Za darmo

Hop-frog

Tekst
Oznacz jako przeczytane
Hop-Frog
Audio
Hop-Frog
Audiobook
Czyta David Miles
2,14 
Szczegóły
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Tyran przez chwil kilka mierzył ją wzrokiem, osłupiały zapewne na widok takiego rozzuchwalenia. Nie wiedział, zda się, co ma rzec i co uczynić ani też – jakich słów doborem nastarczyć swemu oburzeniu. Wreszcie, nie uroniwszy ani jednego słowa, z całą przemocą odepchnął ją precz od siebie bluznął jej w twarz zawartością pełnego po brzegi pucharu.

Biedna karlica z wysiłkiem powstała na nogi i, nie śmiejąc nawet westchnąć, powróciła na swe miejsce u podnóża stołu.

Przez pół minuty trwała cisza śmiertelna, wsród której posłyszałbyś spadanie liścia lub pierza. Ciszę ową przerwał rodzaj głuchego, lecz rdzawego i długiego zgrzytu, który się zdawał wylęgać ze wszystkich naraz kątów pokoju.

– Dlaczego – dlaczego – dlaczego tak hałasujesz? – spytał król z rozszalałym gniewem zwracając się do karła.

Ten ostatni zdawał się poniekąd trzeźwieć i tępo, lecz ze spokojem patrząc twarz w twarz tyranowi, zawołał z prostotą:

– Ja? – Ja? – A skądże takie przypuszczenie?

– Zdaje mi się, iż dźwięk od zewnątrz dolata – zauważył jeden z dworzan – mam wrażenie, że to papuga w oknie ostrzy dziób o sztaby klatki.

– Masz słuszność – odpowiedział monarcha z oznaką wielkiej ulgi wywołanej owym domysłem – wszakże, na mój honor rycerski przysiągłbym, że ów nędznik tak pozgrzytywał zębami.

Na te słowa karzeł jął się zaśmiewać (król był zbyt ślepym miłośnikiem żartów, aby pomiatał czyimkolwiek śmiechem) – i wyszczerzył szeroki, potężny i groźny sznur zębów. Co więcej – oświadczył, iż gotów jest wysączyć dowolną ilość wina. Udobruchał się monarcha, zaś Hop-Frog bez najmniejszego przymusu pochłonąwszy jeszcze jedną szklenicę, zakrzątnął się natychmiast i z zapałem dokoła pomysłów maskaradowych.

– Nie mogę wytłumaczyć – zauważył bardzo przytomnie, jakby mu wino nigdy w głowie nie szumiało – jak się ów zbieg myśli odbywa, lecz bezpośrednio po tym, jak Wasza Królewska Mość zdzieliła pięścią karlicę i twarz jej winem oplwała – bezpośrednio po tym, jak Wasza Królewska Mość dokonała wspomnianego czynu, oraz w chwili, gdy papuga na dworze wytwarzała ów zgiełk osobliwy, przyszedł mi do głowy figiel przedziwny, który stanowi jedną ze zwyczajowych mego kraju zabaw, a z którego częstokroć korzystamy dla naszych maskarad, tu zaś będzie on bezwzględną nowością. Niestety – figiel ów wymaga towarzystwa z ośmiu złożonych osób, więc…

– Tam do licha, jest nas ośmiu! – zawołał król, podkreślając śmiechem swój wytworny wynalazek. – Ośmiu – bez reszty! Ja – i siedmiu moich ministrów. Nuże, cóż to za figiel?

– Nazywamy to – rzekł kulawiec – ósemką skutych orangutanów – i jest to zaprawdę gra czarująca, o ile trafi na przednich wykonawców.

– My ją osobistym obdarzymy wykonaniem – odrzekł król prostując się i mrużąc oczy.

– Czar tej zabawy – ciągnął dalej Hop-Frog – polega na popłochu, który szerzy wśród niewiast.

– W to nam graj! – ryknęli chórem monarcha i jego ministerium.

– Nikt inny jeno ja przebiorę was za orangutany – mówił dalej karzeł – zaufajcie mi na ślepo we wszystkim. Podobieństwo będzie tak dokładne, iż wszystkie maski wezmą was za rdzenne bydlęta, i ma się rozumieć, zdradzą tyleż przerażenia, ile podziwu.

– O, to wprost porywające! – zawołał król – Hop-Frog, wykierujemy cię na ludzi!

– Kajdany mają na celu – wzmożenie rozgardiaszu swym szczękiem. Najlepiej w tym razie odpowiada wam pozór zgrai, która wymknęła się dłoniom swych pogromców. Wasza Królewska Mość nie może sobie wyobrazić owego zamętu, który ósemka skutych orangutanów, prawdziwych dla większości zgromadzenia zwierząt, wytworzy na balu maskowym swym pełnym dzikich poryków rozpędem poprzez tłumy zalotnie i zbytkownie postrojonych mężczyzn i kobiet. Kontrast, który nie ma sobie równego.

– Niechże tak będzie! – rzekł król i rada – ponieważ było już późno – powstała pośpiesznie z swych miejsc, aby przystąpić do wykonania pomysłu Hop-Froga. Pomysł przeobrażenia tych wszystkich ludzi w orangutany był wielce prosty, lecz aż nadto odpowiadał jego celom.

W czasach, o których mowa w niniejszej opowieści, rzadko widywano tego rodzaju zwierzęta w tych lub innych częściach cywilizowanego świata i ponieważ larwy, przez karła zmajstrowane, były pod dostatkiem drapieżne i bardziej niż pod dostatkiem wstrętne, tedy zdaniem wszystkich można było zaufać stopniowi podobieństwa.