel opiera się Valmontowi277, jedynie aby się nie smażyć na tamtym świecie we wrzącej oliwie. Nie pojmuję, w jaki sposób myśl o tym, że jest rywalem wrzącej oliwy, nie odpycha Valmonta.

O ileż Julia d'Étanges, szanująca swoje przysięgi oraz szczęście pana de Wolmar, bardziej jest wzruszająca!

To, co mówię o pani de Tourvel, można by zastosować do wzniosłej cnoty mistress Hutchinson. Cóż za duszę wydarł miłości purytanizm!

Jednym z najpocieszniejszych głupstw jest to, że ludzie zawsze są przekonani, iż wiedzą wszystko, co im trzeba wiedzieć. Posłuchajcie, jak mówią o polityce, tej wiedzy tak zawiłej; posłuchajcie, jak mówią o małżeństwie i o obyczajach.

Rozdział LVIII. Małżeństwo w dzisiejszej Europie

Dotąd rozebraliśmy kwestię małżeństwa jedynie teoretycznie278; oto jak się przedstawia ona w świetle faktów.

Który kraj w świecie wydaje najwięcej szczęśliwych małżeństw? Bezsprzecznie protestanckie Niemcy.

Przytaczam następujący ustęp z dziennika kapitana Salviati, nie zmieniając ani słowa:

Halberstadt, 23 czerwca 1807.

Pan von Bülow kocha się po prostu i otwarcie w pannie von Feldheim; chodzi za nią wciąż i wszędzie, mówi z nią bez ustanku i często przystaje z nią o dziesięć kroków od nas. To jawne wyróżnienie razi towarzystwo, rozbija je; nad brzegiem Sekwany uchodziłoby za szczyt nieprzyzwoitości. Niemcy o wiele mniej od nas troszczą się o „rozbicie towarzystwa”, nieprzyzwoitość zaś jest prawie wyłącznie złem konwencjonalnym. Od pięciu lat pan von Bülow zaleca się w ten sposób do Miny, której nie mógł poślubić z powodu wojny. Każda panna z towarzystwa ma kochanka wiadomego wszystkim; ale też wśród Niemców znajomych mego przyjaciela, pana von Mermann, nie ma ani jednego, który by się nie ożenił z miłości, a mianowicie:

Mermann, brat jego Jerzy, pan von Voigt, pan von Lazing etc. Wymienił ich z tuzin.

Jawny i namiętny sposób, w jaki wszyscy ci miłośnicy zalecają się do swych dam, wydawałby się we Francji szczytem nieprzyzwoitości, śmieszności i nieobyczajności.

Mermann powiadał mi dziś wieczór, wracając z „Zielonego Strzelca”, że ze wszystkich kobiet w jego bardzo licznej rodzinie, nie sądzi, aby bodaj jedna zdradziła męża. Przypuśćmy, że się myli o połowę, zawszeć to szczególny kraj.

Jego drażliwą propozycję uczynioną własnej bratowej, pani von Münichow, której ród wygaśnie z braku męskich spadkobierców, a znaczne dobra przypadną skarbowi, przyjęła ona spokojnie, ale ze słowami: „Proszę mi już nie mówić o tym”.

Wspomniał coś o tym w bardzo oględnej formie niebiańskiej Filipinie (rozwiedzionej właśnie z mężem, który chciał ją po prostu sprzedać panującemu księciu); szczere oburzenie, nie tylko nieprzesadzone, ale złagodzone w formie: „Więc ty nie masz żadnego szacunku dla naszej płci? Dla dobra twego honoru chcę wierzyć, że żartujesz”.

Kiedy jechał do Brocken z tą naprawdę piękną kobietą, ona oparła się na jego ramieniu, śpiąc lub udając, że śpi; jakieś wstrząśnienie pchnęło ją lekko ku niemu; objął ją, na co ona cofnęła się w kąt karety. Nie przypuszcza, aby było niemożliwe ją uwieść, ale sądzi, że zabiłaby się nazajutrz po upadku. To pewne, że on ją kochał namiętnie i ona jego, że się widywali bez ustanku i że ona jest bez skazy; ale słońce w Halberstadt jest bardzo blade, rząd bardzo małostkowy, a te dwie osobistości bardzo zimne. W ich najnamiętniejszych sam na sam Kant i Klopstock zawsze byli obecni.

 

Mermann opowiadał mi, że żonaty mężczyzna, któremu dowiedziono cudzołóstwa, może być skazany przez sądy brunszwickie na dziesięć lat więzienia; prawo wyszło z użycia, ale działa bodaj o tyle, że nikt tu nie żartuje z takich rzeczy; opinia kobieciarza nie jest tu bynajmniej, jak we Francji, przymiotem, którego niemal nie można zaprzeczyć żonatemu mężczyźnie w oczy bez obrazy.

Gdyby ktoś powiedział memu pułkownikowi albo panu Ch***, że od czasu swego małżeństwa zrezygnowali z kobiet, przyjęliby to bardzo kwaśno.

Przed kilku laty pewna tutejsza dama, przyparta wyrzutami sumienia, wyznała mężowi, dygnitarzowi na dworze brunszwickim, że go zdradzała sześć lat z rzędu. Mąż ów, taki sam dudek jak jego żona, poszedł wszystko opowiedzieć księciu; otóż gaszek musiał złożyć wszystkie urzędy i opuścić kraj w ciągu doby, pod groźbą księcia, że każe zastosować ustawę.

Halberstadt, 7 lipca 1807.

Mężów tu się nie zdradza, to prawda; ale co za kobiety, wielkie bogi! To posągi, bryły ledwie że ożywione duchem. Przed zamążpójściem są bardzo miłe, zwinne jak gazele, z okiem żywym i tkliwym, w lot chwytającym aluzję miłosną. Bo wówczas polują na męża. Ledwo znajdą tego męża, już są po prostu tylko fabrykantkami dzieci, w nieustannym uwielbieniu dla wytwórcy. W rodzinie, gdzie jest czworo lub pięcioro dzieci, musi być stale któreś chore, skoro połowa dzieci umiera przed siódmym rokiem; a w tym kraju, gdy któryś z malców jest chory, matka nie rusza się z domu. Uważałem, że znajdują niewymowną rozkosz w pieszczotach dzieci. Niebawem tracą wszelki przebłysk myśli. To tak jak w Filadelfii. Młode dziewczęta, czarujące niewinną wesołością i pustotą, zmieniają się w ciągu roku w najnudniejsze z kobiet. Aby skończyć z małżeństwami protestanckich Niemiec, posag żony jest prawie żaden z przyczyny praw lennych. Panna von Diesdorff, córka człowieka posiadającego czterdzieści tysięcy funtów renty, będzie może miała posagu dwa tysiące talarów (siedem tysięcy pięćset franków).

Pan von Mermann otrzymał za żonę cztery tysiące talarów.

Reszta posagu płatna jest w próżnościach dworskich. „Znalazłoby się w mieszczaństwie – powiadał mi Mermann – panny z posagiem stu lub stu pięćdziesięciu tysięcy talarów (sześćset tysięcy franków zamiast piętnastu). Ale człowiek traci prawo bywania na dworze, wychodzi z towarzystwa, w którym spotyka się księcia lub księżnę, to okropne”. To jego wyrażenie i to był krzyk serca.

Niemka, która by miała duszę Filipiny, z jej inteligencją, z jej szlachetną i żywą fizjonomią, z temperamentem, jaki musiała mieć w osiemnastym roku (dziś ma dwadzieścia siedem), uczciwa i pełna naturalności wrodzonej temu krajowi, a zarazem dla tej samej przyczyny nie zanadto religijna, dałaby z pewnością mężowi wiele szczęścia. Ale jak się łudzić, że ktoś będzie stały przy tak nudnych matkach rodziny?

Ależ on był żonaty” – odpowiedziała mi dziś rano, kiedy ganiłem czteroletnie milczenie lorda Oswalda, kochanka Korynny. Nie spała do rana, czytając Korynnę; romans ten wzruszył ją do głębi, i oto odpowiada mi z wzruszającą niewinnością: „Ależ on był żonaty!”.

Filipina ma tyle naturalności i tak naiwną wrażliwość, że nawet w tej krainie naturalności wydaje się skromnisią tym małym móżdżkom osadzonym na małych duszach. Żarty ich budzą w niej niesmak i nie kryje tego.

Kiedy jest w swoim kółku, śmieje się jak szalona z najśmielszych konceptów. To ona opowiedziała mi historię o tej szesnastoletniej księżniczce, później tak sławnej, która wpuszczała często do swego pokoju oficera stojącego na warcie u jej drzwi.

Szwajcaria

Mało znam szczęśliwszych rodzin niż rodziny w Oberland, części Szwajcarii w pobliżu Berna; jest zaś publicznie wiadome (1816), że dziewczęta spędzają tam ze swymi kochankami noc z soboty na niedzielę.

Dudki, którzy znają świat od Paryża do Saint-Cloud, okrzykną się; szczęściem znajduję u szwajcarskiego pisarza279 potwierdzenie tego, na co sam patrzałem cztery miesiące:

„Pewien poczciwy wieśniak skarżył się na szkody w sadzie; spytałem, czemu nie trzyma psa; odparł: «Córki nigdy by za mąż nie wyszły». Nie zrozumiałem tej odpowiedzi; wyjaśnił mi, że miał wprzód tak złego psa, iż żaden chłopak nie śmiał drapać się do jego okien.

Drugi wieśniak, wójt w swojej wsi, chcąc przede mną pochwalić żonę, powiadał, że w czasie gdy była panną, nie było drugiej, która by miała więcej «kilterów» albo «czuwaczy» (młodych ludzi przychodzących do niej na noc).

Powszechnie szanowany pułkownik musiał w czasie wyprawy górskiej zanocować w ustronnej i malowniczej dolinie. Stanął u najzacniejszego gospodarza, zamożnego i poważnego człowieka. Wchodząc, gość zauważył szesnastoletnie dziewczę, ideał wdzięku, świeżości i prostoty: była to córka gospodarza domu. Tego dnia była tam zabawa; gość zaczął nadskakiwać panience, której piękność była w istocie uderzająca. Wreszcie, zebrawszy się na odwagę, ośmielił się zapytać, czy nie mógłby z nią czuwać. «Nie – odparło dziewczę – śpię z krewniaczką; ale ja przyjdę do pana». Można sobie wyobrazić wzruszenie, jakie spowodowała ta odpowiedź. Po wieczerzy gość wstaje, panienka bierze świecznik i odprowadza go do pokoju; już myślał, że dopłynął do szczęścia. «Nie – rzekła z prostotą – muszę wprzód poprosić o pozwolenie mamy». Piorun byłby go mniej wstrząsnął. Ona wychodzi, on zbiera się na odwagę i zakrada się pod drewniany salonik poczciwców; słyszy, jak córka pieszczotliwie prosi matkę o owo upragnione pozwolenie i uzyskuje je wreszcie. «Prawda, stary – rzecze matka do męża, który już leżał w łóżku – pozwalasz, aby Trineli przespała się z panem pułkownikiem?» – «Z całego serca – odparł ojciec – sądzę, że takiemu człowiekowi użyczyłbym i żony». – «Więc dobrze, idź – rzecze matka do Trineli – ale bądź grzeczną dziewczyną i nie zdejmuj spódnicy…» O świcie Trineli, uszanowana przez przybysza, wstała z łóżka dziewicą; ułożyła poduszki, przygotowała kawę i śmietankę dla swego «czuwacza» i skoro, siedząc na łóżku, spożyła z nim śniadanie, ucięła kawałek brustpelcu (kawał aksamitu osłaniający pierś): «Weź – rzecze – zachowaj na pamiątkę tej szczęśliwej nocy, ja nie zapomnę jej nigdy. Czemu jesteś pułkownikiem?» I pocałowawszy go ostatni raz, uciekła; już jej nie ujrzał280”. Oto skrajne przeciwieństwo naszych francuskich obyczajów, którego zresztą bynajmniej nie pochwalam.

Gdybym był prawodawcą, żądałbym, aby zaprowadzono we Francji, na wzór Niemiec, zwyczaj wieczorów tanecznych. Trzy razy na tydzień dziewczęta szłyby z matkami na bal zaczynający się o siódmej, kończący się o północy, niewymagający kosztów prócz skrzypka i paru szklanek wody. W sąsiednim pokoju matki, może nieco zazdrosne o szczęsne wychowanie córek, grałyby w bostona; w trzecim ojcowie znaleźliby dziennik i gwarzyliby o polityce. Po północy rodziny szłyby gromadnie do domu. Dziewczęta nauczyłyby się poznawać młodych ludzi; zarozumiałość i towarzysząca jej niedyskrecja stałyby się im rychło wstrętne; słowem, wybierałyby sobie męża. Ta i owa młoda dziewczyna zakochałaby się nieszczęśliwie, ale ilość zdradzonych mężów i niezgodnych małżeństw zmniejszyłaby się ogromnie. Wówczas byłoby mniejszą niedorzecznością karać niewierność hańbą; prawo rzekłoby młodym kobietom: „Wybrałaś sobie męża, bądźże mu wierna. Wówczas zgodziłbym się na dochodzenie i karanie sądowe tego, co Anglicy nazywają criminal conversation281. Trybunały mogłyby nakładać na rzecz więzień i szpitali grzywnę sięgającą dwóch trzecich majątku uwodziciela oraz kilkoletnie więzienie.

Kobietę można by stawić za cudzołóstwo przed sąd przysięgłych. Sąd przysięgłych musiałby wpierw orzec, że postępowanie męża było nienaganne.

Kobietę, której dowiedziono winy, można by skazać na dożywotnie więzienie. Jeżeli mąż był nieobecny dłużej niż dwa lata, można by skazać żonę jedynie na kilkoletnie więzienie. Obyczaje ułożyłyby się niebawem na modłę tych praw i udoskonaliłyby je282.

Wówczas szlachta i duchowieństwo, żałując gorzko cnotliwych epok pani de Montespan lub pani Du Barry, musiałyby się zgodzić na rozwód283.

W jakiejś wiosce niedaleko Paryża znajdowałoby się elizeum dla nieszczęśliwych żon – schronienie, gdzie pod karą galer nie miałby dostępu żaden mężczyzna prócz lekarza i kapelana. Kobieta, która chciałaby uzyskać rozwód, musiałaby przede wszystkim zgłosić się jako więzień do tego elizeum; spędziłaby tam dwa lata, nie wychodząc ani razu. Mogłaby pisać, ale nie otrzymywałaby odpowiedzi.

Rada złożona z parów Francji i z kilku poważnych sędziów prowadziłaby w imieniu żony sprawę rozwodową i ustanawiałaby pensję, jaką mąż ma opłacać zakładowi. Kobieta, której prośbę trybunał by odrzucił, miałaby prawo spędzić resztę życia w tym schronisku. Rząd dopłacałby zarządowi schroniska po dwa tysiące franków od jednej pustelnicy. Aby być przyjętą, kobieta musiałaby mieć posag wyżej dwudziestu tysięcy franków. Reguły moralności byłyby tam nadzwyczaj surowe.

Po dwóch latach zupełnego odcięcia od świata rozwiedziona kobieta mogłaby wyjść za mąż.

Raz doszedłszy do tego punktu, Izby mogłyby rozpatrzeć, czy dla obudzenia w młodych dziewczętach współzawodnictwa w przymiotach nie należałoby dawać chłopcom dwa razy większej części ojcowizny niż ich siostrom. Dziewczęta, które by nie znalazły męża, dostałyby równe uposażenie z braćmi. Można zauważyć mimochodem, że ten system wytępiłby pomału zwyczaj nazbyt nierozsądnych małżeństw „z rozsądku”. Możliwość rozwodu udaremniłaby nadmiar upodlenia.

Trzeba by w rozmaitych punktach Francji, w ubogich wioskach, utworzyć trzydzieści opactw dla starych panien. Rząd starałby się otoczyć te zakłady czcią, aby pocieszyć nieco smutny los panien, którym przyszło tam kończyć życie. Trzeba by im dać wszystkie zabawki dostojeństwa.

Ale porzućmy te rojenia.

266gdyby kościół był przypadkiem rodzaju męskiego – Tu es Petrus, et super hanc petram/ Aedificabo Ecclesiam meam. (Patrz: de Potter, Historia Kościoła); [gdyby kościół był przypadkiem rodzaju męskiego: po łacinie ecclesia, po francusku l'eglise są rodzaju żeńskiego; przyp. tłum.] [przypis autorski]
267dajmy pokój zabobonom, które zanikają – religia jest to sprawa między każdym człowiekiem a Bogiem. Jakim prawem wciskacie się między Boga a mnie? Pełnomocnika, w myśl społecznego kontraktu, biorę jedynie dla rzeczy, których nie mogę załatwić sam. Czemu Francuz nie miałby opłacać swego księdza, jak swego piekarza? jeżeli mamy w Paryżu dobry chleb, to dlatego że państwo nie wpadło jeszcze na myśl bezpłatnego rozdawania chleba i wzięcia wszystkich piekarzy na swój żołd. W Stanach Zjednoczonych każdy opłaca swego księdza: panowie ci zmuszeni mieć jakieś zasługi, a sąsiad mój nie pokłada szczęścia w tym, aby mi narzucić swego księdza (Listy Birkbecka). Cóż się stanie, jeżeli będę miał przekonanie, jak nasi ojcowie, że proboszcz jest cichym wspólnikiem mojej żony? Zatem o ile nie zjawi się jaki Luter, nie będzie już katolicyzmu we Francji w r. 1850. Religię tę mógł ocalić w r. 1820 jedynie p. Grégoire [Grégoire: biskup Henri Grégoire, który podczas rewolucji złożył przysięgę na konstytucję cywilną kleru, w 1820 r. wszedł do Izby Deputowanych z okręgu Izery; Stendhal oddał wówczas na niego swój głos (por. Życie H. Brulard, s. 451); przyp. red.]; widzicie, jak się z nim obchodzą! [Słowa: ksiądz, ojcowie, żona, Francja, są w oryginale zaznaczone pierwszą literą i wykropkowane; przyp. tłum.] [przypis autorski]
268ludzi, którzy otrzymali dostateczne wykształcenie – np. generałowie w r. 1795. [przypis autorski]
269do wpakowania ambony w romans – oto jest, w zakresie sztuk pięknych, wielka wada racjonalnego rządu, jak również jedyna istotna zaleta monarchii w stylu Ludwika XIV. Obacz bezpłodność literacką Ameryki. Ani jednej romancy takiej jak Roberta Burnsa lub Hiszpanów w trzynastym wieku. Obacz cudowne romance nowoczesnych Greków, także Hiszpanów i Duńczyków z trzynastego wieku, a jeszcze lepiej poezje arabskie z siódmego stulecia. [przypis autorski]
270Rozsądny profesor powinien by (…) swój kurs moralności raczej w ten sposób – mój drogi chłopcze, ojciec twój kocha cię, dlatego daje mi czterdzieści franków miesięcznie, abym cię nauczył matematyki, rysunku, słowem, środków do zarobienia na życie. Gdyby ci było zimno z braku płaszczyka, ojciec twój bolałby nad tym. Bolałby, ponieważ serce jego etc., etc. ale kiedy będziesz miał osiemnaście lat, będziesz musiał sam zarobić na kupno tego płaszcza. Ojciec twój posiada, jak mówią, dwadzieścia pięć tysięcy funtów renty; ale jest was czworo, zatem trzeba będzie się odzwyczaić od powozu, z którego korzystasz w domu ojca etc., etc. [przypis autorski]
271otrzymać od matki prawdziwe pojęcie o miłości, o małżeństwie i o nieuczciwości mężczyzn – wczoraj wieczór słyszałem, jak dwie urocze czteroletnie dziewczynki śpiewały bardzo śmiało piosenki miłosne na huśtawce, na której je bujałem. Pokojówki uczą je tych piosenek, a matka powiada im, że „miłość” i „kochanek” to puste słowa bez treści. [przypis autorski]
272Wierność kobiet w małżeństwie bez miłości jest prawdopodobnie czymś przeciwnym naturze – nawet z pewnością. W miłości nie znajdujemy smaku w piciu wody innej niż z umiłowanego źródła. Wówczas wierność jest rzeczą naturalną. W małżeństwie bez miłości w niespełna dwa lata woda z tego źródła staje się gorzka. Otóż w naturze wciąż istnieje potrzeba wody. Obyczaje mogą pokonać naturę, ale tylko wówczas, gdy można ją zwyciężyć w jednej chwili: żona indyjska, która wstępuje na stos (21 października 1821) po śmierci starego, znienawidzonego męża; dziewczyna europejska, która zabija w barbarzyński sposób dzieciątko dopiero co na świat wydane. Gdyby nie wysokie mury klasztorów, mniszki drapnęłyby w świat. [W oryginale przypisek ten jest po włosku; przyp. tłum]. [przypis autorski]
273„Będziesz wierna małżonkowi, którego wybierzesz”, a potem wydać ją przemocą za nudnego starca – wszystko, nawet drobnostki, śmieszne jest u nas w sprawach tyczących wychowania kobiet. Na przykład w r. 1820, pod rządami tych samych szlachciców, którzy potępili rozwód, ministerium wysyła do Laon biust i posąg Gabrieli d'Estrées [Gabrielia d'Estrées – metresa Henryka IV. przyp. red.]. Posąg będzie ustawiony na publicznym miejscu, widocznie dla rozbudzenia w młodych dziewczętach miłości do Burbonów i zachęcenia ich w razie potrzeby, aby nie były oporne sympatycznym królom i dały potomstwo tej dostojnej rodzinie. Ale w zamian toż samo ministerium odmawia miastu Laon biustu marszałka Sérurier, dzielnego człowieka, który nie znał się na amorach i który co więcej gminnie rozpoczął karierę od prostego żołnierza. (Mowa generała Foy, „Kurier” z dnia 17 czerwca 1820. Dulaure, w swojej ciekawej Historii Paryża, rozdział: Miłostki Henryka IV.) [przypis autorski]
274Joanna (…) flagraret – „Joannę, córkę Alfonsa V, króla Luzytanii, ogarnął tak wielki ogień miłości bożej, że od samego dziecięctwa, rzeczami ziemskimi pogardziwszy, jedynie pragnieniem niebieskiej ojczyzny płonęła”. [przypis tłumacza]
275powrót Regulusa do Kartaginy – Marcus Attilius Regulus, wódz rzymski, wzięty do niewoli przez Kartagińczyków odradził pomimo to senatowi rzymskiemu wymianę jeńców wojennych i zginął z ręki wroga. [przypis redakcyjny]
276podobne zjawiska za naszej rewolucji – Pamiętniki pani Roland. Pan Grangeneuve, który przechadza się o godzinie ósmej po pewnej ulicy, aby zginąć z ręki kapucyna Chabot. Wierzono, iż śmierć może być użyteczna dla sprawy wolności. [przypis autorski]
277pani de Tourvel opiera się Valmontowi – Choderlos de Laclos, Niebezpieczne związki. [przypis tłumacza]
278rozebraliśmy kwestię małżeństwa jedynie teoretycznie – autor odczytał rozdział zatytułowany Dell' Amore we włoskim przekładzie Ideologii pana de Tracy. Czytelnik znajdzie w owym rozdziale myśli filozoficzne o ileż donioślejsze niż wszystko to, co może spotkać tutaj! [przypis autorski]
279u szwajcarskiego pisarza – Zasady filozoficzne pułkownika Weissa, siódme wydanie, t. II, s. 245. [przypis autorski]
280Powszechnie szanowany pułkownik (…) już jej nie ujrzał – rad jestem, że mogę cudzymi słowami opowiedzieć niezwykłe fakty, które miałem sposobność oglądać. Z pewnością bez p. Weissa nie byłbym przytoczył tego rysu. Opuściłem nie mniej znamienne spostrzeżenia Z Walencji i z Wiednia. [przypis autorski]
281criminal conversation – [tu:] cudzołóstwo. [przypis redakcyjny]
282Obyczaje ułożyłyby się niebawem na modłę tych praw i udoskonaliłyby je – dziennik angielski „Examiner”, zdając sprawę z procesu królowej (nr. 622, 3 września 1820), dodaje: „Dzięki naszemu systemowi moralności płciowej tysiące kobiet stają się przedajnymi nierządnicami. Uczy się kobiety uczciwe gardzić nimi, ale mężowie mają prawo odwiedzać te nierządnice i uchodzi to jedynie za grzech powszedni”. Jest w tym szlachetna odwaga, aby w krainie cant'u powiedzieć w tym przedmiocie prawdę, choćby najbardziej pospolitą i jawną; jeszcze większą zasługą jest to ze strony biednego dziennika, którego jedynym widokiem powodzenia jest, że go kupią ludzie bogaci, uważający Biblię i biskupów za jedyną ochronę swoich pięknych liberii. [przypis autorski]
283szlachta i duchowieństwo, żałując gorzko cnotliwych epok pani de Montespan lub pani Du Barry, musiałyby się zgodzić na rozwód – Pani de Sévigné pisała do córki 23 grudnia 1671: „Nie wiem, czy ci wiadomo, że Villarceaux, napomykając królowi o jakimś urzędzie dworskim dla swego syna, skorzystał zręcznie ze sposobności, aby wspomnieć, iż są ludzie, którzy nachodzą jego siostrzenicę (pannę de Rouxel), mówiąc, że Jego Królewska Mość ma na nią zamiary; jeśli tak jest, błaga, aby użył za pośrednika jego; właściwiej będzie, jeżeli sprawa będzie w jego, a nie w innych rękach; on doprowadzi ją pomyślnie do skutku. Król zaczął się śmiać i rzekł: «Villarceaux, jesteśmy za starzy obaj, aby się porywać na piętnastolatki». I jako człowiek wielkich manier wyśmiał się zeń i opowiedział jego propozycję damom”. (T. II, s. 340). Pamiętniki Lauzuna, Bezenvala, pani d'Épinay etc., etc. Błagam, niech mnie nikt z kretesem nie potępia, póki nie przeczyta tych pamiętników. [przypis autorski]