Za darmo

Śluby panieńskie czyli Magnetyzm serca

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Śluby panieńskie czyli Magnetyzm serca
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Rozum mężczyzną, białogłową afekt tylko rządzi; oraz 1 kocha, oraz nienawidzi; nie gdzie rozum, nie gdzie afekt, tam wszystko.

And. Max. Fredro 2

OSOBY:

PANI DOBRÓJSKA

ANIELA

KLARA

RADOST

GUSTAW

ALBIN

JAN

Na wsi w domu pani Dobrójskiej.

AKT 1

Duży pokój – dwoje drzwi w głębi – trzecie drzwi po prawej stronie sceny do pokojów pani Dobrójskiej, czwarte po lewej do pokoju Gustawa, okno.

SCENA I

JAN

sam – w płaszczu zarzuconym na ramiona – chodzi – patrzy w okno, potem mówi, ziewając:

 
Czekaj mnie, nie śpij, powrócę o trzeciej.
Piękna mi trzecia: słońce jak w dzień świeci,
A mój pan drogi gnie sobie parole,
Albo z butelką… albo… No! już milczeć wolę.
 

SCENA II

Jan, Radost.

RADOST

idąc ku drzwiom Gustawa

 
Śpi Gucio?
 

JAN

 
Czy śpi? – Jak zabity, panie.
 

RADOST

 
Lubi spać hultaj.
 

JAN

zastępując od drzwi

 
Niechże pan nie chodzi.
 

RADOST

 
A to dlaczego?
 

JAN

 
Bo śpi.
 

RADOST

 
Nic nie szkodzi.
 

JAN

zastępując

 
Będzie się gniewał.
 

RADOST

 
Nic mi się nie stanie.
 

JAN

 
Dopiero zasnął – ledwie pół godziny.
 

RADOST

 
Cóż w nocy robił?
 

JAN

 
Nie spał!
 

RADOST

 
A z przyczyny?
 

JAN

 
Z przyczyny? – Zasłabł.
 

RADOST

troskliwie

 
Zasłabł?
 

JAN

z westchnieniem

 
Niespodzianie.
 

RADOST

 
Cóż mu jest?
 

JAN

 
Co jest? – jakiś zawrót głowy…
 

RADOST

 
Hm!
 

JAN

 
Wstręt do wody…
 

RADOST

 
Hm!
 

JAN

 
Pragnienie wina…
 

RADOST

 
Hm! proszę, proszę, wieczór3 jeszcze zdrowy!
 

JAN

wzruszając ramionami

 
Ha! słabość, panie, piorunem zaczyna.
 

RADOST

do siebie

 
Hm! wstręt, pragnienie! hm… hm… zawrót głowy.
 

JAN

 
Niech no się wyśpi, po południu wstanie.
 

RADOST

 
Chciałem być w domu i dziś tu z powrotem;
Lecz taką rzeczą ani myśleć o tem.
 

JAN

 
Owszem, jedź pan, jedź; ręczę, że za chwilę…
 

RADOST

 
A sen spokojny?
 

JAN

zastępując drogę

 
Lada co obudzi.
Cicho, dla Boga.
 

RADOST

 
Drzwi tylko uchylę.
 

JAN

 
Ale drzwi skrzypią.
 

RADOST

 
Własnemi oczyma…
 

JAN

odstępując

 
Ha, kiedy już tak! Niech się pan nie trudzi:
Darmo tam patrzeć – mego pana nié ma4.
 

RADOST

 
Nie ma?
 

JAN

 
A nie ma.
 

RADOST

 
Gdzie jest?
 

JAN

 
Stąd o milę.
 

RADOST

 
Jak? Co?
 

JAN

 
Pojechał.
 

RADOST

 
Dokąd?
 

JAN

 
Do Lublina.
 

RADOST

 
Do Lu… Lu…
 

JAN

z ukłonem kończąc słowo

 
…blina.
 

RADOST

 
Kiedy?
 

JAN

 
Wczoraj.
 

RADOST

 
Po co?
 

JAN

 
Nie wiem.
 

RADOST

 
Macież5 go! Już szaleć zaczyna,
Już, Bogu dzięki. – Jeździć, latać nocą…
I czegóż stoisz? Panie, zawrót głowy?
Hm! wstręt do wody! Co – wina pragnienie?
 

JAN

 
Stoję na warcie, muszę być gotowy
Otworzyć okno na pierwsze skinienie.
 

RADOST

 
Na co otworzyć?
 

JAN

 
Dla mojego pana:
Tędy wychodzi, tędy się i wchodzi.
 

RADOST

załamując ręce

 
Przez okna łazić śród6 jasnego rana!
To waryjata7 prawdziwie dowodzi,
 

ironicznie

 
I kiedyż wróci na swoje wesele?
 

JAN

 
Jeśli mu wierzyć, miał o trzeciej wrócić.
 

RADOST

do siebie

 
O, muszę, muszę cugli mu przykrócić!
O, czego nadto, tego i za wiele!
 

Słychać pukanie do okna.

 

JAN

idąc do okna

 
Niechże pan łaje, bo przybywa właśnie.
 

Otwiera okno.

SCENA III

Gustaw ubrany do konia, Jan, Radost w głębi.

GUSTAW

włażąc przez okno

 
To czas! – niech go piorun trzaśnie!
 

JAN

 
Dobrze pan mówi: bogdajby go trzasnął!
 

GUSTAW

 
A co? Śpią jeszcze?
 

JAN

 
Byłby sen nie lada!
 

GUSTAW

 
Trochem się spóźnił.
 

JAN

 
Mnie to pan powiada.
 

GUSTAW

 
Pewnieś nie dospał.
 

JAN

 
Gdybym był choć zasnął.
 

GUSTAW

oddając pręt, czapkę, rękawiczki i ocierając twarz

 
No, prawdę mówiąc, jak jestem na świecie,
Jeszczem tak pięknie zębami nie dzwonił:
Wicher, deszcz, zimno… psa by nie wygonił.
 

RADOST

 
A ciebie wygonił przecie.
 

SCENA IV

Radost, Gustaw.

GUSTAW

 
A stryjaszek!całując w rękę/
Dzień dobry!
 

RADOST

ozięble

 
Witamy z podróży!
 

GUSTAW

 
Już wstałeś?
 

RADOST

 
Jeszcześ nie spał?
 

GUSTAW

 
Dość czasu.
 

RADOST

 
Dzień duży.
 

GUSTAW

 
Dopiero świta.
 

RADOST

 
Świta, ale w twojej głowie.
 

GUSTAW

 
Niech i tak będzie, niech świta na zdrowie.
Byle mnie kochał stryjaszek kochany,
Był mi zawsze zdrów, czerstwy i rumiany.
Lecz, cóż to? mars? mars? fe! precz z nim do licha!
 

zaglądając w oczy

 
No… proszę… troszkę. – Niknie wyraz srogi.
Czoło się równa, oko się uśmiecha.
Otóż tak lubię,/ ściskając go/
mój stryjaszku drogi!
 

RADOST

płaczliwie, zawsze dając przestrogi

 
Mój Gustawie, powiedz mi: chcesz, czy nie chcesz żony?
 

GUSTAW

 
Chcę, chcę, stryjaszku.
 

RADOST

 
Pewnie?
 

GUSTAW

 
Jestem jej spragniony —
 

RADOST

 
Jakiże to więc sposób wyszukałeś sobie?
 

GUSTAW

 
Ja nic dotychczas nie wiem o sposobie.
 

RADOST

 
Te wycieczki przez okna, te nocne wyprawy.
 

GUSTAW

 
I cóż!
 

RADOST

zniecierpliwiony

 
Cóż! Panna!
 

GUSTAW

 
A, bardzom ciekawy.
Co moją pannę to obchodzić może,
Kiedy, jak i gdzie ja się spać położę?
Nie śpię – tem lepiej dla niej, bo na jawie
Nią tylko jedną myśli moje bawię,
I do niej wzdycham jak w dzień, tak i w nocy;
Ale jak zasnę – jestże to w mej mocy?
 

RADOST

płaczliwie

 
Mój Gustawie! – Dla Boga, porzuć myśli płoche,
I raz tylko, raz pierwszy zastanów się trochę.
Kilka dni jesteś pośród tak godnej rodziny,
I nie ma dnia jednego… gdzie tam dnia!… godziny,
Żebyś czegoś nie zbroił, aż się serce kraje.
Pani Dobrójska sama opiekę ci daje;
Nie idąc wzorem matek, co nos górą noszą,
Kiedy w duszy o zięcia wszystkich świętych proszą —
Pamiętna twych rodziców i mojej przyjaźni,
Swój zamiar względem ciebie głosi bez bojaźni.
Ale wszystko na próżno, daremnie się trudzi:
Miejski panicz w wieśniakach innych widzi ludzi;
Swoich nudów nie kryje, grzeczności nie sili,
I chce dać uczuć wartość każdej swojej chwili.
Wróbel się tylko, mówią, pustej strzechy trzyma,
Ale co w twojej głowie już i wróbla nie ma.
 

GUSTAW

ze szczerem zastanowieniem

 
Prawda, prawda, stryjaszku, zbyt słuszne przestrogi;
Ach, ojcowskiemi strzeżesz mnie oczyma,/ ściskając go
O, jesteś dla mnie skarb, przyjaciel drogi,
Dzięki ci, dzięki za twoje przestrogi.
 

RADOST

z rozczuleniem ściskając go

 
Mój ty poczciwy, mój luby Gustawie!
 

GUSTAW

 
Mój przyjacielu, mój ojcze kochany!
Zobaczysz, jak się ogromnie poprawię,
Bylem miał tylko powód do odmiany.
A teraz zgadnij, jaką dziś zabawę…
 

RADOST

 
O dla Boga! on swoje! Otóż masz poprawę.
Ach zmiłuj się, uważaj, powiedz, czy to ładnie,
Że z domu pan zalotnik oknem się wykradnie,
Aby noc całą Bóg nie wie gdzie trawić!
 

GUSTAW

 
Ależ stryjaszku, ja się muszę bawić.
 

RADOST

 
Bawić!
 

GUSTAW

 
A wprawdzie, w tym szanownym domu.
Gdzie każdy dla mnie aż nadto łaskawy,
Gdzie nie ubliżam w niczem i nikomu,
Żadnej dotychczas nie widzę zabawy.
 

RADOST

 
Idzież tu o zabawę, wrzawę nieustanną?
 

GUSTAW

 
Ależ o nudy idzie.
 

RADOST

 
Nudy z piękną panną!
 

GUSTAW

 
Nie będą nudy, jak się kochać będę.
 

RADOST

 
I kiedyż to nastąpi?
 

GUSTAW

 
Jak się z nią ożenię.
 

RADOST

 
Albo inaczej: jak na koszu8 siędę9.
 

GUSTAW

 
Ba, ba, ba! jeszcze czego.
 

RADOST

 
I skąd pewność, że nie?
Jestże to napisano, wyryto na niebie,
Że Aniela koniecznie musi pójść za ciebie?
 

GUSTAW

 
Pójdzie, pójdzie, stryjaszku.
 

RADOST

 
Tylko bardzo proszę,
Niech samochwalstwa od ciebie nie znoszę.
 

GUSTAW

 
Do samochwałów któż tego policzy,
Który rozsądnie zważa i powiada,
Że gdzie dwie rodzin związku sobie życzy,
Związku się w końcu spodziewać wypada?
 

RADOST

 
Prawda, jeśli Aniela choć trochę polubi.
 

GUSTAW

 
Bądź z łaski swojej spokojny w tym względzie.
Już ja ci ręczę, wszystko dobrze będzie.
 

RADOST

 
Nadto pewności, a ta pewność zgubi.
 

GUSTAW

 
Już spuść10 się na mnie… Ale dość tych fraszek.
Teraz niech zgadnie kochany stryjaszek…
 

RADOST

 
Pewnie, gdzie byłeś?
 

GUSTAW

 
Gdziem bawił tak długo.
 

RADOST

 
Wymów już, wymów, bo cię diable dusi.
 

GUSTAW

 
Na miejskim balu byliśmy przebrani.
 

RADOST

 
Na jakim balu?
 

GUSTAW

 
Pod Złotą Papugą.
 

RADOST

 
W karczmie!
 

GUSTAW

 
Przebrani.
 

RADOST

 
O Boże! o Boże!
 

GUSTAW

 
Tego młodemu nikt pewnie nie zgani.
 

RADOST

ironicznie

 
Pewnie pochwali?
 

GUSTAW

 
Bo pochwalić musi.
 

RADOST

 
Piękna mi szkoła!
 

GUSTAW

 
Lepsza być nie może.
Na małym świecie, co się wielkim mieni,
Gdzie każdy trwożnie po śliskiej przestrzeni,
Jakby na szczudłach i w przyłbicy chodzi;
Tam, czem są ludzie, niechaj nikt nie bada.
Ale gdzie człowiek mało pozór ceni,
Przybranym kształtem nie chce i nie zwodzi,
Gdzie więcej wola, niż rozum nim włada,
Tam schwytaj pędzel, wzór stoi gotowy.
 

RADOST

 
Otóż go macie! Jest La Bruyère11 nowy.
 

płaczliwie

 
Gucio! dopieroś dziękował za radę.
 

GUSTAW

nie słuchając

 
I co mi teraz przychodzi do głowy.
 

RADOST

 
Na przykład?
 

GUSTAW

 
Jedźmy tam dziś.
 

RADOST

 
Ja z tobą?
 

GUSTAW

 
 
Ty ze mną.
 

RADOST

 
Oszalał!
 

GUSTAW

 
Wcześniej wrócisz.
 

RADOST

ironicznie

 
Tą drogą tajemną.
 

GUSTAW

 
Jedziesz?
 

RADOST

 
Dajże mi pokój.
 

GUSTAW

 
No, to sam pojadę.
 

RADOST

 
Guciu! dopieroś dziękował za radę.
 

GUSTAW

żałośnie

 
Luby stryjaszku! wkrótce się ożenię.
 

RADOST

do siebie z zadziwieniem

 
No! i dlatego takie figle stroi.
 

GUSTAW

jak wyżej, prosząc

 
Już raz ostatni.
 

RADOST

 
Ja go nie odmienię,
To rzecz daremna.
 

GUSTAW

 
Na kasztana wsiędę!…
 

RADOST

przestraszony

 
O! na kasztana!
 

GUSTAW

 
Przede dniem tu będę.
 

RADOST

 
Weź już moją dorożkę, a kasztan niech stoi.
 

do siebie:

 
Jeszcze kark skręci z tego waryjata.
 

GUSTAW

 
Dobrze, stryjaszku.
 

RADOST

 
I deliję12 moją.
 

GUSTAW

 
Dobrze, stryjaszku.
 

RADOST

 
W tej kurteczce lata.
Jeszcze kataru u diaska dostanie.
 

GUSTAW

 
Dobrze, stryjaszku, jak chcesz, tak się stanie.
Ja zawsze mówię, święte rady twoje.
 

RADOST

 
Otóż masz, teraz powie, że to z mojej rady
Przez okna łazi na nocne biesiady.
 

GUSTAW

 
Zatem radzisz wchodzić drzwiami?
 

RADOST

 
Gadajże z waryjatami!
Ja ci radzę pójść spać.
 

GUSTAW

 
Spać?
 

RADOST

 
Bladyś, aż niemiło.
 

GUSTAW

 
Blady? To dobrze, to nic nie zaszkodzi:
Bladość niepokój miłosny dowodzi,
Bladości prędzej niż słowom się wierzy.
Pamiętasz przecie, jak to dobrze było
Rano, nazajutrz, po twojej wieczerzy?
 

RADOST

 
Mojej wieczerzy?
 

GUSTAW

 
To jest, mówiąc szczerze,
Ja sam dawałem tę sławną wieczerzę,
Ale stryjaszek potem długi płacił.
 

RADOST

 
Niestety!
 

GUSTAW

 
Wcalem na cerze nie stracił.
„Teraz to kocha – rzecz niezaprzeczona —
Jak blady, słaby! – on z miłości skona” —
Powiedz sam, wszakże prawda, tak mówiono.
I gdybym nie był zanadto…
 

RADOST

 
No, no, no,
Nie dość szaleje, jeszcze mnie powiada!
Teraz idź i śpij, taka moja rada.
Ale mój Guciu, Guciuniu serdeczny,
Staraj się zbliżyć, podobać Anieli.
 

GUSTAW

 
Dobrze, stryjaszku.
 

RADOST

 
Dla matki bądź grzeczny.
 

GUSTAW

 
Dobrze, stryjaszku.
 

RADOST

 
I na miłość Boga,
Jeśli ci jeszcze moja przyjaźń droga,
Nim się odezwiesz, pomyśl pierwej nieco.
Bo często słowa jakby z worka lecą,
Ale sensu w nich – no! – tego tam nie ma. —
A teraz idź spać, już mrugasz oczyma.
 

GUSTAW

 
Pójdę się przebrać.
 

Całuje go w rękę.

RADOST

całując go

 
Pamiętaj, Gustawie…
 

GUSTAW

 
Sam się zadziwisz, jak się dziś poprawię.
 

Odchodzi w lewe drzwi boczne.

RADOST

patrząc za nim, serio

 
Poprawię! Zawsze jedno co godzina,
Zadziwisz się! tak!/ przechodząc nagle w uczucia
Kochany chłopczyna!
 

SCENA V

Radost, Albin (chustka w ręku, tragicznym tonem).

RADOST

 
Cóż cię, panie Albinie, sprowadza tak wcześnie?
 

ALBIN

 
Niestety!
 

RADOST

 
Jak wzdychałeś, tak wzdychasz boleśnie.
 

ALBIN

 
Ach! jakże nie mam wzdychać, kiedy w smutku tonę;
Kiedy nocne minuty łzami przeliczone!
 

RADOST

 
A ja ci radzę, wypogódź twe czoło,
Nie bądź Gustawem – lecz kochaj wesoło:
Te elegije i miłosne żale
Młodej dziewczyny nie podbiją wcale;
A zwłaszcza Klarę, co jak iskra żywa,
Jeżeli westchnie, to wtedy gdy ziéwa;
Klara, co spocząć, rzadziej milczeć zdoła,
Sprzeczna z układu, z natury wesoła,
Lęka się smutku, któregoś obrazem.
 

ALBIN

 
Ach! możnaż kochać i nie płakać razem?
 

po krótkiem milczeniu

 
Już dwa lata się kończą, jak powabność Klary
Wznieciła moją miłość bez granic, bez miary.
Nie ma dnia, bym nie błagał najczulszem wejrzeniem;
Samem już tylko teraz oddycham westchnieniem;
Łzami skrapiam jej ślady, skrapiam całą drogę:
I kamień już bym zmiękczył, jej zmiękczyć nie mogę.
 

RADOST

 
Żebyś i sto lat jęczał, wszystko nic nie znaczy.
 

ALBIN

 
Ach!
 

RADOST

 
Cóż dalej chcesz robić?
 

ALBIN

 
Co? – Umrę z rozpaczy.
 

RADOST

 
Może cię kocha.
 

ALBIN

 
Kocha? – Umarłbym z radości.
 

RADOST

 
Każ więc sobie zawczasu dzwonić z przezorności.
 

ALBIN

 
Ja płaczę, ty się śmiejesz.
 

RADOST

 
Śmiej się i ty razem.
 

ALBIN

 
Ach, posłuchaj mnie raczej, nie dręcz tym rozkazem.
Myślałem, że wytrwałość najczystszych płomieni
Nienawiść w łagodniejsze uczucia przemieni,
Ową nienawiść mężczyzn powziętą z rachuby,
Którą w duszy piastuje, z której szuka chluby.
Ach, błędna myśl, niestety! zwodnicze nadzieje!
Jej serce coraz stygnie, a moje goreje!
 

RADOST

tymże tonem

 
Bywaj zdrów!
 

ALBIN

 
Ach, gdzie idziesz?
 

RADOST

jak wprzódy

 
Ach, idę do siebie.
 

ALBIN

 
Nie litujesz się żalu, opuszczasz w potrzebie.
 

RADOST

 
Chciałbym jeszcze do domu pojechać na chwilę.
 

dobywając zegarka

 
Tylko że już podobno… jeśli się nie mylę…
Oho! tak to już późno! Wdaj się tylko z trzpiotem:
U niego jak rozsądek, tak wszystko na potem.
 

ALBIN

chwytając go za rękę

 
Czekaj, zwierzyć ci muszę straszną tajemnicę.
 

RADOST

przestraszony

 
Dla Boga, co to będzie!
 

ALBIN

 
Rzecz całą oświécę.
 

RADOST

 
Albinie; ja truchleję!
 

ALBIN

 
Zachowasz ją święcie?
 

RADOST

 
Mów!
 

ALBIN

 
Klara i Aniela mają przedsięwzięcie…
Słuchaj i zapłacz, nigdy – nie iść za mąż.
 

RADOST

zadziwiony i wstrzymując się od śmiechu

 
Szczerze?
 

Na znak potakujący Albina Radost parska śmiechem.

Albin.

 
Co? – Ty się śmiejesz z tego?
 

RADOST

 
Śmieję, bo nie wierzę.
 

ALBIN

 
Ja ci ręczę.
 

RADOST

 
I skąd wiesz?
 

ALBIN

 
Wiem pewnie.
 

RADOST

 
Daj Boże!
 

do siebie:

 
Taki bodziec Gustawa obudziłby może.
Byle mu wierzył./ do Albina
Dzięki za dobrą nowinę.
 

ALBIN

 
Jak to, Radoście, dobrą? – Dobrą, a ja ginę.
 

RADOST

 
Nie zginiesz, będziem żyli.
 

ALBIN

 
Ty się śmiejesz zawsze.
 

RADOST

 
Ty zaś nie płacz, a losy będą ci łaskawsze.
 

Odchodzi w lewe drzwi środkowe.

ALBIN

 
O miłości, miłości! ty żalów przyczyno!
Złorzeczyć ci nie mogę, bo mile łzy płyną.
Lecz Klaro! kiedyż równą odpłacisz mi miarą?
Kiedyż ze mną zapłaczesz? Klaro! Klaro! Klaro!
 

SCENA VI

Albin. Aniela, Klara

wchodzą przed ostatnim wierszem z prawych drzwi środkowych.

KLARA

cicho stanąwszy przy Albinie

 
Po raz pierwszy, drugi, trzeci!
Na wezwanie takie dzielne,
Powtórzone po trzy razy,
Nawet duchy nieśmiertelne,
Jak posłuszne ojcu dzieci,
Porzucając ciemne cele,
Stają władcy brać rozkazy.
Mogęż spóźnić przyjście moje?
Otóż jestem, otóż stoję.
 

ALBIN

całując w rękę

 
Ach!
 

KLARA

 
Nic więcej?
 

ALBIN

 
To tak wiele.
 

Klara

 
Ach, urągasz miłości.
 

KLARA

śmiejąc się

 
Urągam? – broń Boże!
 

ALBIN

 
Twoje serce bez czucia.
 

KLARA

 
Lwie, tygrysie może?
 

ALBIN

 
Nikt go zmiękczyć nie zdoła.
 

KLARA

 
Nie każdy, to pewnie.
 

ALBIN

 
Ja tak kocham.
 

KLARA

 
A ja nie.
 

ALBIN

 
Ja płaczę tak rzewnie.
 

KLARA

 
Ja się śmieję.
 

ALBIN

 
Okrutna! Poznasz mnie po stracie.
 

KLARA

 
Okrutna! sroga! niestety! o nieba!
 

do Anieli

 
Uchodźmy prędko, tu miłość na czacie,
Prędko, Anielo, dowierzać nie trzeba.
 

Śpiewa:

 
Tak babunia nam śpiewała,
Ja uciekam, pókim cała.
 

ALBIN

 
Zostań, okrutna, zostań! Uwolnię twe oczy
Od smutnego przedmiotu, co ich świetność mroczy.
Cieszy cię moja męka? – Ciesz się więc do woli:
Żaden twój raz nie minął, każdy mocno boli.
Jedna tylko pociecha mej duszy zostaje,
Żem nie zasłużył wzgardy, której dziś doznaję.
 

ANIELA

 
Panie Albinie! któż tak ściśle bierze?
Zostań się z nami, wszak ci to są żarty.
 

KLARA

 
Com powiedziała, powiedziałam szczerze.
 

ALBIN

 
A ja wszystkiemu co do słowa wierzę.
 

KLARA

 
Godzien pochwały, kto nie jest uparty.
 

ALBIN

 
Godzien litości, kto pokochał Klarę,
Bo razem w litość stracił wszelką wiarę.
 

Odchodzi w prawe drzwi boczne.

SCENA VII

Aniela, Klara.

ANIELA

 
Tak drażnić, dręczyć, to się już nie godzi.
 

KLARA

 
Cóż? Pójść za niego?
 

ANIELA

 
Ja tego nie mówię;
Lecz gorycz losu niech litość osłodzi,
Niech mu przynajmniej o przyczynie powie.
 

KLARA

 
Na co? Niech kocha, płacze, jęczy, kona.
 

ANIELA

 
Ach, tego nie chcę, i ty nie tak sroga.
 

KLARA

 
Gardzę miłością, jestem niewzruszona.
 

ANIELA

 
Wszak ci się znajdzie łagodniejsza droga:
I na cóż tam słów, gdzie dosyć na znaku.
 

KLARA

 
Może mam przed nim, dygnąwszy trzy razy,
Kręcąc fartuszkiem, piekąc rak po raku,
Prosić lękliwie, aby bez urazy
Przyjął odpowiedź, wprawdzie niezbyt miłą,
Ale ogólną dla całej płci jego? —
 

ANIELA

 
O, pewnie, pewnie, lepiej by tak było,
Niż wciąż powtarzać w obliczu biednego,
Że jego miłość, równie jak osoba,
Ani cię bawi, ani się podoba.
 

KLARA

 
Wierz mi, Anielo, wszystko to za mało.
Nie wiesz, jak twarde jest serce mężczyzny,
Jak prędko rany umie ściągnąć w blizny,
Blizny, co potem stają mu się chwałą.
Nic ich próżności nie zbije, nie skarci,
Im więcej przeszkód, tem więcej uparci.
Łaj, gardź, nienawidź – oni w nienawiści,
Gniewie i wzgardzie mają swe korzyści,
Tak, że nareszcie czasem z nas niejedna,
Tracąc cierpliwość, tracąc głowę, biedna,
Znudzona walką, ze wszech stron ściśnięta,
Musi pokochać, by pozbyć natręta.
 

ANIELA

 
Na cóż mi mówisz, co ja wiem dokładnie?
Znam dobrze mężczyzn, ten ród krokodyli,
Co się tak czai, tak układa snadnie,
By zyskać ufność i zdradzić po chwili.
Lecz że źli oni, mamyż być takiemi?
 

KLARA

 
O, były, były kobiety dobremi,
I jakiż tego zwyczajny był skutek?
Radość dla mężczyzn, dla nas gorżki13 smutek,
Wspomnij tę książkę.
 

ANIELA

 
Nigdy nie zapomnę:
Męża Kloryndy życie wiarołomne.
 

KLARA

ze wzrastającym zapałem

 
I żal jednego twą zemstę zwycięża?
Żal, że chciał dopiąć i celu nie dopnie?
I my nasz zamiar: «nigdy nie mieć męża»
Mamy oznajmiać, głosić nieroztropnie?
Wszystkim do razu odebrać nadzieję?
I miłość własną każdego ocalić?
O nic, nic z tego, moi dobrodzieje!
Wy, co ze zwycięstw lubicie się chwalić,
U nóg, tu, każdy, niech kark zgina hardy,
Każdy z osobna dozna naszej wzgardy.
 

ANIELA

z zapałem

 
Wzdychaj więc każdy!
 

KLARA

z zapałem

 
I kochaj się we mnie.
 

ANIELA

 
Dlaczegóż w tobie?
 

KLARA

 
By jęczał daremnie.
 

ANIELA

 
I moje serce nie więcej im sprzyja.
 

KLARA

 
Anielo! ręka! Powtórzmy tu śluby
Nam wiecznej chwały, a im wiecznej zguby.
 

Razem podając sobie ręce, mówią razem i powoli.

 
Przyrzekam na kobiety stałość niewzruszoną,
Nienawidzieć ród męski, nigdy nie być żoną.
 

ANIELA

 
Nienawidzieć, tak, oprócz mego stryja.
 

KLARA

 
I mego ojca.
 

ANIELA

 
I stryjecznych braci.
 

KLARA

 
I pana Jana…
 

ANIELA

 
I pana Karola.
 

KLARA

 
I Józia…
 

ANIELA

 
Kazia, Stasia…
 

KLARA

 
Hola! hola!
 

ANIELA

 
Na ostrożności nikt nigdy nie straci.
 

po krótkiem milczeniu

 
Zatem już kochać nie wolno nam będzie?
 

KLARA

 
Jedna dla drugiej kochankiem się stanie.
 

ANIELA

zamyślona

 
Jedna dla drugiej – a tak – to przykładnie…
Lecz powiedz, Klaro, oświeć mnie w tym względzie:
Czy oni nigdy nie kochają szczerze?
 

KLARA

po krótkiem milczeniu

 
Nigdy? – hm? – Pewnie.
 

ANIELA

 
Na cóż to udanie?
 

KLARA

 
Na co i po co, nic nie wiem w tej mierze.
Lecz com czytała, pamiętam dokładnie:
«Że miłość gorsza nad wszelką przygodę,
Że masz się kochać, wolisz skoczyć w wodę».
 

ANIELA

 
Klaro! zmiłuj się, w wodę! – to za wiele!
 

KLARA

 
Tak, nie inaczej! tak było w tem dziele.
 

ANIELA

 
Taką więc sprawą rzecz wcale nieładna,
Że każda kocha, nie topi się żadna.
 

KLARA

 
Bo do przyszłości duch każdy przykuty,
Żyje dla nieba, kocha dla pokuty.
 

ANIELA

 
O, wy mężczyźni!
 

KLARA

 
Piekło was zrodziło!
 

ANIELA

 
Że nie ma kraju, gdzie by was nie było!
 

KLARA

prędka rozmowa

 
A nasz pan Gustaw, laleczka warszawska.
 

ANIELA

 
O, ten się nawet udawać nie trudzi.
 

KLARA

 
Jeśli przemówi, to już wielka łaska.
 

ANIELA

 
Chce się ożenić, bo się czasem nudzi.
Przynajmniej uszy od jęków ocalę.
 

KLARA

 
Mnie by ta pewność nie cieszyła wcale;
Niech każdy kocha i w tem ma swą karę.
 

ANIELA

 
Ach, gdyby można miłości dać wiarę,
Byłoby szczęście większe na tym świecie?
 

KLARA

 
Było przed laty, wszak pamiętasz przecie,
Cośmy czytały?
 

ANIELA

 
Czy ja mam w pamięci?
Jak tylko wspomnę, w głowie mi się kręci.
 
1oraz (tu daw.) – jednocześnie. [przypis edytorski]
2And. Max. Fredro – Andrzej Maksymilian Fredro (ok. 1620–1679), polityk i pisarz. [przypis edytorski]
3wieczór jeszcze zdrowy – wieczorem jeszcze był zdrowy. [przypis edytorski]
4nié ma – daw. forma z é pochylonym, wymawianym jak i; tu zachowana dla rymu: oczyma – nié ma. [przypis edytorski]
5macież (daw.) – no macie, macie przecież; macież go – oto on; proszę, jaki on jest. [przypis edytorski]
6śród (daw.) – wśród. [przypis edytorski]
7waryjat – dziś: wariat. [przypis edytorski]
8siąść na koszu a. dostać kosza – oświadczyć się i nie zostać przyjętym. [przypis edytorski]
9siędę – dziś popr. forma: siądę. [przypis edytorski]
10spuścić się na kogoś (daw.) – polegać na kimś, liczyć na kogoś. [przypis edytorski]
11Jean de La Bruyère (1645–1696) – fr. pisarz, autor Charakterów (Les Caractères ou les Mœurs de ce siècle), dzieła opisującego postaci i obyczaje XVII-wiecznej Francji. [przypis edytorski]
12delija, delia (daw.) – kurtka męska. [przypis edytorski]
13gorżki – dziś: gorzki. [przypis edytorski]