Stefanowe z prawéj ręki,
A co z lewéj – to Marcina,
A zaś młynek i zatoka
Służą obu jednostajnie. —
Równe schedy jak dwa oka,
Nawet pręta8 nikt nie stracił,
Mierzę słusznie, nieprzedajnie,
Bo mię żaden nie zapłacił,
Nie skaptował, nie przyodział, —
Ot i sprawa, i rozprawa!
Pytam trzykroć wedle prawa:
Czyli zgoda na mój podział?»
Stefan krzyknął: «Nie masz zgody!
Bo mi krzywda w oczy kole, —
U mnie piasek – a tu pole,
Że choć zaraz siéj ogrody!
Mórg9 pod lasem… tak daleko…
Co ja zrobię z tym kawałkiem?
Wezmę raczéj mórg nad rzeką,
I zatoka do mnie całkiem!…»
– «O!! zatoka za głęboka! —
Krzyknął Marcin – Panie bracie!
Wcześnie siatkę zapuszczacie,
Nie dam ryby ani oka!
Mórg mój, Mości Dobrodzieje,
Co nad rzeczką, tam pod drogą.
Nie pytając u nikogo
Sam zaorzę i zasieję.
Bo pomiarem…»
– «Co mi pomiar?
Kto się krzywdzić mię ośmieli,
W klindze mojej karabeli,
Słusznej kary znajdzie domiar». —
– «Panie woźny!…»
– «Woźny płazem!
A mierniczy – w łeb żelazem!
Nié ma pana dla Stefana —
Zaraz wszystkich stąd wypłoszę!» —
– «Morg nad rzeką i toń rybna,
Moje!…»
– «Moje, rzecz niechybna!…»
– «Ja zasieję.»
– «A ja skoszę!» —
– «No bratuniu to za śmiało!
A czy znasz ty moją rękę?»
– «A czy znasz ty świszczypało
Moją szablę damascenkę?»
– «Za mną szlachta!»
– «Bij kto sprzyja!!…»
Szlachta w dwie się strony ściska,
Walka w zabój… aż krew tryska…
Pan komornik wiechą zwija,
Woźny pozwem broni duszę,
Papier, wiecha, w zawierusze
Popękały się od kija. —
Aż skrwawiona, zapocona,
Porąbana, zadyszana,