Za darmo

Dziwna stacja

Tekst
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

– Masz słuszność – odpowiedział po chwili, jak przez sen – takie pyszne, srebrne łoże… Masz słuszność – powtórzył przytomniej. – Bo czyżeśmy nie dosięgli już zenitu szczęścia? Niczego więcej od życia spodziewać się nie możemy.

I znów umilkli na chwilę, patrząc jak zahipnotyzowani w rozświetl morza.

Po chwili on, nie odrywając oczu od fascynującego widoku, mówił równo już, spokojnie, niemal chłodno:

– A tak niewielka już przestrzeń nas dzieli. Wystarczyłoby tylko nieznaczne, kilkumetrowe zboczenie toru na prawo, jeden rzut, jeden sprężysty skok i przepięknym łukiem paraboli pociąg zesunąłby się z relsów w topiel… Zadrżałaś, Dolores? No nie, nie! Uspokój się!

I przycisnąwszy skroń do jej skroni, szeptał słowa pociechy i ukojenia.

Leszczyc podniósł ociężałe powieki i spotkał się ze spojrzeniem jakichś ciemnych, niesamowicie w półmroku błyszczących oczu. Otrząsnął resztki senności i spojrzał uważniej. Odpowiedział mu łagodny, trochę przymglony zadumą uśmiech nieznanego mu towarzysza podróży w fantastycznym stroju mahatmów22 hinduskich.

– Amenti Riszivirada – przedstawił się myśliciel znad Gangesu – tłumacz wiedzy tajemnej i sługa wielkiego Buddhy23 z Madrasu.

I wyciągnął doń rękę spod fałdów powłóczystej, do stóp spadającej szaty wschodnich jogów24.

Znajomość była zawarta.

– Ci młodożeńcy z Kastylii – wszczął rozmowę Hindus – powiedzieli o sobie wielką prawdę. Istotnie doszli już do najwyższego dostępnego dla nich punktu gościńca życia i niczego więcej od przyszłości spodziewać się nie mogą. Bo też nic więcej z siebie w życie nie wniosą i wzwyż nie pójdą. Cali bowiem wypowiedzieli się w swej miłości. Przeto powinni zginąć i usunąć się z widowni świata jako ci, którzy już niczego nie pragną.

W tej chwili przesunęły się za oknami mgnieniem błyskawicy rzęsiście oświetlone zabudowania i obiekty jakiejś większej stacji; na sekundę wtargnął w głąb wagonu snop zielonego światła rzucony w przestrzeń przez reflektor jakiejś wieży, przepłynęła powódź świateł od dworcowych latarń. Pociąg mijał Monaco.

Mahatma uśmiechnięty wzgardliwie wskazał ręką na znikające już w mrokach nocy miasto:

– Oto wykwit europejskiej cywilizacji i postępu.

– Osąd zbyt jednostronny, mahatmo – bronił Łuszczyc. – Istnieją w Europie też rzeczy piękne i wzniosłe z ducha i dla ducha.

– Wiem – odparł lakonicznie Riszivirada – lecz przeważa cześć dla ciała i jego spraw. A według tego, co przeważa w dziele, wszak oceniamy jego charakter, nieprawdaż, przyjacielu z Lechistanu?

– No tak.

Hindus pogładził parę razy swą długą, mleczną brodę sięgającą mu niemal do pasa i mówił dalej, zająwszy miejsce naprzeciw:

– Ci tam panowie przy stole, pańscy uczeni towarzysze z Europy, są całkiem zadowoleni z Ziemi i stanu ludzkości. Słyszałem wszystko, o czymście przed chwilą mówili.

– No – nie wszyscy – poprawił go Leszczyc – nie wszyscy jesteśmy tak dumni z współczesnej nam cywilizacji.

– Wiem. Pan np. i ten młody Włoch – nie.

– Jest nas więcej.

– Być może. Źle by było, gdyby było inaczej. Rzecz dziwna, jak często nauka europejska zdaje się zbliżać ku nam, dzieciom Wielkiej Tajemnicy, a przecież jak ciągle jeszcze od nas daleką. Profesor Pemberton przewiduje trafnie możliwość bliskiej katastrofy. I my ją przewidujemy, lecz nie przedstawia nam się ona w tak rozpaczliwie ponurych barwach jak zwolennikom jego poglądu. Bo choćby zginęła Ziemia, nie zginie duch jej nieśmiertelny, który odrodzi się po wiekach i znów przyoblecze się w ciało.

– A indywidualność jej mieszkańców?

– Ta również pozostanie nietkniętą. Bo wszechświat jest wieczny i z Ducha się wywodzi, lecz widzialny jest tylko w okresach. Albowiem co pewien czas wpływa fala życia na naszą planetę, przebiega ją w przeciągu przeszło 300 milionów lat i spełniwszy zadanie, przechodzi na inną. I wtedy w czasie obiegu życiorodnej fali, który zowią manvantara25, powstają i giną rasy ludzkie, których liczba 7. A gdy Ziemia i jej mieszkańcy ukończą rozwój swój w ciągu jednego obiegu, następuje okres spoczynku i wytchnienia, tzw. noc Ziemi, pralaya26, której trwanie w czasie dorównuje manvantarze.

– Kiedy osiągnie ludzkość swój najwyższy punkt rozwoju?

– Z końcem siódmego obiegu. Wtedy Duch jej uwolni się od ponownego wcielenia i spocznie na łonie Przedwiecznego. Wedle obliczeń wtajemniczonych, obecnie jesteśmy u schyłku czwartego obiegu.

– Czyli innymi słowy, że koniec Ziemi już bliski?

– W porównaniu z wiecznością – tak. Lecz jeśli się mierzy czas długością przeciętną życia ludzkiego, jeszcze daleko do czwartej pralaya. W każdym razie mamy jeszcze przed sobą kilkanaście tysięcy lat.

Leszczyc uśmiechnął się:

– Możemy więc jeszcze odetchnąć. My w każdym razie nie doczekamy się niezwykłej chwili.

Strzepnął popiół z cygara i bystro wpatrując się w posągową twarz Hindusa, zagadnął:

– Lecz zanim nadejdzie dzień czwartego rozwiązania spoiw Ziemi, poprzedzą go znaki częściowe, nieprawdaż? Czy przyjmujesz, mahatmo, możliwość entropii w mniejszym zakresie?

– Dlaczegożby nie? Pralaya częściowa jest rzeczą dowiedzioną. Sucha gałąź ginie i odpada wcześniej od pnia niż paroście27 żywe, które jeszcze rozkwitną pęczami… Zresztą i ta pralaya może być dwojaka: albo zanikiem chwilowym choćby na okres kilkudziesięciu milionów lat, lecz z nadzieją powrotu, albo też zatratą absolutną bez możności wtórnego pojawu. Wypadek ostatni rzadki w dziejach świata, lecz możliwy; jest to sprawiedliwa kara za zleniwienie ducha, który dał się zupełnie ujarzmić ciału.

Umilkł i oparłszy rękę o parapet okna, patrzył na przesuwający się przed oczyma nocny krajobraz.

A właśnie pociąg przejeżdżał przez jakąś stację. Z poddasza peronu buchnął w szyby na sekundę zgiełk świateł i zniknął.

– Mentone – objaśnił Leszczyc – ostatnia stacja Riwiery Francuskiej; za parę minut miniemy granicę i wjedziemy na terytorium włoskie.

Popatrzył na zegarek:

– 8.45. Rzecz szczególna, zdaje mi się, żeśmy znacznie spóźnieni. O tej godzinie powinniśmy już być co najmniej w San Remo, jeśli już nie w Porto Maurizio.

– Rzeczywiście. Tempo jazdy znacznie osłabło. Zauważyłem to już od godziny, obserwując widok za oknami; szczegóły krajobrazowe przesuwają się teraz przed oczyma o wiele powolniej niż przedtem; to, co pierwej zlewało się w szarą, jednolitą ciągłość, teraz wyodrębnia się wyraźnie.

– Parbleu! – zaklął zbliżając się ku nim z zegarkiem w ręce jakiś Francuz. – Jeśli będziemy tak wlekli się w dalszym ciągu, nie ujrzymy wschodu słońca w Wenecji.

– Nie ujrzycie go – potwierdził spokojnie Riszivirada, patrząc gdzieś daleko w przestrzeń.

Francuz spojrzał nań przez monokl28 ze skupioną uwagą:

– Etes-vous prophète29?

 

A widząc, że Hindus zdaje się go nie dostrzegać, odwrócił się na pięcie i pożegnał go z uśmiechem ironii:

– Ah, du reste – je m'en fiche30.

– Mijamy granicę – odezwał się ktoś z drugiego końca wozu.

22mahatma (sanskr.) – tytuł indyjskiego mistyka, ascety a. filozofa. [przypis edytorski]
23Buddha a. Budda (sanskr.) – Oświecony. Przydomek Siddharty Gautamy, twórcy systemu religijnego zwanego buddyzmem. [przypis edytorski]
24joga (właśc. jogin) (sanskr.) – wyznawca jogi, hinduskiego systemu religijno-filozoficznego, dążącego do doskonałości duchowej m. in. prze ćwiczenia fizyczne. [przypis edytorski]
25manvantara (sanskr.) – okres obiegu rodzącej życie fali kosmicznej, w czasie którego rozwija się na Ziemi życie. [przypis edytorski]
26pralaya (sanskr.) – noc Ziemi; okres spoczynku, w którym zamiera wszelkie życie. [przypis edytorski]
27parość – gałąź wyrastająca u nasady pnia. [przypis edytorski]
28monokl – pojedyncze szkło korekcyjne. [przypis edytorski]
29Etes-vous prophète? (fr.) – Czy pan jest prorokiem? [przypis edytorski]
30Ah, du reste – je m'en fiche (fr.) – Zresztą kpię sobie z tego. [przypis edytorski]