Za darmo

Marcin Studzieński

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

X



Podumał trochę Stefan Kotwica,

Spojrzał na wójta i resztę gości,

«Nie, panie bracie!… nie chcę szlachcica,

Nam nie potrzeba waszéj zacności;

My się na zięcia takiego piszem,

Co go zrodziła matka mieszczanka,

Co byłby w handlu mym towarzyszem,

Co by po towar jeździł do Gdańska,

Co by miał grosza swego dostatek,

Nie patrząc na to, co mu zostawię,

A na ratuszu u sądu kratek

Obok mnie zasiadł na rajców ławie.

A waszmość szlachcic – herbu Gryf pono;

Cóż mi z waszego Gryfa czy Smoka?

Masz chudą szkapkę, szablę stępioną:

Ot i dostojność wasza wysoka!

Pójdziesz na wojnę lub siądziesz w mieście

Na teściowego kawałku chleba;

Jeszcze by bracia rzekła nareszcie,

Że mi szlacheckich związków potrzeba!

A toż mi na co? – nie, panie bracie!

Nie waż mi więcéj wdzięczyć się do niej.

Lepszy cechowy przy swym warsztacie

Niż lichy szlachcic, co wiatry goni».

«Dobrze powiedział… czyta jak z księgi» —

Krzyknęli goście już podchmieleni,

«Wiwat Kotwica! mieszczanin tęgi,

Co tak dostojność mieszczańską ceni!»

Podano gościom miodu antały

I rozpoczęto huczne wiwaty;

Żalem i wstydem przejęty cały,

Rycerz Studzieński wyszedł z komnaty.

Zarzucił rysią delię na szyję,

Hełmem płonące czoło osłania

I na spłakaną w kącie Maryję

Rzucił boleśny wzrok pożegnania.



Część druga. Obmurowanie Wilna

I



Stara stolica Giedyminowa,

Wilno, pieszczota pięknéj natury

Pomiędzy gaje, pomiędzy góry

To kwiat, co w dzikiem zielsku się chowa…

Gdy się na strome wdzierasz urwisko

Albo brniesz piaskiem, drogą pochyłą,

Nigdy byś nie zgadł, że Wilno blisko,

Gdyby twe serce silniéj nie biło.

Gdy przed twojemi mignie oczyma

Szczyt pierwszéj wieży, pierwszego krzyża,

Czujesz dreszcz święty, ów dreszcz pielgrzyma,

Co się ku miejscu świętemu zbliża;

Korne kolano samo się zgina,

Serce uderza tętnem żałoby:

Bo tu Litwina Mekka, Medyna,

Tu jej proroków kolebki, groby!

Tu przed wiekami Litwini starzy

Palili bogom ofiarne znicze,

Tu Przenajświętszéj Panny oblicze

U bramy miejskiej stoi na straży,

Tu Jagiellończyk, lilija dziewic,

Syn uświęcony litewskiej matki,

Patron-przyczyńca, książę, królewic,

Złożył w świątyni ziemskie ostatki;

Tu się męczeństwa pamiątka budzi,

Trzy krzyże wieńczą górę pochyłą.

Bo gdzież jest naród, gdzie miasto ludzi,

Co by proroków swych nie zabiło?

Niejednokrotnie nad miastem starém

Pan różdżkę pomsty wyciągnąć raczy:

Trapi je głodem, morem, pożarem,

Trapi przez krwawy najazd krzyżaczy.

To znów miłościw ku dzieciom swoim

Daje po klęskach wytchnąć szczęśliwie;

Ludzi nawiedza zdrowiem, spokojem,

A urodzaje pleni na niwie,

Baszty ukrzepia, mury rozszerza,

Duchem mądrości nawiedza starsze,

Wlewa odwagę w piersi rycerza,

I zbawcze myśli w serce monarsze.



II



Tak wśród rozlicznych losów przemiany

Wilno przetrwało drugie stulecie;

Giedymin pierwsze zasnował ściany,

Olgierd gród ojca kochał jak dziecię,

Pod Jagiellonem w potęgę wzrasta,

Bo czuwa nad niem łaska książęcia,

Pogańskie czoło starego miasta

Już Chrystusowym krzyżem uświęca.

I z wież kościelnych zagrały dzwony,

Kiedy pogaństwa pierzchła pomroka,

A Pan zastępów żegna z wysoka

Litwę i Wilno, i Jagiellony.

A choć krzyżackie czasem znamiona

Zawiały tutaj w bojowym szyku,

Polski i Litwy dłoń zespolona

Odparła Niemca aż do Bałtyku.

Zaprzestał ufać w zdrad swoich dzieło,

Że nas wyplemi

13

13



wyplemić

 – wyniszczyć całe plemię.



, że kraj nam wydrze,

Gdy pod Grunwaldem Witold z Jagiełłą,

Rogatą głowę strzaskali hydrze.

Tymczasem wzrastał, wzrastał gród stary

W sławę u ludzi, w łaskę u Boga,

Z Niemiec od Rusi drużyna mnoga

Szła tu osiadać, kupczyć towary,

Sprawiać rzemiosła dłońmi biegłemi,

Odmierzać łokciem, ważyć na szali,

I żyć pod prawem litewskiéj ziemi,

Co jej kniaziowie dobrzy nadali.



III



Co ojciec począł, to syn dokona,

Uzacnia Wilno nad insze grody,

Książę Kazimierz, syn Jagiellona,

Dał przywileje nowe, swobody.

A kiedy ludzie zewsząd się garną,

Kiedy ład w mieście rodzi się nowy,

Książę napisał ustawę karną,

Aby bezpieczne były ich głowy.

Dzieło ojcowskie umocnił jeszcze

Kniaź Aleksander prawy nowemi

14

14



prawy nowemi

 – dziś: prawami nowymi.



,

Tylko postrachy jakieś złowieszcze

Krążyć poczęły w litewskiéj ziemi:

Że się odgraża kniaź Michał Gliński

Na Illiniczów cóś

15

15



cóś

 – dziś: coś.



 w sercu knowa

16

16



knowa

 – dziś: knuje.



,

Że ma ich bronić pan Zabrzeziński

I buchnie w kraju wojna domowa.

A z drugiéj strony, tam od Podola,

Tam z tatarszczyzny strach wieje wszędzie,

Rycerz w zbroicy dostoi pola,

Ale z bezbronném miastém co będzie?

Póki mieszkańców było w niém mało

Za mur starczyły piersi waleczne,

Dziś już ceglane mury konieczne,

Baszty i bramy mieć już przystało.

By nieprzyjaciel nie wszedł tak łatwo,

Opasać murem konieczność zmusza:

Świątynie pańskie, ściany ratusza,

Kapłanów, starców, niewiasty z dziatwą,

To co najświętsze dla duszy człeka,

Gdzie z jego piersi modlitwa płynie,

Gdzie go otacza prawa opieka,

Gdzie ma wytchnienie przy swej rodzinie,

Może wróg przypaść niespodziewany,

Spali, zbezcześci i pozarzyna;

Więc rada w radę pany, mieszczany

17

17



pany, mieszczany

 – dziś: panowie, mieszczanie.



,

Opasać murem gród Giedymina.

I z pięciu krańców, z pięciu stron świata,

Gdzie pięć dróg wielkich w mieście się schodzi,

Niech z baszty sterczy groźna armata

By wstrzymać wylew wrogów powodzi.



IV



U nas wiadomo z ojców przykładu

Że gdzie potrzebny środek ochrończy,

Tam gadu gadu, a nie masz ładu,

Do dnia sądnego rzecz się nie skończy,

Aż myśl ognista jak promień słońca

Ku celom bożym powoła rzesze,

Aż dłoń potężna, wzruszeniem drżąca,

Z zimnego głazu iskrę wykrzesze:

Aż gorejące natchnieniem słowo

Wybuchnie ogniem, zapłoni twarze,

Wstrząśnie zmartwiałą deskę piersiową

I sercu czynem zakipieć każe.

Wtedy na Litwie żyć już nie szkoda,

Nowych w jej dziatwie dojrzysz przymiotów,

I ład się znajdzie, i święta zgoda,

I duch do ofiar gorących gotów;

Litwin zapomni uraz uprzejmie,

Pójdzie choć w ogień w najlepszéj chęci,

Kęs chleba sobie od ust odejmie

I krwi ostatnią kroplę poświęci.



V



Taką ognistość w myśli i słowie,

Taki we wzroku zapał zwycięski,

Taką potęgę, co k'czynom

18

18



k'czynom

 (daw.) – ku czynom, do czynów.



 zowie,

Miał Wojciech Tabor, biskup wileński.

On, jako niegdyś Stanisław święty,

Królom i panom nadstawiał czoła;

Jak Oleśnicki równie był zdjęty

Miłością kraju i czcią kościoła.

Wedle pasterzy dobrych zwyczaju,

Po Chrystowemu do serca garnie

I wierne owce swojej owczarnie,

I wszystek naród swojego kraju.

On za ich sprawę stawił się śmiało,

Jak mu kapłańskie każe sumienie,

Chociażby za to spotkać go miało

Prześladowanie lub umęczenie.

On Aleksandra Jagiełły głowę

Uwieńczył książąt litewskich mitrą,

On wzmocnił z Polską przymierze nowe,

Przeniknął wrogów zasadzkę chytrą;

Za jego wpływem, polska korona

Na Aleksandra błysnęła czele,

A jednak później nieprzyjaciele

Wyzuli starca z pańskiego łona.

Król się nań gniewem srogim obrusza,

Zamyka przed nim wejście senatu,

Że chrześcijańska Wojciecha dusza

Za lud się wstawia do majestatu.

Że ze swojego wręcz stanowiska

Śmiał mu przypomnieć kraju ustawy,

Śmiał głośno wołać, że lud uciska

Gliński – powiernik króla nieprawy.

Lecz się kapłańskie nie zlękło serce,

Wojciech przed sejmem stanął raz drugi,

I śmiało palcem wskazał na zdzierce,

Słabego pana zdradliwe sługi.

Stawi jak pasterz groźne oblicze,

Jako poddany przed tronem klęka,

Ażeby tylko królewska ręka

Z szpon Glińskiego wydarła bicze.

Nic nie pomogła szlachetna praca,

Uwiedli króla chytrzy zbrodniarze,

Król od Wojciecha oczy odwraca

I sprzed oblicza odejść mu każe.

I gdyby wkrótce nie śmierci prawa,

Co Bóg na króla przedwcześnie zsyła,

Może drugiego krew'

19

19



krew'

 – apostrofem po spółgłoskach w, b w wygłosie (np. gołąb') długo znaczono „miejsce po zaniku” prasłowiańskiej półsamogłoski, jeru miękkiego; spółg�