Za darmo

W małym dworku

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

SCENA DRUGA

Kucharka odchodzi na prawo i mija się z Kuzynem, który jest nie ogolony, ma podsiniałe oczy i wygląda trupkowato.

AMELKA

Patrz, jaki on śmieszny, ten Jezio.

KUZYN

Poczekajcie. Zdaje się, że coś się zaczyna. Możliwe jest, że napiszę wierszyk.

Siada przy stole z prawej strony.

AMELKA

Może by tak Jezio kawy wypił?

KUZYN

Nalej, nalej, może wypiję. Tylko nie przeszkadzaj mi.

Wydobywa papier i ołówek z kieszeni i zaczyna pisać, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Zatrzymuje się, namyśla się, znowu pisze itp. Amelka nalewa kawy i śmieje się głośno.

ZOSIA

Daj spokój, Amelka. Nie przeszkadzaj mu. Niech sobie napisze.

Kuzyn popija kawy, zagryza jabłkiem i znowu pisze. Pauza.

AMELKA

smutnie

Jutro wracamy do klasztoru, Zosia. Taka szkoda rozstawać się z tym wszystkim!

ZOSIA

Mam jakieś takie dziwne myśli, że się z tym nigdy nie rozstaniemy; że nie pójdziemy już do klasztoru.

KUZYN

Cicho, dzieci. Zaraz skończę. Pomówimy o tym wszystkim.

Pisze gorączkowo.

SCENA TRZECIA

Z prawej strony podchodzi Nibek, pod rękę z Kozdroniem.

NIBEK

No, no, panie Kozdroń. Niech się pan raz uspokoi. Jesteśmy między swoimi. Zostawmy tę kwestię na boku. Czy ona jest, czy jej nie ma, czy żyje, czy umarła, czy to było złudzeniem wszystko – czy nie, w każdym razie niech pan się czuje między nami jak w rodzinie.

Klepie Kozdronia po plecach.

KOZDROŃ

minę ma bardzo niewyraźną

Ja, panie Nibek, wolałbym nie żyć niż zobaczyć coś podobnego. Słońce świeci, ładna pogoda, a mnie się zdaje, że wszystko jest pokryte jakimś czarnym puchem. Na dwa kroki przede mną unosi się jakaś czarna ścierka. Och! Żebym mógł nie myśleć!

NIBEK

Ależ, panie! Patrz pan: oto moje córeczki, oto kuzynek już pisze, już przy pracy od rana…

KUZYN

na wpół podnosząc się i nie przestając pisać

Ja zaraz… Nie witam się z panami! Już zaraz kończę…

NIBEK

Nie obrażamy się. Wiemy, co to jest natchnienie. Amelka, nalewaj panu kawy. Przywitajcie się z panem, dziewczęta.

Dziewczynki witają się. Amelka nalewa kawy ojcu i Kozdroniowi. Nibek i Kozdroń siadają przy stole na ławce na lewo, pod wielką lipą; Kozdroń bliżej, Nibek dalej od widowni.

KOZDROŃ

z ulgą

Ach! Zdaje mi się, że mi przechodzi. Znowu, wie pan, zaczyna się ta codzienna zwykłość. Znowu jest dobrze.

NIBEK

Ależ oczywiście. Panie – powtarzam: nawet gdyby tak było, nawet gdyby pan – rozumie pan? – tego, hm, był w stosunku do mnie nie w porządku, fakt stał się. Zabiłem ją i kwita.

KOZDROŃ

Na Boga, niech pan już nie mówi! We łbie mi się znowu mącić zaczyna. A! A! A!

NIBEK

wstając gwałtownie

A z panem to trzeba tak, jak z histeryczną babą! (krzyczy) Pić kawę w tej chwili, bo ci łeb rozwalę, ty galareto! Milczeć!!! Ani słowa więcej!!! Nie myśleć nic! (spokojniej – dziewczynki podczas tego chichocą) Musi się pan przyzwyczaić do tego, że nawet gdyby tak było, nawet – rozumie pan? – żyć pan musi normalnie. Ja pana z Kozłowic nie wypuszczę. Ja bez pana jestem jak bez ręki i bez połowy głowy: jestem półgłówkiem.

Śmieje się.

KOZDROŃ

trzęsąc się pije kawę, rozlewając wszystko na obrus i ubranie. Je bułkę, gwałtownie wtłaczając ją sobie w gardło. Mówi z bułką w zębach

Ja będę się starał, panie Nibek. (połyka z trudem) Ja będę się starał, ale przyzwyczaić się do tej myśli od razu nie mogę. (prawie z płaczem) No, nie mogę…

KUZYN

wstając

A! Moglibyście panowie zwrócić uwagę na to, że ja piszę. Od wielu miesięcy pierwszy raz. To was nic nie obchodzi.

Idzie na prawo i spotyka się z Anetą Wasiewicz, która biało ubrana, bardzo wyświeżona i ładna, idzie właśnie do stolika. Nibek po cichu zachęca Kozdronia do picia. Dziewczynki znowu oglądają książkę.

SCENA CZWARTA

Ciż plus Aneta.

ANETA

Dzień dobry.

KUZYN

Dzień dobry. Kuzynka wybaczy, zaraz skończę. Zacząłem pisać.

Leci na prawo, kładzie się na łączce i gorączkowo pisze i poprawia, fikając nogami. Aneta podchodzi do stołu.

NIBEK

O – widzi pan, jaka śliczna jest dziś Aneta! Niech pan z nią poflirtuje trochę, a potem idziemy do kancelarii

Kozdroń wita się z Anetą, która następnie zbliża się do dziewczynek i całuje je w głowy, stojąc z tyłu za nimi.

Anetko – kawy?

ANETA

Nie, wuju. Ja nie mam czasu na flirty z panem Kozdroniem, a kawę piłam w łóżku. Idziemy na lekcję. No, chodźcie, dzieci! Już umówiłam się z ojcem, że tej zimy do klasztoru nie pójdziecie. Zostaję tu i będę was uczyć wszystkiego.

NIBEK

A tak, tak. Na śmierć zapomniałem. Chciałem to wam sam powiedzieć, moje dzierlatki.

ZOSIA

Dziękujemy ci, tatusiu. Widzisz, Amelka? Ja ci to już mówiłam. Zupełnie sprawdza się jak we śnie.

AMELKA

Ach! Co za szczęście, ojczulku! (całują w rękę Nibka i biegną za Anetą) Teraz będziemy cię kochać, Aneto, tak jak mamę, a może więcej.

ANETA

przechodząc koło Kuzyna

A potem przeczytasz mi twój wierszyk, kuzynie.

KUZYN

nie wstając

Dobrze. Tylko nie wiem, czy wybrnę. Jeszcze parę zdań mi zostało.

Aneta z dziewczynkami exit.

SCENA PIĄTA

Ciż bez Anety i dziewczynek. Po chwili z dworku słychać ćwiczenia na fortepianie: „Schule der Gelaufigkeit” Czernego.

NIBEK

Czyż to nie jest wzruszające? Te moje dwa aniołki? Jakież cudowne będą z nich kobiety! Muszę pracować jak wół, aby dać im to, na co zasługują. Takich dzieci nie ma w całej okolicy. Aż po samą Warszawę nic pan podobnego nie znajdzie. To są czyste duszyczki, zamknięte w jakichś mgiełkach z eteru, panie Kozdroń. Ja czasem dziwię się, że one jedzą, piją, śpią i budzą się. Prawda, że Zosia to jest elf? A Amelka znowu przypomina mi sylfa. – No, odpowiadaj pan, panie Kozdroń.

KOZDROŃ

nerwowo nalewając sobie kawy

Śliczne dzieci. Ja sam to zawsze mówiłem.

NIBEK

A kto je urodził? Anastazja, panie Kozdroń, Anastazja. W nich powinniśmy czcić duszę, a nawet ciało naszej ukochanej zmarłej. Rozumie pan? A nie wyprawiać histeryczne ataki od lada głupstwa.

Ciągle, aż do odwołania, słychać wprawki na fortepianie.

KOZDROŃ

Znowu pan zaczyna. Ledwo trochę doszedłem do równowagi, a pan znowu swoje. Czyżby pan naprawdę mnie podejrzewał?

NIBEK

Ja nic nie podejrzewam. Ale powiedz pan sam: czyż wszystko nie jest możliwym? Może moja nieboszczka żona miała dwóch kochanków: jednego dawniej, drugiego teraz. (z nagłym niepokojem) Powiedz pan, może Zosia nie jest moją córką? Ma oczy tak niepodobne do naszych: Anastazji i moich. Ma ten sam głupi fiolet w oczach co pan. Ten sam idiotyczny uśmiech.

KOZDROŃ

wstając

Pan mnie obraża. Wypraszam sobie podobne rzeczy.

NIBEK

sadzając go gwałtem

Panie, niech pan pamięta, że bez pana jestem niczym. Los moich córek jest w pańskich rękach. (z nagłym niepokojem) A może pan ma ukryte zobowiązania? Może pan naprawdę… O, Boże! Po cóż u diabła starego siedzi pan w tych przeklętych Kozłowicach? Ma pan wolną drogę przed sobą, a siedzi pan tu jak grzyb. A może mnoży się pan tu także jak grzyb po deszczu? Panie Kozdroń, zaklinam pana…

KOZDROŃ

uroczyście

Daję panu najświętsze słowo honoru, że nie. Ale teraz wolałbym zmienić posadę.

NIBEK

padając przed nim na kolana

Błagam pana. Ja potem wszystko dla pana zrobię. Ja będę miał stosunki. Moje córki wyjdą za hrabiów, za książąt. Ja zrobię z pana cudownego człowieka, tylko mnie pan nie opuszczaj.

Na prawo ukazuje się Widmo i wolno idzie po ścieżce. Lekka chmurka zakrywa słońce. Trochę się ściemnia.

KOZDROŃ

Dobrze. Ja to zrobię przez wzgląd na pana. Ja pana czasem kocham jak ojca.

Całuje Nibka w głowę.

SCENA SZÓSTA

Ciż sami plus Widmo. Kuzyn tak jest zajęty pisaniem, że nie widzi Widma.

WIDMO

podchodząc do stołu

Cóż to za rozkosz piekielna widzieć męża i kochanka w takiej doskonałej zgodzie. Tego nigdy nie miałam za życia.

Obaj mężczyźni zrywają się i patrzą na nią.

KOZDROŃ

 

A! A! A!

Opiera się o drzewo prawą ręką.

NIBEK

krzyczy

Spokój, bo cię zastrzelę jak psa! (wydobywa rewolwer i wytrząsa nim Kozdroniowi przed nosem) Ani słowa, bo zginiesz jak mucha!

Kozdroń nadludzkim wysiłkiem opanowuje się i stoi sztywno ze skrzywioną twarzą. Kuzyn spogląda na tę scenę spode łba i szybko pisze ostatnie zdanie. Do Widma.

No, Anastazjo. Może wypijesz z nami kawy, dobrej porannej kawy z bułką z masłem i miodem? A może sera? Przepyszny gliwuś udał się dziś Urszuli.

WIDMO

Dobrze, Dyapanazy. Wypiję z wami kawy.

Siada na miejscu dziewczynek sztywno i nieruchomo.

NIBEK

A może wódki? Dawno nie piliśmy naszej świątecznej rannej wódki. Pamiętasz? To świetnie nam zrobi.

WIDMO

Pamiętam. Przynieś wódki. Tej wiśniówki, którą robiłam sama na wiosnę.

NIBEK

Doskonale.

Biegnie pędem w stronę dworku w młodzieńczych podskokach.