Za darmo

Kuma

Tekst
0
Recenzje
Oznacz jako przeczytane
Czcionka:Mniejsze АаWiększe Aa

– Proszę cię, przyjm to ode mnie. Zawezwij zaraz dobrego lekarza do wnuczki i pomódl się za męża mego!

Przez cały dzień nie mogłam przełknąć jadła. Mąż, powstawszy z popołudniowej drzemki, zapytał mnie:

– Co ci jest? Wyglądasz tak mizernie!

Byłam bliska kłamstwa. Chciałam jak dawniej odpowiedzieć:

– To nic…

Ale przeminęły już czasy wykrętów i oszustwa, przeto rzekłam otwarcie:

– Od długiego już czasu waham się. Chciałabym ci coś wyznać. Trudno to było wydobyć na wierzch samym myśleniem. Nie wiem, czy potrafię wypowiedzieć to, co mam na myśli. Ale pewna jestem, że sam wiesz dobrze, co się stało. Oto rozeszliśmy się w dwie przeciwne strony.

Roześmiał się z przymusem i odparł:

– Ha, trudno, zmiana to prawo natury!

– Wiem o tym! – rzekłam. – Są jednak rzeczy wiekuiste na tym świecie!

Spoważniał i powiedział:

– Wiele jest kobiet, które mają rzeczywiste powody troski. Jedne cierpią z powodu, że mężowie nie zarabiają, ile im potrzeba, inne znów dlatego, że mężowie przestali je kochać. Ty zaś, droga Kumo, trapisz się bez żadnego rzeczywistego powodu.

Zrozumiałam w tej chwili, że właśnie ślepota moja dała mi zdolność widzenia świata nieulegającego przemianom. Tak… Tak… Jestem inna niż wszystkie kobiety i mąż mój nie zrozumie mnie nigdy.

IV

Leniwo płynęło życie moje obok jego życia przez długi, długi czas. Potem w monotonii tej nastała przerwa. Ciotka męża przybyła do nas w odwiedziny.

Pierwsza przemowa, z jaką wystąpiła po przywitaniu, brzmiała w ten sposób:

– Jakaż to szkoda, droga Kumo, że utraciłaś wzrok! Współczuję ci serdecznie, nie rozumiem tylko, jak możesz obarczać własnym nieszczęściem swego męża! Powinnaś go skłonić, by się ożenił powtórnie.

Nastała przykra cisza. Gdyby mąż mój powiedział coś żartobliwego albo roześmiał się w twarz ciotce, wszystko byłoby dobrze. Ale on zaczął się jąkać, wahać i na koniec powiedział tonem głupkowatego:

– Tak ciocia sądzi? Nie… nie, proszę o tym nie wspominać!

Ciotka zwróciła się do mnie.

– Czyż nie mam racji, Kumo? – spytała.

Roześmiałam się w głos.

– Może byś się zwróciła z pytaniem tego rodzaju do osoby bardziej kompetentnej, droga ciociu! – odparłam. – Wszakże złodziej nie pyta o przyzwolenie tego, komu zamierza sięgnąć do kieszeni.

– Masz słuszność! – odrzekła łagodnie. – Drogi Abinaszu – ciągnęła dalej, zwracając się do męża – może byśmy pomówili w cztery oczy… Cóż ty na to?

Po kilku dniach mąż spytał ciotki, w mojej obecności, czy nie zna jakiejś dziewczyny z dobrej rodziny, która by chciała zgodzić się do naszego domu celem pomagania mi w pracy. Wiedział dobrze, że pomocy takiej nie potrzebuję.

Ja nie otworzyłam ust.

– O, znajdzie się mnóstwo dziewcząt! – odrzekła ciotka. – Mój siostrzeniec ma właśnie córkę w sam raz na wydaniu. Jest śliczna, nie możesz zapragnąć piękniejszej, a już ja ręczę, że niezawodnie zostaniesz mile powitany jako kandydat na małżonka.

Mąż roześmiał się nieszczerze, wyjąkał słów kilka i rzekł nareszcie z wahaniem:

– Ależ, cioteczko! Nie powiedziałem dotąd słowa o małżeństwie…

– Jakże możesz wymagać – odparła – by dziewczyna z dobrego domu zamieszkała u ciebie na stałe bez ślubu?

Przyznał, że jest to zupełnie słuszne zapatrywanie, i trwał potem w jakimś nerwowym milczeniu.

Zostałam sama jedna poza zamkniętymi podwojami mojej ślepoty, a gdy się oddalił, zawołałam do Boga mego:

„Ratuj go, Panie!”.

W kilka dni potem, ukończywszy modły przed ołtarzem domowym, zawróciłam do wyjścia. Nagle uczułam dotknięcie dłoni ciotki.

Uścisnęła mnie z wylaniem i powiedziała:

– Kumo! Dziewczyna, o której mówiliśmy niedawno, przybyła. Na imię jej Hemangini. Uszczęśliwiona będzie z poznania cię. Hemo, zbliż się, zapoznam cię z siostrą twoją.

W tej chwili wszedł do pokoju mąż mój, udał wielkie zdziwienie na widok dziewczyny i chciał się cofnąć.

– Abinaszu, drogi chłopcze! – zawołała ciotka. – Nie uciekajże! Cóż to znowu za maniery? Oto córka mego siostrzeńca, Hemangini, która przybyła do was w odwiedziny. Hemo, ukłoń się doktorowi!

Ciągle udawał bardzo zdumionego i wypytywał ciotkę o to, kiedy, jak i z jakiego powodu przybyła dziewczyna.

Czułam cały fałsz i pustkę owej komedii, wzięłam Hemangini za rękę i zaprowadziłam ją do mego pokoju. Przeciągnęłam lekko dłonią po jej twarzy, ramionach i włosach i przekonałam się, że ma około piętnastu lat i jest bardzo piękna.

Gdym dotykała jej twarzy, wybuchnęła nagle śmiechem i powiedziała:

– Cóż robisz, siostro? Czy mnie może hipnotyzujesz?

Słodko brzmiał jej śmiech. I zaraz pierzchło wszystko, co mnie od niej dzieliło. Otoczyłam jej szyję ramieniem i powiedziałam:

– Droga moja. Próbuję cię zobaczyć!

Znowu przesunęłam dłoń po jej policzku.

– Jak to próbujesz mnie zobaczyć? – spytała ponownie, śmiejąc się. – Czyż jestem melonem w ogrodzie, który się obraca, by się przekonać, czy dojrzały i miękki?

Widocznie nie wiedziała zupełnie, iż straciłam wzrok, powiedziałam tedy:

– Siostro, jam jest ślepa.

Zamilkła. Wydało mi się, że widzę jej wielkie piękne oczy spoglądające na mnie z politowaniem. Była zmieszana i zamyślona. Po długiej chwili rzekła:

– Tak… Teraz wiem, dlaczego twój mąż zaprosił ciotkę, by przyjechała i zamieszkała u was.

– O, nie – odpowiedziałam – mylisz się! Nie wzywał jej wcale, przybyła sama…

Hemangini wybuchła ponownie rozgłośnym śmiechem.

– Poznaję po tym kochaną cioteczkę! – zawołała. – Co za uprzejmość z jej strony, że przyjechała nieproszona wcale. Ale teraz… Bądź pewna, droga siostro, nie pozbędziesz jej się tak łatwo… O… Znam ja ją!

Urwała nagle i zmieszała się znowu.

– No, dobrze… – powiedziała. – Ale nie pojmuję, po co mnie ojciec tutaj wysłał? Może ty wiesz?

Podczas naszej rozmowy weszła do pokoju ciotka. Hemangini zwróciła się do niej i spytała:

– Kiedy zamierzasz jechać do domu, cioteczko?

Ciotka wybuchnęła jak mina:

– Cóż za pytanie? Nie widziałam równie niespokojnej jak ty istoty. Dopiero co przybyłam, a ona chciałaby jechać dalej…

– Wszystko bardzo ładnie, droga ciociu – odparła Hemangini – ale to dotyczy jeno ciebie, albowiem przybyłaś w dom krewnego. A cóż ja tutaj mam do roboty? Oświadczam wyraźnie, że nie pozostanę tu wcale długo, bo to nie ma sensu!

Ujęła w dłonie moją rękę i dodała:

– Prawda, droga siostro, że mam słuszność?

Przyciągnęłam ją do siebie bez słowa. Ciotka popadła w ogromne zakłopotanie. Czuła, że wodze wypadają jej z rąk. Nagle zaproponowała Hemangini, by się obie udały do kąpieli.

– Nie! – odparła Hemangini, obejmując mnie. – Wolę z nią pójść!

Ciotka ustąpiła z obawy oporu, w razie gdyby ją chciała zabierać przemocą.

Po drodze, niedaleko rzeki, spytała mnie Hemangini:

– Dlaczego nie masz dzieci?

Przerażona tym nieoczekiwanym pytaniem odparłam nieśmiało:

– Jakże ci powiedzieć? Bóg mi nie dał dziecka… Oto powód!

– Nie, to nie jest powodem! – rzekła szybko Hemangini. – Musisz mieć jakiś grzech na sumieniu. Spójrz na przykład na moją ciotkę. Jest również bezdzietna i rzuca się wprost w oczy, że serce jej jest złe. Ale jakież zło tkwić może w twoim sercu?

Zabolały mnie te słowa. Na pytanie o grzechu, co mą duszę obciążał, nie mogłam znaleźć odpowiedzi. Westchnęłam tylko ciężko i zawołałam spośród rozłogów mej pustki do Boga: