Za darmo

Pierścień i róża

Tekst
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

Wierzcie mi, że Padella mocno stracił na fantazji w więzieniu i jak o łaskę największą prosił, by dopuszczono do niego jego ukochanego pierworodnego syna, najdroższego Bulbę. Poczciwy książę, współczując niedoli ojca, nie czynił mu wyrzutów z powodu uporu i zaciętości, z jaką go Padella niedawno chciał wydać na śmierć, byle nasycić pragnienie zemsty nad niewinną Różyczką; odwiedził go nawet i rozmawiał z nim przez zakratowany otwór w drzwiach więzienia. Wejście do wnętrza było surowo wzbronione. Zacny Bulbo przyniósł nawet w papierku parę kanapek, obłożonych kawiorem i marynatą z łososia, ze wspaniałego bankietu, którym Jego Królewska Mość święcił odniesione nad wrogiem zwycięstwo.

– Nie mogę, papo, zabawić dziś dłużej przy tobie – rzekł, podając Padelli przyniesione kanapki – bo zaraz rozpoczynam kadryla, do którego raczyła mnie zaprosić Jej Królewska Mość. Bywaj zdrów, papo, słyszę, że muzykanci grac zaczynają.

I okrągły Bulbo, odziany w strój balowy, pobiegł szybko ku sali balowej, a Padella jadł jedną kanapkę po drugiej, obficie skrapiając je łzami.

Rozpoczęły się teraz zabawy, bale, iluminacje, którymi Lulejka chciał uczcić swoją narzeczoną Różyczkę.

We wszystkich wsiach, przez które przeciągano zmierzając do Paflagonii, nakazano chłopom iluminować chałupy w nocy, a w dzień rzucać kwiaty pod kopyta rumaków królewskich. Mieszkańcy Krymtatarii musieli, i zapewniam was, że czynili to chętnie, suto ugaszczać zwycięzców paflagońskich winem i jadłem; żołd wypłacano żołnierzom z olbrzymich łupów zdobytych na Padelli, w którego obozie znaleziono nieprzeliczone skarby. Gdy już żołnierze krymtatarscy oddali Paflagończykom wszystko, co mieli cenniejszego, pozwolono im łaskawie zawrzeć sojusz ze zwycięzcami i obie armie, połączone pod berłem Lulejki, wolnym marszem podążyły ku Blombodyndze.

Sztandary obu narodów powiewały obok siebie w najlepszej zgodzie. Kapitan Zerwiłebski został mianowany księciem i feldmarszałkiem. Porucznicy Bałaguła i Paliwoda otrzymali stopnie generalskie wraz z tytułem hrabiowskim. Wiele mężnych piersi ozdobiły rączki królowej Krymtatarii Orderem Brylantowej Dyni i paflagońskim Orderem Złotego Ogórka. Amazonka27 Różyczki przepasana była wstęgą paflagońskiego Orderu Ogórka. Lulejka zaś nie ukazywał się nigdy publicznie bez Orderu Brylantowej Dyni pierwszej klasy. Na widok królewskiej pary lud wznosił entuzjastyczne okrzyki. Naturalnie głoszono wszędzie, że Lulejka i Różyczka są najpiękniejszą parą narzeczonych, jaką kiedykolwiek widziano. I byli naprawdę bardzo piękni oboje, a uroku dodawała im radość i szczęście tryskające z ich młodzieńczych twarzy. Narzeczeni nie rozłączali się od rana do wieczora. Siedzieli obok siebie przy śniadaniu, obiedzie i wieczerzy, razem wyjeżdżali na konne wycieczki i już to zabawiali się rozmową, już to przykładem swoim zachęcali wszystkich do najweselszych zabaw i pląsów.

Późnym wieczorem rozchodzili się. Różyczkę odprowadzały do komnat niewieścich te same dawne damy dworu, które opuściły ją, gdy była dzieckiem, a teraz, po pogromie Padelli, skupiły się znowu wokół niej; Lulejce towarzyszyli do kawalerskiego apartamentu jego adiutanci i paziowie.

Ślub młodej pary miał się odbyć zaraz po przybyciu do stolicy Paflagonii. Lulejka już wysłał nawet feldmarszałka Zerwiłebskiego z listem do arcybiskupa Blombodyngi, w którym prosił Jego Eminencję, by przygotował wszystko do mającej się odbyć uroczystości. Zerwiłebski wyjechał o parę dni wcześniej i osobiście dopilnował, by pałac królewski przemalowano i przystrojono na przyjęcie młodej pani. Przy tej sposobności zmusił uwięzionego eks-ministra Mrukiozę do zwrócenia skarbcowi królewskiemu dwustu siedemnastu tysięcy milionów dziewięciuset siedemdziesięciu ośmiukroć stu tysięcy czterystu dwudziestu dziewięciu dukatów, trzynastu złotych i sześćdziesięciu sześciu groszy, które, jak wiemy, Mrukiozo skradł niegdyś z sypialni nieboszczyka króla Seriozy. Uwięził także zdetronizowanego króla Walorozę, a gdy były monarcha czynił z tego powodu byłemu swemu kapitanowi gorzkie wyrzuty, feldmarszałek i książę Zerwiłebski odparł:

– Żołnierz musi się ściśle trzymać rozkazu. Najjaśniejszy Pan polecił mi odwieźć Waszą Wysokość do więzienia, w którym przebywa były król Krymtatarii Padella I. – Tak się też stało.

Obie Królewskie Moście oddano na rok do zakładu poprawczego, a później do najsurowszego zakonu Braci Biczowników, gdzie do końca życia pozostali, poddawani codziennym postom i częstej chłoście, którą sobie wzajemnie z pokorą, ale i z energią należytą wymierzali; pokutowali choć w części za dawniejsze winy i zbrodnie, popełniane jawnie i skrycie.

Hultaj Mrukiozo został skazany na dożywotnie galery i ku wielkiemu swemu zmartwieniu do końca dni swoich nie miał już sposobności do kradzieży.

Rozdział osiemnasty. Stara Gburia-Furia panną młodą

Wiadomo wam, że Różyczka i Lulejka zawdzięczali bardzo wiele Czarnej Wróżce, która w znacznej mierze dopomogła im do odnalezienia się i odzyskania zagrabionych dziedzictw. Będąc chrzestną matką Różyczki, czuwała nad nią i nadal, a zastępując jej prawdziwą matkę towarzyszyła jej do stolicy, gdzie miał się odbyć ślub małej królewny z Lulejką. Młoda para jechała we wspaniałym orszaku na najpiękniejszych rumakach, ustrojonych w najpiękniejsze czapraki. Tuż obok kłusowała Czarna Wróżka na karym kucyku (domyślacie się, że kucykiem tym była jej czarnoksięska laseczka). Zacna ta osoba roztaczała w dalszym ciągu opiekę nad swymi chrześniakami i w rozmowie z nimi nie szczędziła im zbawiennych rad i uwag. Ale powiem wam na ucho, że Lulejce nie bardzo w smak były te uwagi, bo w gruncie rzeczy pewien był, że tylko własnemu męstwu i genialnemu kierowaniu wojskiem zawdzięcza odzyskanie korony i pokonanie Padelli. Kto wie nawet, czy nie dał odczuć swej protektorce i opiekunce, że niewiele sobie robi z jej rad i przestróg. Czarna Wróżka kilka razy z naciskiem przypominała Lulejce, żeby rządził sprawiedliwie, żeby nie gnębił poddanych podatkami i żeby nigdy nie łamał raz danego przyrzeczenia, słowem, by był godzien tytułu rozumnego i sprawiedliwego króla.

– Ależ, droga Wróżko – wykrzyknęła Różyczka – jakże możesz wątpić o tym, że Lulejka będzie najlepszym w świecie królem! Czyż Lulejka mógłby kiedykolwiek słowo swoje złamać? Czyż Lulejka nie jest rycerzem bez skazy? Nie, nie, ty przecież tylko żartujesz! – I Różyczka spojrzała na narzeczonego wzrokiem pełnym uwielbienia, w którym czytało się wyraźnie, że Różyczka uważa Lulejkę za uosobienie wszelkich doskonałości.

– Czegóż ta Czarna Wróżka chce dziś właściwie ode mnie? – mruknął Lulejka, mocno podrażniony jej uwagami. – Czyż myśli, że bez jej przestróg nie potrafię dotrzymać raz danego słowa? Czy sądzi, że nie potrafię stać na straży swego honoru? Ta kobieta zaczyna sobie za dużo pozwalać!

– Ciszej, ciszej, najdroższy – szepnęła królewna. – Czarna Wróżka mówi to tylko z życzliwości dla ciebie. Wiesz przecież, jak nas kocha i ile zrobiła dla nas.

Zapewne Czarna Wróżka nie dosłyszała mrukliwej uwagi Lulejki, bo właśnie pozostała nieco w tyle i jechała stępa na swym karym kucyku obok poczciwego Bulby, który jechał na niedużym, dobrze spasionym osiołku. Cała armia lubiła go za jego dobre serce, humor i serdeczność, z jaką zwracał się do wszystkich. Biedny Bulbo usychał z tęsknoty za Angeliką i nie mógł doczekać się chwili ujrzenia jej. Śnił o niej po nocach i pewien był, że na całym świecie nie ma piękniejszej i lepszej nad nią istoty. Naturalnie Czarna Wróżka nie odbierała mu tej złudy, choć wiedziała dobrze, że to właśnie zaczarowana róża czyni Angelikę tak piękną w jego oczach; przeciwnie nawet, chętnie mówiła z nim o jego żonie i opowiadała mu, jak korzystnie wpłynęły na zmianę przykrego charakteru księżniczki wszystkie nieszczęścia, jakie spadły na nią w ostatnich czasach. Pragnąc osłodzić Bulbie długą rozłąkę z żoną, zacna wróżka raz po raz dosiadała laseczki, w jednej minucie robiła sto mil, w następnej była już z powrotem i przynosiła stęsknionemu Bulbie pozdrowienie od Angeliki, czym sprawiała biednemu grubasowi niewymowną radość.

Zgadujcie teraz, kto oczekiwał nadciągającego orszaku, na ostatnim popasie przed Blombodyngą, w pięknej książęcej karecie? Oto Angelika, która dojrzawszy z daleka Bulbę, jak ptak frunęła ku niemu i rzuciła się w jego ramiona, okrywając go tysiącznymi pocałunkami. W przelocie zdążyła jednak dygnąć przed królewską parą, jak tego wymagał ceremoniał dworski. Dzięki działaniu zaczarowanego pierścienia Bulbo wydawał się jej wprost czarujący, a że i ona przypięła do kapelusika czarodziejską różę Czarnej Wróżki, więc nie dziw, że wydawała się Bulbie prześliczna. Po prostu oboje byli sobą zachwyceni.

Sute śniadanie czekało już na królewską parę i jej dwór. W śniadaniu tym wzięli udział: Wielki Kanclerz, feldmarszałek Zerwiłebski, hrabina Gburia-Furia i wiele jeszcze innych panów i pań. Czarna Wróżka siedziała po lewej stronie króla, naprzeciw Bulby i Angeliki.

Wszystkie dzwony biły radośnie z wież kościelnych, zewsząd dochodziły wiwaty wznoszone na cześć króla i królowej. Raz po raz rozlegały się wystrzały z armat i moździerzy. Cały naród cieszył się i radował.

– Popatrz, Różyczko, co za karykaturę zrobiła z siebie ta stara Gburia-Furia – szepnął Lulejka. – Nie, naprawdę, ona jest arcykomiczna! Czyś ty ją zaprosiła na druhnę, moja droga? – żartował.

Gburia-Furia siedziała na wprost Lulejki, między arcybiskupem a Wielkim Kanclerzem. Trudno sobie wyobrazić, jak śmiesznie wyglądała w głęboko wyciętej białej atłasowej sukni, okryta długą, lekką jak mgła zasłoną, spływającą jak ślubny welon z jej głowy zdobnej w misternie nastroszoną fryzurę, na której czubku upięła wianuszek róż. Żółtą, pomarszczoną jej szyję otaczały liczne bezcenne diamenty. Gburia-Furia nie przestawała rzucać spoza wachlarza tak kokieteryjnych spojrzeń ku Lulejce, że młody monarcha z trudem powstrzymywał się od śmiechu.

 

– Jedenasta! – zawołał, usłyszawszy jedenaście potężnych uderzeń zegara wieżowego w Blombodyndze. – Panie i panowie, jedziemy dalej! Ojcze Biskupie, Wasza Eminencja raczy łaskawie oczekiwać nas za godzinę w katedrze.

– Za godzinę… w katedrze! – westchnęła Gburia-Furia omdlewającym głosem i przycisnąwszy jedną ręką serce, drugą wstydliwie zakryła zwiędłą i szpetną twarz wachlarzem.

– Za godzinę będę najszczęśliwszym z ludzi – ciągnął Lulejka, patrząc tkliwie na zarumienioną Różyczkę.

– O panie mój! Och, majestacie mój królewski! – wykrzyknęła Gburia-Furia. – Więc naprawdę zbliża się ta cudowna chwila…

– Bogu dzięki, zbliża się – odpowiedział król.

– …ten błogosławiony, upragniony i przez długie lata z tęsknotą oczekiwany moment – mówiła dalej Gburia-Furia – który uczyni mnie najdroższą małżonką twoją, Lulejko! Ach! Ach! Podajcie mi flakonik, słabo mi od zbytku radości i szczęścia!

– Co? Waćpani chcesz zostać moją żoną? – krzyknął Lulejka.

– Jak to, waćpani chcesz poślubić mojego narzeczonego? – zawołała biedna Różyczka.

– Oszalała baba! – wzruszył ramionami Lulejka, zwracając się do zebranych gości. Na twarzach ich malowały się najróżniejsze uczucia: rozbawienia, niedowierzania, zaskoczenia, a nade wszystko zdumienia…

– Ciekawam bardzo, kto ma większe ode mnie prawo do króla? – zaskrzeczała groźnie Gburia Furia. – Mości Kanclerzu Koronny! Wielebna Eminencjo! Oto widzicie przed sobą ufne, kochające, niewinne niewieście serce, które zwiedzione podstępnymi obietnicami, na wieki oddało się królowi. Czyż wasze wielmożności mogłyby dopuścić, by serce owo zostało zdradzone i porzucone? Oto jest dowód, że król Lulejka zobowiązał się poślubić oddaną mu Kunegundę-Gryzeldę dwojga imiona Gburię-Furię, dowód podpisany przez króla własnoręcznie! Zobaczymy, czy sprawiedliwość istnieje jeszcze w Paflagonii i czy Jego Królewska Mość ma kroplę uczciwości w żyłach! Bierzcie i czytajcie, dostojni panowie, i orzeknijcie, czy nie mam prawa wołać, że król należy do mnie i tylko do mnie, do Gburii-Furii!

Tu ochmistrzyni szybkim ruchem podsunęła Jego Eminencji tę samą ćwiartkę pergaminu, którą Lulejka podpisał w dzień przybycia Bulby na dwór króla Walorozy, sądząc, iż podpisuje listę na jakąś kwestę dobroczynną. Przypominacie sobie zapewne, że Gburia-Furia miała w kieszeni czarodziejską obrączkę, wyrzuconą przez Angelikę, a Lulejka wypił wówczas, niestety, trochę za dużo szampańskiego wina.

Stary arcybiskup ujął końcami palców podany mu papier i nałożywszy złote okulary na czcigodny swój nos, odczytał głośno: „My, z Bożej łaski jedyny syn i następca nieboszczyka króla Seriozo, władcy państwa paflagońskiego, ślubujemy niniejszym i ręczymy słowem rycerskim pojąć za żonę najmilszą sercu Naszemu, czcigodną, słodką i cnotliwą Kunegundę-Gryzeldę, dwojga imion hrabinę Gburię-Furię, wdowę po nieboszczyku Antonim Gburiano.”

– Hm! – chrząknął arcybiskup – zawszeć to dokument jest dokumentem…

– Bah! – zaprotestował żywo Wielki Kanclerz Koronny – pismo niniejsze nie jest pismem Najjaśniejszego Pana. – (Trzeba wam wiedzieć, że Lulejka poczynił ogromne postępy w kaligrafii na uniwersytecie studentopolitańskim i daleko ładniej pisał teraz aniżeli przed rokiem.)

– Czy to twoje pismo, Lulejko? – odezwała się niespodziewanie Czarna Wróżka i surowy wzrok swój utkwiła w obliczu młodego króla.

– M… m… moje – wyjąkał Lulejka. – Ale nie mogę sobie przypomnieć, żebym kiedykolwiek coś podobnego podpisał na serio. To chyba żart jakiś niewczesny albo podstęp okrutny. Mów, poczwaro, czego żądasz w zamian za ten świstek papieru? Prędzej, sole trzeźwiące! Jej Królewska Mość mdleje!

– Utopić wiedźmę przeklętą!

– Spalić czarownicę!

– Zadławić tę gadzinę!

wykrzyknęli jednogłośnie zapalczywy Paliwoda, wierny Bałaguła i popędliwy marszałek Zerwiłebski.

Ale Gburia-Furia uwiesiła się na szyi arcybiskupa. – Sprawiedliwości! – darła się tak przenikliwie, że głos jej zagłuszał wszystkich. Damy dworu wyniosły zemdloną Różyczkę i odeszły do bocznej komnaty. Trudno wypowiedzieć, jak bolesnym spojrzeniem pożegnał Lulejka swoje ukochanie, swój promyk słoneczny, który teraz zniknął mu z oczu, i jak wzdrygnął się, usłyszawszy tuż nad uchem skrzek Gburii-Furii domagającej się „sprawiedliwości”.

– Czy nie zrzekłabyś się, waćpani, tego dokumentu za sumę, którą Mrukiozo skradł memu ojcu? Jest tam około dwustu milionów i coś niecoś drobnymi – powiedział Lulejka.

– Ciebie mieć pragnę i pieniądze twoje! – odparła Gburia-Furia.

– Dodam waćpani jeszcze wszystkie klejnoty królewskie! – wołał Lulejka.

– Ustroję się w nie, by świecić jak gwiazda przy boku mego królewskiego małżonka – odpowiedziała Gburia-Furia.

– Oddam waćpani połowę, trzy czwarte, pięć szóstych i dziewiętnaście dwudziestych mego królestwa! – krzyczał Lulejka w najwyższym podnieceniu.

– Och, czymże mi Europa cała bez ciebie, oblubieńcze mój królewski! – pisnęła stara wiedźma i rzuciwszy się na klęczki przed młodym królem, przywarła zwiędłymi ustami do jego ręki.

– Nigdy, przenigdy nie ożenię się z waćpanią! Raczej wyrzeknę się korony królewskiej! – wołał Lulejka, wydzierając dłoń swoją z kościstych palców ochmistrzyni. Ale Gburia-Furia uwiesiła się na niej całym ciężarem.

– Będziemy żyli jak dwa gołąbki – gruchała czule. – Mam własne środki utrzymania, a zresztą z tobą będzie dobrze twojej Gburci nawet w chatce pustelnika.

Lulejka zdawał się tracić zmysły z bezsilnej wściekłości. – Wróżko, Czarna Wróżko, ratuj mnie! – jęknął, wyciągając błagalnie dłonie ku matce chrzestnej. – Ja nie chcę! Ja nie mogę poślubić tej poczwary!

– Czyż myśli, że bez jej przestróg nie potrafię dotrzymać raz danego słowa? Czy sądzi, ze nie potrafię stać na straży swego honoru? – odpowiedziała Czarna Wróżka, mierząc Lulejkę zimnym, przenikliwym wzrokiem.

Lulejka zadrżał, usłyszawszy własne słowa pełne pychy i zarozumiałości. Czuł, że zgubiony jest bez ratunku, skoro wierna jego przyjaciółka i opiekunka odpycha go od siebie. Nie mogąc znieść wyrazu pogardy bijącego z oczu Czarnej Wróżki, Lulejka przymknął powieki i bez sił oparł się o ścianę.

– Dosyć! – przemówił wreszcie tak okropnym głosem, że wszyscy obecni się wzdrygnęli. – Eminencjo, Wróżka ta wyniosła mnie na szczyt najwyższego szczęścia, by potem zepchnąć mnie w otchłań rozpaczy. Ale nigdy nikt nie będzie mógł powiedzieć, że król Lulejka nie umie dotrzymać danego słowa! Proszę, Eminencjo, śpiesz do katedry! Powstań, hrabino, niech cię do ołtarza powiodę! Żegnaj mi na wieki, Różyczko moja umiłowana! Lulejka twój spełni powinność swoją, a potem zginie!

– Panie mój – pisnęła Gburia-Furia, podskakując z uciechy jak podlotek – wiedziałam, że serce twe mnie nie zawiedzie, czułam, że mój wybrany jest człowiekiem honoru, godnym pani swego serca, Kunegundy-Gryzeldy Gburii-Furii. Prędko, wsiadajcie do karoc, dostojne panie i dostojni panowie! Co koń wyskoczy jedźmy do kościoła. Nie mów o śmierci, Lulejko mój, za parę dni zapomnisz o tej zalotnej pokojówce i żyć będziesz dla żonki swojej, dla swojej Gburci-Furci. Kundusia twoja chce być żonką twoją ukochaną, a nie wdową po tobie, drogi mój panie i ukochany!

Bezczelna baba uwiesiła się u ramienia nieszczęsnego Lulejki i podrygując w swojej białej atłasowej sukni, wskoczyła do tej samej karety, która stała w pogotowiu, by Lulejkę i Różyczkę zawieźć do kościoła. W tej chwili zagrzmiały wystrzały z armat i moździerzy, z wieżyc zagrano triumfalne hejnały. Dziatwa szkolna słała kwiaty pod stopy królewskiej pary. Lulejka siedział nieruchomy jak głaz w głębi złocistej karocy. Za to Gburia-Furia wychylała się raz po raz i kłaniała na wszystkie strony, wyszczerzając w szkaradnym uśmiechu popróchniałe zęby. Wstręt po prostu brał patrzeć na to czupiradło.

Rozdział dziewiętnasty. Wszystko dobre, co się dobrze kończy

Różne koleje losu, jakie przechodziła od kolebki królewna Różyczka, wyrobiły w niej nadzwyczajny hart duszy i siłę panowania nad sobą. Dzięki cudownej esencji, którą Czarna Wróżka natarła jej skronie, królewna wkrótce otrząsnęła się z omdlenia, ale nie zaczęła szlochać ani włosów rwać na głowie, ani sukien drzeć na strzępy, jak by uczyniło na jej miejscu bardzo wiele dam; o nie – Różyczka pamiętała o tym, ze powinna zawsze świecić przykładem męstwa i zaparcia się siebie. Więc choć Lulejka droższy jej był nad życie własne, królewna postanowiła usunąć się, by mu ułatwić spełnienie danej obietnicy. Biedne dziewczę gotowało się pogrzebać własną dolę i szczęście dla ocalenia honoru ukochanego.

– Wiem, że żoną jego zostać mi nie wolno, ale i to wiem, że nigdy nie przestanę go kochać – mówiła do Czarnej Wróżki. – Pospieszę do katedry, żeby być świadkiem ślubu Lulejki z hrabiną i z całej duszy złożę im życzenia szczęścia i pomyślności. Potem wrócę do domu, rozejrzę się w skarbach i klejnotach, bo zapewne znajdzie się niejedno, czym bym mogła zrobić przyjemność przyszłej królowej Paflagonii… Pamiętam z lat dziecinnych, że krymtatarskie brylanty ślubne uchodziły za najpiękniejsze w świecie, a ja już nigdy nie włożę ich na siebie. Będę żyć i umrę dziewicą, a gdy uczuję, że koniec mego życia nadchodzi, Lulejce tron i koronę przekażę w spuściźnie. Spieszmy teraz na ślub jego, droga Wróżko, bo chciałabym go zobaczyć po raz ostatni. A potem… potem powrócę do swego państwa, w którym pozostanę już na zawsze.

Czarna Wróżka przycisnęła biedne dziewczątko do swojej piersi i ucałowała je z nieopisaną tkliwością, po czym przemieniła laseczkę swoją w czwórkę prześlicznych koni, zaprzężonych do wspaniałego powozu z siedzącym na koźle stangretem, i w dwóch lokai odzianych w piękną liberię. Do powozu tego wsiadła wraz z Różyczką, a za nimi wskoczyli zaproszeni przez Czarną Wróżkę Bulbo i Angelika.

Poczciwy Bulbo był tak wzruszony niespodziewanym nieszczęściem Różyczki, że szlochał jak dziecko, nie mogąc się w żalu utulić.

Różyczkę wzruszył serdecznie ten objaw współczucia zacnego chłopaka, mianowała go więc na poczekaniu wielkim księciem w państwie krymtatarskim i przyrzekła przywrócić mu zdobyte przez Lulejkę prowincje i prywatne dobra króla Padelli.

Czwórka Czarnej Wróżki leciała jak wicher i wkrótce przywiozła weselnych gości do Blombodyngi.

W Paflagonii istniał zwyczaj zobowiązujący nowożeńców do podpisania intercyzy ślubnej w obecności dwóch urzędników państwowych jeszcze przed zawarciem ślubu w kościele. Wielki Kanclerz, premier, burmistrz Blombodyngi i pierwsi paflagońscy panowie mieli być świadkami ślubu Lulejki.

Jak wiecie już, kapitan Zerwiłebski kazał przed kilku zaledwie dniami przemalować i odświeżyć pałac królewski. W żaden sposób nie mogła się więc w nim odbyć ceremonia ślubna i trzeba było udać się do zamku, w którym niegdyś mieszkał Walorozo z żoną swoją i małą Angeliką, zanim przywłaszczył sobie tron królewski.

Orszak weselny skierował się więc ku zamkowi. Panowie i panie wysiedli z karoc i powozów i w pozach pełnych szacunku stanęli w dwóch szeregach, tworząc przejście dla pary królewskiej.

Biedna Różyczka wysiadła również i stała bledziutka jak płatek jaśminu, jedną ręką opierając się na ramieniu Bulby, drugą o poręcz schodów. Biedactwo czekało na ukazanie się Lulejki, by ostatnim pożegnać go spojrzeniem.

Czarna Wróżka, niezbadaną jak zwykle mocą, wymknęła się przez okienko karocy i przeleciawszy ponad wszystkimi, stała już u drzwi wejściowych w chwili, gdy Lulejka, blady, jakby szedł na stracenie, zaczął wstępować na schody z uwieszoną u jego ramienia siwowłosą panną młodą, hrabiną Gburią-Furią. Lulejka spojrzał ponuro na stojącą przed nim Czarną Wróżkę; był do głębi na nią rozżalony i nie mógł jej darować, że jeszcze w tej chwili przyszła szydzić z jego niedoli.

– Precz z drogi! – zawołała Gburia-Furia, mierząc pogardliwym spojrzeniem Czarną Wróżkę. – Szczególniejsze zamiłowanie masz, waćpani, do wtykania swego nosa tam, gdzie nikt cię o to nie prosi.

– Czy trwasz w zamiarze poślubienia tego nieszczęśliwego młodzieńca? – zapytała Czarna Wróżka.

– Czy trwam? A to mi doskonałe! Pewnie, że trwam, a waćpani nic do tego! Wypraszam sobie, żebyś waćpani mówiła do królowej Paflagonii „ty”, jak do jakiej pierwszej lepszej…

– Nie chcesz przyjąć pieniędzy w zamian za zrzeczenie się praw do niego?

– Nie.

– Nie chcesz go zwolnić z przyrzeczenia, choć wiesz dobrze, że oszukałaś go, dając mu je do podpisania?

 

– Ha, bezwstydna! Hej, służba! Wyrzucić precz tę zuchwałą babę! – wrzasnęła rozwścieczona Gburia-Furia. Na jej skinienie dwóch pachołków skoczyło, by spełnić rozkaz, ale jeden ruch czarnoksięskiej laseczki odrzucił ich daleko i unieruchomił, jakby zamienili się w figury kamienne.

– Więc nie przyjmiesz żadnego odszkodowania, Gburio-Furio, i nie zwrócisz Lulejce sfałszowanego dokumentu? – wykrzyknęła z nieopisaną mocą Czarna Wróżka. – Strzeż się, bo pytam po raz ostatni!

– Nie zwrócę! – zaskrzeczała Gburia-Furia, tupiąc nogami z wściekłości. – Nie zwrócę! Nie chcę pieniędzy, tylko męża! Męża! Męża!

– Więc ja ci zwracam twojego męża! – wykrzyknęła Czarna Wróżka i postąpiwszy o krok, położyła prawą dłoń na nosie metalowej rączki od dzwonka, mówiąc:

 
Hej, Gburiano! Woła żonka,
Wstań i wracaj do przedsionka!
 

I – o dziwo! Pod dotknięciem Czarnej Wróżki mosiężny nos rączki zaczął wydłużać się i pęcznieć, szeroka gęba rozwarła się jeszcze szerzej i nagle wydała tak potężny ryk, że wszyscy wstrząsnęli się z przestrachu. Oczy łypały na prawo i lewo jak żywe, cienkimi rączkami i nóżkami wstrząsał raz po raz skurcz i w oczach obecnych zamieniły się one w grube łydki i ogromne niezgrabne łapy ludzkie. Jeszcze chwila, a rączka od dzwonka nabrzmiała aż do rozmiarów olbrzymiego sługusa, odzianego w żółtą liberię, a mającego najmniej sześć stóp wzrostu. Śruby, którymi rączka od dzwonka była przymocowana, z brzękiem padły na kamienne schody i Antoni Gburiano, odczarowany nareszcie po przeszło dwudziestu latach ciężkiej pokuty, ukazał się na progu zamku we własnej swej okazałej osobie.

– Jaśnie państwa nie ma w domu! – huknął jak przed dwudziestu laty tubalnym, gburowatym głosem. Na widok zmartwychwstałego niespodziewanie małżonka hrabina Gburia-Furia zacharczała okropnie: „A-a-ach!…”, i padła zemdlona na ziemię. Ale nikt się nie troszczył o nią, bo wszystkich ogarnął szał radości; słychać było tylko okrzyki: „Wiwat! Niech żyją!”, „Niech żyją król i królowa Różyczka!”, „Wiwat! Niech żyje Czarna Wróżka!”, „Nie, to było cudowne!”, „Jak żyję, nic podobnego nie widziałem!”, „Wiwat! Wiwat! Wiwat!”

Wszystkie dzwony bity, strzelano ze wszystkich armat i moździerzy, uciecha była, że aż ha!

Bulbo ściskał każdego, kto mu się nawinął pod rękę. Wielki Kanclerz wyrzucał w gorę perukę swoją, upudrowaną odświętnie, i wyskakiwał, jakby mu piątej klepki brakowało. Książę Zerwiłebski chwycił wpół Jego Eminencję arcybiskupa i z wielkiej radości wywijał z nim dziarskiego oberka. A Lulejka? Domyślacie się sami, co czynił: porwał w ramiona Różyczkę i pocałował ją nie jeden, dwa, pięć, dziesięć, ale może z dziesięć tysięcy razy! Wierzcie mi jednak, że nikt mu tego nie wziął za złe.

Jeszcze chwila – i pochylony w kornym ukłonie Antoni Gburiano rozwarł, jak przed dwudziestu laty, drzwi przed królewską parą, i wszyscy weszli do zamku, gdzie spisano intercyzę ślubną, a potem udali się do kościoła, gdzie odbył się uroczysty ślub króla paflagońskiego Lulejki z królewną krymtatarską Różyczką. A potem Czarna Wróżka uniosła się na czarnoksięskiej laseczce ponad obłoki i nigdy już nie ujrzano jej w Paflagonii.

27amazonka (daw.) – tu: damski strój jeździecki. [przypis edytorski]