Za darmo

Karl Krug

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

– Rozumie się – powtórzyli inni.

– A jak się zdarzy, nabij co wlezie; nie odda, bo się naszych boi, i do sądu nie pójdzie, bo głupi, rozmówić się nie umie. A wreszcie, ktoby tam za lutrem świadczył!

– Rozumie się.

Mówcą, którego narodowo-mularskim pretensyom dwaj inni tak zgodnie akompaniowali, był Rafał Czapla, lichy, ale wesoły i zuchwały robotnik, który w swoim świecie używał szerokiej sympatyi. Lubiono go za to, że czas pracy uprzyjemniał anegdotami, że zwady skutecznie rozstrzygał, że przedsiębiorców oszukiwał, że rozmaite dodatki do umówionej pracy wytargowywał, że wreszcie zimą, kiedy wraz z innymi zajmował się tragarstwem, umiał zawsze przy przenosinach zręcznie ukrywać w kieszeni jakieś drobne rzeczy, które nie zubożywszy właścicieli, towarzyszom jego zapewniały niezłe pokrzepienie w szynku. Najwyższą dla niego moralnością było dogodzenie tym, z którymi pracował, a jedyną w tym względzie granicą – brak sposobności. Że Czapla w korzystaniu z owoców swego poświęcenia przyjmował należny mu udział, nie stanowiło to dla jego dobrych chęci żadnej skazy. Na własny użytek złamanego gwoździa nikomu by nie ukradł, ale dla gromady kasę by złupił. Ponieważ zaś zawsze występował w interesie gromady, posiadał w opinii świadectwo najuczciwszego człowieka.

– Patrzcie, patrzcie – zawołał on – jak lutrzy ze złości podskakują, musiał ich kupiec dobrze wydoić.

Rzeczywiście niemcy wyszli ze sklepu winnego dziwnie wzburzeni. Widocznie coś im Krug zawinił, bo otoczywszy go, obsypywali głośnemi złorzeczeniami. On biedny, nie mogąc dać sobie rady, wydarł się z koła i przybiegł do rozweselonych tą sceną trzech mularzów.

– Powiedzieć im – nie ma taniej piwo – zawołał.

– Es gibt, es gibt! – krzyczeli inni, dognawszy go.

– Jest – odezwał się zimno Czapla.

– A ha! – zawrzasnęli niemcy, szturgając Krugowi palcami do oczu.

– Ja doch pytal – bronił się Krug – wy pokazać tam.

– Pytaliście się – odparł Czapla – gdzie niedaleko, ale nie gdzie tanio.

– Was? was? – badali niemcy.

Krug im odpowiedź po niemiecku powtórzył.

– Da habt ihr's nun! – urągali mu – Maulaffe! Er versteht polnisch!

Krug głowę spuścił i milczał, bo tym sposobem najlepiej się spodziewał zażegnać burzę, która się zwaliła na jego głowę. Ale ziomkowie, oddaliwszy się o kilka kroków, znowu wybuchnęli gwarnym gniewem. Wreszcie jeden z nich przyskoczył do Kruga, porwał go za rękę i krzyknął:

– Warum hast du dem schnöden Kerl nichst gesagt? Du sprichst ja polnisch!

To rzekłszy strącił mu czapkę i podeptał.

– Co mial ja zrobić? – rzekł na pół z płaczem Krug, zwracając się do trzech rozweselonych mularzy i otrzepując czapkę. My nie wiedzieli, że w tej piwiarnia czapka zdjąć trzeba. My siedli przy stół i jemu kelner kapelusz zrzucił. Co mial ja powiedzieć? Ach, Hergott, Hergott!

– U nas każdy dom to kościół – odrzekł Czapla – głowy nakrywać nie wolno.

– Nu czy ja wiedzial! Hergott.

Drapiąc się w głowę, odszedł strapiony do swych ziomków, którzy rozmawiali żywo w gromadce. Zwolna jednak ogień ich gniewu przygasł, czasem tylko, niby niedotlona iskra, wybiegała z szemrzących ust pretensya do Kruga, że się nie spytał miejscowych mularzy o tanie piwo. Sprawa ze zrzuconym kapeluszem nie była wcale wznawiana. I nic dziwnego. Obrażonym synom Germanii nieraz już zrzucano w kraju kapelusze, ale nie podnoszono ceny piwa.

Po chwili wszyscy zajęli się robotą. Tylko Czapla ciągle szeptał coś wesołego sąsiadom swoim.

Gdy o 12 dano znak obiadu, niemcy zgromadzili się w kupkę i po długiej naradzie, w której jeden dawał widocznie jakieś objaśnienia, czy przestrogi Krugowi, wysłali go do polaków.

– Gdzie jest dostać tani obiad?

– Tu – rzekł Czapla, wskazując na okazałą restauracyę.

Niemcy udali się, ale wkrótce wyszli, bo prawdopodobnie nauczony Krug spytał się naprzód o cenę.

– A szelmy! – zawołał Czapla, widząc, że go figiel zawiódł.

Nieszczęściem dla Kruga było to, co sobie, jadąc do Polski, za szczęście liczył, mianowicie słaba znajomość języka polskiego. Znał go bowiem akurat tyle, ile potrzeba było do odczuwania złośliwości cudzoziemców i robienia zawodów swym rodakom. Z obu stron chłostano go dotkliwymi wyrazami, on pod nimi często płaczliwie jęknął, ale w końcu dobrotliwie się uśmiechał, bo każdą gorycz osładzała mu błoga pewność zarobku. Ani przez chwilę nie pomyślał o zemście.

Po wymysłach i przycinkach zostawały mu tylko niewyraźne wspomnienia, a po dniach pracy ruble – dla czego miał dbać więcej o pierwsze, niż ostatnie? Wcale więc nie szemrał i zgodziłby się na los taki do końca żywota. Cierniem na drodze biedaka jest nie zniewaga, ale bezrobocie.

Po miesiącu bytności, pełniąc ciągle obowiązki delegata swych towarzyszów, poprawił sobie znacznie polską mowę i poznał miasto, co go zabezpieczyło od ich gniewu. W miarę wszakże, jak dola jego z tej strony się wypogadzała, z drugiej zaciemniały ją coraz większe chmury. Czapla był niezmordowanym w trapieniu niemców za pośrednictwem Kruga. Raz zawiadomiwszy go, że nazajutrz przypada jakieś kościelne święto, zanim nieporozumienie się wyjaśniło, wstrzymał ich na pół dnia od roboty. Krug był zbyt pracą ogłuszonym i z natury dobrotliwym, ażeby mógł w postępowaniu Czapli dostrzedz systematyczne prześladowanie. Zdarzył się jednakże wypadek, który łatwowierności mularza mysłowickiego posłużył za ważną przestrogę. Czapla pożyczył od niego cztery ruble, które wraz z towarzyszami przepił. Cierpliwie Krug czekał zwrotu pieniędzy, ale nareszcie, gdy dłużnik zdawał się o nich wcale nie pamiętać, sam go zaczepił.

– Jakie cztery ruble? – spytał wesoło Czapla.

Przykry dreszcz przeleciał po nerwach Kruga.

– No te – odrzekł – co ja przeszla sobota dal.

– Nie przypominam sobie.

– Pan Bóg, wy nie przypominacie sobie moje pieniądze!

– Nie, ale zresztą jeśli je wziąłem, to oddam.

Tak się skończyła pierwsza w tym przedmiocie interpelacya. Za kilka dni wystąpił Krug z drugą.

– Co za cztery ruble w łeb wam zajechały? – spytał już gniewniej Czapla.

– Te, które z moja kieszeń do wasza wyjechali.

Inne książki tego autora