Za darmo

Hotel pod ideałem

Tekst
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Nastąpiło ono po odejściu przywódcy buntowników na czele garstki pielgrzymów, którzy pod wodzą „Wyznawcy”, utworzywszy legion „rycerzy czystego serca”, poszli ku szczytowi.

Wylazł dnia onego dyrektor i zasiadł sądzić winnych, przyjmować potem do łask na powrót… a jednocześnie sam był sądzony przez radę nadzorczą… besztany… skazywany… no i wreszcie na powrót do łask przyjęty… gdy kilka wpływowych dzienników zamieściło wyjaśnienie tej treści, iż wszyscy nabrali przekonania, że rewolucja pałacowa była dziełem wariata albo „przewrotowca”.

Powiększono tylko liczbę tańszych pokojów, dobudowano dwa nowe pawilony R i S, aby zadosyć10 uczynić „duchowi czasu”, który się pono tego gwałtownie domagał. Bardzo słusznie. Z przeciwności człowiek rozsądny powinien wyciągać naukę.

––

Dzień był szary, mglisty, gęste chmury zległy na zboczach góry, nie było nic widać i tylko paru amatorów robiło zdjęcia, reszta gości pochowała się po pokojach.

Dyrektor, kwaśny, komponował właśnie jeden z wielu, wielu już wysłanych po katastrofie listów, gdy mu lokaj dyżurny zameldował:

– Pątnik. Prosi o audiencję natychmiast.

– Skąd przyszedł? Z dołu czy z góry? – spytał.

– Z góry.

– Hm! Przypadek groźniejszy. Dobrze. Herbata… koniak… pokój oddział A… Prosić do mnie. Tutaj… podasz.

Lokaj znikł. Po chwili w progu gabinetu zjawił się człowiek szary jakiś, jak mgła na dworze, ponury, o zaciśniętych wargach, ubrany w ongiś białą, pielgrzymią suknię.

Dyrektor podbiegł na powitanie.

– Aaaaaa, jakże mi miło! – począł od razu. – Pan… pan… doprawdy, że zdaje mi się… istotnie… czyżbym się mylił… z oddziału „rycerzy czystego serca”… wszak nie inaczej. Oooo znajdzie łaskawy pan kolegów… kilku… kilku. Właśnie dopiero wczoraj… Jakże pożałowania godne było całe to niemiłe zajście… Ale dzięki Bogu… minęło. Co… wszak pokoik? Już rozporządziłem. Sądzę, że oddziałek A, na początek… dla odpocznienia po trudach, nabrania sił… Może by też kąpiel słoneczną?

– Dziękuję panu! Ale czy mnie pan poznajesz? Nie zdaje mi się… Jestem przywódcą legionu… byłego legionu…

Dyrektor zerwał się na równe nogi.

Przybyły chwycił go za rękę, którą już wyciągnął w stronę telefonu.

– Moment jeden – zawołał. – Jedna chwila! Przychodzę w interesie!… Posłuchaj pan, a potem zrobisz, co zechcesz…

– Co za bezczelność! Co za straszna bezczelność! – bełkotał przerażony i ogłupiały jednocześnie dyrektor – Toż to pan rozbiłeś… pan pierwszy… wielkie… wielkie lustro weneckie… Pan jesteś… rozbójnik! Pan… pan… ja.. panu… ja… – dławił się, a ręka szukała wciąż aparatu.

– Na miłość boską! Uspokój się pan, panie dyrektorze! – prosił przybyły. – Moment tylko! Pytanie… Oczywiście… przez to samo, że tu jestem, potępiam… żałuję wszystkiego, co miało miejsce. Moja obecność tu to rodzaj ekspiacji… a rad bym, by także była zadośćuczynieniem dla pana… któryś tyle… tyle… Posłuchaj pan. Potępiam jak najsurowiej tego samozwańczego proroka, który nas wszystkich… wszystkich… tak obałamucił… ça va sans dire11… A teraz do rzeczy:

– Cóż się z nim stało? – spytał, oprzytomniawszy trochę, dyrektor.

– Bo ja też wiem! Zostawił nas, po bezskutecznym namawianiu do dalszej wycieczki na szczyt nieistniejący… no… i poszedł sobie! Niepodobna, by żył dotąd…

– Dzięki Bogu! – odsapnął dyrektor. – Odprawimy jutro piętnaście mszy dziękczynnych… za pomyślność naszego zakładu… ufff… To dobrze!

– Przystępuję do rzeczy. Otóż, wałęsając się samotny po górze zaszedłem do przecudnej roztoki utworzonej przez odpływy jeziora Ekstazy. Nie mam dość słów, by opisać to miejsce. W tych oto, naprędce porobionych notatkach znajdziesz pan szczegóły, teraz zwrócę tylko na to i owo uwagę pańską. Wszak nie zaprzeczy pan, że „Hotel pod Ideałem” ma te i owe braki.

– Cóż znowu! Mój panie! Takaż to skrucha?

– Momencik! Zamierzam coś zgoła innego jak wówczas… Otóż jedną z głównych rzeczy, na którą się już nieraz uskarżały dzienniki, jest nadmiar mgieł i chmur, tak że o widoku stąd właściwie nie ma i mowy. Druga rzecz to wiatry wyżynne. Otóż w mojej roztoce… Ach… i po cóż mówić… Sądzę, że zechcesz pan przestudiować te oto notatki.

Wyjął plik papierów.

– Pobieżnie to, jak pan widzi naszkicowane, ale zawsze daje o rzeczy niejakie pojęcie. Proszę, spojrzyj pan.

10zadosyć – dziś: zadość. [przypis edytorski]
11ça va sans dire (fr.) – bez dwóch zdań; ewidentnie; oczywiście. [przypis edytorski]