Łatwiej nie łgać poetom, ministrom nie zwodzić,
Łatwiej głupiego przeprzeć1, wodę z ogniem zgodzić
Niż zrachować filuty2: ciżba, wojsko spore.
Skąd zacząć? Spośród tłumu na hazard3 wybiorę.
Wojciech jadem zaprawny, co go wewnątrz mieści,
Zdradnie wita, pozdrawia, całuje i pieści,
W oczy ściska, w bok patrzy, a gdy łudzi wdzięcznie,
Cieszy się wewnątrz zdrajca, że oszukał zręcznie.
Czyni źle, bo gust w samej upatruje złości.
Zdradza, byleby zdradził, a ten zysk chytrości
Stawia mu z cudzych trosków wdzięczne widowiska.
Najmilszy jego napój łza, którą wyciska.
Co słowo – sztuka zdradna, co krok – podstęp nowy;
Zdrajca czynmi, gestami, milczeniem i słowy.
Na kogo tylko wspojźrzy, stawia zaraz sidła,
A gdy się coraz wzmaga złość jego obrzydła,
Jak pająk, co snuł z siebie, rozpostarłszy sieci,
Czuwa wśród pasm zawiłych, rychło w nie kto wleci.
Uśmiech jego nieprawy zmyka się4 po twarzy,
W oczach skra zajadłości błyszczy się i żarzy:
Spuszcza je na blask cnoty, a zjadle5 pokorny,
Sili się swej niecnocie kształt nadać pozorny6.
Próżna praca. Sama się złość z czasem odkrywa.
Spada maszka7, a zdrajca, co pod nią przebywa,
Tym jeszcze wszeteczniejszy, im dłużej był tajny.
Ten, co ma umysł zwrotny8, a język przedajny,
Idzie za nim Konstanty, szczęśliwy, że wygrał,
A co w pierwszych początkach żartował i igrał,
Czyniąc jak od niechcenia, gdy sztucznie9 się czaił,