Za darmo

Kobieta trzydziestoletnia

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Moina ujrzała, jak niosą matkę, bladą, wpół martwą, oddychającą z trudem, ale poruszającą rękami, jak gdyby chciała walczyć lub mówić. Przerażona tym widokiem, Moina udała się za matką, pomogła w milczeniu położyć ją na łóżku i rozebrać ją. Gnębiły ją wyrzuty. W tej ostatecznej chwili poznała matkę i nie mogła już nic naprawić! Dała znak, że chce z nią zostać sama; kiedy już nie było nikogo w pokoju, kiedy uczuła chłód tej ręki dla niej zawsze tak pieszczotliwej, zalała się łzami. Zbudzona tym płaczem margrabina mogła jeszcze spojrzeć na swą drogą Moinę, po czym słysząc łkanie, które rozdzierało tę delikatną i wzburzoną pierś, spojrzała na córkę z uśmiechem. Ten uśmiech dowiódł młodej matkobójczyni, że serce matki to otchłań, na której dnie zawsze się znajdzie przebaczenie.

Skoro sobie zdano sprawę ze stanu margrabiny, wysłano konnych posłańców po doktora, po chirurga i po wnuków pani d'Aiglemont. Synowa i jej dzieci przybyli równocześnie z lekarzami, tworząc grupę dość liczną, milczącą, niespokojną, do której przyłączyła się służba. Młoda margrabina, nie słysząc szmeru, zapukała lekko do drzwi chorej. Na ten odgłos Moina, zbudzona zapewne z boleści, otwarła gwałtownie drzwi na oścież, powiodła błędnym wzrokiem po zebranych. Wzburzenie jej mówiło więcej niż wszelkie słowa. Na widok tego żywego wyrzutu wszyscy oniemieli. Łatwo było dojrzeć nogi margrabiny sztywne i wyciągnięte konwulsyjnie ma śmiertelnym łożu. Moina, opierając się o drzwi, spojrzała na krewnych i rzekła głucho:

– Straciłam matkę!

Paryż, 1828–1844.