Za darmo

Dziewice konsystorskie

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

W trakcie tych moich rozważań, jeden z czytelników przesłał mi dla zabawy numer pisemka „Odrodzenie” z r. 1906, z artykulikiem pt. Przestańcie, bo się źle bawicie. Ach, co za rzeczy tam czytamy:

…Istotnym wrogiem pokoju, zarzewiem waśni domowych i podnietą Kainowych zbrodni okazują się nie niewiara, lecz fanatyzm religijny; nie świecka nauka… przewrotowe idee współczesne, lecz średniowieczna ciemnota i zabobon, wstecznictwo starannie pielęgnowane przez Kościół katolicki w jego własnym interesie… Adoracja dla najświętszego Sakramentu i Matki Boskiej nieustającej pomocy, handel szkaplerzami i obrazkami świętymi, posty i dobrowolne umartwienia, częste komunie… Ile to cudownych obrazów i miejsc przez Matkę Boską nawiedzanych istnieje w naszym kraju…

…Naiwna, szczera, gorąca wiara ciemnego i w ciemnocie utrzymanego ludu, póty była duchowieństwu na rękę, póki lud odciągała od wieców politycznych a gromadziła w kościele; póki hamowała pragnienie dobrobytu, a zapełniała kościelne skarbony…

…Nie, nie, nie! Niechaj się księża między sobą suspendują, wyklinają, niech zanoszą do Watykanu skargi, repliki, protesty, kontrprotesty, niech apelują do papieża, gubią się w teologicznych zawiłościach i subtelnościach – lecz niech się nie ważą posługiwać ludem jako narzędziem swoich waśni”…

W tym – i jeszcze jaskrawszym – tonie paręset wierszy. A wiecie kto to pisał? Podpisano pełnym imieniem i nazwiskiem: pani Iza Moszczeńska. Izia, Iziula, Ziuta, dziś zatrudniona w lewentalowskim handelku dewocjonaliami markietanka armii świętoszków. A przecież kiedy pani Iza Moszczeńska pisała te słowa, nie była już dzieckiem… Ewolucja? – Zapewne…

Mniejsza o panią Izię. Ale są ludzie, do których mam żal, kiedy widzę, co się z nich zrobiło w tej służbie. I drugi mam jeszcze żal, to jest o obniżanie poziomu umysłowego w Polsce. W „kąciku polemicznym” tych felietonów miałem sposobność cytować to i owo, i pokazać, że, gdyby zostawić „rząd dusz” pewnym sferom, rychło doprowadziłyby nas do ciemnoty iście z czasów saskich. I kiedy się widzi to absolutne liczenie na bezkrytyczność, powiedzmy na… głupotę czytelnika; kiedy się widzi złą wiarę argumentów, zaparcie się elementarnej rzetelności i logiki, doprawdy ogarnia smutek i zniechęcenie.

Wszystko to, powtarzam, wytwarza zatrutą atmosferę. Przez swoją politykę rozwodową doprowadził Kościół do tego, że zmiana wiary jest niczym, obojętną formalnością. W kraju, gdzie wiara odgrywa rzekomo taką rolę, gdzie tyle się o niej gada, tylu ludzi wodzi nią na pasku, taki stan to rzecz groźna. Wytwarza to wrażenie jakiegoś powszechnego szalbierstwa. „Prawo nie może zmuszać obywatela do kłamstwa”, pisze w dyskusji o ustawodawstwie małżeńskim prof. Wł. L. Jaworski, gorliwy katolik. Widzimy znamienne symptomy: jeden z dostojników państwa, sam katolik, dał syna ochrzcić w kościele ewangelickim, iżby ten syn mógł przejść przez życie jako uczciwy człowiek i korzystać z pełni praw obywatelskich. I takich jest wielu, coraz więcej… Ludzie przechodzą na prawosławie, na mahometanizm! Niechby wreszcie przechodzili; ale rzecz w tym, że wszystko razem, to jest wielka szkoła fałszu dla całego społeczeństwa. I trzeba w końcu spytać: dla kogo ta cała olbrzymia komedia?

Zrozumiałe jest tedy, że walka o uzdrowienie ustawodawstwa małżeńskiego staje się wyrazem walki o ogólniejsze cele. O czystość atmosfery, o wyrugowanie fałszu z naszego młodego życia; o to, by nas nie straszyła na każdym kroku upiorna twarz Świętoszka. To jego oblicze, które wyziera z ciemnych pism klerykalnych – a nawet niektórych świeckich – jest tak nieapetyczne, że dreszcz przechodzi na myśl, że on miałby rządzić Polską.

A wreszcie, jest to walka o praworządność. Ciągłe kolizje między sądami arcybiskupimi a sądami państwowymi, walki, w których kler chce narzucić sądom państwowym swoją supremację i swoją nietykalność; codzienne ograbianie wdów i sierot na zasadzie starych bulli papieskich, to są rzeczy nie do utrzymania. Nie żyjemy dziś w czasach Bolesława Śmiałego, ale też przez prostą delikatność episkopat nie powinien by nadużywać okoliczności, że prezydent Mościcki nie nosi miecza przy boku. Szanujemy duchowieństwo; ale z chwilą kiedy ono występuje jawnie przeciw naszym ustawom, przeciw naszemu wymiarowi prawa, wówczas staje się czynnikiem przeciwpaństwowym, staje się szkodnikiem. Szanujemy kanony religii, dopóki pokrywają się z ludzką uczciwością; z chwilą gdy stają się jej zaprzeczeniem, gdy stają się źródłem demoralizacji, gdy utrwalają pojęcie nierówności ludzi wobec prawa, wobec Sakramentu, gdy stają się ustępliwym służką wobec bogaczy, nieubłaganym katem dla maluczkich, wówczas jesteśmy pewni, że ktoś źle te kanony interpretuje, że ich piastunowie i tłumacze zeszli na bezdroża.

„Musimy dbać o to, aby Kościół nie przeciwdziałał kulturze społecznej i obyczajowej, by nie cofał ludu wstecz, w epokę barbarzyństwa, by go nie gubił i nie zatracał; a jeśli tego przeprowadzić nie zdołamy, musimy celowo i świadomie zdążać do osłabiania i neutralizowania wpływów Kościoła”… To nie ja mówię: to mówi… pani Iza Moszczeńska w dalszym ciągu cytowanego artykułu. I tym cytatem kończę: czy można było skończyć efektowniej?

Warszawa, luty 1929