1 Część I Rozdział pierwszy Rozdział drugi Rozdział trzeci Rozdział czwarty Rozdział piąty Rozdział szósty Rozdział siódmy Rozdział ósmy Rozdział dziewiąty Rozdział dziesiąty Rozdział jedenasty Rozdział dwunasty Rozdział trzynasty Rozdział czternasty Rozdział piętnasty Rozdział szesnasty Rozdział siedemnasty Rozdział osiemnasty Rozdział dziewiętnasty
2 Część II Rozdział dwudziesty Rozdział dwudziesty pierwszy Rozdział dwudziesty drugi Rozdział dwudziesty trzeci Rozdział dwudziesty czwarty Rozdział dwudziesty piąty Rozdział dwudziesty szósty Rozdział dwudziesty siódmy
3 Część III Rozdział dwudziesty ósmy Rozdział dwudziesty dziewiąty Rozdział trzydziesty Rozdział trzydziesty pierwszy Rozdział trzydziesty drugi Rozdział trzydziesty trzeci Rozdział trzydziesty czwarty Rozdział trzydziesty piąty Rozdział trzydziesty szósty Rozdział trzydziesty siódmy Rozdział trzydziesty ósmy Rozdział trzydziesty dziewiąty Rozdział czterdziesty Rozdział czterdziesty pierwszy Rozdział czterdziesty drugi
Tytuł oryginału: THE BUTTERFLY BOX
Wydawca: Urszula Ruzik-Kulińska Redaktor prowadzący: Beata Kołodziejska Redakcja: Agnieszka Wolska Korekta: Joanna Łazowska, Jolanta Spodar, Marzenna Kłos
Copyright © Santa Montefiore, 2002
Copyright © for the Polish translation by Anna Dobrzańska-Gadowska, 2021
ISBN 978-83-8031-999-8
Warszawa 2021
Wydawnictwo Świat Książki
02-103 Warszawa, ul. Hankiewicza 2
Księgarnia internetowa: swiatksiazki.pl
Dystrybucja:
Dressler Dublin Sp. z o.o.
05-850 Ożarów Mazowiecki ul. Poznańska 91
e-mail: dystrybucja@dressler.com.pl
tel. +48 22 733 50 31/32
www.dressler.com.pl
Wersję elektroniczną przygotowano w systemie Zecer
Moim rodzicom
Pragnę podziękować Narodowemu Komitetowi Gibrana za udzielenie mi pozwolenia na przytoczenie cytatu z Proroka Kahlila Gibrana.
Gibran National Committee
PO Box 116-5487 Bejrut
Liban
Fax (961-1)396916
Z całego serca dziękuję mojej kuzynce, Anderly Hardy, za rady i pomoc we wszystkich kwestiach dotyczących Chile, Susan Fletcher, wydawcy, oraz Jo Frank, agentce literackiej za mądre i serdeczne wsparcie.
Miłość daje jedynie siebie i bierze wyłącznie z siebie samej. Miłość nie bierze w posiadanie i nie daje się posiąść; Bo miłość jest wystarczająca sama w sobie.
Kahlil Gibran, Prorok
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20
Viña del Mar, Chile, lato 1982 roku
Federica otworzyła oczy i ujrzała odmieniony świat. Było gorąco, ale nie duszno, ponieważ morska bryza niosła chłodny powiew znad fal zimnego Pacyfiku. Pokój Federiki powoli budził się do życia w bladym porannym świetle, które wlewało się do środka przez szparę między zasłonami, rzucając jasne, łagodne pasma na podłogę i ściany, pożerając resztki nocy i wydobywając z półmroku równiutki szereg pogrążonych we śnie lalek. Z końca ulicy dobiegało nieustające szczekanie psa señory Baraca, który z trudem wydobywał głos z gardła, ponieważ zupełnie ochrypł, ale szczekał dalej, jak zwykle. Pewnego dnia całkiem straci głos, pomyślała Federica. Nie byłoby to takie złe – sąsiedzi mogliby się wreszcie spokojnie wyspać. Kiedyś w drodze do szkoły Federica próbowała dać nieszczęsnemu stworzeniu ciasteczko, lecz matka powiedziała, że na pewno pies jest chory i zarobaczony.
– Najlepiej w ogóle go nie dotykaj – poradziła, ciągnąc sześcioletnią córkę za rękę. – Nie wiadomo, gdzie łaził.
Sęk w tym, że pies señory Baraca nigdy nigdzie nie łaził… Federica odetchnęła słodkim zapachem drzew pomarańczowych, napływającym do pokoju. Miała wrażenie, że prawie czuje smak owoców, ciężko zwisających z gałązek niczym gwiazdkowe prezenty. Jednym wierzgnięciem zrzuciła z siebie przykrycie i uklękła na brzegu łóżka, wyglądając na świat całkiem inny niż ten, nad którym poprzedniego wieczoru zapadały ciemności. Widok wschodzącego słońca przeszył jej chudziutkie ciało cudownym dreszczem i przywołał szeroki uśmiech na bladą buzię. Dzisiaj ojciec wraca do domu po wielomiesięcznej podróży…
Ramon Campione był prawdziwym olbrzymem. I nie chodzi tu tylko o budowę ciała, chociaż przy wzroście ponad metr osiemdziesiąt był wysoki jak na Chilijczyka i jak na Włocha, bo właśnie z Włoch wywodziła się jego rodzina, lecz o gigantyczną wyobraźnię, która przypominała galaktykę, bo nie miała granic i była pełna niespodzianek. Ramon wciąż odbywał wędrówki do najbardziej odległych zakątków świata, gdzie czerpał inspiracje ze wszystkiego co inne i piękne. Podróżował, pisał i znowu podróżował. Rodzina prawie go nie znała, gdyż Ramon nigdy nie przebywał z bliskimi wystarczająco długo, by zdołali odkryć, jaki człowiek kryje się za wspaniałymi tekstami i cudownymi, magicznymi fotografiami jego autorstwa. W oczach córki Ramon był potężniejszy od Boga. Federica powiedziała kiedyś ojcu Amadeo, że Jezus to po prostu nikt w porównaniu z jej tatą, który potrafi robić znacznie więcej, niż tylko zamieniać wodę w wino.
– Tatuś umie latać – oświadczyła z dumą.
Matka Federiki rzuciła księdzu przepraszający uśmiech, przewróciła oczami i wyjaśniła cicho, że Ramon niedawno wypróbowywał w Szwajcarii nowy rodzaj sprzętu, coś w rodzaju lotni z nartami. Ojciec Amadeo ze zrozumieniem pokiwał głową, lecz jednocześnie mocno się zaniepokoił. Martwił się, że biedne dziecko będzie cierpiało, jeśli pewnego dnia Ramon spadnie ze wzniesionego przez Federicę piedestału, bo przecież było to nieuniknione. Federica powinna obdarzyć takim zaufaniem Boga, nie człowieka, pomyślał z pobożnym westchnieniem.
Federica chętnie by już wstała, ale było jeszcze wcześnie. Niebo wyglądało jak blada, wielka i świetlista laguna, ciszę świtu zakłócał jedynie świergot ptaków i natrętne szczekanie psa señory Baraca. Ze swojego pokoju widziała ocean, który rozmywał się w szarej mgle na horyzoncie, zupełnie jakby niebo pochłaniało morze. Matka często zabierała ich na plażę Caleta Abarca, ponieważ nie mieli własnego basenu, lecz zwykle woda była zbyt zimna, aby się w niej kąpać. Czasami jeździli do małej nadmorskiej wioski Cachagua, odległej o godzinę jazdy samochodem, do dziadków, którzy mieli tam śliczny letni dom, otoczony wysokimi palmami i akacjami. Federica uwielbiała morze. Ojciec powiedział kiedyś, że jej miłość do morza jest zupełnie naturalna, bo urodziła się pod znakiem Raka. Federice nie bardzo spodobało się to wyjaśnienie, nie lubiła bowiem raków, krabów i innych podobnych stworzeń.
Dopiero po dłuższym czasie usłyszała kroki na schodach, a później wysoki głos swojego młodszego brata Enrique, zwanego Halem na cześć księcia Henryka z Williama Szekspira. Naturalnie przydomek był pomysłem Ramona – jego żona, matka Federiki i Hala, była Angielką, lecz nie interesowała się ani literaturą, ani historią. Helena interesowała się głównie sobą.
– Już się ubrałaś, kochanie? – zdziwiła się, gdy Federica przebiegła przez korytarz i wpadła do pokoju Hala, z którego Helena właśnie usiłowała ściągnąć piżamę.
– Tata dzisiaj wraca! – zawołała Federica, podskakując z podniecenia.
– Tak, wraca – odparła Helena i wzięła głęboki oddech, aby ukryć żal, jaki czuła do wiecznie nieobecnego męża. – Stój spokojnie, Hal. Nie mogę włożyć ci bucików, kiedy tak wierzgasz!
– Przyjedzie przed lunchem? – zapytała Federica.
Szybko rozsunęła zasłony, pozwalając, by ciepłe słońce zalało ciemny pokój porannym blaskiem.
– Powinien zjawić się przed południem – odpowiedziała cierpliwie Helena. – Samolot ląduje o dziesiątej – dodała, przeczesując czarne włosy Hala miękką szczotką.
Chłopiec buntowniczo potrząsnął głową, zapiszczał, zeskoczył z łóżka i wybiegł na korytarz.
– Włożyłam najlepszą sukienkę, specjalnie dla niego – oznajmiła Federica, lekkim krokiem schodząc za matką po schodach.
– Właśnie widzę.
– Pomogę Lidii przygotować lunch. Robimy ulubione danie tatusia, wiesz, mamo?
– To znaczy?
– Pastel de choclo, a na deser pyszne ciasto, merengon de lúcuma. – Federica strząsnęła z ramion długie jasne włosy, które ciężką falą opadły na jej wąskie plecy.
Dziewczynka nosiła opaskę nad czołem i ta fryzura, przy jej dość niskim wzroście i drobnej budowie, sprawiała, że nie wyglądała na sześć lat.
– Tata wraca dziś do domu – obwieściła Federica Halowi, pomagając matce nakryć do stołu.
– I przywiezie mi jakiś prezent? – Hal miał dopiero cztery lata i pamiętał ojca głównie jako dostawcę licznych podarunków.
– Oczywiście, skarbie. – Helena postawiła przed synkiem filiżankę zimnego mleka. – Tatuś zawsze przywozi ci prezenty, prawda? Zresztą niedługo będzie Gwiazdka i dostaniesz całe mnóstwo nowych zabawek.
Federica czujnie prowadziła rączkę Hala, który zanurzył łyżeczkę w puszce z rozpuszczalną czekoladą i przeniósł cały ładunek do swojej filiżanki, a potem wilgotną ściereczką starła z obrusa drobiny ciemnobrązowego pyłu.
– Fede, rogaliki są ją gotowe – powiedziała Helena, zapalając papierosa. – Czuję, że zaczynają się przypalać.
Niespokojnie zerknęła na wiszący na ścianie zegar i przygryzła dolną wargę. Wiedziała, że powinna pojechać z dziećmi na lotnisko, bo przecież tak zrobiłaby każda dobra matka, nie była jednak w stanie stawić czoła temu wyzwaniu. Nie wytrzymałaby długiej jazdy z lotniska w Santiago na wybrzeże i konieczności prowadzenia lekkiej rozmowy, jakby wszystko było w najlepszym porządku. Nie, znacznie lepiej będzie zaczekać na Ramona w domu, dużym domu, w którym było dość miejsca, aby nie musieli ciągle na siebie patrzeć. Co za idiotyczna sytuacja, pomyślała z goryczą. Oboje już dawno zagubili się w ogromnych przestrzeniach, którymi starali się oddzielić od siebie. Zagubili się w odległych krajach, wśród fikcyjnych postaci, które dla Ramona były znacznie ważniejsze niż prawdziwi, potrzebujący jego obecności i bliskości ludzie… W każdym razie tak jej się wydawało. A przecież starała się, naprawdę się starała… Teraz była pusta w środku i zmęczona świadomością, że mąż stale ją zaniedbuje.
Federica posmarowała rogalik masłem i pociągnęła łyk zimnej czekolady. Rozmawiała z bratem wysokim, podnieconym głosem, który drażnił nerwy matki. Helena stała przy oknie, dmuchając dymem w szybę. Kiedyś byli w sobie zakochani, ale cóż, nawet nienawiść jest wyrazem miłości, chociaż ma zupełnie inne oblicze… Już dawno przestała nienawidzić męża i może byłby to wystarczający powód, aby z nim zostać, lecz teraz czuła obojętność i była tym przerażona. Na obojętności nic nie wyrośnie, nic. Obojętność jest bezpłodna i martwa jak twarz księżyca.
Helena zamieszkała w Chile i usiłowała zapuścić tam korzenie, ponieważ podobnie jak później Federica, uwierzyła, że Ramon jest Bogiem. Nie ulegało wątpliwości, że był najbardziej fascynującym i przystojnym mężczyzną, jaki kiedykolwiek pojawił się w Polperro. Potem przysłał Helenie egzemplarz „National Geographic” ze swoim artykułem oraz zdjęciami starych jaskiń przemytników i rozsypujących się zamków, które mu pokazała. Pozornie były to zwyczajne fotografie, a jednak przenikało je światło jakby spoza tego świata. W zdjęciach Ramona kryło się coś tajemniczego i mistycznego, coś, czego nie potrafiła nazwać. Każde napisane przez niego słowo trwało w jej pamięci długo po zakończeniu lektury. Teraz wiedziała, że ta magia była miłością, miłością, która nie opuszczała ich przez pierwsze sześć lat, przemieniając nawet najbardziej przyziemne zajęcia, na przykład napełnianie baku samochodu benzyną, w czarodziejskie przeżycia. Kiedy się kochali, działo się to w innym wymiarze, i mocno wierzyła, że tylko Ramon posiada moc tworzenia wokół nich odmiennej rzeczywistości. Dopiero gdy magia znikła, pojęła, że połączenie zostało po prostu zerwane, jak linia pod napięciem, które wytwarzali oboje, nie tylko jedno z nich. Połącznie przestało istnieć, ponieważ jedna strona poczuła rozczarowanie, i już nigdy nie udało się go nawiązać. Ten szczególny rodzaj magii płonie wysokim, potężnym płomieniem, lecz szybko gaśnie. Początkowo wszędzie podróżowali razem. Odwiedzali najdalsze zakątki Chin, pustynie Egiptu i jeziora Szwecji. Kiedy Helena zaszła w ciążę z Federicą, wrócili do Chile. Magia nadal im towarzyszyła, a ona była zachwycona białymi piaskami plaż i rustykalną prostotą. Teraz magii już nie było i Helena czuła się pusta w środku, wypalona, ponieważ przepełniająca ją kiedyś miłość powoli odeszła. Ona także powinna odejść, nie chciała dłużej tu mieszkać, zresztą po co… Tęskniła za wilgotnymi, zielonymi wzgórzami swojego dzieciństwa i wczesnej młodości. Drżącą dłonią zapaliła następnego papierosa i znowu nerwowo spojrzała na zegar.
Federica sprzątnęła po śniadaniu, podśpiewując i tańcząc po kuchni. Hal bawił się pociągiem w swoim pokoju, Helena nadal tkwiła przy oknie.
– Mamo! – krzyknął Hal. – Pociąg mi się zepsuł! Nie chce jeździć!
Helena wsunęła do kieszeni paczkę papierosów i wyszła, zostawiając uporządkowanie kuchni Federice. Dziewczynka starannie wytarła stół, zmyła talerze, filiżanki i naczynia, włożyła fartuszek i postanowiła zaczekać na Lidię.
Kiedy Lidia otworzyła furtkę, od razu zobaczyła przyciśniętą do szyby drobną twarzyczkę Federiki, rozświetloną szerokim uśmiechem.
– Hola, señorita! – zawołała zdyszana, wchodząc do holu. – Wcześnie dziś wstałaś.
– Sprzątnęłam już nawet po śniadaniu – odpowiedziała Federica po hiszpańsku.
Helena doskonale znała ten język, ale w domu wszyscy, nawet Ramon, zawsze rozmawiali po angielsku.
– Dobre z ciebie dziecko… – wysapała Lidia, wchodząc do kuchni. – Ach, prawdziwy aniołek… Wszystko przygotowałaś!
Lidia potoczyła ciemnymi oczami po kuchni i uśmiechnęła się na widok starannie ustawionych na blacie misek, miseczek i łyżek.
– Chciałam, żeby na przyjazd taty wszystko wypadło wspaniale – wyznała Federica, której policzki płonęły z ekscytacji.
Z trudem zachowywała cierpliwość i usiłowała pilnować się, aby nie podskakiwać, tylko normalnie chodzić. Było to trudne, bo kiedy podskakiwała, uczucie łaskotania w brzuchu znikało, chociaż oczywiście tylko na moment. Lidia przebrała się w różowy kombinezon i umyła spuchnięte brązowe ręce. Potem zaproponowała, by Federica zrobiła to samo.
– Zanim zabierzesz się do gotowania, trzeba zawsze umyć ręce – rzekła. – Nie wiadomo przecież, czego wcześniej dotykałaś, prawda?
– To tak jak z psem señory Baraca! – Federica zachichotała.
– Pobrecito, biedactwo – westchnęła Lidia, przechylając głowę i uśmiechając się współczująco. – To zwierzę cały boży dzień jest uwiązane w małym ogródku, więc nic dziwnego, że szczeka od świtu do zmierzchu.
– Señora Baraca w ogóle go nie wyprowadza? – zdziwiła się dziewczynka, opłukując dłonie pod kranem.
– Czasami go wyprowadza, ale jest już stara. A my, starzy ludzie, nie mamy zbyt wiele energii…
– Wcale nie jesteś stara, Lidio!
– Nie jest stara, tylko tłusta – powiedziała po angielsku Helena, która właśnie weszła do kuchni z lokomotywą Hala w ręku. – Lidia miałaby dużo więcej energii i siły, gdyby tyle nie jadła. Przez cały dzień dźwiga wszędzie to ciężkie ciało, wyobrażasz sobie? Nic dziwnego, że sapie i co chwilę dostaje zadyszki.
– Buenos días, señora – przywitała Helenę Lidia, która nie rozumiała ani słowa po angielsku.
– Dzień dobry, Lidio – odparła Helena po hiszpańsku. – Potrzebny mi nóż, żeby naprawić ten przeklęty pociąg.
Nie zdobyła się nawet na najmniejszy uśmiech. Była zbyt niespokojna i zdenerwowana, aby myśleć o kimkolwiek poza sobą.
– Proszę się nie martwić, don Ramon wkrótce będzie w domu i naprawi zabawkę – zauważyła pogodnie Lidia. – To zajęcie dla mężczyzny.
– Serdeczne dzięki, Lidio, to bardzo pomocna uwaga, doprawdy – zezłościła się Helena. – Podaj mi nóż, Fede.
Federica spełniła polecenie i w milczeniu patrzyła, jak matka wychodzi z kuchni.
– Och, w domu jest znacznie przyjemniej, kiedy przyjeżdża twój tata! – oświadczyła Lidia, chwytając dziewczynkę w objęcia. – Założę się, że w nocy w ogóle nie mogłaś zasnąć!
– Nie mogłam, to prawda – przytaknęła Federica i spojrzała na zegar. – Niedługo tu będzie…
Lidia zauważyła, że małe ręce dziecka dygocą. Federica kroiła masło, w skupieniu marszcząc brwi.
– Uważaj, żeby się nie skaleczyć – łagodnie powiedziała Lidia. – Nie chcesz chyba, żeby tatuś po powrocie zastał córeczkę z siedmioma palcami, co?
Lidia roześmiała się głośno, sapnęła i zakasłała.
Helena, która zwykle świetnie radziła sobie z naprawianiem różnych przedmiotów, zepsuła lokomotywę do końca. Hal zalał się łzami. Matka przytuliła go i zdołała pocieszyć, obiecując, że kupi mu nową lokomotywę, większą i ładniejszą.
– Ta i tak była już stara i zniszczona – powiedziała. – Po co komu taka lokomotywa? Pociąg wygląda bez niej dużo lepiej.
Nagle przyszło jej do głowy, że ona też chciałaby być pociągiem bez lokomotywy. Zapaliła następnego papierosa. Przez szeroko otwarte drzwi do ogrodu płynęło powietrze pachnące morzem, pomarańczami i ozonem. Jest za gorąco, żeby siedzieć w domu, pomyślała z irytacją, powinniśmy pojechać na plażę. Otarła spocone czoło i spojrzała na zegarek. Gardło miała ściśnięte ze zdenerwowania. Samolot Ramona właśnie wylądował.
Federica i Lidia kręciły się po kuchni jak dwie pszczoły nad kwiatem pachnącym nektarem. Federica uwielbiała uczestniczyć we wszelkich domowych zajęciach i z ogromnym entuzjazmem spełniała polecenia Lidii. Czuła się dorosła, bo Lidia właśnie tak ją traktowała. Gawędziły o nękających Lidię bólach kręgosłupa oraz kolce, a także o kurzajkach, które pojawiły się na stopach jej męża.
– Boję się opierać nogi tam, gdzie on – powiedziała Lidia. – Dlatego ciągle noszę skarpetki, nie zdejmuję ich nawet pod prysznicem.
– Ja też bym tak robiła – przytaknęła Federica, nie do końca pewna, co to są kurzajki.
– Jesteś rozsądna tak jak ja. – Lidia uśmiechnęła się do chudego dziecka, jej zdaniem zdecydowanie za poważnego jak na sześć, no, prawie siedem lat.
Uważała, że winę za zbytnią dojrzałość Federiki ponosi Helena. Matka po prostu zasypała małą obowiązkami. W rezultacie Federica potrafiła zająć się domem, i to całkiem nieźle, zupełnie bez pomocy.
Kiedy Helena znowu zajrzała do kuchni, aromat pastel de choclo uświadomił jej, że jest potwornie głodna. Federica wycierała właśnie naczynia, a Lidia kończyła zmywać. Helenie udało się chwycić miseczkę z resztkami kremu, zanim pulchne dłonie kucharki zanurzyły ją w pienistej wodzie. Nabrała na palec odrobinę śmietany, spróbowała i łakomie oblizała wargi.
– Pyszne, kochanie – powiedziała ze szczerym podziwem. Uśmiechnęła się do córeczki i pogłaskała jej lśniące, jasne włosy. – Świetna z ciebie kucharka, naprawdę.
Federica odpowiedziała uśmiechem. Doskonale znała zmienną naturę matki. Helena w jednej chwili była zirytowana i rozdrażniona, a zaraz potem łagodna i miła. Stanowiła całkowite przeciwieństwo Ramona, który zawsze był pogodny i beztroski. Pochwała matki jak zwykle bardzo ucieszyła dziewczynkę. Wyprostowała się dumnie i o mało nie pękła z radości.
– Jest nie tylko świetną kucharką, ale i doskonałą gosposią, señora – odezwała się ciepło Lidia. Duże czarne znamię na jej podbródku zadygotało pod wpływem szerokiego uśmiechu. – Posprzątała po śniadaniu, całkiem sama – dorzuciła lekko karcącym tonem, ponieważ nie podobało jej się, że señora Helena zrzuca wszystko na barki dziecka.
– Wiem. – Helena pokiwała głową. – Nie mam pojęcia, co bym bez niej zrobiła…
Słowa były jak najbardziej na miejscu, lecz w głosie Heleny brzmiała obojętność. Strząsnęła popiół z papierosa do popielniczki i opuściła kuchnię. Poszła na górę. Czuła się zmęczona, serce ciążyło jej tak bardzo, że nawet wygodne schody wydawały się zbyt trudne do pokonania. Szła chłodnym białym korytarzem, lekko stawiając stopy na drewnianych deskach. W doniczkach stojących na pięknych podstawkach kwitły jasne storczyki. Niektóre kwiaty należałoby oberwać i wyrzucić, ale Helenie nie chciało się tym zająć. W sypialni zasłony z białego lnu falowały na wietrze, jakby same próbowały rozsunąć się na boki i wpuścić słońce do wnętrza. Helena szarpnęła nimi z rozdrażnieniem i spojrzała na morze. Rozciągało się przed nią, świetliste i drżące, zapraszało, żeby popłynęła gdzieś daleko, jak najdalej stąd. Horyzont obiecywał wolność i nowe życie.
– Pomóc ci sprzątnąć pokój, mamo? – zapytała cicho Federica. Helena odwróciła się i spojrzała w małą, poważną buzię córki. – Chciałabyś zrobić tu porządek na przyjazd taty, tak? – Podniosła popielniczkę i zgasiła w niej papierosa.
– No, tak… – odparła Federica nieśmiało. – Przyniosłam trochę kwiatów i…
Serce Heleny boleśnie ścisnęło się ze współczucia. Rozumiała, że córeczka kocha ojca mimo jego długich, powtarzających się wyjazdów. Federica kochała Ramona, chociaż mogła go nienawidzić. Obdarzyła go bezwarunkową miłością. Im częściej wyjeżdżał, tym radośniej go witała, biegnąc prosto w jego ramiona jak wdzięczna kochanka. Helena miała ochotę powiedzieć Federice prawdę i zniszczyć jej iluzje, pragnęła tego z czystej złośliwości, ponieważ w głębi serca żałowała, że nie podziela wyobrażeń córeczki. Zawsze uważała, że świat dzieci jest cudowanie prosty i zazdrościła Federice jej uczucia.
– W porządku, Fede – rzekła z napięciem. – Sprzątnij, tacie na pewno bardzo spodobają się te kwiaty. Nie będę ci przeszkadzać…
Weszła do łazienki i zamknęła za sobą drzwi. Federica usłyszała, jak matka włącza prysznic i strumień wody uderza o metalowe ścianki wanny. Westchnęła cicho. Posłała łóżko, wkładając pod poduszkę i narzutę świeżą lawendę, dokładnie tak, jak nauczyła ją babcia, i postawiła wazonik z kwiatkami na stoliku nocnym po stronie ojca. Potem poskładała rzeczy matki i zaniosła je do starej dębowej szafy, wcześniej jednak pieczołowicie ułożyła na półkach niedbale porozrzucane części ubrania, aż w końcu wnętrze przywodziło na myśl dobrze zorganizowany sklep. Otworzyła na oścież okna, żeby zapachy ogrodu i morza wygoniły z pokoju brudny papierosowy dym. Wreszcie usiadła przy toaletce i sięgnęła po fotografię ojca, który uśmiechał się do niej trochę łobuzersko zza szkła ozdobnej srebrnej ramki. Ramon był bardzo przystojny – miał błyszczące czarne włosy, oliwkową skórę, lśniące orzechowe oczy o szczerym, inteligentnym spojrzeniu i duże usta, zdradzające poczucie humoru i naturalny urok. Federica przesunęła kciukiem po szkle i uchwyciła w nim odbicie zamyślonej buzi. W obrazie swojej twarzy widziała tylko matkę, jej bardzo jasne włosy, jasnoniebieskie oczy, jasnoróżowe wargi, jasną skórę… Bardzo żałowała, że nie odziedziczyła ciemnej, włoskiej urody ojca… Szkoda, że wziął ją po nim tylko Hal, który na pewno będzie równie przystojny. Wszystkie dziewczynki w jej klasie były ciemne, tak jak Hal. Kiedy matka zabierała ją do Valparaiso, ludzie gapili się na nią z zaciekawieniem, a señora Escobar, właścicielka baru kanapkowego za rogiem, nazywała ją La Angelita (Aniołek) i za żadne skarby świata nie chciała uwierzyć, że ludzka istota może mieć tak jasne włosy. Najlepsza przyjaciółka Heleny, Lola Miguenes, postanowiła utlenić swoje czarne jak noc włosy, ale w połowie eksperymentu zabrakło jej odwagi i teraz chodziła z lokami koloru rdzawej dachówki, co zdaniem Federiki wyglądało wyjątkowo paskudnie. Helena nie dbała o swój wygląd tak jak Chilijki, które zawsze miały staranny manikiur, błyszczący lakier na długich paznokciach, perfekcyjnie nałożoną szminkę i eleganckie stroje. Helena krzątała się po domu z włosami byle jak upiętymi na czubku głowy i z papierosem zwisającym z kącika ust. Federica uważała, że matka umie być śliczna, kiedy się postara. Sądząc po starych fotografiach, kiedyś musiała być bardzo piękna, lecz ostatnio zupełnie się zaniedbała. Federica nie traciła jednak nadziei, że matka zmobilizuje się teraz ze względu na powrót ojca.
Helena wyszła z łazienki, spowita obłokiem pary. Jej twarz była zaróżowiona, oczy lśniły. Federica wyciągnęła się na narzucie z białego adamaszku i patrzyła, jak matka przygotowuje się na powrót męża. Helena czuła zapach lawendy i dojrzałych pomarańczy, i postanowiła, że na razie nie zapali następnego papierosa, żeby nie zepsuć wypracowanego przez Federicę efektu. Miała wyrzuty sumienia. Federica była tak podniecona jak koń w bramce startowej tuż przed wyścigiem, gdy tymczasem ona oczekiwała przyjazdu Ramona z niepokojem, niechęcią i skrywaną świadomością, że jest tylko kwestią czasu, kiedy zmobilizuje się i odejdzie od niego. Nakładając makijaż, obserwowała w lustrze Federicę, która wcale nie podejrzewała, że na parę chwil stała się obiektem zainteresowania matki. Dziewczynka wpatrywała się w okno, jakby sądziła, że ojciec przybędzie statkiem, nie samochodem. Miała dziecinny, miękki profil, lecz wyraz twarzy dorosłej kobiety. Pełne napięcia oczekiwanie, co podkreślała pionowa zmarszczka między brwiami i drżące wargi, świadczyło o świadomości całkowicie nieprzystającej do jej wieku. Federica uwielbiała ojca, kochała go miłością wiernego psa, natomiast Hal kochał matkę, która w głębi duszy uważała, że dużo bardziej zasługuje na to uczucie.
Kiedy Helena była już gotowa, delikatnie umalowana i ubrana w obcisłe białe spodnie i bawełnianą koszulkę, z jeszcze wilgotnymi włosami splecionymi w wężowy warkocz, usiadła na łóżku obok córki i pogłaskała jej policzek.
– Ślicznie wyglądasz, kochanie – powiedziała i z czułością pocałowała niewinne czoło dziecka. – Po prostu prześlicznie, możesz mi wierzyć.
– Niedługo tu będzie, prawda? – zapytała cicho Federica.
– Tak, lada chwila – odparła, maskując drżenie głosu ze skutecznością nabytą w wyniku wieloletniej praktyki.
Podniosła się i szybko zbiegła po schodach. Nie mogła zapalić w sypialni, bo Federica włożyła w jej uporządkowanie zbyt wiele wysiłku i miłości, ale musiała się zaciągnąć, i to już, natychmiast. W chwili, gdy podeszwy jej espadryli dotknęły kafli posadzki w holu, drzwi wejściowe otworzyły się i stanął w nich Ramon podobny do wielkiego czarnego wilka. Helena gwałtownie wciągnęła powietrze i poczuła, jak jej żołądek kurczy się boleśnie. Patrzyli na siebie, w milczeniu oceniając chłodną obcość, która nieuchronnie narastała między nimi, gdy tylko znaleźli się w jednym pomieszczeniu.
– Fede, tatuś przyjechał! – zawołała Helena.
Jej twarz nie zmieniła wyrazu, lecz głos wibrował skrywanymi emocjami. Ramon oderwał ciemnobrązowe oczy od kamiennych rysów żony i rozejrzał się w poszukiwaniu córki. Federica zbiegała po schodach, przeskakując po dwa stopnie i piszcząc z radości. Przemknęła obok matki i skoczyła prosto w objęcia ojca, obejmując cienkimi ramionkami zarośniętą szyję, przywierając policzkiem do obojczyka i wdychając ciężki, korzenny zapach, który wyróżniał go spośród wszystkich innych ludzi.
Ramon pocałował ciepły policzek córki i podniósł ją wysoko, śmiejąc się tak głośno, że poczuła wibracje, przebiegające przez jej ciało.
– Ach, więc tęskniłaś za mną! – wykrzyknął, okręcając ją dookoła siebie.
Federica otoczyła go nogami w pasie, aby nie spaść na ziemię.
– Tak, tatusiu! – Roześmiała się.
Ogarnęła ją fala wielkiego szczęścia i radości, chciało jej się śmiać i płakać jednocześnie. Właśnie wtedy do holu wbiegł Hal, spojrzał na ojca i wybuchnął płaczem. Helena podbiegła do synka, w gruncie rzeczy bardzo zadowolona z jego pojawienia się, które nieco rozładowało nieprzyjemną dla niej atmosferę, wzięła go na ręce i pocałowała w mokry policzek.
Wygodne formaty do pobrania